News: Komentarz: Szambo

Komentarz: Zwyciężają indywidualności, kiedy będzie wygrywać zespół?

Piotr Jóźwiak

Źródło: rzutberetem.net, Legia.Net

22.04.2013 12:00

(akt. 21.12.2018 15:11)

Szóste ligowe zwycięstwo z rzędu to passa dla przeciętnej drużyny nieosiągalna. To swego rodzaju pieczątka, gwarant jakości. I rzeczywiście, mistrzostwo – wraz z każdą kolejną wygraną – jest o krok bliżej. Tyle że wciąż nie tak blisko jak w zeszłym sezonie. A sama gra – przykra. Nie zawsze, ale niestety częściej niż rzadziej.

Podbeskidzie 2:1


Dziewięciu gości z pola, którzy biegają jednostajnym tempem. Dziwna bramka Saganowskiego. Kuciak air-lines w ostatniej minucie po strzale Cetkovicia. Świetny Radović i ambitny Bereszyński. Zły Bojka, bo stroje brudne jak po wojnie.


Górnik 3:0


Legia wyraźnie lepsza. Przepaść. Show Radovicia. Ljuboja inauguruje wiosenne strzelanie. Duet Vrdoljak-Łukasik – ten sam, który wcześniej zawiódł w Kielcach – tym razem sprząta wyjątkowo dokładnie. Górę – Ivica, dół – Miłek. W białych rękawiczkach.


Polonia 2:1


Bolą zęby. Gra szarpana, bardziej przypominająca wojnę podjazdową, taką na zmęczenie. Widza, rzecz jasna. W przekroju całego sezonu trudno o równie bezbarwne mecze, niż te quasi-derbowe. Radović niedokładny, chaotyczny. 1:0 – „przyroś”. 1:1 – spalony. Gola na wagę trzech punktów nie sposób nazwać wypracowanym. Rzutem na taśmę…


Zagłębie 2:0


Pierwsze pół godziny do kosza. Później Radović objeżdża pachołki, a Legia wygrywa bez komplikacji. W sumie aż dziewięć udanych dryblingów Serba (na jedenaście prób!), pięć dograń w pole karne, sześć strzałów – w efekcie gol i asysta.


Wisła 2:1


Najlepszy mecz Wisły w przekroju całego sezonu. Legii chyba najsłabszy – z wiosennych na pewno. Kiedy trzeba podać z klepki, legioniści zaczynają od prowadzenia piłki. Jeśli wypada przyjąć i odegrać, kończy się stratą lub faulem. Imponujący Jędrzejczyk, niezawodny Jarzębak i odblokowany Sikorski. Pozycje numer dwa i trzy dające do myślenia, ale przynajmniej Kraków odczarowany.


Pogoń 3:1


Pierwsza odsłona to kolejna – po golu Sikorskiego – odblokowana misja. Po ośmiu meczach bez gola z akcji, kiks Frączczaka na bramkę zamienia Ława. I tenże Frączczak – było nie było z przeszłością w Młodej Legii – krzywdy robić nie chce. Albo zwyczajnie nie umie. Komplet punktów zapewnia gruziński czołg, któremu – idę o zakład – najdalej za miesiąc na imię będzie Rooney z Tbilisi.


Sześć zwycięstw, w tym dwa niepodlegające dyskusji – z Górnikiem i Zagłębiem, trzy naznaczone kibicowskim stresem – z Podbeskidziem, Polonią i Pogonią, plus nie wiadomo co w Krakowie. Imponujące wyniki zakrywają jakościowe niedostatki. Tylko wciąż nie mogę przegonić wrażenia, że choć kołderka jest szyta na miarę i grzeje naprawdę fajnie, to poduszki brak. I nie można spać wygodnie.


Legia wiosną wygrywa dzięki jednostkom. Tu się Rado zabawi, tam się przepchnie Gruzin, zaskoczy Jędza albo Kuciak coś złapie. Jasne, w najlepszych klubach o losach meczów też decydują kluczowi piłkarze, ale… Czy nie należy wymagać więcej od Koseckiego? A od Jodłowca czy Wawrzyniaka? To są reprezentanci kraju, ludzie, którzy nie wypadli sroce spod ogona i na swoich pozycjach należą do ligowej czołówki. Przepraszam, należeli. Jesienią.


