Aleksandar Vuković

Komentarz. Ratować, co się da. I naprawiać

Redaktor Adam Dawidziuk

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

13.12.2021 15:00

(akt. 13.12.2021 15:35)

Aleksandar Vuković nie wchodzi do tej samej rzeki, takiej samej też nie. Bez kaloszy, na bosaka, wkracza do bagna. Przed nim prawdopodobnie najtrudniejsza misja w zawodowej karierze, ale jeśli ktoś może zrobić z niej „possible”, a nie „impossible”, to właśnie on.

Jakim paradoksem jest to, że Legia popadła w największy kryzys w powojennej historii w sezonie, w którym w końcu udało się wrócić do fazy grupowej europejskiego pucharu, czyli zrobić ten brakujący krok. Gigantycznym paradoksem. Jednak także, a może nawet przede wszystkim, to konsekwencja błędów popełnianych przez ostatnie lata, na każdym polu. Zwykle maskowanych pudrem i podkładem, tak na szybko, aby jako tako wyglądać. Tak się nie da na dłuższą metę. W końcu szczęście musiało się odwrócić, a wtedy wszystko runęło.

Jesień 2021 to czas wstrząsów. Problem w tym, że jeden goni drugi, za nim jest trzeci, a jak wydaje się, że gorzej być nie może, to przychodzi czwarty, piąty, szósty. Dziś można i trzeba krytykować Dariusza Mioduskiego i jego współpracowników, ale to kopanie leżącego, z czego tak naprawdę nic nie wynika. Przeszłości się nie zmieni, Wisły kijem nie zawróci. Należy wyciągnąć wnioski i patrzeć do przodu. W kierunku normalności.

Kiedy Jacek Magiera w 2016 roku przejmował po Besniku Hasim rozbitą drużynę, po pierwszym treningu mniej więcej powiedział tak: „Zaczęliśmy od podstaw, podanie, przyjęcie, rozegranie”. Strasznie to wtedy brzmiało, bo pokazywało miejsce, w którym jest Legia. Szczęście jednak sprzyjało, fundamenty były, klasowi piłkarze również. Udało się uciec spod topora i sprawić, że rok stulecia istnienia był jednym z najlepszych w historii, a nie klęską.

Dziś klęska, to synonim słowa Legia. Trzeba budować ją od podstaw w momencie, kiedy wydawało się, że w końcu przestała być drewniana, a stała się murowana. Od decyzji podejmowanych w najbliższych tygodniach będzie zależeć to, w którym miejscu ten klub będzie za rok, dwa, trzy. Przede wszystkim przestać opowiadać bajki, bo i tak nikt już tego nie kupuje. Każde słowo płynące od właściciela czy dyrektora sportowego nie będzie brzmieć poważnie. 

Prezes i właściciel powiedział ostatnio, że nie można zmarnować tego kryzysu. Większość ludzi w mediach społecznościowych śmieje się z tego, na równi z „najszybszym piłkarzem Europy”, ale to są słowa prawdziwe. Z tym zastrzeżeniem, że to nie jest kryzys, ale katastrofa. Jej też nie można zmarnować.

Zacząć od podstaw. Wyrzucić te wszystkie długofalowe plany, o których się pięknie opowiadało. Najlepiej je spalić, aby nikogo nie korciło grzebać w śmietniku. Przejrzeć w końcu na oczy i działać. Ułożyć pion sportowy, wykorzystać doświadczenie zdobyte w ostatnich miesiącach, bo przecież błędów były dziesiątki, łatwo je wskazać. I jak w tytule – krótkoterminowo ratować, co się da, przy okazji naprawiać.

Pierwszym krokiem jest powrót do Vukovicia. Jemu wcale nie było łatwo powiedzieć „tak”, jak każdy człowiek z Bałkanów, ma honor i dumę „level hard”. Ale na drugiej szali jest coś, czego nie da się policzyć, określić – serce. „Spędziłem tu pół życia, to mój dom, a jak dom się pali, to trzeba pomóc gasić” – powiedział. Nie wraca dla Dariusza Mioduskiego, Radosława Kucharskiego czy dla siebie. Wraca dla Legii, dla jej kibiców.

Musiało minąć kilka miesięcy od zwolnienia Vukovicia, aby przekonać się, jaką więź w drużynie zbudował. Czy widział ktoś sytuację, że po zwolnieniu trenera zespół w komplecie wyjeżdża na znak protestu z ośrodka treningowego? Dlaczego odszedł Marek Saganowski, co było powodem nieporozumień nowego sztabu z Janem Muchą czy Łukaszem Bortnikiem? Wszyscy jasno deklarowali, że powinien nadal prowadzić drużynę. Nie oceniając, dobre to czy złe, widać było jak na dłoni, że ta grupa była zżyta, każdy ufał każdemu, nie było pokątnego tzw. obrabiania dupy. Oczywiście, niektórzy zawodnicy marudzili, ale oni tak mają, szczególnie jak nie grają, na Papieża by narzekali. 

Dziś drużyna potrzebuje właśnie zaufania. Nie krzyku, nie mobilizacji. Zaufania, spokojnej rozmowy, dotarcia do głów tych, którzy wychodzą na boisko. Szczególnie po wydarzeniach w Książenicach. Vuković pokazał, że potrafi zbudować stworzyć jedność, opartą na sprawiedliwości. Dzisiaj musi to powtórzyć. 

Polecamy

Komentarze (167)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.