Wnioski, spostrzeżenia

Kilka wniosków po meczu z Koroną

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

01.12.2019 22:50

(akt. 03.12.2019 09:11)

Legia Warszawa pokonała w sobotę 4:0 Koronę Kielce. Mimo słabego początku meczu, "Wojskowi" przejęli inicjatywę i pewnie pokonali zespół Mirosława Smyły. Zapraszamy do lektury kilku wniosków po rywalizacji z żółto-czerwonymi.

"Szczeciński" początek - Legia w Szczecinie miała wiele fragmentów, w których sprawiała wrażenie, jakby zapomniała o dobrej grze z pięciu poprzednich spotkań. Pogoń potrafiła dominować i skutecznie niwelować atuty graczy Aleksandara Vukovicia. Pierwsze 20-25 minut rywalizacji z Koroną wyglądało podobnie. Kielczanie zdecydowali się grać wysoko, korzystali z pressingu i nie zostawiali wiele miejsca gospodarzom. To sprawiało, że żółto-czerwoni byli w stanie prowadzić grę i stwarzać pewne zagrożenie pod bramką Radosława Majeckiego. Inna sprawa, że goście nie byli w stanie wykreować stuprocentowej szansy, a z czasem cofnęli się i dali zdominować. Takich początków spotkań w wykonaniu Legii nie chcemy jednak oglądać. Cieszy fakt, że Legia potrafiła odmienić oblicze gry i przeszła do ataków.

Klucz tkwił we flankach - Niezwykle ważną rolę w wygranej z Koroną odegrali zawodnicy występujący na bokach boiska. Aby Marko Vesović, Paweł Wszołek, Michał Karbownik oraz Luquinhas mieli swobodę, dobre spotkanie musieli rozegrać środkowi pomocnicy. Powrót Domagoja Antolicia, który znów stworzył duet z Andre Martinsem, pomógł stołecznej drużynie. Obaj gracze po początkowej przeciętności, zdominowali potem środkową strefę i pozwolili Legii przeważać na flankach, a te były kluczem do zwycięstwa. Wszystkie bramki padły po tym, jak gracze ze skrajnych sektorów dobrze odegrali swoją rolę. Vesović dwukrotnie zaczynał akcje bramkowe (na 1:0 i 3:0). Czarnogórzec oddał też uderzenie, które dobił Jose Kante i strzelił czwartego gola. Rzut karny został zaś podyktowany po akcji Pawła Wszołka. Do tego trzeba dodać ofensywne wejścia  Karbownika, który kilka razy napsuł sporo krwi rywalom. Legia wiedziała jak chce grać i po 20-30 minutach, zaczęła realizować swój plan. Plan warty trzech punktów z Koroną. 

Zmiennicy - Walerian Gwilia miał w sobotę wejście smoka. Gruzin pojawił się na boisku w 67. minucie, a już 120 sekund później mógł cieszyć się z gola. Pomocnik doskonale wymienił podania z Luquinhasem, obrona Korony została "rozklepana", a "Vako" bez problemu pokonał Marka Kozioła. Po chwili Gruzin mógł mieć asystę, lecz sędzia nie uznał bramki Jose Kante. 25-latek mógł w rywalizacji z Koroną, skupić się na ofensywie. Rola piłkarza była taka, jak na początku sezonu, gdy pomocnik był jednym z najjaśniejszych punktów "Wojskowych". Trudno nie mieć wrażenia, że Gwilia optymalnie sprawdza się w roli najbardziej wysuniętego pomocnika. Gdy angażuje się również w grę defensywną, gra od jednego pola karnego do drugiego, wypada gorzej. Były zawodnik Górnika mógł strzelić także drugiego gola, lecz otrzymał minimalnie niecelne podanie od Jose Kante. W kwestii zmienników trzeba odnotować fakt, że Vuković dał kolejną szansę Maciejowi Rosołkowi. Legia była pewna wyniku i szkoleniowiec pozwolił zebrać kolejne doświadczenie młodzieżowcowi. Zdobywca bramki w meczu z Lechem pokazał się zwłaszcza w akcji, gdy zyskał rzut wolny dla gospodarzy, ale nie ustrzegł się błędów technicznych i taktycznych. Oddzielne słowa należą się Jose Kante, o którym poniżej. 

