Kibu Vicuna: Podatki wciąż płacę w Warszawie
07.02.2019 01:33
fot: Piotr Kucza/FotoPyk
Pierwszy raz będzie pan miał okazję rywalizować z Legią jako pierwszy trener.
- Przed rywalizacją z Legią pojawia się sentyment. Spędziłem przy Łazienkowskiej praktycznie pięć lat. Nie mamy wpływu na kalendarz, a tym razem zaczniemy rundę od meczu z mistrzem kraju, absolutnym faworytem do wygranej w lidze i Pucharze Polski. Tak jest zawsze. To trudny rywal, ale będziemy robić swoje.
Zna pan Legię, jak żaden inny klub w Polsce.
- Byłem w Legii przez prawie pięć lat, ale… na dobrą sprawę ponad pięć lat temu. Wciąż oglądam mecze stołecznego klubu, mam też kontakt z zawodnikami. Inna sprawa, że w składzie nie zostało zbyt wielu znajomych z przeszłości. Do dziś przy Łazienkowskiej grają Inaki Astiz, Michał Kucharczyk, Artur Jędrzejczyk czy Miroslav Radović. W składzie jest też m.in. Kasper Hamalainen, z którym współpracowaliśmy w Poznaniu. Wisłę reprezentują za to ci, którzy kiedyś grali w stolicy, jak Dominik Furman czy Ariel Borysiuk. Na Legii zawsze ciąży presja, bo wszyscy oczekują od niej, że pokona najbliższego przeciwnika.
Wyszła romantyczna historia, bo zapewne przylatując pierwszy raz do Warszawy, nie dałby pan sobie wmówić, że zostanie w niej przez tyle lat.
- Nie, zdecydowanie nie przypuszczałem, że spędzę tu tyle czasu. Nie patrzyłem jednak na to, za to od razu zabrałem się za naukę języka polskiego. I tak zaczął się teraz dwunasty rok moich związków z tym krajem. Nie zawsze byłem w Polsce, ale zawsze coś mnie z nią łączyło. Warszawa, Lubin, Poznań, Wrocław, teraz Płock… Mam wrażenie, że lepiej znam Polskę od Hiszpanii.
To już dom czy jednak drugi dom?
- Warszawa to fantastyczne miasto, z którym trudno było się rozstać nawet po zwolnieniu z Legią. Zostałem tutaj, mieszkałem ze swoją partnerką Kasią i dobrze mi się żyło. Tak jest do dzisiaj. Nie wiem, gdzie kiedyś będę żył. Mam rodzinę i dom w Hiszpanii, ale dobrze mi w stolicy Polski. Nie mam paszportu, a hiszpański pozwala m.in. latać do USA bez wizy. Wszystkie podatki płacę jednak w Warszawie. Tu mam firmę, tu się rozliczam, nawet z ZUS-em.
Mocno zmieniła się Legia przez wszystkie lata?
- Czas wszystko zmienia, co najlepiej widać po technologii. Na początku, gdy zaczynaliśmy pracę z Janem Urbanem, Legia była klubem rodzinnym. Teraz zmieniła się w korporacje. To jednak inne czasy, inny poziom. W stolicy jest świetny stadion, fantastyczni kibice - wszystko się rozwija. Najlepiej widać to po grze w Lidze Mistrzów z wielkimi rywalami, występach w Lidze Europy. To drużyna, która ostatnio cieszyła się z trzeciego mistrzostwa Polski z rzędu, a kiedyś tak nie było.
W sezonie 12/13 zdobyliśmy dublet będący pierwszym takim wydarzeniem bodajże od osiemnastu lat. Wciąż możemy też się cieszyć, że wspólnie świętowaliśmy ostatni Superpuchar dla Legii (uśmiech). Robiliśmy swoje i każdy trener w Legii zna presję i wie, że ma wygrać wszystko. Każdy oczekuje od tego klubu zwycięstw na poziomie krajowym, ale też awansu do europejskich pucharów.
Dużo znajomości pozostało w stolicy?
