Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Rakowem - najlepszy mecz w sezonie

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

03.04.2023 17:10

(akt. 03.04.2023 17:26)

Piłkarze Legii Warszawa wygrali z liderującym Rakowem Częstochowa i nałożyli presję na graczy Marka Papszuna. Co warto dodać, legioniści zwyciężyli całkowicie zasłużenie, będąc drużyną lepszą, zespołem bez słabych punktów. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Najlepszy mecz Legii w tym sezonie – Legia od początku miała mecz z Rakowem pod kontrolą, przeważała i dyktowała warunki gry. Miała tylko jeden słabszy moment, w którym się nieco pogubiła – miał miejsce między 55. a 63. minutą gry. Tylko przez osiem minut goście mieli przewagę, byli stroną przeważającą. Od początku meczu to jednak legioniści byli skoncentrowani, zmobilizowani i naładowani pozytywną energią. Gracze Kosty Runjaicia szybko rozgrywali piłkę, często na jeden kontakt, z czym nie mogli dać sobie rady gracze z Częstochowy, zwyczajnie nie nadążali. Efektem takiej gry były faule – już w 2. minucie kluczowy gracz środka pola czyli Giannis Papanikolau otrzymał żółtą kartkę za spóźnione wejście w Josue i do końca spotkania musiał uważać. ”Wojskowi” byli ruchliwi, grali efektownie, efektywnie i odpowiedzialnie – zwłaszcza w tyłach. Gdy zawodnik Rakowa miał piłkę w okolicach pola karnego, krycie było często podwajane. Gdy w strefie obronnej jeden z graczy Legii miał piłkę, pozostali pokazywali mu się do gry, tak by zawodnik przy piłce miał opcję w rozegraniu. Oczywiście mecz miał różne okresy. W pierwszym, trwającym ponad 30 minut, warszawiacy grali ofensywnie, cały czas parli do przodu, od stoperów i defensywnego pomocnika, przez innych graczy środkowej strefy, po skrzydłowych. Grając szybko na jeden kontakt, Legia robiła sobie przewagę i stwarzała sytuacje pod bramką przeciwnika. Po stracie gola mieliśmy inną fazę meczu – legioniści szybko wymieniali piłkę, umiejętnie wychodzili spod pressingu. Cofnęli się, wyczekiwali na błędy rywala, a gdy te się zdarzały, ruszali do przodu. Tak było do 55. minuty. Potem było osiem przygniatających minut Rakowa, ale gospodarze przetrzymali napór, odpowiedzieli golem i do końca meczu już w pełni kontrolowali przebieg spotkania.

Geniusz Josue – Jeśli ktoś przed meczem z Rakowem miał wątpliwości co do gry Josue w meczach z czołówką, to już po pierwszej połowie sobotniego starcia nie miał żadnych. Dla tego zawodnika warto było przyjść na stadion czy usiąść przed telewizorem. Otoczka spotkania, przedmeczowe wypowiedzi, komplet kibiców na trybunach, stawka rywalizacji – to wszystko zdawało się Portugalczyka tylko nakręcać. Znakomicie wykorzystywał wolne przestrzenie, miał niesamowity przegląd pola. Regulował tempo gry, przerzucał jej ciężar z prawej strony na lewą i odwrotnie. W taki sposób padł trzeci gol gdy popisał się inteligentnym i precyzyjnym zagraniem do Filipa Mladenovicia. Gdy podawał z pierwszej piłki, rywale byli bezradni. Pierwsze genialne podanie za linię obrony do wbiegającego w pole karne Pawła Wszołka miało miejsce w 6. minucie spotkania. Pięć minut później efektownie zagrywał do Filipa Mladenovicia. W 15. minucie będąc w strefie obronnej popisał się kapitalnym prostopadłym podaniem do Wszołka, przecinającym dwie formacje Rakowa. "Wszołi" wycofał do Tomasa Pekharta, a ten trafił w słupek. Maestria w wykonaniu Josue była niesamowita przy tym zagraniu, takich podań na polskich boiskach po prostu się nie ogląda. W 18. minucie podawał z powietrza, z pierwszej piłki do Mladenovicia na wolne pole, ale Serb tym razem przegrał pojedynek z Franem Tudorem. W 27. minucie odegrał piłkę klatką piersiową do Slisza, który z pierwszej piłki podał na wolne pole do Wszołka i znów było groźnie. Minutę później najpierw przerzucił piłkę do Yuriego Ribeiro, a po chwili już w pobliżu pola karnego podał piłkę w pole karne tak, że sam przed Vladanem Kovaceviciem stanął Ernest Muci – lepszy był bramkarz Rakowa. W 29. minucie zagrał mocno do Pekharta w pole karne, Tomas zgłaszał przewinienie obrońców, ale sędzia pozostał niewzruszony. W końcu kapitalne zachowanie przy stałym fragmencie gry. Legia takie rozegranie ćwiczyła wiele razy na treningach. Kapustka zagrał do Mladenovicia, Serb do Josue, a ten momentalnie popisał się prostopadłym podaniem zwrotnym w pole karne do Kapustki. "Kapi" również z pierwszej piłki podał do Augustyniaka, ten uderzył – z pierwszej piłki i futbolówka znalazła się w bramce. Piękna filmowa akcja i kolejny błysk geniuszu Josue.

