Kilka spostrzeżeń po meczu z Miedzią - piłka według Feio
01.11.2024 17:45
Pierwszy garnitur — Miedź Legnica w pierwszej rundzie Pucharu Polski wyeliminowała Raków Częstochowa po rzutach karnych. Na zapleczu ekstraklasy jest wiceliderem, tracąc trzy punkty do prowadzącego Bruk-Betu. Zespół Ireneusza Mamrota wygrał ostatnio trzy kolejne mecze - 4:1 z Wartą Poznań, 1:0 z Chrobrym Głogów i 2:0 z Odrą Opole. Nic więc dziwnego, że trener Goncalo Feio nie chciał eksperymentować. Posłał do boju skład zbliżony do optymalnego. W porównaniu do spotkania z GKS-em Katowice oglądaliśmy tylko jedną zmianę. Zgodnie z przewidywaniami w Pucharze Polski w bramce stanął Gabriel Kobylak, zamiast Kacpra Tobiasza. I takie zestawienie było słusznym posunięciem, potwierdzili to zresztą rezerwowi, którzy poza Luquinhasem dali słabe lub bardzo słabe zmiany w trakcie spotkania. Legioniści poważnie podeszli do meczu, podobnie jak gospodarze, ale to „Wojskowi” na koniec mogli cieszyć się z awansu do 1/8 finału rozgrywek tysiąca drużyn. Dla Legii to czwarta wygrana z rzędu!
Piłka według Feio — Piłkarze Legii od początku spotkania grali na dużej intensywności. Sporo ryzykowali w rozegraniu piłki, obrona grała bardzo wysoko, stoperzy wchodzili niemal do linii środkowej, boczni obrońcy zmieniali się w środkowych pomocników jak Ruben Vinagre lub skrzydłowych jak Paweł Wszołek. Taka gra niosła ze sobą zagrożenie, rywale mogli zaskoczyć kontratakiem lub podaniem za linię obrony, ale nic takiego nie miało miejsca. Najbardziej jednak podobało nam się to, że Legia atakowała 6-7 piłkarzami, a po stracie był błyskawiczny doskok do przeciwnika, rywal z piłką przy nodze momentalnie był osaczony przez 2-3 zawodników, a gdy była próba długiego podania, to legioniści sprintem wracali się pod własną bramkę, zwykle 5-6 zawodnikami. Taka gra wymaga dobrego przygotowania motorycznego, wiąże się z dużą intensywnością. Trener Feio wiele razy podkreślał, że grając na dużej intensywności, można rywala zmęczyć, zmusić do błędów i dać sobie większą szansę na zwycięstwo. I te słowa znajdują teraz potwierdzenie w rzeczywistości. I trzeba przyznać, że dobrze ogląda się „Feio Ball”.
Gra w trójkątach — W pierwszej połowie meczu może mniej, ale w drugiej — po tym jak Wojciecha Urbańskiego zmienił Luquinhas — podobać się mogła gra w trójkątach w ofensywie. Po prawej stronie piłkę szybko rozgrywali, często na jeden kontakt, Bartosz Kapustka, Kacper Chodyna i Paweł Wszołek. Po lewej zaś bardziej dynamiczni, ale nieco mniej dokładni Ryoya Morishita, Ruben Vinagre i wspomniany Luquinhas. Rywale mieli sporo kłopotów z tak grającymi i funkcjonującymi graczami Legii. Po takich akcjach mieliśmy rzut karny, świetną okazję Moriego, dobrą Guala i w ten sposób padł też drugi gol. Generalnie w Legnicy gra Legii o wiele częściej toczyła się na bokach boiska, niż w jego środku — tam szczególnie w pierwszej połowie było sporo niedokładności.
Mnogość rozwiązań — Bardzo podoba nam się to, że od jakiegoś czasu piłkarz Legii z piłką przy nodze ma minimum dwa rozwiązania do wyboru, a często nawet więcej. Koledzy wybiegają na pozycje, pokazują się do gry i zawodnik z piłką może wybrać jego zdaniem najlepsze rozwiązanie. Jeszcze bardziej do gustu przypada nam to, że gdy legioniści są z piłką w polu karnym lub w jego pobliżu, to zwykle jest tam 5-7 zawodników. Gracze Goncalo Feio rozgrywają piłkę, a rywale są zmuszeni do bardzo niskiej obrony, często rozpaczliwej. To daje wiele rozwiązań w ataku, co zwiększa szansę na gola — zwłaszcza że Legia nie posiada w kadrze bramkostrzelnego napastnika, który gwarantowałby 15-20 bramek w sezonie.
Skuteczność do poprawy — Legia w Legnicy mogła zamknąć mecz o wiele wcześniej, ale była bardzo nieskuteczna. Do tego miała pecha — bramkarz Miedzi Mateusz Abramowicz dwukrotnie w znakomitych dla Legii sytuacjach bronił strzał głową lub też po prostu był w nią trafiany przez Rubena Vinagre i Ryoyę Morishitę. Marc Gual pracował dla zespołu, miał mnóstwo doskoków pressingowych, świetnie rozgrywał, tracił w środku pola mało piłek, ale takie okazje, jak ta stworzona przez Bartosza Kapustkę musi wykorzystać. Niestety Hiszpan w sytuacji sam na sam z bramkarzem, zamiast podciąć piłkę nad Abramowiczem, jak robili to znakomicie Tomasz Frankowski czy Nemanja Nikolić, to uderzył po ziemi i trafił w nogę golkipera gospodarzy. A przecież był jeszcze strzał „Kapiego”, po którym piłka poszybowała obok spojenia słupka z poprzeczką, uderzenie Vinagre i dobitka Guala nad poprzeczką, strzał Maximilliana Oyedele i dobitka nożycami Luquinhasa, w której Brazylijczyk nie trafił w piłkę czy przegrana sytuacja sam na sam przez Migouela Alfarelę. Wykończenia akcji to jest coś, co musi się poprawić. W przeciwnym razie będą mecze, w których przeciwnik skorzysta z ofensywnej niemocy legionistów.
Podanie tlenu Miedzi — Legia przez większość meczu przeważała. Tak naprawdę w pierwszej połowie tylko raz pozwoliła na zagrożenie — po tym jak Rafał Augustyniak trafił w brzuch Ryoyę Morishity, ruszyła kontra zakończona kąśliwym strzałem Kamila Antonika — świetnie wybronił sytuację Gabriel Kobylak. W drugiej części gry — poza stratą Maximilliana Oyedele, która zakończyła się stratą gola, legioniści dominowali, tworzyli sytuację za sytuacją, atakowali ze wściekłością. I kiedy w końcu objęli prowadzenie, to dla wielu graczy mecz jakby się skończył. Rywale przez cały czas doliczony próbowali to wykorzystać. Najpierw Kobylak w znakomitym stylu wybronił strzał Damiana Michalika z woleja, a po chwili zatrzymał Benedika Mioca, który podążał z dobitką. Minutę później po błędzie Vinagre, Mioc trafił w boczną siatkę. Trzy minuty później po stracie Steve'a Kapuadiego i szybkiej wymianie podań graczy gospodarzy, w kapitalnej sytuacji znalazł się Krzysztof Drzazga, ale jego strzał cudem minął bramkę. Było blisko dogrywki i niepotrzebnego marnowania sił przed niedzielnym starciem z Widzewem. Legioniści w niezrozumiały sposób stracili kontrolę nad meczem i podali tlen Miedzi. Spore pretensje po ostatnim gwizdku arbitra miał o to do piłkarzy Goncalo Feio.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.