Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Leicester - dominacja gospodarzy

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

28.11.2021 00:55

(akt. 28.11.2021 01:10)

Piłkarze Legii Warszawa byli pod każdym względem słabsi od Leicester i zasłużenie przegrali 1:3, choć Anglicy nie grali z wielkim zaangażowaniem czy poświęceniem. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Leicester miało całkowitą kontrolę – Mecze Legii w Europie w tym sezonie były jak dotąd ciekawe. Starcia ze Slavią Praga, Dinamem Zagrzeb, Spartakiem w Moskiwie, Leicester w Warszawie czy z nawet Napoli na wyjeździe pokazywały, że mimo słabszej kadry można z tymi zespołami powalczyć, a nawet wygrać. Przy odpowiednim zaangażowaniu piłkarzy, dobrze dobranej taktyce, odpowiednim pomyśle na mecz, można było nadrobić niedostatki. Niestety spotkanie w Anglii było przeciwieństwem tego wszystkiego. Anglicy nie zagrali wybitnego meczu, nie gryźli trawy, nie wykazali się jakimś niecodziennym zaangażowaniem. Wręcz przeciwnie – wyglądali jakby grali na 70 procent swoich możliwości, a i tak w pełni kontrolowali przebieg spotkania. Szybko zdobyli dwie bramki, potem trzecią i nie kwapili się do kolejnych ataków. Można było mieć wrażenie, że jeśli Leicester tego dnia musiałoby strzelić pięć goli, to by strzeliło. Tylko nikt ich do tego nie zmusił. 

Łatwo tracone gole -  Pierwsze dwa gole mistrzowie Polski stracili w Leicester po błędach w obronie, w obu przypadkach nie zawinił jeden zawodnik, ale kilku, czasem niemal cała linia defensywna. Był jeden wspólny mianownik - brakowało agresji, doskoku do rywala. Legioniści jakby bali się zaatakować przeciwnika, woleli się asekurować, skupić na blokowaniu uderzenia, nie wdawać się w bezpośredni pojedynek czując strach przed przegraniem pojedynku. Nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za ewentualnie straconą bramkę. Oczywiście efekt był odwrotny od zamierzonego. Podobnie było zresztą w rozegraniu piłki na połowie rywala. Tylko Filip Mladenović i czasem Luquinhas nie unikali pojedynku z przeciwnikiem, wejścia z nim w kontakt, nawet ryzykując stratę. Pozostali grali bezpiecznie, zwykle podając piłkę do boku lub do tyłu. Każdy kolejny błąd, każda stracona bramka, powodowała że legioniści byli coraz bardziej spięci i nie potrafili sobie z tym poradzić. Dodatkowo trzeci gol ostatecznie podciął i tak słabo rozwinięte skrzydła i mecz praktycznie się zakończył. Tak grająca Legia, z takim nastawieniem, nie ma prawa wygrać meczu. Piłkarze muszą to zmienić w swoich głowach. I to szybko, bo czas ucieka nieubłaganie.  

Gra się na gwizdek – Wszyscy pamiętamy doskonale sytuację z Wrocławia z meczu ze Śląskiem, gdy sędzia liniowy podniósł chorągiewkę, piłkarze Legii stanęli, zaś gracze Śląska pobiegli dalej i strzelili dzięki temu gola. W kolejnych dniach wszyscy niemal szkoleniowcy w ekstraklasie pokazywali sytuacje swoim piłkarzom i tłumaczyli, że tak nie należy się zachowywać. Uczulał później na to graczy zarówno Czesław Michniewicz jak i obecny szkoleniowiec, Marek Gołębiewski. Niestety znów mieliśmy sytuację, w której piłkarz Legii zaczął protestować, zamiast grać. I choć trwało to moment, to wystarczyło by rywale zdołali strzelić gola. Hervey Barnes w 11. minucie trafił przypadkowo w twarz Mattiasa Johanssona. Ten rozłożył ręce, spojrzał w kierunku arbitra, coś krzyknął, a w tym momencie doszło do przebitki, piłka trafiła do Patsona Daki, a ten pokonał Cezarego Misztę. Zawodnicy Legii z jednej strony mają pecha, bo przecież trzy dni wcześniej arbiter nie zauważył jak w twarz został trafiony ręką Filip Mladenović, a gospodarze po tej akcji trafili do siatki. Ale druga strona medalu jest taka, że legioniści muszą się w końcu nauczyć, że należy grać do końca, a nie brać się za sędziowanie. Póki nie ma gwizdka należy grać i zasuwać, pokazać ewentualną sportową złość – nawet poprzez przerwanie akcji faulem, ale nie wolno protestować, stawać w miejscu, póki gwizdka nie ma, a rywale mają piłkę przy nodze. 

Otoczka meczu – Robiła wrażenie, trzeba przyznać, że mecze w Anglii mają swój niepowtarzalny klimat. Idąc na mecz godzinę przed spotkaniem miasto było już całkowicie zakorkowane, wszyscy obrali ten sam kierunek – King Power Stadium. W uliczkach w pobliżu stadionu kibice gromadzili się przy budkach z hamburgerami, co sto metrów ktoś na ręku miał przewieszone łączone szaliki i sprzedawał. Zbliżając się do stadionu słychać było muzykę – przed wejściem głównym na obiekt, przed klubowym sklepem, trwał koncert – setki ludzi śpiewało, tańczyło, po prostu dobrze się bawiło. Nie było ogromnych grup policji, raczej pojedyncze patrole, a mimo to każdy mógł czuć się całkowicie bezpiecznie. Już na samym stadionie klub zrobił prawdziwe show na wyjście swoich piłkarzy – dynamiczna muzyka, buchające ognie i zintegrowany z tym telebim – to wszystko tworzyło efektowne przedstawienie. A sami kibice co kilka minut intonowali głośne przyśpiewki – przerobione fragmenty hitów z list przebojów. Doping nie był taki jak przy Łazienkowskiej – bezustanny i głośny, ale gdy coś się działo na murawie to i na trybunach było bardzo głośno. 

Wywiad z właścicielem – Przed rozpoczęciem meczu w Leicester na oficjalnej witrynie klubowej niespodziewanie pojawił się wywiad z prezesem i właścicielem Legii, Dariuszem Mioduskim. Termin dość nietypowy, podobnie jak treść. Jeśli cel był taki, by zdjąć presję z zespołu, to efekt jest odwrotny. Jeśli chodziło o to, by zrobić presję na Rakowie, to pewnie się udało, choć zamiast zrozumienia jest w Częstochowie ogólne oburzenie i wkurzenie. Trener Marek Gołębiewski choć nie tak dawno nie był nazywany tymczasowym, teraz został już nim nazwany. Namaszczony został jego następca – Marek Papszun. Były też uwagi do zespołu, do piłkarzy, a za większość rzeczy złych obwiniony został poprzedni szkoleniowiec – Czesław Michniewicz. To tak w skrócie. Oczywiście czas oceni ten wywiad, pokaże jego rezultaty. Na dziś trudno je przewidzieć. Poza tymi, które można było zaobserwować od razu. Zespołowi to nie pomogło, a trener poczuł się jakby dostał w twarz…

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.