Spostrzeżenia, wnioski

Kilka spostrzeżeń po meczu z Górnikiem Łęczna - oszczędność sił

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.09.2021 23:40

(akt. 21.09.2021 23:42)

Piłkarze Legii Warszawa w meczu z Górnikiem Łęczna grali dość oszczędnie, nie forsowali tempa, ale wygrali w pełni zasłużenie 3:1. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Pewna wygrana ale styl nie porywał - Styl gry piłkarzy Legii w meczu z Górnikiem Łęczna z pewnością pozostawiał wiele do życzenia. Gra była rwana, brakowało płynności w grze, szybkich akcji, podań z pierwszej piłki, gry kombinacyjnej. Zamiast tego było mnóstwo niedokładności, strat w środku pola, niewymuszonych błędów i szczególnie w początkowej fazie meczu długich podań z pominięciem linii środkowej. Mało było wypracowanych schematów – wyjątkami były rzut wolny po którym Ernest Muci zdobył bramkę czy zagrania Luquinasa na wolne pole do wybiegającego Filipa Mladenovcia czy Ernesta Muciego, mało było akcji zespołowych. Pierwszy gol to samobój, drugi był efektem indywidualnych popisów Muciego, a trzeci to wykorzystanie błędu obrońcy przez Emrelego i indywidualna akcja. Ale na słabo dysponowanego Górnika z Łęcznej to w zupełności wystarczyło. Bardzo dobrze grający Janusz Gol i przebojowy Serhij Krykun to za mało, by urwać punkty drużynie mistrza Polski. 

Wygrana małym nakładem sił – Styl to jedno, ale legioniści od początku grali dość spokojnie, jakby oszczędzali siły. Byli świadomi, że jakość i umiejętności są po ich stronie i kwestią czasu są bramki. Tak też się stało. Choć początek należał do gości, to Legia objęła prowadzenie zanim jeszcze wykreowała naprawdę groźną sytuację. Po golu nie było huraganowych ataków i rzucenia się rywalowi do gardła – wręcz przeciwnie. Nadal spokojna, czasem wręcz statyczna gra, która z czasem i tak przyniosła drugiego gola. Oczywiście taka gra na pół gwizdka mogła w teorii się zemścić, bo legioniści w pierwszej połowie zbyt wiele miejsca pozostawiali graczom gości. Ci strzelili gola kontaktowego z rzutu karnego, do przerwy oddali więcej strzałów na bramkę. Ale tak naprawdę zwycięstwo nawet przez moment nie było zagrożone. Co więcej mistrzowie Polski prowadzili tylko jednym golem, a i tak oszczędzany był np. Luquinhas i po godzinie opuścił murawę. Nie dlatego, że grał bardzo słabo i trener miał do niego pretensje, ale w tygodniu narzekał na drobne problemy z udem i zdecydowano, że wkrótce będą ważniejsze mecze i Brazylijczyk będzie w nich bardziej potrzebny. - Zagraliśmy wolniej niż zazwyczaj. Ale w momencie, kiedy głowa jest zajęta czymś innym czyli w tym przypadku Ligą Europy, trudno o większe zaangażowanie – ocenił zastępujący w tym meczu Czesława Michniewicza na ławce trenerskiej Alessio di Petrillo. 