Pochwały dla Augustyniaka i Wszołka – W podstawowym składzie Legii zabrakło Maika Nawrockiego, który w tygodniu lekko naciągnął jeden z mięśni. Do środy nie  trenował z kolegami, w czwartek pracował indywidualnie, dopiero w piątek trenował z zespołem. Trener Kosta Runjaić uznał, że to za mało i posłał do boju Rafała Augustyniaka, a ten nie zawiódł. Zagrał bardzo dobre zawody, grał odpowiedzialnie, czyścił wszystko, wygrywał pojedynki, asekurował kolegów. W drugiej połowie miał dwie kluczowe dla losów spotkania interwencje w pojedynkach z Vladislavsem Gutkovskisem.

Drugim z cichych bohaterów meczu z Rakowem był Paweł Wszołek. Raz za razem wybiegał na pozycje, nękał obrońców i zwykle wychodził z tych pojedynków zwycięsko, ale i pracował w defensywie, nadążał z asekuracją. Biegał od jednej linii końcowej boiska do drugiej, był wszędzie. W 15. minucie idealnie wybiegł do podania od Josue, podał do Tomasa Pekharta, który trafił piłką w słupek. Po golu na 1:0 stojąc przy linii bocznej podbijał sobie piłkę raz lewym raz prawym barkiem, był naładowany energią, czuł się pewnie i pokazywał to na boisku. Chwilę później będąc z prawej strony pola karnego dwukrotnie nawinął Milana Rundicia, dośrodkował w pole karne, ale Pekhart posłał piłkę ponad bramką. W drugiej części meczu pracował za dwóch, urwał się Iviemu Lopezowi i pięknym szczupakiem pokonał bramkarza Rakowa ustalając wynik meczu. Całe spotkanie cieszył się grą, był wyluzowany, uśmiechał się, ale przy tym harował za dwóch.

Nie było słabych punktów - Ale na pochwały zasługują też inni – Ernest Muci grał naprawdę dobrze, szwankowało wykończenie, ale miał duży luz, pracował dla zespołu, popisał się asystą przy golu Pekharta. Widać, że dobrze rozumie się z Czechem, potrafi go znaleźć w polu karnym i zagrać idealnie. Tak było w Zabrzu z Górnikiem, tak było też w Warszawie z Rakowem. Często uderzał na bramkę, zwykle trafiał w bramkarza, miał sytuację sam na sam z bramkarzem, ale lepszy był Kovacević. Tomas Pekhart znów trafił do siatki i było to ważne trafienie bo napoczynające Raków. Co ważne – po tym jak trafił w słupek, nie rozpamiętywał tej sytuacji, nie przeżywał, i 30 sekund później cieszył się z bramki. W dziecinny sposób zwiódł obrońców, wygrał pojedynek w powietrzu i nie dał szans na skuteczną interwencję bramkarzowi gości. Niesamowicie napracował się Bartosz Slisz, czyścił jak odkurzacz, ale i rozgrywał. Jak zaczął biegać w pierwszej minucie meczu, tak zatrzymał się dopiero wraz z ostatnim gwizdkiem arbitra.

Jeden gorszy moment – Piłkarze Legii mieli jeden słabszy moment – między 55. a 63. minutą. Choć gola stracili wcześniej – po dośrodkowaniu Iviego Lopeza zawahali się Rafał Augustyniak i Yuri Ribeiro, nie bardzo wiedzieli kto ma odpowiadać za krycie Bartosza Nowaka i ten wykorzystał sytuację i pięknym strzałem głową skierował piłkę do siatki. Po stracie gola legioniści się cofnęli, czekali na błędy gości, nie pozwalali piłkarzom Rakowa na wiele, podobnie było po przerwie. Raków naciskał, stosował wysoki pressing, ale legioniści umiejętnie z niego wychodzili. Tak było aż do momentu, gdy Bartosz Slisz źle przyjął sobie piłkę. Swój błąd sam naprawił wybijając spod nóg Papanikolau, ale stawiając nogę trafił w stopę piłkarza gości. Sędzia wskazał na „wapno” ale po obejrzeniu sytuacji słusznie odwołał swoją decyzję. Ta akcja wprowadziła jednak zamieszanie w szeregi legionistów i napędziła graczy Rakowa, którzy poczuli krew. Po chwili Rafał Augustyniak powtrzymał wychodzącego sam na sam z bramkarzem Vladislavsa Gutkovskisa i cieszył się z tej interwencji tak samo jak ze strzelonego gola. W 60. minucie Artur Jędrzejczyk wyprowadzając piłkę podał tak niedokładnie do Dominika Hładuna, że futbolówkę zdołał wślizgiem wyłuskać Bartosz Nowak i sam przed pustą bramką znalazł się Gutkovskis. Wydawało się, że remis stał się faktem, jednak wracający niczym gladiator Augustyniak zdecydował się na ryzykowany wślizg i uniemożliwił Łotyszowi skierowanie piłki do siatki. To była interwencja meczu! Później jeszcze Raków miał ciekawe rozegranie rzutu wolnego i to by było na tyle. Legia odpowiedziała golem Pawła Wszołka i legioniści do końca kontrolowali przebieg spotkania i zasłużenie zwyciężyli. - Teraz gra o mistrzostwo będzie toczyła się "Do Końca", a gracze Rakowa będą czuli na plecach oddech legionistów - zapowiedział po spotkaniu Josue.

Polecamy

Komentarze (43)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.