Kacper Kostorz

Kacper Kostorz: 40 dni leżenia w łóżku, wpadałem w panikę

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

24.11.2020 09:30

(akt. 25.11.2020 09:20)

W sobotę Kacper Kostorz zagrał w rezerwach Legii. Strzelił dwa gole, miał też asystę. Piłkarz przeszedł długą drogę do tego, by pokazać się na boisku. Przez 40 dni leżał w łóżku, miał bardzo wysoką temperaturę, nie mógł jeść, schudł, stracił odporność. - Teraz cieszę się, że mogę się ruszyć z domu, robić to co lubię i zmęczyć na boisku, a nie leżąc w łóżku - mówi w rozmowie z Legia.Net Kostorz.

Dziewięć lat temu, a więc w wieku dwunastu lat, trafiłeś do zagranicznego klubu MFK Karvina - spędziłeś tam rok. To nie jest częste, że dziecko zmienia klub na taki poza granicami kraju. Jak to się stało?

- To było blisko od domu, Karvina jest na granicy z Czechami, miałem tam 20-25 minut samochodem. Oczywiście sam nie byłbym w stanie tam docierać. Na treningi wozili mnie dziadek lub rodzice. Skaut tego klubu zauważył mnie wcześniej na turnieju halowym i bardzo mu zależało na tym, bym do nich trafił. Namawiał mamę i tatę, aż w końcu się zgodzili. Na początku pojechałem tam tylko po to, by popatrzeć jak wszystko wygląda. Bardzo mi się spodobało to, co zobaczyłem. Zdecydowałem się więc, że chętnie tam potrenuję. W sumie spędziłem tam rok. Jako młodzi chłopcy, mieliśmy dwa naturalne boiska do swojej dyspozycji. Obok był jeszcze plac ze sztuczną nawierzchnią. Warunki do rozwoju były naprawdę dobre, do tego Karvina grała w ciekawych rozgrywkach, mogłem się sprawdzić na tle fajnych drużyn i rywalizować jednak z obcokrajowcami. Poza tym nauczyłem się trochę języka sąsiadów – więc w sumie same plusy.

Potem byli juniorzy Górnika Zabrze, Piasta Cieszyn, druga drużyna Podbeskidzia Bielsko-Biała, potem pierwsza, debiut, powołania do reprezentacji Polski U-20 od trenera Jacka Magiery i zainteresowanie Legii Warszawa. Sporo tych klubów jak na tak młody wiek. Dużo się działo w twoim życiu.

- Niektórzy nazywali mnie podróżnikiem, gdyż trochę tych klubów pojawiło się na mojej drodze. Ale były to zwykle dobre wybory i w sumie później to wszystko zaprocentowało. Zdobywałem doświadczenie, potrafiłem odnaleźć się w nowych sytuacjach, współpracować z różnymi trenerami i w kilku systemach.

Trafiłeś do Legii, ale od razu zostałeś wypożyczony na pół roku do Podbeskidzia. Potem wróciłeś do Legii by trafić na wypożyczenie do Miedzi Legnica. Dużo dały ci te wypożyczenia?

- Gdy podpisywałem kontrakt z Legią od razu było powiedziane, że jeszcze na pół roku zostanę w Bielsku-Białej. A potem była Legnica i Miedź. Na pewno ważne było to, że grałem, miałem rytm meczowy i się rozwijałem. Dla młodego zawodnika regularna gra jest bardzo istotna. Każdy z trenerów czy starszych kolegów mówił mi, że muszę grać – bo to najważniejsze w tym okresie. Na pewne więc sporo zyskałem na tych ruchach. Zostając w Legii nie mógłbym liczyć na wiele minut w pierwszym zespole.  

Rozmawiając z twoimi poprzednimi trenerami Markiem Bakunem czy Janem Kocianem dało się usłyszeć, że szalejesz na boisku przez 60-70 minut i potem znikasz. Tłumaczyli, że to kwestia młodzieńczej fantazji i umiejętności gospodarowania siłami. Nauczyłeś się takiego ekonomicznego stylu gry?