Bo co w tej rundzie pokazał Kosecki?  No, dokładnie. Ja pamiętam gola w Kielcach, kluczowe podanie przy golu Furmana z Polonią i przestępstwo Pareiki. Niech przemówią liczby. Jesienią Kuba strzelał lub asystował dokładnie co 98 minut, natomiast teraz statystykę ma prawie trzykrotnie słabszą. Do punktacji kanadyjskiej dopisuje oczko średnio raz na 284 minuty, czyli co trzy pełne mecze, z małym haczykiem. Można pokonać autem dystans dzielący ulicę Łazienkowską w Warszawie z Bułgarską w Poznaniu i jeszcze, w bonusie, przez godzinę dłubać w nosie bądź raczyć się regionalną kuchnią w przydrożnych barach. A Kosa w tym czasie gra, i gra, i gra, jednak bez przełożenia na liczby…


Gdyby Jodłowiec w tej rundzie był choć w połowie tak dobry, jaka jest obiegowa opinia trenerów na jego temat, to Żewłakow mógłby już w spokoju przejść na drugą stronę rzeki. A tak, od czasu do czasu, trzeba statecznego pana Michała niepokoić. Zresztą 37-letni kapitan Legii – na pięć tygodni przed zakończeniem kariery – wydaje się wyraźnie zwrotniejszy od 25-krotnego reprezentanta kraju w sile wieku. Jodłowiec potrafi umiejętnie rozegrać piłkę, lecz braki w motoryce kiedyś mogą skończyć się tragedią.


Bardzo cenię Wawrzyniaka – i tego w korkach, i tego mówiącego też (nawet bardziej). Wiem, że w ostatnich tygodniach grał na zawodników typu „mały, ale wariat”, co przy jego warunkach fizycznych bywa niewdzięczne. Kolejno: Malinowski, Przybecki, Błąd i Sarki, czyli lekkoatletyka. Jednak – mimo wszystko – Kuba zbyt często gubi koncentrację. Kiedyś raz na kilka meczów, ostatnio raz na kilkadziesiąt minut. Jego słabszą formę dodatkowo uwypukla „życiówka” Jędrzejczyka.


Właśnie, Jędza. Jemu nie robi różnicy, na kogo gra, ani nawet gdzie gra. Jeszcze niedawno – występując na prawej obronie – markował podania do przodu, oddając piłkę najbliższemu, byle do tyłu. Pamiętacie, prawda? Aż ciężko uwierzyć, ile siedzi w głowie – w pewności siebie i wierze we własne umiejętności. Pomyślcie o tym, kiedy Artur mignie wam przed oczami w kolejnej ofensywnej akcji. On już nie tylko pomaga na skrzydle, a nawet coraz częściej gna w szesnastkę, niczym rasowy napastnik, pozostawiając w tyle zagubionych rywali.


Na koniec trochę o zespole jako całości. Czy dziełem przypadku jest to, że Legia najlepiej wypadała akurat w starciach z potencjalnie najmocniejszymi rywalami, z którymi przyszło jej się zmierzyć? Lepsza gra wynikała z tego, że drużyny Górnika i Zagłębia przyjechały grać w piłkę, autobusy pozostawiwszy na parkingu. Było więcej miejsca, po prostu.


Piłkarze Urbana nie potrafią zmusić do płaczu przeciwnika, zorientowanego wyłącznie na defensywę. Bo podają nie w tempo, za plecy i z kozłem, bo brakuje ruchu bez piłki czy jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, bo grają głównie prawym skrzydłem, bo z Ljuboją wysoki pressing po stracie piłki jest niemożliwy, bo bez Vrdoljaka w środku pola są bezradni w pojedynkach powietrznych, bo zbyt rzadko strzelają z dystansu. Co więcej, dopiero z Pogonią, czyli w ósmym ligowym meczu na wiosnę, nie szwankowały stałe fragmenty. Czy właśnie nie z myślą o nich sprowadzono Brzyskiego?


Sześć meczów, osiemnaście punktów. Zostało jeszcze siedem dużych kroków do mistrzostwa, w sumie punktów dwadzieścia jeden. Tylko Lech na Łazienkowską nie przyjedzie rozpaczliwie się bronić. Jeśli legioniści w końcu odpalą i zaczną grać na miarę potencjału, jaki drzemie w tej ekipie, wszyscy skończymy na Starówce. Jeśli zaś wciąż wynik będzie zależał od dwóch-trzech zawodników w formie, też skończymy na Starówce. Chyba. Ale wcześniej się postresujemy. Jak z Polonią, Wisłą, Pogonią czy Podbeskidziem…


Tekst można znaleźć również na blogu RzutBeretem.Net

Polecamy

Komentarze (56)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.