News: Komentarz: Szambo

Kilka uwag po meczu z Wisłą

Miłosz Nasierowski, Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

10.08.2015 13:48

(akt. 21.12.2018 15:10)

Po niedzielnym meczu trudno ocenić czy to Wisła powoli się odbudowuje czy Legia, która w tym upalnym tygodniu rozegrała drugi mecz, zagrała trochę gorzej niż poprzednio. Martwią kolejne urazy skracające ławkę rezerwowych. Czas na kilka pomeczowych uwag i spostrzeżeń. Miłej lektury.

- Prezentacja mistrzów Polski - Wszystko fajnie wyglądało, chłopaki z CLJ dostali medale przy zapełnionym stadionie, z rąk ludzi mających duży szacunek i autorytet – Lucjana Brychczego i Dariusza Mioduskiego. Były brawa i wycieczka pod Żyletę – dla tych młodych ludzi to z pewnością niezapomniane chwile i motywacja do dalszej pracy. Tylko jedna rzecz nie pasowała - gdy padło nazwisko osoby, która dla młodych grup zrobiła naprawdę dużo, to medal został na tacy. Jacka Magiery nie znaleziono (przebywał poza Warszawą). Wciąż nie rozumiemy formy zakończenia współpracy z osobą, która przy Łazienkowskiej spędziła ponad 18 lat życia. Zamiast jakiegoś dyplomu, tortu czy podziękowania było wypowiedzenie od dyrektora sportowego Jacka Mazurka w zaciszu klubowego gabinetu. A przecież to człowiek, która dla Legii zrobił wiele – jako piłkarz, trener i wychowawca.


- Liczą się tylko pieniądze - Sam mecz na pewno nie zawiódł, choć i nie zachwycił. Ale trzeba przyznać, że ktoś, kto pracuje nad terminarzem liczy się tylko z dobrem portfela. Czołowe drużyna grają co trzy dni – 72 godziny po spotkaniu z Wisłą legioniści rozpoczną przecież mecz w Łęcznej z Górnikiem. A to wszystko dzieje się przy rekordowych upałach. Czy naprawdę drużyny eksportowe czyli te reprezentujące Polskę w europejskich pucharach, muszą grać w Pucharze Polski już w sierpniu? Czy trzeba te mecze na siłę wciskać między spotkania ligowe i pucharowe? A jeśli Maciej Skorza czy Henning Berg wystawią rezerwy to czy będzie im można zarzucić, że rozgrywki Pucharu Polski traktują po macoszemu? Do tego dochodzi reforma z rekordową liczbą meczów i 10-dniowe urlopy dla zawodników między sezonami – chyba najkrótsze w Europie. Czy ktokolwiek ustalający terminarz myśli jeszcze o zdrowiu piłkarzy czy liczy się już tylko kasa? Niestety wszystko wskazuje na to, że to drugie.


- Krótka ławka - Przy takim terminarzu problemem jest dość która ławka rezerwowych Legii. Dominik Furman, Michał Kucharczyk, Guilherme czy Tomasz Brzyski  grają co trzy dni po 90 minut. Nie mają innego wyjścia, brakuje odpowiednich zmienników. Do tego na niektórych pozycjach miejsca są już od dawno zaklepane, bo nie ma z kim rywalizować. Wprawdzie okienko transferowe się jeszcze nie zamknęło, ale w sportach gdzie celem jest pokonanie przeciwnika/drużyny, brak rywalizacji na treningach to jak bieganie jednego dystansu, w tym samym tempie, po tej samej trasie. Nie brzmi rozwojowo, prawda? Teraz gdy urazy mają Tomasz Jodłowiec, Ivica Vrdoljak i Michał Pazdan, sytuacja w środku pola jest naprawdę zła. Pozostają eksploatowany „Furmi” oraz młodzi Rafał Makowski i mający pecha Michał Kopczyński.


- Cały mecz Rafała Makowskiego – Został rzucony na głęboką wodę – pierwszy raz od początku na boisku i od razu z takim rywalem. Nie chował się za innymi, nie ograniczał się do przecinania akcji, cały czas wychodził na pozycję i ciągle domagał się piłki, chciał brać udział w każdej akcji. Tak powinien pokazywać się młodziak. Absolutne przeciwieństwo kilku innych młodych przestraszonych z rezerw, którzy biegali i przeszkadzali, ale w piłkę grać nie chcieli. W niedzielę trochę go przepychali, parę razy do piłki nie doskoczył, raz mógł pobiec za akcją, ale się zawstydził. Ale nic to. Najważniejsze, że młody w końcu się pojawił na murawie i ma teraz możliwość przestudiowania swojej gry na tle porządnego rywala i wyciągnięcia wniosków. Tak się zaczyna naukę przez duże „N”. Oby to był początek fajnej kariery. Trzymamy kciuki.


- Waleczny Gui, osamotniony Brzyski - Trochę nam poobijali walecznego Brazylijczyka. Popularny „Gui” naprawdę sporo w meczu „wyłapał”, do tego przy każdym kolejnym upadku robił się coraz bardziej czerwony - ile można ćwiczyć kontrolowane upadki? A wszystko to dzięki… sędzięmu „śpiączce” Stefańskiemu. Nie wiem czy miał gorszy dzień czy może w ten upał zwyczajnie mu się nic nie chciało. Ale dziwne było to (nie) gwizdanie/kartkowanie. Do tego ten stały fragment gry – dyskutuje z piłkarzami, piłka się toczy, zawodnicy nie są na swoich pozycjach, a mimo to pozwala na rozegranie rzutu wolnego, po którym pada gol dla Wisły. W oczy rzucał się też osamotniony Brzyski. On poza boiskiem razem z Tomkiem Jodłowcem są jak papużki nierozłączki. Gdzie jeden, tam i drugi. Na boisku, szczególnie ze stałych fragmentów gry, „Brzytwa” zawsze swoim dograniem znajduje „Jodłę”. Gdy go nie ma na murawie, piłka przelatuje bez celu w polu karnym – jakby brakowało adresata.

Polecamy

Komentarze (62)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.