Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Wisłą Płock - tryb ekonomiczny

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

30.04.2023 21:55

(akt. 02.05.2023 08:41)

Piłkarze Legii Warszawa wygrali z Wisłą Płock jak najmniejszym nakładem sił. Sięgnęli po trzy punkty będąc myślami przy finale Pucharu Polski. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Oszczędzanie sił – Wprawdzie do lata daleko, ale mecz z Wisłą Płock był toczony w dość letnim tempie. Trener Kosta Runjaić postanowił też dość oszczędnie gospodarować siłami swoich graczy, mając na uwadze, że trzy dni później będzie miało miejsce starcie o Puchar Polski. Na ławce rezerwowych spotkanie rozpoczęli Ernest Muci i Filip Mladenović, już po 45 minutach mecz zmieniony został Bartosz Kapustka – inna sprawa, że grał słabo i do zmiany się nadawał. Po godzinie z boiska zeszli Paweł Wszołek i Carlitos, po 75 minutach lider zespołu Josue. Na boisku w większym wymiarze zobaczyliśmy Makanę Baku i Jurgena Celhakę. Zawodnicy, którzy byli na murawie przez większość część spotkania mieli włączony tryb ekonomiczny, nie forsowali tempa, nie przypominali zaangażowaniem samych siebie z innych spotkań. Inna sprawa, że Wisła Płock na taką grę pozwalała, styl gry gospodarzy był wystarczający, i tak przez zdecydowaną większość meczu kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku. Rywale nie zmusili „Wojskowych” do jakiegokolwiek przyspieszenia, zmiany stylu gry czy elementu ryzyka. Legioniści mieli sięgnąć po trzy punkty i to zrobili – jak najmniejszym nakładem sił.

Mecz pod kontrolą, brakowało zamknięcia – Legioniści grali dość ekonomicznie, spokojnie, czasem dostojnie. Holowali piłkę, spowalniali grę, rzadko grali na jeden kontakt. Ale i tak gracz będący przy piłce miał 2-3 opcje w rozegraniu gdyż legioniści konstruując akcje wymieniali się pozycjami, zwłaszcza w trójkącie Slisz, Kapustka, Josue, byli ruchliwi choć nie dynamiczni. Goście wyglądali pod tym względem o wiele gorzej i popełnili dwa błędy, które wykorzystali legioniści. Najpierw Adam Chrzanowski zachował się bardzo nieodpowiedzialnie w polu karnym trzymając za koszulkę Tomasa Pekharta i sprawdzając wytrzymałość trykotów adidasa. Sędzia choć tego nie widział, to po obejrzeniu powtórki na monitorze nie miał wyjścia, musiał podyktować rzut karny, który na gola zamienił Josue. Po golu legioniści przeważali, starali się strzelić drugiego gola, mieli ku temu sytuacje, ale nie mogli zamknąć meczu. Ta sztuka udała się dopiero po błędzie rywala w doliczonym czasie gry. Tym razem prezent legionistom sprawił Jakub Szymański – wyprowadzał piłkę spod własnej bramki tak, że przeczytał go Ernest Muci, pomknął na bramkę i świetnym strzałem umieścił piłkę w siatce.

Niezły mecz Baku - Był jednym z tych zawodników na murawie, którym się chciało, którzy byli zmotywowani. Niemiec rzadko pojawia się na boisku w meczach o stawkę, ale ostatnio znajduje się w lepszej dyspozycji. Pokazał to już w Grodzisku Wielkopolskim, potwierdził również w spotkaniu z Wisłą Płock. Wprawdzie mecz zaczął od złego przyjęcia świetnego podania Josue, ale warto zaznaczyć, ze zaraz po tym jak stracił piłkę, ruszył za rywalem i futbolówkę odzyskał. Kolejne minuty były już zdecydowanie lepsze. Po ośmiu minutach zrobił użytek ze swej szybkości, wygrał pojedynek, dograł płasko w pole karne do Tomasa Pekharta, ale tego uprzedził Steve Kapuadi. W 23. minucie minął ruletą jednego rywala, potem na szybkości drugiego, podprowadził piłkę pod pole karne i odegrał do Bartosza Kapustki – pokazał, że może zrobić przewagę i ułatwić życie kolegom. W 32. minucie dobrze i w tempo podał do Pawła Wszołka w pole karne, ale ten nie trafił w bramkę.  Po zmianie stron po podaniu od Josue bardzo sprytnie i groźnie uderzył na bramkę, ale znakomicie spisał się Bartłomiej Gradecki. Potem w pełnym biegu lewą nogą dograł w pole karne do Tomasa Pekharta, ten sięgnął piłkę, ale nie trafił jej dobrze. Jeszcze przed końcem meczu zgrywał piłkę głową do Macieja Rosołka, ale ciut za wysoko i „Rosi” nie zdołał sięgnąć futbolówki. Baku pracował też w defensywie kilka razy odbierając piłkę – również w pobliżu własnego pola karnego. Pierwszy od dawna naprawdę niezły występ tego zawodnika. Oby nie był to jednostkowy przypadek.

Seria trwa – Piłkarze Legii ostatni raz przy Łazienkowskiej przegrali w kwietniu ubiegłego roku – miało to miejsce w spotkaniu z Piastem Gliwice. „Piastunki” wygrały 1:0 po golu Damiana Kądziora. Od tego momentu minął już ponad rok. Legioniści w siedemnastu kolejnych meczach 12 razy wygrywali i 5 razy remisowali. Są niepokonani na własnym stadionie w tym sezonie i może tak pozostać do końca rozgrywek. By tak się stało gracze Kosty Runjaicia nie mogą przegrać jeszcze tylko w dwóch meczach – z Jagiellonia Białystok i Śląskiem Wrocław. Wtedy byłoby to 19 meczów bez porażki w Warszawie. Do rekordu jednak daleko – wynosi 36 spotkań. Taka seria miała miejsce od kwietnia 1969 roku do maja 1971 roku.

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.