Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Piastem - skromna, ale zasłużona wygrana

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

20.02.2023 18:15

(akt. 21.02.2023 09:42)

Piłkarze Legii skromnie ale w pełni zasłużenie wygrali z Piastem w Gliwicach 1:0 i trzy punkty pojechały do Warszawy. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Dwa zaskoczenia w pierwszym składzie – Trener Kosta Runjaić nieco zamieszał w składzie. O ile fakt, że Tomas Pekhart znalazł się w wyjściowym ustawieniem kosztem Macieja Rosołka, nie było wielkim zaskoczeniem, o tyle pozostałe dwie zmiany już tak. Paweł Wszołek i Bartosz Kapustka usiedli na ławce rezerwowych, a w ich miejsce pojawili się Mattias Johansson i Patryk Sokołowski. Zmiany były podyktowane względami taktycznymi, fatalnym stanem murawy i troską o zdrowie zawodników. O ile sztab szkoleniowy roszadami zadbał o spokój w defensywie, to poważnie ograniczył sobie możliwości ofensywne. Jedynym graczem, który był w stanie wykreować sytuację kolegom był bowiem Josue. Jak wypadli zmiennicy? Johansson to zupełnie inny piłkarz niż Wszołek, mieliśmy wrażanie, że nie do końca odnajdywał się w tym systemie gry, nie dawał kompletnie nic w ofensywie. A gdy już podłączył się do akcji zespołu, to nie wracał na czas. Tak było choćby w 17. minucie gdy Piast ruszył z akcją, a piłkę otrzymał po lewej stronie Damian Kądzior. Miał dużo czasu i mnóstwo miejsca by przymierzyć dogranie w pole karne. Na szczęście piłka po strzale głową Kamila Wilczka poszybowała ponad bramką. W 30. minucie sytuacja się powtórzyła – Kądzior na lewej stronie miał dużo czasu i miejsca, a Szweda nie było nigdzie w pobliżu. Na szczęście tym razem na raty z dograniem w pole karne poradził sobie Kacper Tobiasz. Lepiej było po przerwie – było więcej agresji i zaangażowania w grze Johanssona.

Patryk Sokołowski grał solidnie, poprawnie, ale oczywiście też zupełnie inaczej niż Kapustka. Często cofał się po piłkę aż do stoperów i stamtąd rozpoczynał konstruowanie akcji. Miał jedną dobrą okazję pod bramką rywala, ale po wymianie piłki z Ernestem Mucim uderzył wysoko nad poprzeczką. Nie było szału, było solidnie. Obaj opuścili murawę po godzinie, a za nich pojawili się ci, za których znaleźli się w jedenastce.

Plaster dla Josue – Podczas meczu w Lubinie z Zagłębiem komentujący spotkanie Maciej Murawski wiele razy zwracał uwagę na to, że kapitan Legii ma zbyt dużo wolnego miejsca, że przydałby mu się plaster – piłkarz, który byłby skupiony tylko na ograniczeniu atutów Portugalczyka. Tydzień później z gry Josue próbował wykluczyć w mało wyszukany sposób trener Cracovii, Jacek Zieliński. Ten sposób to zameldowanie się kilku graczy w nogach lidera Legii i zniechęcenie go do gry. Natomiast w niedzielę w Gliwicach Aleksandar Vuković faktycznie dał dla Josue plastra. Był nim Grzegorz Tomasiewicz, który jak cień podążał za rozgrywającym Legii i był skupiony długimi momentami wyłącznie na tym. Gdy tylko piłka była adresowana do zawodnika z opaską na ręku, już na jego plecach był Tomasiewicz i uniemożliwiał przyjęcie bądź odegranie piłki. Czasem wiązało się to z przekroczeniem przepisów - w  23. minucie otrzymał żółtą kartkę po tym jak wślizgiem od tyłu trafił w nogi Portugalczyka. W 44. minucie obok Josue wyjątkowo nie było Tomasiewicza i momentalnie w nogach zameldował mu się Jakub Czerwiński. Portugalczyk miał sporo szczęścia, że rywal nie zrobił mu krzywdy. Oczywiście gracza Legii nie da się całkowicie wyłączyć – choćby przy rzutach rożnych i wolnych. Ale też Josue potrafił sam wślizgiem odebrać piłkę rywalowi i od razu błyskawicznie zagrać do kolegi – tak było w 20. minucie gdy wyłuskał futbolówkę spod nóg rywala i posłał ją w pole karne, gdzie Pekhartowi zabrakło kilkunastu centymetrów by uderzyć na bramkę. W drugiej odsłonie cały zespół Legii grał znacznie wyżej i bardziej ofensywnie, co miało też przełożenie na lepszą grę Josue. Portugalczyk podszedł do rzutu karnego mimo wpadki w ubiegłej kolejce i pewnym uderzeniem zamienił jedenastkę na gola. Dopiero w tym momencie misja Tomasiewicza się zakończyła i były zawodnik Legii odkleił się od Josue.

Pekhart czyli brakujący element – Gdy okazało się, że Tomas Pekhart wraca do Legii wśród kibiców i dziennikarzy nie brakowało krytycznych opinii. Fani mieli wątpliwości czy Czech może dać coś jeszcze Legii, skoro zanotował słaby drugi sezon z „eLką” na piersi, a potem w Turcji strzelił raptem jednego gola. Obawy były na wyrost – okazało się, że mimo dłuższej przerwy w grze, mimo tego, że piłkarz nie jest jeszcze w najwyższej dyspozycji, to w ekstraklasie daje sobie radę. Trener Kosta Runjaić potrzebował w swojej układance zawodnika o takich atutach jak Czech i wygląda na to, że był to brakujący element. Z Cracovią wszedł z ławki rezerwowych i strzelił gola dającego remis. W Gliwicach zagrał od pierwszej minuty, gdy Nawrocki podawał do Muciego ale piłka odbiła się od obrońcy i trafiła do Pekharta, ten udem przyjął piłkę mając na plecach Ariela Mosóra, od razu ustawiając ją do strzału. Obrócił się, uderzył z woleja i zmusił Frantiska Placha do trudnej interwencji. Potem dużo walczył, pokazywał się w polu karnym, a gdy błąd popełnił Ariel Mosór, wykorzystał go przewracając się o nogę stopera Piasta. To jest spryt i doświadczenie, którego brakowało w ataku Legii. Czech miał ochotę strzelać, ale rzut karny na bramkę zamienił Josue.