Czwarty mecz bez Michniewicza – Czesław Michniewicz od roku jest trenem Legii Warszawa, ale już w czwartym meczu nie poprowadził zespołu. Na początku przygody z Łazienkowską łączył pracę w klubie z pracą z reprezentacji młodzieżowej. Z tego powodu w meczu o Superpuchar Polski z Cracovią zespół poprowadził Marek Saganowski. Spotkanie zakończyło się remisem 0:0, ale w karnych lepsi byli gracze Michała Probierza. Później Michniewicz był zawieszony za czerwoną kartkę w starciu ligowym z Cracovią w Warszawie. W spotkaniach z Piastem Gliwice 1:0 i Lechią Gdańsk 1:0 drużynę prowadził Przemysław Małecki. W niedzielę z ławki rezerwowych dowodził Alessio di Petrillo. Włoch poprowadził drużynę do wygranej 3:1. – W poprzednim sezonie drużynę poprowadził Przemek Małecki, teraz Alessio. Mam nadzieję, że nie będzie w najbliższych miesiącach czasu, aby jeszcze Kamil Potrykus poprowadził Legię w pojedynczym meczu. To by przecież oznaczało kolejną czerwoną kartkę, a tego nie planuje – uśmiechał się Michniewicz. Bilans tych spotkań prowadzonych przez asystentów to trzy wygrane i jeden remis. Bilans bramkowy 5:1. 

Obiecujący debiut Celhaki – W 73. minucie meczu w barwach Legii zadebiutował 21-letni Jurgen Celhaka i trzeba przyznać, że był to debiut bardzo obiecujący. 73 procent kontaktów z piłką Albańczyka, zakończyło się sukcesem. Aż 89 procent jego podań docierało do adresata, zanotował trzy odbiory, stracił dwie piłki. Wygrał cztery pojedynki z rywalami na cztery stoczone – skuteczność 100 procent. Raz dryblował – z powodzeniem. Dane za platformą Wyskout. Grał bez kompleksów, chętnie wchodził w kontakt z rywalem i zwykle wychodził z niego zwycięsko, Grał inteligentnie, widać było, że piłkarz posiada jakość. Oby tak dalej!

Rok Czesława Michniewicza – Szkoleniowiec zadebiutował w Legii meczem z Dritą Gnjilane 24 września 2020 roku. Legioniści zagrali wówczas w składzie – Boruc, Juranović, Jędrzejczyk, Wieteska, Mladenović, Wszołek, Slisz, Karbownik, Luquinhas (Kapustka), Valencia (Gwilia), Pekhart (Kante). Aż siedmiu piłkarzy z tego składu wybiegło w pierwszej jedenastce na starcie z Górnikiem Łęczna rok później. Zmieniło się ustawienie – legioniści grają trójką w obronie, choć coraz częściej myślą o powrocie do gry czwórką defensorów. Przez ten czas udało się obronić tytuł mistrza Polski ale przede wszystkim awansować do fazy grupowej Ligi Europy eliminując naprawdę mocne zespoły i rozpocząć fazę grupową od zwycięstwa ze Spartakiem w Moskwie. Udało się wielu piłkarzy odbudować – drugie życie otrzymał Mateusz Wieteska i dziś jest mocnym punktem zespołu, do formy z początków gry w Warszawie wrócił Andre Martins, przebojem do pierwszego składu wszedł Maik Nawrocki, choć mało kto na niego liczył, zbudowany od zera został Kacper Skibicki – jest teraz ważnym młodzieżowcem, choć wcześniej rzadko grywał nawet w rezerwach. Sezon życia mają za sobą Filip Mladenović i Josip Juranović. Obu przypadła do gustu rola wahadłowych. Chorwata już nie ma – dobre mecze w Legii i reprezentacji Chorwacji zaowocowały transferem do Celtiku. Reprezentacyjną formę osiągnął Artur Jędrzejczyk, liderem z liczbami stał się Luquinhas, odbudował się Bartosz Kapustka, ale niestety zerwał więzadło krzyżowe. Nie można zapominać o Tomasie Pekhartcie, który w ubiegłym sezonie strzelał jak na zawołanie i zanotował najlepszy sezon w karierze. Są też minusy – nie udało się zdobyć Superpucharu Polski mimo dwóch podejść, nie udało się znów wygrać rozgrywek Pucharu Polski. Ale plusów jest zdecydowanie więcej i przede wszystkim są istotniejsze z perspektywy klubu i budżetu. 

Polecamy

Komentarze (29)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.