Kilka spostrzeżeń po meczu ze Stalą - dziurawa obrona, słabiutka ofensywa
01.11.2023 00:35
Statystyki a rzeczywistość – Patrząc na statystyki, można odnieść wrażenie, że Legia dominowała i z pewnością wysoko wygrała ze Stalą. Posiadanie piłki 69 procent legioniści i 31 procent Stal, strzały na bramkę gospodarze 25 a goście jedynie 3, uderzenia celne celne 5 gracze Kosty Runjaicia, a 3 podopieczni Kamila Kieresia. Rzuty rożne – 8 po stronie Legii i 0 po stronie rywali, w rzutach wolnych było 15:9, w autach 29:9, podania 637:301 na korzyść wicemistrzów Polski, dryblingi udane 7:1, wygrane pojedynki 52:29, współczynnik oczekiwanych goli po stronie Legii wynosił 2,46, a po stronie Stali jedynie 0,39. Patrząc na te liczby można pomyśleć, że legioniści mieli łatwe i przyjemne popołudnie, że z łatwością pokonali przeciwnika. Nic bardziej błędnego. Statystyki to jedno, a rzeczywistość drugie. Legia przegrała 1:3, a honorowego gola strzeliła w ostatniej minucie spotkania. Gra Legii znów była czytelna i przewidywalna, rywale się jej już nauczyli i wiedzą jak grać z „Wojskowymi” Oczywiście wiedza nie gwarantuje wyniku, ale każdy w lidze ma pojęcie o tym, że wystarczy się cofnąć i zagrywać piłkę za linię obrony, by dać sobie szansę na pozytywny wynik. Taka jest smutna ligowa rzeczywistość.
Obrona znów dziurawa – To co dzieje się z defensywą Legii jest trudne do wytłumaczenia i to pomimo faktu, że obrona nie gra dobrze już od kilku miesięcy. To nie jest tak, że problem z bronieniem rozpoczął się nagle i niespodziewanie. Legia straciła cztery gole w dwumeczu z Ordabasami Szymkent, pięć w dwumeczu z Austrią Wiedeń, cztery w dwóch meczach z FC Midtjylland, trzy z Pogonią Szczecin ale zawsze więcej strzelała więc każdy przymykał oko na stracone gole i mówił o niesamowitym widowisku. Niestety nie ma takiego zespołu, który zawsze strzela trzy lub cztery bramki. Przyszła zadyszka w ofensywie i cztery stracone gole ze Śląskiem oraz trzy ze Stalą mają już zupełnie inny wydźwięk. Obrońcy Legii nie są zgraną formacją, nowi gracze często nadają na innych falach niż starsi stażem. Jedni wychodzą do przodu, a inni zostają z tyłu, gdy jedni trzymają linię spalonego, to drudzy tego nie robią. Brakuje czasu na treningi i tym samym wypracowanie wspólnych zachowań. Nie pomaga to, że w każdym meczu obrona gra w innym składzie osobowym. Ze Stalą obrona znów grała w zmienionym zestawieniu, a po przerwie trener dokonał kolejnej rotacji, co dało gościom dwa gole. W obronie każdy gra swoje, brakuje lidera, kogoś, kto by nią pokierował. A trudno by taka osoba była, skoro środkowym stoperem co chwilę jest ktoś inny. W meczu ze Stalą na środku zaczął Kapuadi, a Jędrzejczyk grał po prawej stronie, ale tylko do przerwy. Po zmianie stron „Jędza” przeszedł na środek, a z prawej strony grał Burch. Efekt był taki, że zmiennik Kapuadiego zawalił drugiego gola, a przy trzecim miał udział. Przy tym ostatnim swój udział miał też Jędrzejczyk, który pobiegł do rywala przy którym był już Elitim a tym samym nie trzymał głębi. Pierwszego gola z kolei zawalił Ribeiro tracąc piłkę przed polem karnym, miał tez udział przy drugim golu. I tak jest niemal w każdym meczu, że pojawiają się błędy przy wyprowadzaniu piłki czy obliczeniu toru lotu futbolówki czy też w kryciu rywala, ustawieniu lub za dużej pasywności.
