Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Widzewem - pomeczowy kac

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

25.02.2023 23:30

(akt. 27.02.2023 09:38)

Piłkarze Legii Warszawa zremisowali mecz, który kontrolowali przez wiele minut. Utrata punktów boli, bo znacznie oddala marzenia o pogoni za Rakowem Częstochowa. Legioniści w tym roku przy Łazienkowskiej rozdają zbyt wiele prezentów - w trzech meczach stracili sześć bramek. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Pomeczowy kac i niedosyt – Piłkarze Legii przez pierwszy kwadrans nie grali najlepiej, może nawet delikatną przewagę miał Widzew, ale po golu Pawła Wszołka zaczęli kontrolować przebieg spotkania. Do przerwy nie pozwolili gościom na wiele, a sami mieli szanse podwyższyć wynik. Po zmianie stron Legia podeszła bardzo wysoko, pressingiem sprawiała wiele kłopotów Widzewowi. Rywale tracili piłkę na trzydziestym metrze i legioniści mieli dzięki temu sytuacje pod bramką Ravasa. Po podaniu Josue w pole karne wpadł Kapustka i strzeliłby gola gdyby nie kapitalna interwencja Żyry. Po chwili piłkę przejął Sokołowski, a na bramkę uderzył Josue – piłka przeleciała tuż obok spojenia słupka z poprzeczką. Ale po godzinie gra się wyrównała, Widzew strzelił gola, ale Legia potrafiła się podnieść i odpowiedzieć – tym razem golem samobójczym, ale gdyby nie interwencja Hanouska, to na piłkę już czekał Strzałek. I gdy wydawało się, że mecz który gracze Runjaicia przez większość czasu kontrolowali, zakończy się wygraną „Wojskowych” błąd przydarzył się Sokołowskiemu, a piłkę pechowo będąc w murze odbił czołem Wszołek. Później nastąpiła wymiana ciosów i mecz mógł się zakończyć zarówno wygraną Legii jak i Widzewa. Ostatecznie skończył się remisem, który bardzo mocno oddalił marzenia o dogonieniu Rakowa Częstochowa. Nikt z kibiców Legii nie wychodził ze stadionu zadowolony, bo to był mecz, który spokojnie można było wygrać. 

Napastnicy nie stwarzający zagrożenia – Legia rozpoczęła mecz dwójką napastników. Jednak nikt z pary Ernest Muci – Maciej Rosołek nie stwarzał zagrożenia pod bramką Widzewa. Muci w pierwszej połowie meczu był w dobrej sytuacji po podaniu od Wszołka, biegł na bramkę Ravasa, ale będąc w polu karnym źle przyjął piłkę, za daleko sobie ją wypuścił i obrońca mógł skutecznie interweniować. Albańczyk w tej sytuacji nie oddał nawet strzału, a i tak była to jego najgroźniejsza akcja w tym spotkaniu. Rosołkowi sytuację wykreował Mladenović dogrywając z boku tak, że piłkę odbił z trudem bramkarz Widzewa. Mimo kilku powtórek trudno jednoznacznie powiedzieć, czy Maciek w tej sytuacji w ogóle piłkę dotknął. I to by było na tyle. Kolegom też sytuacji nie kreowali. Jeśli Legia stwarzała sytuacje, to zagrożenie wychodziło z drugiej linii od Josue, Kapustki, Sokołowskiego lub włączającego się Nawrockiego. W drugiej połowie na murawie pojawił się Pekhart, który miał jedną sytuację. Po podaniu od Josue szczupakiem uderzył obok bramki. Występu Carlitosa nie liczymy, bo na boisku przebywał od 87 minuty. Trzech napastników i tylko jedna sytuacja bramkowa. Słabo to wyglądało. 

Fatalne straty na własnej połowie – Legia gra bardzo wysoko, cała trójka stoperów wyprowadzając akcję gra blisko drugiej linii. Ewentualna strata przy konstruowaniu akcji na własnej połowie jest więc niezwykle niebezpieczna. Legioniści przekonali się już o tym w tym roku, ale wciąż takie błędy się zdarzają. A wtedy pod bramką Legii jest niebezpiecznie. W meczu z Widzewem w 13. minucie Josue przetrzymując piłkę w prosty sposób ją stracił na rzecz Sancheza, który zagrał do Terpiłowskiego i sytuację ofiarnym wślizgiem ratować musiał Jędrzejczyk. W 44. minucie piłkę przy linii bocznej na rzecz Pawłowskiego stracił Wszołek. Byłoby naprawdę bardzo groźnie, gdyby nie świetna interwencja wślizgiem Bartosza Kapustki. W 66. minucie piłkę w okolicach środka boiska stracił Muci, Ciganiks błyskawicznie posłał prostopadłe podanie do Hansena i sytuację odważnym wślizgiem uratował Jędrzejczyk. W 73. minucie w okolicach linii środkowej piłkę stracił Strzałek, a po chwili już w polu karnym Jędrzejczyk kolejny raz naprawił błąd kolegów wślizgiem wybijając piłkę na róg spod nóg Sancheza. W 82. minucie Sokołowski stracił piłkę na rzecz Sancheza, a po chwili ratował sytuację faulując rozpędzonego Kuna. Niestety po rzucie wolnym padł wyrównujący gol dla gości. Strzał Pawłowskiego prawdopodobnie nie był groźny, ale piłka po drodze uderzyła w czoło Wszołka i całkowicie zmyliła Hładuna. A jeszcze w ostatniej minucie doliczonego czasu gry daleko od własnej bramki piłkę stracił Carlitos i znów sytuację ratować musiał ostatkiem sił Jędrzejczyk. Legia musi wystrzegać się takich strat, w przeciwnym razie będzie traciła wiele goli, zbyt wiele! Legioniści w trzech meczach w Warszawie stracili sześć goli i tylko raz zdołali zdobyć więcej bramek i wygrać. Średnia dwóch straconych goli na mecz to wiele za wiele. 