Błędne wybory sędziego i jego asystentów – Nie był to dzień Damiana Sylwestrzaka, który dokonywał w Gliwicach złych wyborów. Pokazał żółtą kartkę Tomasowi Pekhartowi za to, że ten walczył o piłkę z Arielem Mosórem. Czech wysoko podniósł nogę, ale nie dotknął nią obrońcy Piasta. Ten jednak padł jak rażony piorunem trzymając się za twarz, a arbiter zagwizdał i wyjął z kieszeni żółtą kartkę. Legia powinna się od tego upomnienia odwołać. W 34. minucie Piast wykonywał rzut rożny. W momencie gdy piłka szybowała w pole karne, Kamil Wilczek przebiegając obok Josue pchnął go na ziemię. Portugalczyk upadł, ale sędzia nie zareagował, a Patryk Dziczek wygrał pojedynek główkowy z Maikiem Nawrockim i trafił w słupek. Gdyby był gol, konieczna byłaby interwencja wozu VAR. W 44. minucie Jakub Czerwiński wjechał od tyłu, z dużym impetem w nogi Josue. Portugalczyk miał szczęście, że zdołał oderwać lewą nogę od ziemi. Gdyby opierał na niej ciało, skończyłoby się poważną kontuzją. Arbiter powinien pokazać obrońcy czerwoną kartkę, skończyło się na żółtej. W drugiej połowie znakomitej sytuacji nie wykorzystał dla Piasta Kamil Wilczek. Mając przed sobą tylko Tobiasza i cztery metry do bramki skiksował, ale sędziowie i tak pokazali pozycję spaloną. Jak pokazały powtórki, spalonego nie było. Gdyby był gol, wtedy musiałby interweniować VAR. W 67. minucie w bliskiej odległości od sędziego faulowani byli kolejno Josue i Bartosz Kapustka, arbiter puścił grę i kontrę dla gospodarzy. W 73. minucie sędzia najpierw po akcji Yuriego Ribeiro wskazał na piąty metr uznając, że piłka wyszła całym obwodem poza boisko. Gdy okazało się, że piłka nie wyszła – taki sygnał musiał sędzia otrzymać z wozu VAR, to pozostała sytuacja z faulowanym w polu karnym Tomasem Pekhartem. I tutaj decyzja nie została podjęta z boiska – Sylwestrzak został wezwany do monitora, aby sobie całe zdarzenie obejrzał. Dopiero wtedy wskazał na jedenasty metr, a rzut karny na bramkę zamienił Josue. W 82. minucie Bartosz Slisz mając na koncie żółtą kartkę zagrał piłkę ręką uniemożliwiając jej przyjęcie przez Michała Chrapka – powinna być druga żółta kartka i w konsekwencji czerwona, ale jej nie było. „Sliszu” jednak po chwili zapracował na czerwień. Dopiero w doliczonym czasie gry sędzia podjął słuszną decyzję gdy Kacper Tobiasz był faulowany w polu karnym. Wcześniej jednak zbyt często decyzje podjęte na murawie musiał poprawiać zespół VAR.

Brzydki mecz do oglądania – Nie było to widowisko przyjemne dla oka. W pierwszej połowie legioniści byli w posiadaniu piłki przez 61 procent czasu, ale nie przekładało się to na sytuacje podbramkowe. Do przerwy Legia oddała jeden celny strzał na bramkę, a Piast żadnego. Zamiast gry w piłkę było dużo walki, fauli, przepychanek, chaosu i złych emocji. Po zmianie stron Legia zmieniła nastawienie, podeszła wyżej i po prostu chciała ten mecz wygrać. Efektem tego były kolejne sytuacje pod bramką Placha – strzał Slisza w poprzeczkę, uderzenie Muciego z dystansu, liczne dogrania piłki w stronę Pekharta i rzut karny wykorzystany przez Josue. Piast za późno zaczął grać z Legią w piłkę, a za długo był skupiony na przeszkadzaniu. Dopiero od 77. minuty czyli po stracie gola od Josue odkleił się Tomasiewicz i brał udział w budowaniu akcji. W 89. minucie gospodarze mogli doprowadzić do remisu, ale znakomitego podania od Ariela Mosóra nie wykorzystał Kamil Wilczek. Legia miała 60 procent posiadania piłki, oddała dwa celne strzały na bramkę, podczas gdy Piast żadnego. Statystyka podań to 525:353 na korzyść legionistów. „Wojskowi” przebiegli też więcej kilometrów, choć spotkanie kończyli w osłabieniu. Ogólnie wygrana skromna ale zasłużona. Na pochwałę zasłużył Yuri Ribeiro, który kolejny już mecz zagrał na wysokim poziomie. Do momentu czerwonej kartki bardzo dobre spotkanie rozgrywał też Bartosz Slisz, ale za obie kartki należy go zganić. Pierwsza była otrzymana za faul poza boiskiem, a druga za przewinienie w bezpiecznej strefie boiska.

Polecamy

Komentarze (23)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.