Kilka spostrzeżeń po meczu z Wartą Poznań - fatalna druga połowa spotkania
24.04.2023 23:59
Solidna pierwsza połowa - W pierwszym składzie tym razem trzy zmiany – chorego Tomasa Pekharta zastąpił Carlitos, narzekającego na naciągnięcie mięśnia Ernesta Muciego zmienił Maciej Rosołek, zaś za Artura Jędrzejczyka zagrał Maik Nawrocki. O ile w pierwszej połowie legioniści mieli przewagę, do 35 minuty byli zespołem zdecydowanie lepszym, grającym cierpliwie i konsekwentnie, to jeszcze przed przerwą rywale śmielej zaatakowali, a w drugiej części gry byli zespołem lepszym. Niestety u wielu graczy było w piątek widać brak odpowiedniej dyspozycji, jakości a czasem i zaangażowania. Nawrocki popełniał błędy i nie przypominał zawodnika sprzed kilku miesięcy, Filip Mladenović został odcięty od podań i niespecjalnie mu się chciało ten stan rzeczy zmieniać, Paweł Wszołek miał kłopoty z decyzyjnością, podawał niedokładnie notując straty, Carlitos tak bardzo chciał strzelić gola, że zaczął grać pod siebie. Poza tym często po tym jak zrobił coś dobrze, robił coś źle. Gdy przyjął sobie piłkę i zwiódł rywala, to fatalnie strzelił. Innym razem minął rywala, ale niedokładnie podał, a Maciej Rosołek starał się i chciał, ale nie wychodziło. O ile przed przerwą legioniści jako zespół wyglądali solidnie, to po zmianie stron już tak nie było.
Bardzo słaba druga część meczu – Trener Kosta Runjaić, mówił coś o dziwnej energii w szatni w przerwie spotkania. Trudno powiedzieć co się działo w głowach piłkarzy, ale wyszli na boisko odmienieni – niestety negatywnie. Legioniści mieli problemy z wyprowadzeniem piłki ze strefy obronnej. Gracze Warty pressowali i odbierali piłkę już na połowie Legii i w ten sposób tworzyli zagrożenie. „Wojskowi” zaczęli grać długimi podaniami, często z pominięciem drugiej linii. Przez to rzadko przy piłce był Josue, a to powodowało, że gra była mniej uporządkowana. Legioniści popełniali wiele błędów, jeden z nich na gola zamienił Adam Zrelak. Sami w ostatnim kwadransie mieli okazje, ale seryjnie je marnowali. Na murawie w miejsce Maika Nawrockiego, Bartosza Slisza, Josue, Filipa Mladenovicia i Carlitosa pojawili się Robert Pich, Jurgen Celhaka, Makana Baku, Lindsay Rose i Igor Strzałek. I wyglądało to jak demonstracja faktu, jak słaba jest ławka rezerwowych Legii. Poza "Strzałą" nikt nic nie wniósł do gry, pozostali byli osłabieniem, choć koledzy których zmienili nie grali w piątek wielkiego meczu. Legia grając w drugiej połowie słabo i niechlujnie, zasłużenie przegrała.
Myślami przy finale – Patrząc na grę piłkarzy Legii, na mowę ciała zawodników, analizując wypowiedzi poszczególnych graczy ale i trenera, można dojść do wniosku, że wszystkim zależy już tylko na wygraniu finału Pucharu Polski i tylko na tym się wszyscy skupiają. Mecze w lidze nie są już nikomu potrzebne, ale trzeba je dograć. Oczywiście finał zaplanowany na 2 maja urósł do najważniejszego meczu sezonu i jest szansą na zdobycie trofeum. Trzeba zrobić wszystko aby po spotkaniu z Rakowem unieść puchar. Ale przy tym nie należy odpuszczać i mniej starać się w rozgrywkach ligowych. Czasem zbytnie przywiązywanie uwagi do tego co będzie, może przynieść więcej złego niż dobrego. Oby nie było więc jak w przysłowiu – „Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”. Grając przez niemal miesiąc poniżej możliwości, nie jest łatwo potem na ten konkretny mecz wskoczyć na najwyższe obroty. Poza tym legioniści grając tak jak w Kaliszu, Legnicy czy Grodzisku Wielkopolskim będą gubić punkty, a przewaga nad trzecim miejscem w tabeli wcale nie jest duża. Pogoń ma siedem punktów mniej, a meczów do rozegrania pozostanie pięć. Trener Kosta Runjaić często przypomina, że w tym sezonie jako zespół jeszcze niczego nie wygrali. To prawda. I jeśli legioniści nie zmienią nastawienia, to mogą nie tylko stracić na finiszu rozgrywek pozycję wicelidera rozgrywek, ale i nie zdobyć Pucharu Polski. A to by diametralnie zmieniło spojrzenie na cały bieżący sezon.
Koniec serii – Legioniści nie przegrali dziewiętnastu meczów z rzędu – ostatnia porażka miała miejsce 14 października w spotkaniu wyjazdowym z Wisłą w Płocku. Niestety w piątek legioniści przegrali Grodzisku Wielkopolskim z Wartą, która jeszcze w tym roku na własnym stadionie nie przegrała. Legionistom pozostała już tylko jedna seria – w tym roku przy Łazienkowskiej jest niepokonana, ale by tak pozostało do końca rozgrywek potrzebna jest zmiana nastawienia i gra na pełnych obrotach, większa koncentracja i zaangażowanie. Tymczasem Warta wygrała z Legią na własnym stadionie pierwszy raz od marca 1995 roku.
Kryzys – Po świetnym meczu z Rakowem Częstochowa wygranym 3:1 piłkarze Legii mieli do końca walczyć o tytuł mistrzowski i naciskać na rywala, deptać mu po piętach. Rzeczywistość okazała się odmienna. Męczarnie w Pucharze Polski w Kaliszu z KKS-em można było tłumaczyć krótkim czasem na regenerację, zlekceważeniem rywala z niższej klasy rozgrywkowej, rozprężeniem po wygranej z liderem. Ale już w Legnicy mając świadomość że Raków zgubił punkty i mogąc wytworzyć ogromną presję na zespole z Częstochowy, legioniści dość szczęśliwie zremisowali z ostatnią drużyną w tabeli, która już mentalnie jest w I lidze, która w poprzednich trzech spotkaniach nie strzeliła nawet gola i nie ugrała ani jednego punktu. Później był Lech Poznań przy własnej publiczności i dobra pierwsza połowa meczu, druga już była znacznie słabsza. Udało się zremisować, choć legioniści przegrywali. A w piątek będąc faworytem starcia z Wartą w Grodzisku Wielkopolskim przegrali 0:1 i znów grając tylko jedną przyzwoitą połowę meczu. W trzech spotkaniach na dziewięć możliwych do zdobycia punktów Legia sięgnęła po dwa. Strzeliła 4 gole, a straciła 5. Można powiedzieć, że po meczu z Rakowem w Legii rozpoczęły się dożynki, a wszyscy myślą tylko o finale Pucharu Polski.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.