- Tak, lepiej dysponuję swoimi siłami. To długo był mój problem. Nawet trenerzy Radunović i Vuković tłumaczyli mi, że chcę być na boisku wszędzie, a tak się nie da. Chciałem być zawsze tam, gdzie jest piłka. A że robię wszystko na sporej dynamice, to po jakimś czasie brakowało sił. Za dużo chciałem robić na boisku. Trenerzy uczyli mnie tego, że lepiej dobrze się ustawić, zebrać siły, dać organizmowi chwilę wytchnienia. Mocno na tym pracowałem i dalej pracuję. Bo chciałem być wszędzie, ale gdy brakowało sił efekt był odwrotny i nie było mnie nigdzie.

Kacper Kostorz

Byłeś po prostu ambitny…

- Tak, ale z tą ambicją też nie można przesadzać. Trzeba umiejętnie gospodarować siłami, bo mecz trwa 90 minut, a nie godzinę.

Trener Jacek Magiera z kolei mówił, że z rówieśnikami jesteś pewny siebie, grasz na luzie i teraz ważne by ta pewność siebie przeszła na wyższy poziom. Nad tym również pracujesz? Na treningach czasem widać luz i to, że potencjał jest duży.

- Staram się. Inaczej się trenuje, gdy przyjeżdżasz na kadrę i masz wokół siebie samych zawodników w swoim wieku, a inaczej gdy obok są gracze mający kilkaset występów w ekstraklasie. W tym drugim przypadku ta pewność siebie czasem gdzieś może uciekać. Ale pracuję nad tym. Często oglądasz treningi i jak zauważyłeś, czasem wyglądam dobrze, czasem jest luz potrzebny do tego, by wszystko wychodziło jak należy. Staram się, by tak było coraz częściej. Na pewno jest pod tym względem o wiele lepiej, niż gdy jeździłem na kadrę do trenera Magiery.

Przed obecnym sezonem byli chętni by cię wypożyczyć. Zostałeś jednak w Warszawie. Miałeś jakieś zapewnienia ze strony trenera Vukovicia, że będziesz otrzymywał szansę na grę?

- Latem jako takiego tematu wypożyczenia w moim kontekście nie było. Usłyszałem od dyrektora sportowego, że zostaję w Legii, zaś od trenera Vukovicia, że jestem potrzebny – bo czeka nas wiele spotkań, a jak pokazał poprzedni sezon wielu zawodników wypadło z powodu kontuzji. Pewnie były kluby, które chciał mnie wypożyczyć, ale trener i dyrektor sportowy zdecydowali, że nie ma takiego tematu.

Sezon się zaczął i były 24 minuty w meczu z GKS-em Bełchatów w Pucharze Polski, było spotkanie w rezerwach z Pelikanem Łowicz i wszystko nagle się zatrzymało. Zniknąłeś na półtora miesiąca. Wszyscy myśleli, że masz koronawirusa, ale usłyszałem, że to coś znacznie gorszego.

- Niestety to prawda. Piłkarsko zaczęło to wszystko coraz lepiej funkcjonować, na treningach dawałem dobre sygnały, trener Vuković brał mnie mocno pod uwagę na mecz z Wisłą Płock. Dlatego pojechałem na spotkanie rezerw z Pelikanem Łowicz – miałem łapać minuty przez starciem w Płocku i być w rytmie meczowym. Niestety nie wystąpiłem w tym spotkaniu, złapała mnie choroba, która wykluczyła mnie z treningów i gry na długi czas. Głównie leżałem w domu przez 40 dni. To był dla mnie naprawdę trudny czas. Tym bardziej, że podczas gdy byłem unieruchomiony w domu, wiele się działo w klubie – ze zmianą trenera włącznie.

Możemy powiedzieć o tym, na co chorowałeś?

