Kilka spostrzeżeń po meczu ze Śląskiem - nam strzelać nie kazano
14.11.2022 15:50
Jeden Josue to za mało – Tak można podsumować zwłaszcza pierwszą część meczu w Gdańsku. Spotkanie nie było rozgrywane na wysokim poziomie, a jeśli groźne sytuacje po stronie Legii były przed przerwą, to wszystkie miały związek z Josue. To Portugalczyk wypatrzył Bartosza Slisza, który groźnie uderzył na bramkę gospodarzy. To rozgrywający Legii genialnie zagrał do wychodzącego na pozycję Ernesta Muciego, który został sfaulowany na granicy pola karnego przez Rafała Leszczyńskiego. Niestety Josue trafił jedynie w słupek i wciąż nie było gola dla legionistów. To Portugalczyk fantastycznym uderzeniem z woleja lewą nogą umieścił piłkę w siatce, ale niestety zgrywający chwilę wcześniej futbolówkę Muci był na nieznacznym spalonym. Jeszcze w doliczonym czasie gry dośrodkował z rzutu rożnego idealnie na głowę Yuriego Ribeiro, ale ten trafił w słupek. Fajnie się patrzy na grę Josue, ale dobrze by było gdyby koledzy dostosowali się do niego poziomem i próbowali swoich sił pod bramką rywala.
Sztuką było nie strzelić po podaniach Mladena – W drugiej połowie długo nie było sytuacji dla żadnej ze stron, w końcu wkurzył się Filip Mladenović, który dograł w końcówce spotkania dwie znakomite piłki, które koledzy mogli a nawet powinni zamienić na bramki. Niestety w sobie tylko znany sposób, nie zrobił tego ani Maciej Rosołek, ani Makana Baku. Najpierw w 84. minucie reprezentant Serbii znakomicie, w tempo i na odpowiedniej wysokości posłał futbolówkę w pole karne wprost na głowę „Rosiego”. Ten mając piłkę na czole nie trafił z czterech metrów do bramki – naprawdę trudno pojąć w jaki sposób ta ześliznęła mu się z czoła. Mladen tylko rozłożył ręce i wymownie spojrzał pytając – co mogłem zrobić lepiej? Niestety siedem minut później znów „Mladen” mógł sobie zadać to pytanie – tym razem z głębi pola podał w szesnastkę do Makany Baku na ósmy metr, a ten uderzył z pierwszej piłki, ale zrobił to tak, że nie trafił w bramkę. Piłka w zasadzie trafiła w nogę Niemca, który jednak źle ułożył stopę i fatalnie chybił. Jeśli nie wykorzystuje się takich sytuacji, to nie można wygrać meczu. Ale można go przegrać…
Tobiasz wciąż w gazie – O to by Legia wyjechała z Wrocławia z minimum jednym punktem zadbał w niedzielę bramkarz, Kacper Tobiasz. W 9. minucie świetną okazję na gola miał Erik Exposito, ale będąc sam przed bramkarzem Legii przegrał z nim pojedynek. To kolejna sytuacja jeden na jednego wybroniona w tym sezonie przez młodego golkipera, który staje się specjalistą w tej dziedzinie. W 38. minucie na bramkę Legii pomknął John Yeboah, przełożył sobie Maika Nawrockiego i uderzył z bliskiej odległości na dalszy słupek. Tobiasz jednak fantastycznie interweniował zbijając piłkę na słupek. Po zmianie stron – w 52. minucie znów tylko dzięki dobrej dyspozycji i niesamowitemu refleksowi Tobiasza piłka nie znalazła się w siatce. Najpierw obronił nogami strzał Diogo Verdasci, a po chwili ręką jeszcze sięgnął piłkę zmierzającą do bramki, która odbiła się od Daniela Gretarssona. Kolejny bardzo dobry występ Tobiasza, który teraz w nagrodę poleci do Kataru i będzie trenował reprezentacją Polski i zbierze kolejne, cenne doświadczenie. To był świetny rok dla młodego bramkarza. Pytanie, jak długo jeszcze bramkarza Legii?!
Niski poziom meczu – Trzeba uczciwie przyznać, że poziom spotkania był dość niski z obu stron. Legia bardzo długimi fragmentami w środku pola miała jedynie Josue. Poza Portugalczykiem środek pola w zasadzie nie funkcjonował. Wiele strat notowali zarówno Bartosz Kapustka jak i Bartosz Slisz. Boki boiska w pierwszej części gry był zamknięte przez graczy gospodarzy, w drugiej części gry, dopiero w końcówce pokazał się do gry w kapitalny sposób Filip Mladenović. Jednak im dłużej trwał mecz, tym większa była przewaga legionistów. Rywale ograniczali się w zasadzie do wybijania piłki z pola karnego, faulowania i przedłużania czasu gry zaraz po tym jak upadali na murawę. W tym czasie piłkarze Kosty Runjaicia mieli też trzy znakomite sytuacje do zamknięcia spotkania. Dlatego po ostatnim gwizdku sędziego nie ma zadowolonych, a w obozie Legii panuje przekonanie o straceniu punktów na własne życzenie. Szukając jednak pozytywów – Legia w końcu nie kończy roku porażką! W 2021 roku było 0:3 z Radomiakiem, w 2020 2:3 ze Stalą Mielec, w 2019 roku 1:2 z Zagłębiem Lubin.
Frekwencja dopisała, Miszta na trybunach – Kibice Legii udanie zakończyli sezon. Do znakomitej frekwencji na meczach przy Łazienkowskiej – średnia ponad 20 tys. na mecz, dołożyli godne zakończenie roku. Na sektorze gości we Wrocławiu było blisko dwa tysiące kibiców Legii – dokładnie 1943 osoby. Legioniści zaprezentowali oprawę na którą złożyła się pirotechnika oraz flagi na kijach. Wśród kibiców można było znaleźć twarze znane z boisk – z trybun zespół wspierali Cezary Miszta oraz Patryk Konik. Teraz nastąpi przerwa od ligowej piłki, a emocjonować się przyjdzie spotkaniami na Mundialu oraz oknem transferowym. Obyśmy tylko graczy lepszych nie zamienili na słabszych, oby poziom uległ poprawie a nie pogorszeniu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.