Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Arką
30.10.2017 19:22
Elementy zaskoczenia – Legia zagrała nieco inaczej niż w poprzednich dwóch spotkaniach i to z pewnością musiało zaskoczyć rywali z Gdyni. Przede wszystkim w starciach z Wisłą czy Lechią mistrzowie Polski rozegrali bardzo dobre pierwsze 45 minut. W drugiej połowie zaś brakowało sił, widoczna była obrona Częstochowy, przeszkadzanie i duże zaangażowanie. W niedzielę było na odwrót – pierwsza połowa była słaba w wykonaniu legionistów, do 35 minuty to Arka miała inicjatywę. Sygnał do ataku dał Guilherme i potem to Legia osiągnęła wyraźną przewagę, zaś w drugiej połowie była już po prostu lepsza. Nie tylko to jednak mogło rywali zaskoczyć. Stoperzy zamienili się zadaniami - do tej pory Inaki Astiz kierował defensywą, był ostatnią instancją, zaś Michał Pazdan grał odrobinę bardziej z przodu, miał rolę zadaniowca, który doskakiwał do rywali. W niedzielę rolę się odwróciły – obroną kierował „Pazdek”, zaś Hiszpan doskakiwał do rywala. Warto też wspomnieć o tym, że pojawiło się kilka wariantów wyprowadzania piłki spod własnej bramki – niekoniecznie musiał to robić defensywny pomocnik, próbowano grać z pominięciem drugiej linii, często na boki.
Niezgoda odpalił na dobre – Pamiętam jak Jarosław Niezgoda prezentował się na zgrupowaniu na Malcie za czasów Stanisława Czerczesowa – szybki, przebojowy, a przede wszystkim do bólu skuteczny. Z łatwością znajdował się w sytuacjach strzeleckich i wykorzystywał je, jakby miał wyłączony układ nerwowy. Kierował piłkę do siatki i nawet mu powieka nie drgnęła, radości też nie okazywał, bo to przecież normalna część treningu. Niestety trudy zgrupowania dały mu się we znaki, doznał urazu i do końca sezonu dochodził do siebie w rezerwach. Potem został wypożyczony do Ruchu, gdzie pokazał swoje umiejętności. Zimą aż prosiło się by go ściągnąć na Łazienkowską, po tym jak z klubu odeszli Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović, a jednak zamiast dać szansę chłopakowi z Puław postawiono na obcych – Daniela Chimę Chukwu i Tomasa Necida. Początek kolejnego sezonu to powrót do Legii, ale i kontuzja, która powodowała, że grał sporadycznie. W końcu jednak odpalił i teraz trafia regularnie – raz na mecz. Nawet jak nie do końca dobrze wceluje w piłkę, jak miało to miejsce podczas spotkania z Arką, to i tak futbolówka ląduje w siatce. Brawo, opłaciło się czekać. Obyśmy cieszyli się z jego goli jak najdłużej.
Gui grał aż miło patrzeć – Do 35 minuty ten mecz nie był jakiś wyjątkowy w wykonaniu Brazylijczyka. Wtedy poddenerwowany złym dośrodkowaniem z rzutu wolnego przejął piłkę, minął rywala i potężnym uderzeniem pod poprzeczkę sprawdził czujność i umiejętności bramkarza Arki. Jeszcze w pierwszej części gry idealnie wyłożył piłkę Jarosławowi Niezgodzie, ale ten nie trafił w futbolówkę i kapitalnie uderzył nożycami – fantastycznie spisał się jednak Pavel Steinbors. W drugiej części gry wyłożył piłkę Michałowi Kucharczykowi, ale „Kuchy” obił poprzeczkę. Innym razem piłka już mijała golkipera Arki po uderzeniu Brazylijczyka, ale trafiła w kolano obrońcy. Był też bliski zdobycia bramki piętą. Generalnie Gui był motorem napędowym zespołu, jego sercem i płucami. Pokazał charakter, był liderem drużyny. Obrońcy nie mogli sobie z nim poradzić. Takiego Guilherme aż chce się oglądać. W grudniu wygasa jego kontrakt z Legią, na razie obie strony nie osiągnęły porozumienia. Jeśli jednak piłkarz zagra jeszcze kilka takich meczów, to zarząd z pewnością chętnie coś dołoży do swojej dotychczasowej propozycji.
Malarz a zamurował bramkę – W ostatnich meczach gra defensywna całego zespołu uległa poprawie, ale czyste konta z Lechią, Wisłą i Arką to ogromna zasługa Arkadiusza Malarza. W niedzielę już w pierwszej połowie sprawdzali go kilka razy gracze z Gdyni, ale pokazał, że jest świetnie skoncentrowany i przygotowany. Jego interwencje były efektowne i efektywne. W drugiej części gry nie zdołał go pokonać nawet Inaki Astiz, choć próbował z bliskiej odległości i czasu na reakcję było naprawdę mało. W sumie nie puścił gola już blisko 300 minut, ale nie dlatego że miał mało pracy. W każdym ze spotkań ratował zespół z opresji, rywale dociskali Legię, ale Malarz zamurował bramkę i nic do sieci nie wpadało. Jeszcze miesiąc temu sam miał sobie coś do zarzucenia, poprawę gry zespołu zaczął od siebie. Dziś jest kapitanem i bardzo mocnym punktem mistrzów Polski. Brawo!
Wciąż wiele do poprawy – Oczywiście nie wszystko w grze Legii wygląda już dobrze. Jest wiele do poprawy – atak pozycyjny, utrzymywanie się przy piłce, skuteczność, w grze jest za dużo przestojów i momentów, gdy zawodnicy oddają inicjatywę przeciwnikowi. Na szczęście wszyscy są tego świadomi i mówili o tym głośno po ostatnim gwizdku. W grze widać jednak pomysł i chęć na jego realizację. Z meczu na mecz jest lepiej, poprawiany jest jakiś element - ogromna w tym zasługa Romeo Jozaka i jego sztabu. Legia wyszła już z kryzysu sportowego i powoli się rozkręca. Co ciekawe będąc w dołku i długo grając poniżej możliwości, teraz jest już na drugim miejscu w tabeli mając zaledwie punkt straty do lidera z Zabrza. To wiele mówi o całej lidze – tak słaba nie była już dawno.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.