- Tak, zdecydowanie tak. Byłem tylko asystentem, ale mogłem się tu wygodnie poczuć. Mam tu znajomych związanych z futbolem, ale też takich, którzy nie mają z nim wiele wspólnego. Mieszkam obecnie w Płocku, ale przy okazji wolnego dnia, jadę do Warszawy. Za naszych czasów w Legii było sporo uśmiechu, praktycznie z każdym mieliśmy dobre relacje. Janek Urban, ja, wszyscy jesteśmy normalnymi ludźmi. Dogadywaliśmy się z piłkarzami, ludźmi z marketingu, wszystkimi z klubu, jak i z wami, dziennikarzami. Moim zdaniem, każdego chcieliśmy dobrze traktować. Nie brakowało uśmiechu, pozytywnych chwil. Jako wielkiego optymistę pamiętam Krzysztofa Dowhania. Fantastycznym człowiekiem jest Lucjan Brychczy. Mogę też wspominać wielu innych z Legii, którzy działają w cieniu. Fantastyczną relację mam z Piotrem Jarkiem (szef działu biletów - red.), podobnie jest z Radkiem Dejem (pion sportowy - red.). Mogę też wspomnieć Annę Poliszkiewicz czy Martę Ostrowską. Cieszę się, że ze wszystkimi wciąż od czasu do czasu rozmawiamy. Jacek Magiera, Ryszard Szul… To kolejni ludzie, z którymi do dziś trzymam kontakt.
Co jest dobre? Kiedy kończyła się praca w danym klubie, zostawały znajomości. Nikt nie palił mostów. To najważniejsze. Mam tak, że kiedy dostaje się pracę, trzeba być wdzięcznym za szansę. Nie pytasz dlaczego klub do ciebie dzwoni i chce na ciebie postawić. I tak samo jest, gdy przychodzi czas pożegnania. Taka jest piłka nożna i tak zostałem wychowany.
Najlepsze wspomnienie w Legii?
- Postawiłbym na dublet z 2013 roku, ale Puchar Polski zdobyty pięć lat wcześniej też ma ważne miejsce w takiej klasyfikacji. Mecz był rozgrywany w Bełchatowie i triumfowaliśmy wtedy po rzutach karnych. Wisła miała wtedy fantastyczny zespół, który w 30 meczach w lidze potrafił zdobyć 77 punktów. W Ekstraklasie byliśmy tuż za nimi. Dobrze pamiętam także kwalifikacje Ligi Mistrzów, kiedy byliśmy blisko awansu. Rywalizowaliśmy ze Steauą Bukareszt, o wszystkim zadecydowały wyjazdowe gole. W Lidze Europy zdobyliśmy zaś trzy punkty w grupie, która nie była łatwa. To był trudny moment, bo graliśmy co trzy dni i nie byliśmy do tego przyzwyczajeni. Mieliśmy za to sporą przewagę w lidze, a zimą zdecydowano się na zmiany. Osobiście, do nikogo nie mam pretensji, że tak się stało.
Do pierwszego zwolnienia podchodzi pan w podobny sposób?
- To był sam początek rundy, zaczęliśmy od wygranej z Cracovią. Potem mieliśmy okazję zostać liderem Ekstraklasy, ale przegraliśmy z Odrą Wodzisław przy Łazienkowskiej. Podobna szansa była tydzień później, gdy Wisła Kraków znowu straciła punkty. Niestety, ulegliśmy 0:1 Polonii Bytom. Traciliśmy trzy punkty do pierwszej lokaty, ale po powrocie do Warszawy Janek otrzymał telefon od Mariusza Waltera i musieliśmy się żegnać.
Podobnie było przy drugim podejściu do Legii. Byliśmy liderem, graliśmy w Lidze Europy, ale nie brakowało opinii, że słabo sobie radzimy. W ostatnich dwóch latach mistrz Polski ma jednak problem, by zakwalifikować się do fazy grupowej europejskich pucharów. Każdy moment jest w piłce inny. Świetnie było pracować przy Łazienkowskiej, wygrywać trofea, ale nie mam żadnego żalu.
Największy błąd?
- Trudno mi skojarzyć największy, ale… kiedy podejmuje się decyzje, zawsze popełnia się błędy. Te robią się mniejsze lub większe z perspektywy czasy. Są różne chwile, inne momenty. Mieliśmy w Legii zespół, który umiał grać w piłkę. Pod wodzą Jana Urbana debiutowała spora grupa młodzieży. Taką mieliśmy filozofię, a że czasami czegoś brakuje? Tak było z walką o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Czegoś zabrakło. Steaua była wtedy lepszym zespołem. Zabrakło niewiele, jak choćby w sytuacjach z minimalnymi spalonymi i nieuznanymi golami. W każdym momencie chce się więcej w Legii. „Mistrza już mamy, na Ligę Mistrzów czekamy”. Więcej, więcej i zawsze jest ochota na więcej, ale…to normalne. Taka jest specyfika Legii.
Jest myśl, że fajnie byłoby kiedyś spróbować pracy w Legii, lecz już nie w roli asystenta, a tego pierwszego i najważniejszego trenera?