- Tak, złapałem mononukleozę. Rozmawiałem o tej chorobie z kolegami, także z psychologiem, który pracował z trzema sportowcami, którzy przechodzili tę chorobę. Wróciłem już na boisko, do treningów, ale nie jest łatwo wrócić do pełnej sprawności po takiej chorobie. Czasem po grypie organizm bywa osłabiony, a co dopiero 40 dniach leżenia w łóżku.

Podobno mocno schudłeś, straciłeś odporność i czepiało się ciebie wszystko?

- Rozmawiałem z lekarzem, który mówił mi, że w dzieciństwie to choroba, którą przechodzi się o wiele lżej. Ale im później, tym jest trudniej. Rozmawiałem z kolegami, część z nich też miała ciężki przebieg mononukleozy. Mnie złapało mocno. Przez równe dwa tygodnie miałem 40 stopni gorączki lub nawet więcej. Dla kogoś, kto aktywnie uprawia sport i nagle przez 14 dni leży z wysoką temperaturą, która wcale nie odpuszcza, to lekki szok. Brałem paracetamol i temperatura nie spadała. W dodatku ten wirus działa tak, że bardzo osłabia odporność. Doszło do tego, że łapałem wszystko. Dotknąłem kurzu i robiło mi się zapalenie. Złapałem też opryszczkę, ale byłem tak słaby że objawiała się u mnie inaczej niż zwykle – w całej jakie ustnej miałem bąble, nie mogłem niczego przełknąć, nie jadłem. Głównie z tego powodu schudłem. W sumie około pięciu kilogramów. Niby niewiele, ale dało się to odczuć. Lekarz i dietetyk donosili mi białko, jakieś rzeczy płynne jak jogurty, które zażywałem by organizm jakoś to przetrwał. Nic innego nie byłem w stanie wprowadzić do żołądka. Dopiero po około 25 dniach zacząłem coś jeść i lepiej funkcjonować. W końcu się wyspałem, wcześniej nie mogłem wcale spać. Ciągle się pociłem, czasem miałem wrażenie, że leżę w łóżku wodnym.

Strasznie długo to wszystko trwało.

- To prawda. Na początku myśleliśmy, że to po prostu angina, tak to faktycznie wyglądało. Dostałem jeden antybiotyk. Czytałem potem w Internecie, że mononukleozę można łatwo pomylić z anginą. Objawy są bardzo podobne. Antybiotyk oczywiście na to co faktycznie mi dolegało nie mógł pomóc. Potem miałem robione testy pod kątem Covid-19. Okazało się, że to również nie to, uzyskałem dwa wyniki negatywne. Wtedy zrobiono mi dodatkowe badania i okazało się, że to mononukleoza. Do tego doszedł po chwili wirus opryszczki, który też mocno utrudnił mi życie – nie mogłem nic przełknąć. To był naprawdę ciężki okres dla mnie. Sam bym sobie nie dał z tym rady. Pomagała mi rodzina, do apteki po leki biegała moja dziewczyna. Strach pomyśleć co by się stało, gdybym sam musiał iść zrealizować receptę czy kupić jakieś medykamenty. Ludzie siedzieli w domu na kwarantannie i po wyjściu na zewnątrz mieli zawroty głowy, a co dopiero ja z gorączką i niesamowitym osłabieniem.

W twojej głowie pojawiały się jakieś gorsze myśli? Były gorsze momenty?

- Tak, miałem gorszy moment. Mijał ósmy dzień i temperatura cały czas utrzymywała się około 40 stopni. Trochę spanikowałem. Rozmawiałem z lekarzem, brałem leki, a potem antybiotyk. Nic nie przynosiło ulgi, w głowie miałem mnóstwo myśli i pytań. Podstawowe – co to jest za choroba? Do tego dochodziło zmęczenie, czułem się fatalnie. Po dwóch ujemnych testach na Covid zrobiono mi kolejne specjalistyczne badania i okazało się, co jest przyczyną moje samopoczucia.

Wiesz chociaż jak się zaraziłeś?

