Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Podbeskidziem - brakowało wszystkiego

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

01.02.2021 00:40

(akt. 01.02.2021 12:11)

Piłkarze Legii Warszawa przegrali w Bielsku-Białej z Podbeskidziem 0:1 i stracili pozycję lidera. Powodów takiego stanu rzeczy było bardzo wiele. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Nie wyszło nic – Piłkarze Legii pracowali na zgrupowaniu nad kilkoma aspektami – ruchliwością – gdy jeden zawodnik miał piłkę, inni byli w ruchu by dać graczowi przy piłce różne możliwości rozegrania, stałymi fragmentami gry, uporządkowaniem defensywy oraz szybkim atakiem pozycyjnym / kontratakiem. W spotkaniach sparingowych wiele z tych rzeczy wychodziło – oba gole w grze z Dynamem Kijów padły po wypracowanych na treningach schematach. Jednak kluczem było przeniesienie tych wszystkich ćwiczonych rzeczy na mecze o stawkę. Niestety w pierwszym starciu z Podbeskidziem zawodnikom Legii nie wyszło nic z tego nad czym pracowali wcześniej, a co gorsze czasem nawet trudno było dostrzec by próbowali wdrożyć choć część tego, nad czym pracowali w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Potwierdzali to nawet sami zawodnicy w pomeczowych rozmowach. - To co graliśmy w sparingach i trenowaliśmy, to jednak było coś innego niż to, co zaprezentowaliśmy w meczu z Podbeskidziem – powiedział przed kamerami Canal+ Igor Lewczuk.

Bez pomysłu – W Bielsku-Białej było często wszystko na odwrót. Zamiast ruchliwości całego zespołu poruszał się zwykle tylko zawodnik będący przy piłce, reszta się przyglądała. Zamiast wielu schematów rozegrania rzutów rożnych oglądaliśmy jeden i ten sam – czyli dośrodkowanie z odchodzącej piłki. Zamiast szybkiego ataku pozycyjnego było klepanie od nogi do nogi, bez żadnego przyspieszenia i często też bez pomysłu co z piłką można zrobić. Z tego powodu kończyło się zwykle na zgraniu do boku i dośrodkowaniu na Tomasa Pekharta w pole karne. Zagrożenie przynosiły tylko nieliczne rozgrania futbolówki na jeden kontakt i prostopadłe podania – ale było ich jak na lekarstwo. Najbardziej irytujące było jednak to, że mimo niekorzystnego wyniku w drugiej połowie spotkania, nie było widać złości, agresji, waleczności. Czasem mecz może nie wyjść, ale wtedy należy go wybiegać, dać od siebie coś z wątroby. A tymczasem po stracie gola wszyscy przeszli nad tym jakby do porządku dziennego będąc pewnym, że wynik zaraz się poprawi. Ale tego się nie da zrobić nie kreując żadnych klarownych sytuacji. Długimi momentami można było odnieść wrażenie, że legioniści po prostu nie mają pomysłu na sforsowanie szyków obronnych gospodarzy.

Brak odpowiednich wykonawców – Piłkarze Podbeskidzia cofnęli się całym zespołem pod własne pole karne i tam oczekiwali na graczy Legii. Na tak skomasowaną obronę potrzeba gry kombinacyjnej, często na jeden kontakt. Niestety trzeba przyznać, że kolejny już raz okazało się, że mistrzowie Polski nie mają do takiej gry odpowiednich wykonawców. W Bielsku – Białej jedynym piłkarzem, który potrafił wygrać pojedynek jeden na jednego, stworzyć przewagę był Luquinhas. Swobodę z piłką przy nodze miał jeszcze Bartosz Kapustka, choć nie zawsze koledzy rozumieli jego intencje. Pozostali zawodnicy w środku pola jak Andre Martins czy Bartosz Slisz lepiej czują się w grze defensywnej. Bazujący na szybkości i przygotowaniu motorycznym Paweł Wszołek nie mógł skorzystać ze swoich atutów – nie było się gdzie rozpędzać. Niestety w Legii nie ma dziś graczy pokroju Miroslava Radovicia, Vadisa Odjidji Ofoe czy Guilherme czyli takich, którzy potrafili zrobić coś z niczego. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie zawodnicy tej klasy mieli się pojawić przy Łazienkowskiej.

Krótka ławka rezerwowych – Już podczas zgrupowania Legii alarmowaliśmy, że kadra Legii jest dość wąska jakościowo. Przy niekorzystnym wyniku trener Czesław Michniewicz dość szybko rzucił na boisko wszystko co miał najlepsze na ławce rezerwowych – Joela Valencię i Rafaela Lopesa. Do trzeciej zmiany już nie doszło. Kogo jeszcze „Wojskowi” mieli w rezerwie? Dwóch bramkarzy – Radosława Cierzniaka i Kacpra Tobiasza, wracającego po problemach zdrowotnych obrońcę, Mateusza Wieteskę, defensywnie usposobioną młodzież, czyli Nikodema Niskiego i Jakuba Kisiela, doświadczonego Mateusza Cholewiaka i potrzebującego ogrania meczowego Kacpra Kostorza. Niestety to nie będzie tylko problem w niedzielnym meczu, a brak odpowiedniej konkurencji na niektórych pozycjach może być kłopotem większym niż się wydaje. Trener nie ma za bardzo opcji wyboru, gdy ktoś na boisku spisuje się poniżej oczekiwań, zaś zawodnicy nie czując oddechu kolegi na plecach na treningach, nie czynią należytych postępów. Jak wiadomo konkurencja jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, a jej brak i owszem.

Strata lidera – Legia mogła powiększyć przewagę nad Rakowem Częstochowa, a tymczasem spadła na drugą pozycję na rzecz Pogoni Szczecin. Legioniści za tydzień zmierzą się w Warszawie z zawodnikami Marka Papszuna i w przypadku straty punktów może zrobić się gorąco. Co ciekawe, już po pierwszych tegorocznych starciach okazało się, że nie Raków i Legia na których była skupiona uwaga większości kibiców, ale Pogoń została liderem i może stać się poważnym kandydatem do tytułu mistrza Polski. Oczywiście do końca wiele meczów i wszystko może się zdarzyć, ale szukając pozytywów pozostają nam słynne słowa trenera Macieja Skorży – liga będzie ciekawsza. Szkoda tylko, że przy okazji jest z roku na rok coraz słabsza.

Polecamy

Komentarze (377)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.