Słabiutka ofensywa – Nie pomaga też ofensywa. Niby zostało oddanych 25 strzałów, czyli i kreowanie akcji nie stanowiło dużego problemu, ale to pozory. Pierwsze miesiące nowego sezonu to świetna forma Pawła Wszołka i Tomasa Pekharta. Obaj jednak niepotrzebnie grali w każdym niemal meczu i zwyczajnie obecnie są nieco przemęczeni. Czech nawet w rozmowie z mediami opowiadał, że im bliżej przerwy na mecze reprezentacji narodowych, tym bardziej jest zmęczony i potrzebuje czasu na regeneracje. A „Wszołi” zagrał ostatnio w kadrze, nie miał więc nawet czasu by odpocząć. To przekłada się na ich nieco słabszą dyspozycję. Dodatkowo od początku sezonu wytworzono rywalizację między innym dwoma graczami. Zwykle jest bowiem tak, że jak gra Marc Gual, to Ernest Muci siedzi na ławce rezerwowych i odwrotnie. Efekt jest taki, że obaj za wszelką cenę chcą pokazać, ze należy im się miejsce w składzie i strzelają niemal z każdej pozycji, często z nieprzygotowanej, z pierwszej piłki. Nikomu to nie służy. Jeśli do tego dodamy, że Maciej Rosołek jest pod kreską z formą, a Josue ma nieco inne liczby niż w rundzie wiosennej tego roku, to mamy obraz tego, dlaczego tak mało bramek ostatnio zdobywa Legia. W starciu ze Stalą okazji nie brakowało, ale albo brakowało precyzji, albo dobrze bronił Kochalski. A najgroźniejszym napastnikiem Legii okazał się nie żaden z wymienionych wcześniej graczy, ale długo leczący się Kramer.
Porażka przy dużej frekwencji – Porażki w takim stylu jak ze Stala bolą podwójnie, bo szkoda ludzi tłumnie przychodzących na trybuny. Klub kolejny raz wyprzedał wszystkie bilety! Nie na renomowanego rywala, ale na starcie z ekipą z Mielca! Wprawdzie na stadion przyszło nieco ponad 23 tysiące ludzi, inni mając bilet postanowili jednak inaczej spędzić czas, ale tak czy inaczej frekwencja była godna. I naprawdę nie wypada zniechęcać tych ludzi takim stylem i taką grą jaką zaprezentowała drużyna w niedzielę. Przy stanie 0:1 pojawiły się okrzyki Legia grać, k… mać, przy stanie 0:3 było już – Co wy robicie, wy naszą Legię hańbicie. Nie ma się co dziwić – w październiku w lidze Legia w czterech meczach ligowych poniosła cztery porażki i uzyskała stosunek bramowy 2:11! W niedzielę dostaliśmy lekcję od zespołu, który wydawał się być w poważnym kryzysie, o wiele większym niż Legia. Mecz goni mecz, czasu na treningi brakuje, a jakiegoś przełomowego pomysłu na wyjście z kryzysu na razie nie widać.
Kluczowe mecze przed nami – Przed meczem ze Śląskiem Wrocław trener Kosta Runjaić mówił o tym, że przed nim i zespołem królewski etap, gdzie każdy mecz będzie decydował o tym, w którym kierunku drużyna będzie podążać. Nie braliśmy bardzo poważnie tych słów, ale teraz wychodzi na to, że przed nami absolutnie kluczowe spotkania. W czwartek mecz z GKS-em Tychy. Ewentualny brak awansu mógłby spowodować lekkie trzęsienie ziemi przy Łazienkowskiej. Nikt takiego rozwiązania nie bierze nawet pod uwagę. W niedzielę mecz z Radomiakiem w Radomiu, zespołem mających wiele problemów, z trenerem, który miał odejść, a wciąż w Polsce tkwi. Ale Radomiak to zespół z dużym potencjałem, wieloma indywidualnościami, który z pewnością zmobilizuje się na krwawiącą Legię. W kolejny czwartek mecz ze Zrinjskim Mostar przy Łazienkowskiej – brak zwycięstwa może mocno skomplikować sprawę awansu z grupy. I na koniec, tuż przed przerwą na mecze reprezentacji narodowych, starcie wagi ciężkiej z Lechem Poznań. Każdy z tych meczów będzie miał duży ciężar gatunkowy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.