- Nie mam pojęcia. Rozmawiałem o tym z panią doktor i mówiła, że wszędzie mogłem się zarazić. Myślałem, że może od dziewczyny, ale ona przeszła to będąc dzieckiem. Może napiłem się z czyjejś butelki? Trudno powiedzieć, to jest wirus, wszędzie można się zarazić. Tym trudniej określić jak doszło do zarażenia, że nie jest tak jak w przypadku koronawirusa, który rozwija się w organizmie około siedmiu dni. W przypadku mononukleozy wirus może dostać się do organizmu teraz, a pierwsze objawy wystąpić nawet po pół roku. Zwykle po 50 dniach, ale są przypadki że nawet po sześciu miesiącach. Określenie więc w jaki sposób czy od kogo się złapało wirusa jest niemal niemożliwe. Wirus długo rozmnaża się w ciele człowieka, aż w końcu powoduje wystąpienie objawów.

Miałem takie wrażenie, że jak już wróciłeś na boisko, to na treningach byłeś podwójnie naładowany energią. To jest tak, że teraz cieszysz się każdymi zajęciami bo w końcu możesz robić to, co lubisz?

- Na pewno tak! Gdy tylko pojawił się temat powrotu odbyłem rozmowę z trenerem przygotowania fizycznego by dowiedzieć się jaki jest plan. Daliśmy sobie cztery-pięć tygodni czasu na powrót do ćwiczeń z drużyną. Przez pierwsze dwa tygodnie trenowałem sam, na boku, pracowałem głównie nad kondycją. Potem udało się nieco przyspieszyć i pracuję już z zespołem. Na pewno cieszę się z tego, że jestem zdrowy. Idąc na trening wiem, że mogę wszystko, że wszystko zależy ode mnie. Czasem jest ciężko, zmęczenie jest duże, ale to takie przyjemne uczucie. Bo można się ruszyć z domu, robić to co się lubi i zmęczyć na boisku, a nie leżąc w łóżku. Ale tak chyba jest z każdym, kto przeszedł jakąś mniejszą lub większą chorobę i może wrócić do normalnej aktywności. Gdy jest się cały czas zdrowym, to się takich zwykłych rzeczy nie docenia.

Tak jak wspomniałeś, w klubie przez czas gdy byłeś chory zmienił się trener Legii. Jak ci się podobają treningi z nowym sztabem szkoleniowym? Są jakieś różnice?

- Każdy trener ma swoją ideologię i chce by jego zespół grał zgodnie z jego wizją. Widzę różnicę w stylu gry, tutaj się trochę zmieniło. Cały sztab jest fajny, dobrze się komunikuje – tak między sobą jak i z nami. Trener lubi sobie pożartować. Jest czas na ciężką pracę, ale gdy trzeba jest czas na chwilę oddechu, na jakąś szyderkę. Trener Michniewicz z każdym stara się porozmawiać, trochę pośmiać. To jest bardzo fajne, że są takie relacje.

Trener często z wami rozmawia. Na pewno rozmawiał też z tobą. Dostałeś już jakieś sygnały co do przyszłości, że możesz liczyć na jakieś minuty jeśli zdrowie dopisze?

- Rozmawialiśmy nawet nie raz, ostatnio po środowym treningu. Oznajmił mi, że w sobotę mam zagrać w zespole rezerw. Chodzi o to by zagrać jakiś mecz po tej chorobie, sprawdzić się w warunkach bojowych, w starciu o punkty, sprawdzić jak wytrzyma to organizm. O tym rozmawialiśmy. Zagrałem przez 45 minut, dobrze sie czułem, nie było źle. 

Za miesiąc święta Bożego Narodzenia. Od świętego Mikołaja chcesz dostać worek zdrowia i... co jeszcze?

- Szczerze? Tylko zdrowie, nic innego nie potrzebuję. Jak jest zdrowie to pozostałe rzeczy są w rękach, nogach i głowie. Jak postawisz sobie jakiś cel i będziesz uparty, to go osiągniesz. Ale możesz tego dokonać tylko będąc zdrowym. Dlatego zdrowie jest najważniejsze i bezcenne.

Polecamy

Komentarze (23)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.