Kilka spostrzeżeń po meczu z Jagiellonią
28.10.2018 10:42
Przekombinowane ustawienie – Trener Ricardo Sa Pinto zdecydował się od pierwszej minuty zagęścić środek pola ustawiając tam trzech pomocników o inklinacjach defensywnych. Niestety miało to swoje konsekwencje – legioniści nie kreowali sobie sytuacji bramkowych, bo nie miał ich kto kreować. W dodatku przez pierwsze 20 minut w takim zestawieniu Andre Martins był nieco zagubiony, dublował się pozycjami z kolegami. Nie był to najlepszy pomysł na grę z Jagiellonią. Przy golu w pierwszej minucie zawinił w dużej mierze właśnie jeden z pomocników – Cafu. O ile po 20 minutach Martins się ogarnął i zagrał dobre zawody, o tyle Cafu do końca spotkania grał słabo – w jego grze był chaos, źle się czuł będąc bliżej bramki niż zwykle. Natomiast Domagoj Antolić gdzieś przepadł. Nie widać było pomysłu czy schematów na grę w ofensywie, jeśli powstawało jakieś zagrożenie pod bramką przeciwnika to albo po stałym fragmencie gry albo dzięki indywidualnej akcji któregoś z naszych graczy. Trener Sa Pinto na konferencji pomeczowej stwierdził, że ustawienie nie było błędem, ale Portugalczyk po prostu nie lubi się tłumaczyć, a tym bardziej przyznawać do błędu. Dobrze, że szkoleniowiec w trakcie spotkania jednak zmienił ustawienie. Trener po prostu zauważył, że jego piłkarze słabo czują się w zmienionych rolach.
Szymański to dziesiątka – Rozpoczęcie meczu w ustawieniu 4-3-3 miało jeszcze jedną ofiarę – był nim Sebastian Szymański, który rozpoczął starcie w Białymstoku na skrzydle. Pomyślmy sobie, jakie cechy powinien posiadać skrzydłowy – szybkość, dobry drybling w pełnym biegu, dośrodkowanie również na dużej szybkości, fajnie by było, gdyby trudno było go wywrócić. Które z tych cech ma „Szymi”? Żadnej. Ustawianie go na skrzydle nie ma większego sensu. Zresztą do momentu, gdy nie przeszedł na środek, grał po prostu słabo. Szymański ma talent, potrafi zagrać niekonwencjonalną piłkę, grać kombinacyjnie – to typowa „dziesiątka”. Trener Sa Pinto po meczu mówił, że „Szymi” może grać na środku i na boku. Oczywiście, że może... Portugalczyk też by pewnie mógł tam zagrać, gdyby był tylko zgłoszony do rozgrywek, ale oba rozwiązania są ze stratą dla jakości, dla drużyny. Po zmianie taktyki, zmianie pozycji dla Sebastiana, gra ofensywna zaczęła wyglądać dużo lepiej. Zastanawiamy się też co kieruje kolejnym już przecież trenerem Legii, który ustawia Marko Vesovicia na prawej obronie. W meczu z Wisłą „Veso” zawinił przy dwóch golach, a mimo to z Jagiellonią znów był ustawiony na boku bloku defensywnego. My, jak i duża liczba kibiców, widzimy go jednak na skrzydle.
Hit czy kit – Spotkanie Jagiellonii z Legią rozczarowało, a zapowiadane było jako hit kolejki. Poza bramkami obie drużyny stworzyły sobie jeszcze tylko po jednej okazji do zdobycia bramki – gospodarze gdy w słupek z ostrego kąta trafił Karol Świderski, a mistrzowie Polski gdy w znakomitej sytuacji fatalnie przestrzelił Sebastian Szymański. I to by było tyle, jeśli chodzi o emocje. Czasem ciśnienie podskakiwało jeszcze po decyzjach i interpretacjach sędziego. Kiedy były faule i należały się kartki, to wtedy ich nie było. Sędzia mylił się w obie strony, pozwalał na zbyt ostrą grę. W pierwszej części gry wszyscy w Legii poruszali się w taki sposób, że najwięcej energii, było w trenerze – Ricardo Sa Pinto. Legia w pierwszej połowie była pozbawiona atutów – gospodarze wyłączyli z gry Vesovicia, Hlouska, Nagya i Szymańskiego. Jagiellonia po strzeleniu gola skupiła się na przeszkadzaniu w grze legionistom. Taka gra po prostu nie mogła się podobać. Siłą Legii miał być Carlitos, który w poprzednim spotkaniu błysnął wysoką dyspozycją, ale był odcięty od podań.
Plusy – Jeśli w tym meczu coś może cieszyć, jeśli szukamy jakichś pozytywów, to należy wskazać na dwie rzeczy. Pierwszą jest gol Sandro Kulenovicia. Ten chłopak od dawna puka do drzwi pierwszej drużyny, ale jakoś żaden z trenerów nie dawał mu szansy gry. A to bardzo utalentowany chłopak – ma zmysł typowej „dziewiątki”, dobre warunki fizyczne, często jest tam, gdzie być powinien atakujący, dobrze gra głową. Odpowiednio prowadzony, może się szybko stać ważnym ogniwem drużyny. Swojego pierwszego gola strzelonego w ekstraklasie zadedykował zmarłej babci. Przed meczem zmienił fryzurę, gdyż jak sam stwierdził, musiał pielęgnować włosy jak kobieta. Miejmy nadzieję, że to początek zmian, zmian na lepsze. Drugim pozytywem jest fakt, że w kolejnym meczu mistrzowie Polski przegrywali, stracili gola, ale potrafili odpowiedzieć. Poza tym grając słaby mecz, sztuką jest go nie przegrać. A to się udało.
Wstrzymajmy się z krytyką – Tak po meczu z Wisłą, jak i po spotkaniu z Jagiellonią, mnóstwo zastrzeżeń, uwag krytycznych kierowanych jest pod adresem Arkadiusza Malarza. Nasz bramkarz w pierwszej minucie mógł zachować się lepiej, mógł wyjść do dośrodkowania, ale interweniował na linii – piłki nie sięgnął. Potem bronił poprawnie, ale w zachowaniu widać było pewną nerwowość. Może to błędna diagnoza, ale wydaje nam się, że ogólne zdenerwowanie na całą sytuację, złość, brak pewności swojej pozycji w zespole, powodują mikro błędy, których normalnie Malarz nie popełnia. Wydaje nam się, że poukładanie sobie wszystkiego w głowie spowoduje, że wróci golkiper, którego pamiętamy z poprzednich sezonów. Czasu jednak nie ma zbyt wiele – we wtorek w meczu Pucharu Polski zagra Radosław Majecki, a do zdrowia dochodzi Radosław Cierzniak. Dobrze by było ustanowić wśród bramkarzy hierarchię, która zawsze była, gdy o bramkarzach decydował Krzysztof Dowhań. Tamta metoda się sprawdzała przez lata. Dziś nikt nie ma pewności czy jest pierwszym bramkarzem, czy może drugim.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.