Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu w Szymkencie - dobre przygotowanie motoryczne

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

30.07.2023 11:50

(akt. 01.08.2023 00:17)

Piłkarze Legii Warszawa mają za sobą mecz z Ordabasami w Szymkencie. Przegrywali już 0:2 ale zdołali odwrócić losy starcia i zremisować 2:2. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Starcie w dżungli - Kiedyś Maciej Skorża będąc trenerem Legii został zapytany o transfer zawodnika, który wywalił się na ostatniej prostej. Szkoleniowiec odparł - To jest dżungla panie redaktorze. W czwartek legioniści ponownie mogli poczuć jak to jest znaleźć się w dżungli. Blisko 40 stopniowy upał, który w czasie meczu zelżał tylko o kilka stopni, co właściwie nie było odczuwalne. Do tego dochodziło gorące powietrze i ogromna duchota, momentami trudno było oddychać. Na stadionie z tak tropikalną pogodą był nadkomplet kibiców. Jeśli ktoś pamięta jak wyglądał obiekt przy Łazienkowskiej w 1994 roku podczas meczu o mistrzostwo Polski z Górnikiem Zabrze, gdy kibice siedzieli nawet na masztach oświetleniowych, to podobnie było w Szymkencie. Fani Ordabasów byli wszędzie - na schodach, barierkach, przemieszczali się szukając miejsca - choćby fragmentu betonu. O czymś takim jak drożność dróg ewakuacyjnych nawet nikt nie myślał. Publiczność przestała panować nad emocjami, których nie brakowało w trakcie spotkania, gdy sędzia podjął kontrowersyjną by nie powiedzieć błędną decyzję na niekorzyść gospodarzy. Kibice domagali się rzutu karnego, a arbiter nie dopatrzył się żadnego przewinienia. W kierunku boiska, ławki rezerwowych Legii oraz poszczególnych piłkarzy leciały butelki wypełnione cieczą, kamienie, monety, nawet telefony komórkowe. Sędzia wszystko wynotował w protokole meczowym i gospodarzom grożą wysokie kary finansowe, ale nie tylko. Nawet po meczu kibice Ordabasów prowokowali legionistów czekając na jakąś reakcję. Na szczęście na taką się nie doczekali. Ale wszyscy byli świadomi, że znaleźli się w innym świecie, kulturze i mentalności.

Zbyt defensywne ustawienie - W pierwszym składzie piłkarzy Legii były trzy zmiany w porównaniu z poprzednim meczem, ale zaskakiwać mogła przede wszystkim ta na pozycji numer „osiem”. Nie było tam Juergena Elitima, nie było Josue, ale Jurgen Celhaka. To oznaczało, że środek pola został złożony z graczy usposobionych przede wszystkim defensywnie. Obok Albańczyka grał jeszcze Bartosz Slisz. Chodziło o zabezpieczenie tyłów i zbieranie tzw. drugich piłek. Z czasem okazało się to błędnym posunięciem. Rywale i tak mieli swoje sytuacje, zaś w Legii brakowało spokoju ale i kreatywności w tej części boiska. Przy stanie 0:2 trener Kosta Runjaić dokonał korekt, które na szczęście okazały się skuteczne. Wprowadzony Makana Baku uruchomił Marca Guala, który posłał piłkę w pole karne a tam sytuację wykończył Tomas Pekhart. Później przeglądem pola popisał się Rafał Augustyniak, posłał piłkę na wolne pole do Pawła Wszołka, a ten zagrał do Blaza Kramera. Słoweniec był na pozycji spalonej, ale sędzia liniowy nie nadążył za sprintem Wszołka i nie był w stanie tego prawidłowo ocenić. Zespół Kosty Runjaicia ponownie więc za jego kadencji podniósł się z kolan i zremisował przegrany wydawałoby się już mecz. Za grę do końca i konsekwencję należą się brawa, ale za wcześniejsze minuty i wiele złych decyzji, brak skuteczności już tylko soczysta krytyka. Warunki były trudne, ale rywal sportowo był do pokonania.