Tytaniczna praca Kante - Jose Kante wszedł na boisko w 20. minucie. Zastąpił mającego problemy zdrowotne Arvydasa Novikovasa. Legia nieco zmieniła ustawienie: na skrzydło powędrował Luquinhas, a reprezentant Gwinei zajął miejsce za plecami Jarosława Niezgody. Kante od początku wykazywał się ogromnym zaangażowaniem. Przyśpieszał grę, kreował akcje, ale nie ograniczał się tylko do ofensywy. Harował również w grze obronnej, walcząc o każdą piłkę do ostatniego gwizdka sędziego. Kante miał pewne przejścia z arbitrem Pawłem Gilem, który nie uznał mu pierwszego gola po ładnym uderzeniu. Napastnik nie zniechęcił się, do końca pozostawał skoncentrowany i w doliczonym czasie gry dobił strzał Marko Vesovicia i mógł cieszyć się ze zdobytej bramki. Dobra dyspozycja 29-latka nakazuje zastanowić się nad opcją, w której ten grałby razem z Niezgodą, z którym dobrze się uzupełnia. Na skrzydło wróciłby wtedy zapewne Luquinhas, a "ofiarą" takiej zmiany, stałby się zapewne Novikovas. Taki wariant w rywalizacji z Koroną wyglądał obiecująco. 

Spotkanie "powrotów": Mecz Legii z Koroną można umownie nazwać spotkaniem powrotów. W kontekście Domagoja Antolicia i Michała Karbownika tyczy się to ponownych występów w pierwszym składzie. Chorwat nie zagrał w Szczecinie przez ból pachwiny. Doświadczony gracz ponownie udowodnił, że jest w wysokiej formie. Razem z Andre Martinsem zagrali nieco gorzej w pierwszej połowie, ale już po przerwie pokazali, że wspólnie tworzą duet ekstraklasowych profesorów. "Karbo" zaczął ostatnio na ławce, był przemęczony po meczach w młodzieżowej reprezentacji Polski. Młody gracz udowodnił, że jest lewym obrońcą numer jeden. Regularnie podłączał się do akcji ofensywnych pokazując ciąg na bramkę, a przy tym pomagał w tworzeniu przewag na swojej stronie boiska. Zastanawia, jak 18-latek spisałby się w drugiej linii, lecz aktualnie jest niezbędny w defensywie, gdzie gwarantuje solidność. Jego rywale, albo wciąż się leczą lub nie są gotowi do gry, jak Ivan Obradović, albo wyraźnie przegrywają rywalizację, jak Luis Rocha. 

Trzeba także zwrócić uwagę na powrót do środka obrony Artura Jędrzejczyka. Kapitan wicemistrzów Polski wrócił do pary z Igorem Lewczukiem. Doświadczeni piłkarze już na początku sezonu skutecznie dbali wtedy o to, by Legia nie traciła zbyt wielu goli. W sobotę również rozegrali bardzo dobre zawody, popełniając pojedyncze błędy na początku meczu, ale kończąc spotkanie z czystym kontem. 

Bez pracy nie ma kołaczy - Na początku sezonu Luquinhas pokazywał potencjał, duże możliwości, ale brakowało szlifu. Teraz w jego poczynaniach jest coraz mniej przypadku, chaosu, za to dostrzegalne są przemyślane ruchy, umiejętność gry kombinacyjnej. Brazylijczyk miał ogromne problemy z wykańczaniem akcji, ale zapowiadał, że postara się to naprawić poprzez ćwiczenia na treningach. W meczu z Koroną sympatyczny gracz popisał się kapitalnym uderzeniem, po którym warszawiacy zdobyli pierwszą bramkę. Praca Luquinhasa przyniosła efekty, już w trakcie zajęć było widać, że były piłkarz Aves lepiej radzi sobie z wykańczaniem dograń kolegow. Teraz 23-latek ma na koncie łącznie dwa gole i sześć asyst. Sumienna praca na zajęciach pomaga eliminować mankamenty, robiąc z czasem z nich atuty. Piłkarz jest obecnie pewniakiem do miejsca w pierwszym składzie. 

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.