Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Górnikiem - wysoki pressing zaskoczył Legię

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

22.08.2022 14:05

(akt. 23.08.2022 17:40)

Piłkarze Legii zremisowali z Górnikiem 2:2, choć długo wydawało się, że przy słabej tego dnia postawie, nie będą w stanie ugrać nawet punktu. Nie poddali się jednak, walczyli do końca i odwrócili losy spotkania. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Wysoki pressing bronią na Legię – Na trybuny stadionu Legii przyszło naprawdę dużo kibiców, ale w pierwszej połowie meczu mogli czuć się mocno zawiedzeni postawą swojego zespołu. Legioniści zaczęli bardzo spokojnie, rozgrywali piłkę, nie spieszyło im się. Natomiast goście mieli dużą ochotę do gry, do biegania, podchodzili bardzo wysokim pressingiem do zawodników Legii, a gracze trenera Kosty Runjaicia nie potrafili sobie z nim dać rady. Zabrzanie stwarzali sobie kolejne sytuacje przechwytując piłkę na połowie Legii, zdobyli bramkę. Ktoś mógł pomyśleć, że stracony gol podrażni ambicje gospodarzy, którzy ruszą do ataku. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a gdyby nie postawa Kacpra Tobiasza lub gdyby podopieczni trenera Bartosha Gaula lepiej tego dnia finalizowali akcje, to już do przerwy Górnik mógł prowadzić różnicą trzech goli. Słabo wyglądał środek pola Legii, proste błędy popełniał Ihor Charatin, niewidoczni byli obaj skrzydłowi czyli Paweł Wszołek i Makana Baku, odcięty od podań był Ernest Muci. Zero celnych strzałów legionistów wiele mówi o tym, jak wyglądała gra gospodarzy w pierwszej części gry.

Taktyka Górnika działała też długo w drugiej połowie – Początek drugiej odsłony nie przyniósł zmiany obrazu gry, legioniści wciąż nie wiedzieli jak skutecznie przeciwstawić się grze gości. A taktyka i zestawienie drugiej linii, ofensywy przez szkoleniowca Górnika były zaskakujące. Lukas Podolski miał problemy z kolanem i nie był przeznaczony do gry, Krzysztof Kubica zaczął na ławce rezerwowych, podobnie jak Szymon Włodarczyk. Wszystko dlatego, że Gaul postanowił postawić na zawodników szybszych, bardziej wybieganych, którzy zaatakują grającą wysoko defensywę Legii. Dodatkowo ataki ekipy z Zabrza były przeprowadzane głównie lewą stroną boiska, nie radził sobie z tym Mattias Johansson, większość dograń w pole karne Legii miało miejsce właśnie z jego strefy. W przerwie trener Legii zdjął z boiska właśnie Szweda, oraz kompletnie nieradzącego sobie z taką grą gości Charatina. Zastąpili ich Rafał Augustyniak i Bartosz Slisz. I obie zmiany pomogły, ale nie od razu. Legioniści próbowali się rozkręcić, ale rywale dobrze asekurowali się w grze obronnej, grali bardzo kompaktowo. W dodatku Filip Mladenović instynktownie wybijając piłkę głową zrobił to tak, że asystował przy golu Piotra Krawczyka.