- Zupełnie nie robię takich planów, bo w piłce nożnej jest tak, że jesteś rano w punkcie A i nie wiesz, gdzie będziesz wieczorem. Żyję z dnia na dzień, koncentruję się na każdym zbliżającym się meczu. Co będzie kiedyś? Nie wiem. Tu i teraz - to jest najważniejsze. W tej chwili rozmawiamy i to jest ważne. Dalej? Jestem trenerem Wisły Płock, chcę jak najlepiej wykonywać swoją pracę i na niej się skupiać.
Wcześniej praca z Janem Urbanem w kilku klubach, teraz sam prowadzi pan Wisłę. Nie towarzyszy przy tym odczucie, że liga systematycznie staje się słabsza?
- Na pewno często słyszę to od dziennikarzy. Ze swojej perspektywy mogę mówić, że pracuje się lepiej, rozrastają się sztaby, jest więcej specjalistów. To powinno przekładać się na zespół. Teraz w Polsce będą mistrzostwa świata U-20, kadra U-21 zagra na mistrzostwach Europy, kadra zajmuje wysokie miejsce w rankingu FIFA. Trzeba też spojrzeć, w jakich klubach grają wasi piłkarze. Sami napastnicy regularnie strzelają gole w Bayernie Monachium, Milanie i Napoli. Wydaje mi się, że z polską piłką nie jest tak źle i regularnie idzie do przodu.
Każdy piłkarz, który choć trochę się wyróżnia, szybko rusza w świat.
- To normalne. Polscy piłkarze bardzo pasują do Bundesligi, Serie A i ligi rosyjskiej. Jest na nich popyt, są regularnie oglądani przez kluby z mocniejszych lig i gracze korzystają z ofert.
Po rozpoczęciu samodzielnej pracy, można sobie wyobrazić jeszcze powrót do roli asystenta?
- Nie wiesz co przyniesie życie, ale od jakiegoś czasu myślałem o samodzielnej pracy. Chcę kroczyć tą drogą. Latem rozpocząłem pracę z FK Trakai, szybko z Litwy przeniosłem się do Ekstraklasy. Okres za wschodnią granicą Polski był jednak miły. Wilno to fantastyczne miasto, a z klubem mogłem zakosztować gry w europejskich pucharach. Rozwijaliśmy się, graliśmy lepiej i walczyliśmy o podium. Teraz mierzę się z kolejnym wyzwaniem.
Jose Antonio Vicuna jest lepszym trenerem odkąd przyjechał do Polski?
- Pewnie, bo każdy człowiek się rozwija. Pracowałem, poznawałem nowe rzeczy, uczyłem się jeszcze innych. Oglądałem ostatnio, co robiliśmy dziesięć lat temu i… nie robiliśmy nic w porównaniu do tego, co jest obecnie na treningach. Następuje ewolucja. Postęp dotyka techniki, taktyki i przygotowania motorycznego. Nie inaczej jest z mentalnością i psychologią. Trener chce być coraz lepszy, wiedzieć więcej. Mam wrażenie, że jestem dobrze przygotowany do zawodu. Jeśli jednak porozmawiamy za pięć lat, w 2024 roku, będę lepszy niż teraz.
Kiedy Wisła Płock się odezwała, nie było zawahania tylko szybka decyzja?
- Na początku tylko słyszałem o zainteresowaniu Wisły, ale kiedy dyrektor sportowy i prezes się ze mną skontaktowali, byłem zadowolony na myśl o takiej szansie.
Karuzela trenerska krąży szybko. Nie boi się pan, że wejście do Ekstraklasy może być szybkie, a wyjście jeszcze szybsze?
- Dlatego mówię, że nie wiesz w piłce, gdzie będziesz rano, a gdzie będziesz po południu. Taki jest zawód trenera. Mam jednak zaufanie do tego, co robimy na treningach. Nie zastanawiam się nad medialnymi doniesieniami, rzadko zaglądam na Twittera, za to wiem, jaka jest moja relacja z zespołem. Czuję, że dobrze pracujemy z graczami Wisły. Mamy za sobą udany okres przygotowawczy. Jestem zadowolony z naszej postawy na treningach, jak i w sparingach. Pracowaliśmy nad stylem, grą defensywną. Na pewno nie ma czegoś takiego, jak hiszpańskie metody, bo gramy po polsku. Doskonale znam realia Ekstraklasy i wierzę, że sobie poradzimy.
Jak ma grać Wisła wiosną?