Bez szukania kozłów ofiarnych - Na słowa krytyki w szeregach Legii zasłużyło wielu piłkarzy, ale nie ma co szukać kozłów ofiarnych i zrzucać winy na poszczególnych graczy. Za pierwszego gola dla gospodarzy oberwał Radovan Pankov. Złamał linię spalonego, ale przecież nie on był najbliżej rywala - do Wsiewołoda Sadowskija bliżej mieli w pewnym momencie i Rafał Augustyniak, i Artur Jędrzejczyk, a jednak ruszył do niego Serb. Dogonił go i doprowadził do sytuacji, gdy miał piłkę z której wydawałaby się już nic nie mógł zrobić. Ten kopnął ją dość przypadkowo i rozpaczliwie, ale ku zaskoczeniu wszystkich ta wpadła za kołnierz Kacpra Tobiasza. Pankov w całym spotkaniu grał słabo, nie pomagał w akcjach ofensywnych, popełniał błędy ale inni też nie grali świetnego spotkania. Wina za tego gola spada tylko na Tobiasza, który jednak nie mógł się w tej sytuacji spodziewać, że rywal popisze się tak zegarmistrzowską precyzją. Jurgen Celhaka również zagrał słabo, szczególnie w fazie kreacji. Tylko raz posłał bardzo dobre podanie do Pawła Wszołka, który odegrał do Marca Guala w pole karne. Poza tym podawał głównie do boku i do tyłu, mylił się, przegrał połowę pojedynków z rywalami, miał cztery straty w tym dwie na własnej połowie, ale też dziewięć odbiorów. Starał się, ale wychodziło to ze słabym skutkiem. Przed sezonem myśleliśmy, że będzie wypożyczony aby się ogrywać i zdobywać doświadczenie, tymczasem w bardzo ważnym spotkaniu znalazł się w pierwszym składzie. Dla nas to było duże zaskoczenie, ale na pewno nie jest jedynym czy głównym winnym. Legia miała okazje by ten mecz sobie ustawić, ale zawsze coś zawodziło. „Jędza” miał dość niespodziewanie aż trzy okazje bramkowe, ale żadnej nie wykorzystał, Patryk Kun pracował w defensywie, ale w ofensywie nie dał zespołowi za wiele, miał jedną dogodną okazję, ale źle przymierzył. Przez to Tomas Pekhart nie mógł skorzystać ze swojego największego atutu jakim jest gra głową - nie miał bowiem żadnych dośrodkowań w pole karne. Marc Gual zagrał na przyzwoitym poziomie dopiero po przerwie, wcześnie podejmował złe decyzje. I można by tak długo wymieniać. Na świetnym poziomie zagrał jedynie Paweł Wszołek.

Dobre przygotowanie motoryczne - Mimo zmęczenia długą podróżą, która rozpoczęła się już wtorek - legioniści po treningu ruszyli do Radomia, gdzie nocowali i rano wylecieli do Szymkentu, mimo zmiany strefy czasowej i tropikalnych upałów, legioniści dobrze wytrzymali spotkanie kondycyjnie. Pogoda miała być głównym atutem gospodarzy, legioniści wraz z upływem minut mieli tracić siły, słaniać się na nogach, mieć coraz więcej przestojów w grze. Nic takiego nie miało miejsca. Co więcej w końcówce spotkania to legioniści sprawiali wrażenie jakby mieli więcej sił, przeważali i coraz śmielej atakowali. Dzięki temu byli blisko wygranej, ale ostatecznie mecz skończył się sprawiedliwym w sumie remisem. Na pochwały zasługuje cały sztab przygotowania motorycznego z Bartoszem Bibrowiczem jako szefem na czele. Nie dość, że zawodnicy dzięki metodom pracy i prewencji unikają jak na razie poważniejszych urazów (kontuzji Ramila Mustafajewa nie wliczamy bo była odniesiona w sposób mechaniczny) to jeszcze zawodnicy nie mają problemów kondycyjnych. A wszystko bez katorżniczej pracy i słynnych biegów interwałowych. Większość przygotowań siłowych i motorycznych ma miejsce na siłowni i podczas intensywnych gierek.

Remis, który daje przewagę Legii - Wprawdzie większość kibiców Legii liczyła na zwycięstwo, to jednak w pokoju „Legia Talk” przestrzegałem przed zbytnim optymizmem uznając, że jednobramkowa wygrana byłaby świetnym wynikiem, ale remis wziąłbym w ciemno. Wiadomo było w jak trudnych warunkach przyjdzie rywalizować obu zespołom. Ostatecznie był remis. Ktoś powie, że mogło być lepiej bo okazji na strzelenie gola nie brakowało i będzie miał rację. Ale mogło być też gorzej. Sędzia liniowy mógł nadążyć za Pawłem Wszołkiem i nie uznać gola Blaża Kramera, a arbiter główny mógł wykluczyć z gry Rafała Augustyniaka. Rywale mogli zaś wykorzystać sytuację w drugiej połowie meczu, gdy lobowany był po raz drugi w tym starciu Kacper Tobiasz. Remis należy więc szanować. Najważniejsze, że przy stanie 0:2 udało się odwrócić losy meczu i do spotkania w Warszawie podejść z zupełnie innym nastawieniem - pełni wiary w swoje umiejętności i w awans.

Polecamy

Komentarze (103)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.