Kilka spostrzeżeń po meczu z ŁKS-em - Pochwały dla Kobylaka, Gual zamknął mecz
06.12.2024 18:15
Przeciętna pierwsza połowa – Piłkarze Legii rozpoczęli mecz z ŁKS-em w Łodzi, jakby jeszcze głowach siedział im remis ze Stalą w Mielcu. Widać było niepewność w poczynaniach piłkarzy. Legioniści grali bez swojego kapitana, czyli Bartosza Kapustki i w środku pola widoczna była dziura – brakowało zawodnika, który przytrzymałby piłkę i nieco uspokoił grę. W efekcie sytuacji pod bramką Aleksandra Bobka było jak na lekarstwo. Na domiar złego mnożyły się straty – zwłaszcza po lewej stronie boiska. Zawodnicy ŁKS mieli dzięki temu kilka sytuacji, choć tylko jedną, która mogła i powinna skończyć się golem – strzał Łukasza Wiecha. Ostatecznie do przerwy był bezbramkowy remis, ale w głowach kibiców była obawa o wynik końcowy i awans do kolejnej rundy rozgrywek.
Kwadrans Guala – Marc Gual już w pierwszej połowie grał na niezłym poziomie – dwa razy wypracował sytuacje kolegom – Kacprowi Chodynie i Luquinhasowi, sam uderzał na bramkę dwukrotnie – raz po zagraniu piętą Chodyny, ale trafił wprost w ręce Aleksandra Bobka, a raz jego uderzenie po akcji Wszołka zostało zablokowane. W drugiej połowie miał dobrą okazję, ale z ostrego kąta podawał do Luquinhasa i dobrze nogami interweniował bramkarz ŁKS. Aż w końcu Hiszpan się odblokował – dopadł do odbitej piłki po strzale Wszołka i choć chęć na dobitkę miał też Rafał Augustyniak, to uderzył soczyście w samo okienko bramki. Piłka jeszcze odbiła się od słupka i wylądowała w siatce. Gual uwierzył w siebie i na efekty nie trzeba było długo czekać – kilka chwil później dobiegł do podania Ryoyi Morishity i z ostrego kąta uderzył tak, że piłka przeleciała nad bramkarzem i wpadła do bramki. Sędziowie dopatrzyli się rykoszetu, stwierdzili, że to gol samobójczy, ale nie byłoby tego trafienia bez Hiszpana. Po chwili już sam, z dość trudnej pozycji, uderzył na dalszy słupek i cieszył się z hat-tricka. Świetny kwadrans, zabójcza skuteczność i Marc zamknął mecz. Brawo, oby tak dalej!
Pochwały dla Kobylaka – Gabriel Kobylak po meczu ze Stalą Mielec był pod ogromną krytyką. Zawalił – sam dobrze o tym wiedział, był na siebie wściekły i jak sam podkreślał, nie dziwiły go krytyczne teksty. Bramkarz Legii pokazał jednak, że jest silny psychicznie, pozbierał się i zagrał bardzo dobre zawody. Gdyby nie on, Legia dość szybko by przegrywała, a wtedy mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej. W 5. minucie spotkania rywale krótko rozegrali rzut z autu na wysokości pola karnego, co ewidentnie zaskoczyło legionistów. Do dośrodkowania najwyżej wyskoczył Łukasz Wiech. Był ustawiony między Ryoyą Moroshitą i Rubenem Vinagre. Obu przeskoczył, wyglądało jakby znalazł się na wysokości drugiego piętra, a legioniści zostali na pierwszym. Uderzył głową tak, jak powinien, ale kapitalnie spisał się „Kobi”. Bramkarz Legii popisał się znakomitą interwencją i pokazał, że ciężka praca na treningach się opłaca. Kobylak uchronił kolegów od konieczności gonienia wyniku. Później dobrze grał nogami, dyrygował kolegami. Skuteczną i efektowną interwencją popisał się jeszcze w doliczonym czasie gry broniąc strzał Mateusza Wysokińskiego. Skoncentrowany i pewny Kobylak zasłużył na słowa pochwały.
Powrót Barcii – W meczu z ŁKS-em w Łodzi dość niespodziewanie w pierwszym składzie znalazł się Sergio Barcia, który stracił miejsce w składzie po tym jak nabawił się kontuzji. Miało to miejsce podczas meczu z Rakowem Częstochowa w połowie września. Od tego momentu Hiszpan nie pojawiał się na murawie. Jeśli ktoś z dwójki stoperów miał wypaść, to spodziewalibyśmy się w zastępstwie przede wszystkim Jana Ziółkowskiego, potem chwalonego i zaliczającego dobry mecze w systemie z trójką stoperów Artura Jędrzejczyka, dopiero w dalszej kolejności Barcii, Ten w pierwszej połowie był jednym z najsłabszych zawodników – popełnił sporo błędów przy wyprowadzaniu piłki ze strefy obronnej, nie radził sobie z Maksymilianem Sitkiem, podejmował złe wybory, widać było po Hiszpanie brak ogrania i rytmu meczowego. Nieporozumienie z Gabrielem Kobylakiem w 13. minucie. Niedokładnie przerzucenie piłki do Augustyniaka w 17. minucie, niecelne podanie na własnej połowie w 34. minucie. Miał problemy z rozegraniem piłki, jego mocną stroną były do tej pory dokładne podania do przodu, ale tym razem i ten element zawodził. Nieco lepiej zagrał po zmianie stron, choć również błędów się nie ustrzegł. Rozumiemy, że trener chce zbudować sobie tego zawodnika, ale my postawilibyśmy na "Ziółka". Barcia w czwartek w pierwszej połowie grał bardzo słabo, w drugiej poprawnie.
Mecz z Lucjanem Brychczym w tle – Wiadomość o śmierci Lucjana Brychczego wstrząsnęła całą Legią – nic w tym dziwnego, był związany z klubem od ponad 70 lat! Przed meczem nikt się nie uśmiechał, każdy zachowywał dużą powagę i tłumaczył, że atmosfera i okoliczności są wyjątkowo podłe. Dołożyła się do tego śmierć członka rodziny jednego z zawodników. - Niestety, w ostatnich dniach opuścił nas nie tylko pan Lucjan, ale była też taka sytuacja w drużynie, w rodzinie jednego z piłkarzy. Ten zawodnik – nie będę podawał imienia i nazwiska – wybrał grę, pomoc zespołowi. To małe, wielkie rzeczy – mówił po spotkaniu trener Goncalo Feio, który przyznał, że cała Legia jest w żałobie. Zawodnicy wyszli na mecz w koszulkach z wizerunkiem „Kiciego” i napisami „Żegnaj Legendo” oraz datami – urodzenia i śmierci. Nie zabrakło minuty ciszy – cała jedenastka stała w zadumie we wspomnianych t-shirtach. Kibice Legii od pierwszej minuty wymachiwali flagą na kiju z wizerunkiem twarzy pana Lucjana, wywiesili też dwie flagi poświęcone Brychczemu – „Twe oddanie, nasz szacunek” oraz „Nasza legenda, Lucjan Brychczy, Szacunek na zawsze!”. Pan Lucjan spoglądając z góry na mecz z ŁKS-em z pewnością się uśmiechał, zwłaszcza w drugiej połowie spotkania.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.