- Chcę, by Wisła znacznie lepiej wyglądała w defensywie. W poprzedniej rundzie traciliśmy zbyt wiele bramek. Zależy mi również na skutecznej grze w momencie, gdy mamy piłkę. W naszym zespole są zawodnicy dobrzy pod względem technicznym. Tak jest z Alanem Urygą, Adamem Dźwigałą, Dominikiem Furmanem, Arielem Borysiukiem, Ricardinho, Georgim Merebaszwilim, Jakubem Łukowskim czy Nico Varelą. To spora grupa. Mam nadzieje, że będziemy konkretniejsi na boisku i pokażemy wiosną fajny futbol.
Co poprawiliście zimą?
- Dobrze pracowaliśmy i poprawiliśmy kwestię taktyczną. Zawsze sparing jest czymś innym od oficjalnego meczu, ale mierzyliśmy się z ciekawymi rywalami. Moim zdaniem potrafiliśmy się dobrze zaprezentować.
Sparingi Wisły w okresie zimowym: Pogoń Siedlce (1:1 - Carlitos), FK Ufa (0:0), Onissilos Sotiras (12:0 - Stilić x2, Milasius, Zawada, Marazas, Ricardinho x3, Merebaszwili x3, Łasicki), Henan Jianye (1:1 - Borysiuk), Lewski Sofia (2:1 - Garcia, Varela), Widzew Łódź (2:0 - Borysiuk, Zawada).
Wisła będzie wiosną lepsza niż jesienią?
- Mam przekonanie, że wiosną będziemy lepszą drużyną. Straciliśmy Damiana Szymańskiego, który był bardzo ważnym zawodnikiem Wisły, wręcz jej sercem na boisku. Nie ma z nami również Calo. Sprowadziliśmy z kolei Ariela Borysiuka, który ma zapełnić miejsce w środku pola. To inny profil zawodnika, ale „Wizir” może dać równowagę. Potrafi odebrać piłkę, dobrze gra mając ją przy nodze. Dodatkowo pozyskaliśmy Angela Garcię, który dobrze prezentuje się jako lewy obrońca. Potrzebowaliśmy również kolejnego napastnika przez kontuzję Karola Angielskiego więc zdecydowaliśmy się na Grzegorza Kuświka. Jest też Justinas Marazas, którego znam z Trakai. Przyszłość jest przed nim. Będzie potrzebował chwili na aklimatyzację, ale wierzymy w niego.
fot: Piotr Kucza/FotoPyk
Dominik Furman to lider Wisły Płock?
- Kapitanem zespołu jest Bartłomiej Sielewski. Dominik pełni niezwykle ważną rolę w naszej grze - dobrze czuje się w kombinacyjnych akcjach i przy stałych fragmentach gry. Na pewno mogę go nazwać najważniejszym graczem zespołu. Znam go, odkąd był nastolatkiem. Zawsze mieliśmy dobrą relację. Każdy jest inny, ale nie uważam, że ma trudny charakter. Jest bardzo dobrym zawodnikiem, który zawsze sumiennie pracuje na treningach.
Początek rundy to idealny czas, by walczyć o wygraną z Legią?
- To najlepsza drużyna w kraju, która ma doskonałych piłkarzy. Analizowaliśmy jej grę i będziemy przygotowani na niedzielny mecz. Nie będzie łatwo, ale znamy swoje możliwości. Jestem spokojny o swój zespół. Mam pewność, że stać nas na grę na wysokim poziomie, bo ambicji nam nie brakuje.
Podglądaliście Legię tak, jak ona robiła to w trakcie waszego obozu na Cyprze?
- Legię było trudno podglądać, praktycznie każdy mecz był zamknięty. Mamy jednak pewien materiał z jednego sparingu, który jest dostępny za pośrednictwem platformy skautingowej. Wiem, że analityk mistrzów Polski obserwował nasze mecze z Henan czy Lewskim, ale... piłka nożna nie ma wielu tajemnic. Nie musieliśmy zamykać sparingów. Zajmowaliśmy się sobą i skupialiśmy się na własnej pracy.
Przy ławkach będzie pojedynek dwóch niespokojnych dusz?
- Nie. Jestem przecież dość spokojny. Rozmawiam z sędziami, ale raczej na spokojnie. Pretensje miałem po spotkaniu Pucharu Polski z Puszczą, bo to, co zrobił wtedy arbiter… Trudno nazwać to fair. Na koniec podałem jednak rękę, jak zawsze. Powiedziałbym, że żyję każdym meczem, bywam żywiołowy, ale kontroluję to. Nie potrzebuję konfliktów z nikim, najważniejszy jest wzajemny szacunek.
Kto wygra na inaugurację Ekstraklasy w 2019 roku? Wisła czy Legia?
- Mam nadzieję, że opuszczę stadion jako trener zespołu, który ma na koncie trzy punkty więcej.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.