Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Wisłą - Zaangażowanie to podstawa
19.03.2018 10:05
Twierdza z drewna: Gdyby patrzeć na domowy dorobek mistrzów Polski, Legia zajmowałaby drugie miejsce w tabeli, pięć punktów za Lechem Poznań. Warszawiacy w tym sezonie przy Łazienkowskiej wygrywali dziesięć razy, raz remisowali, a trzy razy polegli. Bilans tragiczny nie jest. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy okaże się, że wszystkie porażki „Wojskowi” zanotowali w ostatnich pięciu domowych spotkaniach.
Legia w tym roku przegrała z Jagiellonią i Wisłą Kraków. Wcześniejszą porażkę warszawiacy zanotowali w ostatniej kolejce poprzedniego roku z Wisłą Płock. Gra przy Łazienkowskiej nie służy mistrzom Polski. - Może na wyjazdach czujemy więcej luzu, jest mniej presji? - zastanawiał się w niedzielę Romeo Jozak, trener mistrzów Polski. Pewne jest, że mistrzowie Polski mają problem z narzucaniem własnych warunków w trakcie spotkań odbywających się w stolicy. Szybko można dojść do wniosku, że w tym roku stało się to tylko raz - przez 45 minut konfrontacji ze Śląskiem.
Ljuboja był tylko jeden – Eduardo grający od pierwszych minut to naprawdę dziwny pomysł. Facet ma umiejętności, ale sił na grę już nie – dlatego jego występ ma sens, gdy wchodzi około 60 minuty na murawę, na podmęczonego rywala. W Lubinie wszedł na boisko po przerwie i przyniosło to efekty. Gdy Eduardo gra od początku ma mnóstwo przestojów w grze, w dodatku wciąż jest daleki od optymalnej formy, więc nawet gdy znajdzie się w pozycji strzałowej, to zwykle jest to uderzenie mało precyzyjne lub zbyt lekkie. W środku pola widać, że to piłkarz z dużym wachlarzem możliwości, ale też popełniający sporo błędów. Niestety w naszej siłowej lidze przygotowanie motoryczne to podstawa. A Danijel Ljuboja był tylko jeden – Serb przyjechał do Warszawy się bawić, ale też na boisku miał coś, czego nie widać u Eduardo – gen zwycięzcy. „Ljubo” nie lubił przegrywać, widać to było w jego grze i gestach. Patrząc na Eduardo można odnieść wrażenie, że jest mu wszystko jedno. Poza tym jak frustrujący musi być dla piłkarza fakt, że dziesięć lat temu radził sobie z takimi obrońcami jak Patrice Evra, Rio Ferdinand czy Nemanja Vidić a dziś jest bezradny wobec takich defensorów jak Maciej Sadlok, Zoran Arsenić czy Fran Velez...
Więcej kilometrów, więcej punktów? - Odpowiadając na śródtytułowe pytanie - nie. Gdyby tak było, Legia nie powinna wygrać w Gdańsku. Mistrzowie Polski w niedzielę przebiegli prawie 114 kilometrów, o osiem mniej od graczy Wisły. To i tak najlepszy wynik od spotkania z Jagiellonią, kiedy Ekstraklasa udostępniła dane dotyczące osiągnięć motorycznych graczy poszczególnych zespołów.
W spotkaniu z Jagiellonią, legioniści osłabieni od wczesnego fragmentu spotkania po czerwonej kartce Antolicia, zanotowali 105,8 k. Z Lechem było to 111,6, a w Gdańsku warszawiacy pokonali dystans 107,9 km. Dłuższy dystans, nie dał „Wojskowym” punktów.
Lechia (110,7) - 107,9
Lech (110,9) - 111,6
Jagiellonia (117,2) - 105,8
Rywale biegali szybciej i mądrzej. Legionistom brakowało mocy i chęci. Czasem można było odniesć wrażenie, że poza obrońcami nikomu nie chce się biegać. Źle współpracowały ze sobą poszczególne formacje. Gdy pomocnik miał podbieć do obrony czy gracz przednmiej formacji do pomocy, to był z tym problem. Dlatego też goście mieli wiele swobody w rozgrywaniu akcji. Rywale grali żwawo i z zangażowaniem, przez co mistrzowie Polski takiej swobody nie mieli.
Ostatni sprawiedliwy? - W trakcie rundy jesiennej, Romeo Jozak imponował sprawiedliwością. Grali zawodnicy, którzy najlepiej prezentowali się na treningach, a dobrą dyspozycję potwierdzali w trakcie meczów. Chorwat dobierał skład tak, że zawodnicy czuli, że praca popłaca, a przede wszystkim zostanie wynagrodzona wyborem do wyjściowej „jedenastki” czy meczowej „osiemnastki”. I przyszła runda wiosenna.
Kiedy Michał Kucharczyk wszedł na murawę w meczu z Lechem Poznań, zdobył bramkę na wagę trzech punktów. W Gdańsku skrzydłowy zaczął grę od pierwszej minuty, harował, aż strzelił gola. W nagrodę konfrontację z Wisłą zaczął na ławce. Podobnych decyzji jest więcej. Piłkarzom trudno złapać pewność, skoro nie wiedzą, co ich potem czeka.
