Kilka spostrzeżeń po meczu z Rakowem - budowa trwa, ale robota stanęła w miejscu
12.09.2022 20:40
Senny początek meczu – Obie drużyny wyszły na boisku z dużym respektem dla przeciwnika i z jasno nakreślonym planem – głównie dotyczącym gry w defensywie. Legia wiedziała, że Raków jest groźny w szybkich atakach, zaraz po przejęciu piłki. Legioniści oddali więc futbolówkę gospodarzom, którzy byli zmuszeni do ataku pozycyjnego. Gdy gracze Marka Papszuna zaczynali konstruowanie akcji, cała jedenastka Legii była na własnej połowie i czekała na błąd któregoś z rywali. Niestety nawet jeśli Legia przerywała akcje i ruszała z kontrą, to skrzydłowi i środkowi pomocnicy nie wybiegali na pozycje, albo robili to zbyt wolno. Przez to najczęstszym zagraniem była „laga na Carlitosa” i jak się możemy domyślać Hiszpan w pojedynku z rosłymi obrońcami był bez najmniejszych szans. Raków z kolei nie czuł się dobrze w ataku pozycyjnym, piłkarze gospodarzy mieli piłkę i nie za bardzo wiedzieli co z nią zrobić. Efekt był taki, że na boisku nie działo się praktycznie nic. Raz z dystansu uderzał Ernest Muci, ale nieznacznie się pomylił, raz po rzucie wolnym egzekwowanym przez Iviego Lopeza przed szansą stanął Zoran Arsenić, ale w strzale skutecznie przeszkodził mu Rafał Augustyniak. I to by było na tyle, aż do rzutu karnego. Przez pół godziny emocji było więc mniej niż na rybach.
Brak reakcji na gola, starania Gutkovskisa - W 28. minucie meczu Patryk Kun zagrał płasko w pole karne, o piłkę walczyli Ivi Lopez i Mattias Johansson. Za pierwszym razem piłkę dotknął Szwed, ale za drugim Hiszpan dzięki sprytowi i szybkości zdołał włożyć nogę przed piłkę, a atakujący futbolówkę obrońca Legii zamiast w piłkę trafił w nogę gracza Rakowa. Sędzia początkowo podyktował rzut wolny, ale po sygnale z wozu VAR zmienił decyzję i słusznie wskazał na jedenasty metr. Lopez uderzył w środek bramki, a stojący między słupkami Kacper Tobiasz pofrunął w prawo i Raków objął prowadzenie. Jeśli ktoś przypuszczał, że gol podziałał na legionistów jak zimny prysznic, że podrażniona została ambicja „Wojskowych”, to się grubo mylił. To gospodarze mogli a nawet powinni już do przerwy rozstrzygnąć losy meczu, ale Vladislavs Gutkovskis najpierw nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem Legii, a później w sobie tylko znany sposób nie trafił do pustej bramki z trzech metrów. To Łotysz utrzymywał Legię w grze, niestety jak się później okazało jego starania poszły na marne. Warto jeszcze odnotować akcję Legii w której Paweł Wszołek nawinął w polu karnym Milana Rundicia i mając piłkę na lewej nodze w zasadzie podał ją bramkarzowi. Był to jedyny celny strzał Legii oddany z pola karnego w tym meczu, a jak wyliczyli statystycy jedyny celny strzał z szesnastki w ostatnich dwóch spotkaniach!