Dwa koła ratunkowe od Fina – I mimo, że z biegiem czasu Legia coraz częściej kreowała sobie sytuacje, oddawała strzały, to zapowiadało się, że w piątek punktów w tabeli ekipa ze stolicy sobie nie dopisze. I kto wie czy tak by się nie stało, gdyby swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem dwóch kół ratunkowych nie rzucił legionistom Richard Jensen. Najpierw kompletnie bez sensu przy dośrodkowaniu w pole karne postanowił wykonać ruch ręką w kierunku będącego obok Artura Jędrzejczyka. Trafił otwartą dłonią w tył głowy. Jeśli chciał mieć gracza Legii po kontrolą, to mógł go klepnąć np. w plecy, ale z niewiadomych powodów postanowił to zrobić na wysokości twarzy. „Jędza” upadł na murawę, po chwili się podniósł, a gdy piłka wyszła poza murawę sędzia dostał sygnał o incydencie w polu karnym. Po obejrzeniu powtórek nie miał innego wyjścia – musiał podyktować „jedenastkę”, którą na gola precyzyjnym strzałem zamienił Josue. Jensen obejrzał za przewinienie żółtą kartkę. Przez kolejne minuty utrzymywało się prowadzenie Górnika i wtedy po raz drugi idiotycznie zachował się Fin, który mając na koncie żółty kartonik zaatakował Carlitosa od tyłu, trafił w okolice ścięgna Achillesa. Faul popełnił przy linii bocznej, w strefie względnie bezpiecznej. Arbiter słusznie ukarał piłkarza gości drugą żółtą kartką, a w konsekwencji czerwoną. Grający w osłabieniu Górnik nie przetrwał naporu Legii, stracił gola na 2:2. Ale pretensje powinien kierować nie do arbitra ale do swojego piłkarza, któremu ewidentnie coś się przegrzało w głowie. A Legii za końcówkę należą się brawa – przegrywając 0:2 potrafili zremisować, co przecież nie zdarza się często.

Powrót Carlitosa – Po godzinie gry na boisku pojawił się Carlitos zmieniając Makanę Baku. Jego nazwisko było skandowane przez Żyletę, która w ten sposób powitała ponownie hiszpańskiego napastnika. Ten rozruszał ofensywę, dał bardzo dobrą zmianę. Oddał groźny strzał zza pola karnego, z którym poradził sobie bramkarz Daniel Bielica. Był blisko pokonania bramkarza gości po strzale z rzutu wolnego, uderzył w dawno niewidzianym przy Łazienkowskiej stylu pod poprzeczkę – ponownie jednak znakomicie spisał się golkiper zabrzan. To na Carlitosie faul popełnił Richard Jensen i dzięki temu legioniści kończyli mecz grając w przewadze. Przez 34 minuty Hiszpan miał 16 kontaktów z piłką, z czego 9 było udanych. Oddał dwa strzały na bramkę, oba celne. Carlitos podawał 4 razy, z czego 3 podania dotarły do adresata. Dryblował 3 razy, z czego 2 razy udanie. Wygrał 4 z 8 pojedynków z rywalem, zanotował 1 przechwyt. Widać, że atakującego o takim profilu brakowało w talii trenera Runjaicia. W piątek gdy tylko miał trochę miejsca, to robił z tego użytek. Dobrze rozumiał się z Josue, wybiegał do prostopadłych zagrań od Portugalczyka. To dobry prognostyk na przyszłość.

Imponująca frekwencja – Na trybunach stadionu Legii w piątek na meczu z Górnikiem Zabrze zjawiło się 23 210 kibiców. Biorąc pod uwagę fakt, że trwa okres wakacyjno – urlopowy, a pogoda dopisuje, to naprawdę imponujący wynik. O tej porze roku w ostatnich latach lepsza frekwencja miała miejsce tylko podczas starć w europejskich pucharach z Dinamem Zagrzeb czy Rangers FC. Trzeba też zauważyć, że wszyscy przy Łazienkowskiej dobrze się bawili – były fajerwerki, oprawa, pirotechnika, emocje na koniec meczu zakończone dość szczęśliwie. Do poziomu na trybunach przez większość spotkania nie dostosowali się piłkarze Legii, ale nie poddali się, do końca próbowali odmienić losy meczu i to się opłaciło. Dzięki wysokiej frekwencji, do niedzieli wejściówki na spotkanie z Radomiakiem można było kupić ze zniżką wynoszącą 30 procent. Już teraz uprawnionych do wejścia na mecz z ekipą z Radomia jest ponad 13,5 tysiąca kibiców. Zapowiada się, że na kolejnym starciu w Warszawie atmosfera będzie równie gorąca jak na spotkaniu z Górnikiem.

Polecamy

Komentarze (145)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.