Coraz mocniej zaczyna zastanawiać postać Marko Vesovicia na prawej stronie defensywy. Czarnogórzec to skrzydłowy - tam spędził większość kariery, tam może dać najwięcej. W każdym meczu pokazuje, że najlepiej czuje się wyżej. Gorzej, gdy trzeba bronić, bo były gracz HNK Rijeka przez ostatnie 180 minut w Ekstraklasie, był zamieszany w dwa stracone gole. W Gdańsku Vesović przegrał ważny pojedynek w powietrzu. Kuświk zgrał wtedy piłkę głową do Sławczewa, a ten pokonał Malarza. Czarnogórzec nie upilnował rywala także w niedzielę. Szansa w przedniej formacji będzie zrozumiała - uniwersalne sreberko może być groźne w ofensywie, a przy okazji wspomagać będzie nominalnego defensora. Samotnie nie radzi sobie jednak z zadaniami obronnymi. Kolejna okazja do gry, wyżej, byłaby sprawiedliwa.
Pomeczowe pitu pitu – Czasem wypowiedzi pomeczowe trenera i piłkarzy wykurzają bardziej niż sam mecz. Tak było i tym razem. Trener Romeo Jozak kolejny raz bronił taktyki i mówił, że ustawienie jest dopasowane do potencjału graczy. To o tyle niezrozumiałe, że Vesović zamiast na skrzydle grał w obronie, Remy zamiast na stoperze to w pomocy, Radović zamiast na rozgrywającym to na skrzydle. Szkoleniowiec zdradził też, że Niezgoda był chory i dlatego postawił na Eduardo, który… też był w tygodniu chory. Szkoda, że nie postawił więc na Kucharczyka – był zdrowy i od dawna powtarza, że najlepiej czuje się w ataku. W dodatku po dwóch meczach z bramkami na koncie taka szansa mu się po prostu należała. Ogólnie Chorwat podejmował dziwne decyzje – w pierwszej połowie meczu najjaśniejszą postacią z przodu był Szymański, więc szybko został zmieniony. Jedynym piłkarzem z linii środkowej, który celnie podawał był w pierwszej połowie Mączyński, więc na druga połowę już nie wyszedł… I do tego jeszcze wypowiedź Cafu - mówi po meczu, że jest ciężko, bo rywale podwójnie mobilizują się na Legię. Facet jest w klubie trzy tygodnie i już ma takie wnioski? Oczywiście, że nie, ale powtarza zasłyszane frazesy.
Nadzieja: Imię Nadzieja, spotykamy na ogół na Ukrainie, Białorusi czy w Rosji. Idea piękna, bo nadzieja ma się kojarzyć z urzeczywistnieniem czegoś pożądanego. W niedzielę Legia miała jej mniej, niż dziewczynek o takim imieniu urodziło się w Polsce. Tych w 2017 roku było siedem. Jessika, Viviana, a nawet Idalia i Selena znalazły się w statystyce na wyższych pozycjach.
- Brakowało nam energii, straciliśmy też idee, a wszystko było robione na boisku zbyt wolno. Podejmowaliśmy złe decyzje. Chcieliśmy dać z siebie wszystko po przerwie, ale nic się nie zmieniło. Jestem bardzo zawiedziony. Nasze głowy były dziś poza boiskiem - mówił po spotkaniu z Wisłą szkoleniowiec Legii. W grze warszawiaków brakowało choćby twórczego bałaganu. Krakowiacy byli lepiej zorganizowani i wyszli na tym tak, że wracali na Reymonta w zwycięskich humorach.
Mistrzowie Polski nie mieli pomysłu na ukąszenie przyjezdnych. Nieliczne dośrodkowania, które nie dochodziły do celu, blokowane próby z dystansu, nieumiejętne próby przedostania się pod bramkę Juliana Cuesty - tak wyglądała Legia w ofensywie. W grze warszawiaków brakowało kogoś, kto wziąłby grę na swoje barki. Braków było tak dużo, że nadzieje stołecznych kibiców dotyczące trzech punktów, nie mogły się urzeczywistnić. Pozostaje więc nadzieja, że po przerwie na mecze reprezentacji będzie lepiej.
Spóźnieni studenci: Mistrzowie Polski mają w tym roku tendencję do wcielania się w rolę spóźnionego studenta. Na ostatnią chwilę próbują załapać się na zajęcia, wejść w szesnastej minucie wykładu, tuż po studenckim kwadransie. Na ogół się udaje, jak w życiu. Na ogół uda się wpisać na listę. Na ogół Legia po 90 minutach może się cieszyć. Zdarzy się też wysłuchać wykładu, choć pozostać z nieobecnością, jak w Krakowie. Ale trafiają się też tacy prowadzący, którzy zamkną drzwi na klucz, a spóźniony student odbije się od drzwi i pozostanie z pustymi rękoma.
Tak było w meczu przeciwko Jagiellonii. Tak było w konfrontacji z Wisłą. Białostoczanie dobitnie pokazali, jak karcić, gdy rywal nie jest karny, dobrze zorganizowany i mentalnie gotowy. Krakowianie skorzystali z pomysłów Ireneusza Mamrota i wykonali je nieznacznie gorzej od liderów Ekstraklasy. Legionistom od początku roku brakuje stabilności. Momenty lepsze, przeplatają słabszymi. Trudno szukać momentów zachwycających. Pierwsze połowy spotkań z Zagłębiem i Śląskiem? Niezłe momenty w Gdańsku? Kiedy Legia wchodzi na wyższe obroty, zaczyna równie szybko hamować. Mistrzowie Polski szukają złotego środka. Próbują wcześniej wychodzić na autobus, zmieniać środek lokomocji, a nawet trasy do celu, ale wciąż coś zawodzi. Wciąż student jest na styk. Pytanie czy ciągłe życie na krawędzi, może poprowadzić do zdanych egzaminów, a w konsekwencji ukończenia roku i zdobycia najważniejszego stypendium w Polsce.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.