Zero argumentów – Im dalej w mecz, tym było gorzej. Lopez ograł przy linii bocznej Filipa Mladenovicia i minimalnie przestrzelił Arsenić. Po chwili piłkę w dziecinny sposób na środku boiska stracił Maik Nawrocki, a Lopez biegł sobie z piłką, zszedł do boku i uderzył na bramkę – tę sytuację jeszcze obronił Tobiasz. W końcu koszmarną stratę przed polem karnym zaliczył Patryk Sokołowski, co tym razem wykorzystał Bartosz Nowak. W końcówce meczu na strzał rozpaczy zdecydował się Johansson. Bramkarz Rakowa Vladan Kovacević złapał piłkę i wykopał daleko do przodu. Nie spodziewał się zapewne, że zanotuje asystę przy golu Fabiana Piaseckiego. Ale tak się stało, niefrasobliwość obrońców Legii plus bardzo słabe zachowanie Augustyniaka i trzeci gol stał się faktem. Gracz Legii nawet zagrywał piłkę ręką, ale i to mu nie pomogło. Czwarty gol przy tak rozbitej Legii był formalnością – Piasecki zagrał w tempo do rozpędzonego Nowaka i Tobiasz był bezradny. A był też piąty gol, ale nie został uznany przez arbitra. Mecz można przegrać, to jest sport, a Raków był faworytem tego starcia, ale martwi gra zespołu Legii i styl. Legioniści nie mieli w meczu z Rakowem żadnych argumentów – nie było żadnego elementu zaskoczenia, gry z pierwszej piłki, udanych dryblingów czy wypracowanych schematów. Legia ostatnie dobre 45 minut gry zaprezentowała w Łodzi, w czasie meczu z Widzewem. W Częstochowie wybrańcy Kosty Runjaicia wcale nie zagrali gorzej niż ze Stalą Mielce czy Radomiakiem, ale przeciwnik był bardziej wymagający. Jedynym zawodnikiem, do którego można nie mieć zastrzeżeń, jest bramkarz. Wszyscy gracze środka pola i skrzydłowi grają dużo poniżej możliwości.
Pycha kroczy przed upadkiem – Spotkanie w Częstochowie pokazało, że mocne wypowiedzi w mediach nie znajdują potwierdzenia na boisku. Najpierw Vladislavs Gutkovskis mówił o nowym początku w starciu z Legią, że musi strzelić gola i się przełamać, zniszczyć rywali – a na boisku był zdecydowanie najsłabszym ogniwem Rakowa, graczem przemotywowanym do granic możliwości. Trener pewnie chętnie by go zdjął w przerwie, ale nie chciał go dobijać psychicznie. Z kolei w Legii na przedmeczowej konferencji prasowej trener Kosta Runjaić stwierdził, że zespół poczuł ogień i chce wykorzystać impet, że są najlepszą drużyną w Polsce i zespół w meczu z Rakowem pokaże zaangażowanie, energię i wolę zwycięstwa. Niestety niczego z tych rzeczy na boisku nie było widać, a przebieg spotkania i wynik pokazał, że obecnemu zespołowi dość daleko do najlepszej drużyny w kraju. To nic nowego, stary grzech jaki pojawiał się przy Łazienkowskiej dość często. Wystarczyły trzy wygrane, w słabym stylu, gdzie zwycięstwa były przepychane przez indywidualności, i w klubie zaczęto myśleć o drużynie, jako najlepszej w lidze. To zawsze kończyło się źle i nie inaczej było tym razem. Dla porównania przed meczem Marek Papszun mówił, że Legia jest faworytem niedzielnego starcia i głównym faworytem do mistrzostwa Polski. Nawet jeśli była to gra psychologiczna, to trener Rakowa zdecydowanie ją wygrał.
Budowa trwa, ale robota stanęła w miejscu – Trwa przebudowa Legii, w kwestii stylu gry stawiane są fundamenty przez trenera Kostę Runjaicia – mówił o tym w rozmowie z Legia.Net dyrektor sportowy Jacek Zieliński. I to wszystko jest jasne, problemem jest to, że obserwując ostatnie mecze można mieć wrażenie, że z jakiegoś powodu praca na budowie stanęła. Ktoś powie, że wystarczy spojrzeć w tabelę, by taką tezę obalić. Tyle, że w poprzednich meczach często cieszyły zwycięstwa, a nie sama gra. Josue jest dobrze przygotowany fizycznie, biega, walczy ale liczb na koncie nie ma. Paweł Wszołek wrócił z Unionu i miał świetny początek, ale zgasł i z każdym meczem jest gorzej. Makana Baku nieźle zaprezentował się tylko w debiucie z Zagłębiem Lubin. Bartosz Kapustka ma wzloty i upadki – tych drugich ostatnio więcej – ten przypadek można jednak łatwo wytłumaczyć kontuzją i bardzo długą rehabilitacją. Mattias Johansson mecze dobre przeplata z bardzo słabymi. Filip Mladenović na początku sezonu pokazał, że znów jest zdolny do rzeczy wielkich, ale również zgasł. Za dużo jest obecnie w kadrze zespołu zawodników grających zdecydowanie poniżej swoich możliwości. I to jest główny problem do rozwiązania dla trenera i jego sztabu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.