Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Rakowem

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

16.02.2020 22:47

(akt. 17.02.2020 00:22)

Piłkarze Legii w sobotę zremisowali w Bełchatowie 2:2 z Rakowem Częstochowa. Legioniści popełnili wiele błędów w grze defensywnej, podarowali rywalom też dwa rzuty karne. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Rosołek w pierwszym składzie – Trener Aleksandar Vuković dokonał jednej zmiany w składzie w porównaniu do spotkania z ŁKS-em. Na Raków Częstochowa od pierwszej minuty wyszedł Maciej Rosołek kosztem Arvydasa Novikovasa. Na pierwszy rzut oka zmiana całkowicie słuszna. Litwin tydzień temu nie pokazał się z najlepszej strony i jak sam przyznał w rozmowie z Legia.Net, nie jest ostatnio w najwyższej formie. Rosołek zaś strzelił gola, a mógł dwa, ale piłka po jego zagraniu trafiła w słupek. Wprowadził sporo ożywienia i przyczynił się do sięgnięcia przez zespół po trzy punkty. Tyle, że w spotkaniu rozgrywanym w Bełchatowie Rosołek wyglądał na zagubionego, piłki latały nad jego głową, nie pasował do stylu gry, jaki na sobotę obrał zespół. Tylko raz potrafił zrobić użytek z jego osoby Michał Karbownik – dograł mu piłkę jednak nie górą, na walkę w powietrzu, ale tak, że można ją było przyjąć i posłać w kierunku bramki. Poza tym młody gracz szukał sobie pozycji, schodził na skrzydło, cofał się, ale niewiele z tego wynikało.

Dośrodkowanie za dośrodkowaniem – Wiadomo było przed meczem, że w zespole Rakowa nie zagra za kartki Tomas Petrasek – czyli piłkarz, który świetnie radzi sobie w powietrzu, a gra głową jest jego największym atutem – tak we własnym polu karnym, jak i przeciwnika. Wydaje się, że legioniści wzięli to sobie do serca i próbowali za wszelką cenę ten fakt wykorzystać. Piłkarze Aleksandara Vukovicia raz za razem posyłali piłkę w pole karne, mimo że tam często byli Luquinhas czy Rosołek, którym trudno było wygrać pojedynek główkowy z obrońcami. Z akcji oskrzydlających i dograń w pole karne w wykonaniu Wszołka czy Vesovicia nie było większego pożytku. Nawet przy rzutach rożnych czy wolnych, gdy w pole karne wbiegali Jędrzejczyk czy Lewczuk, i tak piłka po dośrodkowaniach zwykle nie trafiała do rosłych legionistów. Tym bardziej dziwi, dlaczego w taki akurat sposób wicemistrzowie Polski grali z uporem maniaka. Szczególnie, że na boisku nie pojawił się najwyższy w kadrze Tomas Pekhart.

Błędy w defensywie – Legia przeważała przez cały mecz, kreowała grę, piłkarze wymieniali kolejne podania czekając na moment, w którym będzie można zagrać podania otwierające drogę do bramki. Ale to Raków stwarzał groźniejsze sytuacje i robił to z dużą łatwością. Najpierw Sebastian Musiolik uprzedził i przeskoczył Igora Lewczuka umieszczając piłkę w siatce. Ale sytuację poprzedziła nieodpowiedzialna strata piłki przez Marko Vesovicia. Był to początek złej organizacji defensywnej. Po 30 minutach niekryty przez nikogo Fran Tudor uderzył z 20 metrów sprawdzając Radosława Majeckiego. Minutę później Kamil Kościelny wygrał główkę po rzucie rożnym i gola nie było tylko dlatego, że pomylił się o metr. W 47. minucie Artur Jędrzejczyk powalił rywala w polu karnym, sędzia słusznie wskazał na 11 metr. W 57. minucie Jarosław Jach poczuł się w polu karnym Legii jak u siebie, wygrał główkę i pojedynek z Lewczukiem i tylko kapitalna interwencja bramkarza uratowała zespół przed stratą bramki. W 64 minucie Daniel Bartl przy biernej postawie Domagoja Antolicia wbiegł w pole karne i znalazł się w sytuacji sam na sam z Majeckiem – na szczęście lepszy był golkiper Legii. W 77. minucie Luquinhas postanowił tak włożyć swoją nogę między nogi Miłosza Szczepańskiego, by nie pozostawić arbitrowi wyboru. Ten podyktował całkowicie słusznie drugą jedenastkę – tym razem zamienioną na bramkę. Stoperzy popełniali błędy, ale warto zwrócić uwagę, że nie mieli wsparcia ani w bocznych obrońcach, ani w defensywnych pomocnikach. Po prostu gra defensywna całego zespołu wyglądała źle.

Dwóch się wyróżniło – Jeśli kogoś chwalić z graczy Legii za mecz z Rakowem to z pewnością Radosława Majeckiego i Jose Kante. Bez bramkarza nie byłoby mowy nawet o punkcie, a starcie z beniaminkiem mogłoby się zakończyć niespodziewaną porażką. Kilka interwencji było wybornych i uratowało zespół przed stratą gola. Z kolei reprezentant Gwinei dwoił się i troił – przyjmował trudne piłki, rozgrywał, strzelał. Przy golu sam wystawił sobie piłkę na głowę i pokonał Jakuba Szumskiego. Na delikatny plus była też postawa Michała Karbownika. Na przeciwległym biegunie była prawa strona boiska – Paweł Wszołek zagrał słabo, zaś z ruchliwości Marko Vesovicia nie było pożytku dla zespołu. Do tego dochodził brak pewności Czarnogórca w defensywie. Sporo poniżej swojego poziomu zagrali też Igor Lewczuk i Artur Jędrzejczyk, którzy popełnili sporo błędów w ustawieniu. Kapitan Legii dodatkowo sprokurował rzut karny. 

Kontrola nie daje wygranej - Legia mocno szykowała się do meczu z Rakowem. Specjalne treningi taktyczne, praca nad stałymi fragmentami gry, wewnętrzny mecz ze zmiennikami ustawionymi niczym przeciwnicy. Warszawiacy zwłaszcza w pierwszej połowie kontrolowali przebieg rywalizacji, lecz niewiele z tego wynikało. Legioniści najwięcej zagrożenia sprawiali po uderzeniach z dystansu, za to nie potrafili przebić się przez szczelny mur Rakowa. Gospodarze zdecydowali się na taktykę czekania i korzystania z błędów, co ostatecznie pozwoliło beniaminkowi na zdobycie punktu. Zespół Marka Papszuna chłodno trwał na własnej połowie do momentu, aż któryś z wicemistrzów Polski nie popełnił błędu. Wtedy Raków starał się wychodzić z kontrami. Rywale Legii byli dobrze zorganizowani, a w stołecznej ekipie z czasem posypały się taktyczne ustalenia, bo warszawiacy popełniali coraz więcej błędów. Długa kontrola i przewaga w posiadaniu piłki nie dały zwycięstwa. 

Polecamy

Komentarze (46)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.