Dwie twarze Maika Nawrockiego – W tym roku możemy obserwować Maika Nawrockiego na nowej pozycji – prawej stronie trójosobowego bloku obronnego. Zawodnik ma nieco inne zadania, więcej szans za zaprezentowanie swoich walorów ofensywnych. I trzeba przyznać, że taki Maik ma dwie twarze – tą gorszą defensywną i tą lepszą ofensywną. Legia w tym roku zagrała trzy mecze na własnym stadionie i w każdym z nich w utratę jednego gola zamieszany był Nawrocki. Z Koroną podał piłkę tak do Augustyniaka, że wsadził go na minę, a goście ruszyli z kontrą, którą wykończył Szykawka. Z Cracovią za długo przyglądał się akcji, zamiast doskoczyć do Jugasa i ten wpakował piłkę do siatki. W meczu z Widzewem był najbliżej Hansena, ale go nie upilnował i ten po dośrodkowaniu Milosa, głową zdobył bramkę. Niestety to nie są pojedyncze błędy w obronie. Już w piątej minucie został ograny przy linii bocznej przez Pawłowskiego, ten dograł spod linii końcowej do Terpiłowskiego, który posłał piłkę obok bramki. Minutę później ponownie Pawłowski – najpierw ograł Wszołka, a będąc już w polu karnym z łatwością minął Nawrockiego – na szczęście uderzył w boczną siatkę. W 11. minucie Maik nie zdążył z interwencją i Hanousek oddał strzał na którego linii znalazł się Jędrzejczyk. Jednocześnie ten sam Nawrocki strzelił w tym roku dwa gole – z Koroną po rzucie rożnym i dograniu od Josue, z Cracovią z woleja po podaniu od Slisza. Z Widzewem też miał swoje okazje – w 30. minucie oddał strzał głową po podaniu od Muciego, ale posłał piłkę ponad bramką, sześć minut później znów główkował nad poprzeczką po podaniu Josue. Dobrze wyprowadzał piłkę, potrafił przebiec z nią kilkanaście metrów, włączyć się do akcji, dograć prostopadle w pole karne, na bok do jednego z wahadłowych wybiegając na pozycję lub też huknąć na bramkę. W 87. minucie uderzył piekielnie mocno, ale piłkę ponad bramkę zdołał przenieść Ravas. Zastanawiamy się czy w przyszłości trener nie spróbuje Nawrockiego w drugiej linii na pozycji sześć albo nawet osiem. To może nie być zły pomysł. 

Solidny debiut Hładuna – W zeszłym tygodniu, w ostatniej akcji meczu, urazu barku nabawił się Kacper Tobiasz i nie zagra przez minimum 2-3 spotkania. W starciu z Widzewem zastąpił go Dominik Hładun, dla którego był to mecz numer 110  ekstraklasie, ale i debiut w barwach Legii. Zaczął dość niepewnie, od wybicia piłki na aut, ale później było lepiej.  W 20. minucie wygarnął piłkę spod nóg rywala i choć trzech graczy Widzewa było na spalonym, to taka interwencja dodała mu pewności siebie. W 40 minucie sparował do boku uderzenie Pawłowskiego z 25 metrów, a po chwili pofrunął po główce Milosa – piłka przeleciała nad poprzeczką, ale Hładun miał cały czas lot piłki pod kontrolą. Po przerwie w 54. minucie pewnie złapał piłkę po strzale Hanouska. W 60. minucie z bliskiej odległości obronił strzał Hansena wybijając piłkę na rzut rożny. W 70. minucie wyszedł z bramki do dośrodkowanej piłki przez Milosa, ale zawahał się, zaczął cofać, a piłkę do siatki wpakował Hansen, którego nie upilnował będący najbliżej Nawrocki. W 83. minucie pewnie by sobie poradził z uderzeniem Pawłowskiego, o ile piłka w ogóle trafiłaby w bramkę. Ale z muru wyskoczył w górę Wszołek, futbolówka trafiła go w czoło i całkowicie zmyliła bramkarza. Ogólnie trzeba przyznać, że był to solidny występ – zwłaszcza, że Hładun dość dawno zagrał mecz o stawkę na poziomie ekstraklasy. Czas powinien działać na jego korzyść. 

Polecamy

Komentarze (37)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.