Korona Kielce - wieczny kandydat do spadku
28.07.2018 11:00
Wróćmy do początku poprzedniego sezonu, choć zalążki tego, co się wtedy działo, miały miejsce jeszcze trzy miesiące wcześniej. W kwietniu 2017 roku 72 procent akcji kieleckiego klubu kupił niemiecki biznesmen, Dieter Burdenski. Wówczas trenerem Korony był Maciej Bartoszek, a prowadzona przez niego drużyna osiągała bardzo dobre, jak na swoje możliwości, wyniki, dzięki czemu na koniec sezonu zajęła wysokie 5. miejsce. Jak się miało okazać, to nie wystarczyło do kontynuowania współpracy z Bartoszkiem. Nowym szkoleniowcem „Scyzorów” został Włoch Gino Lettieri, który karierę trenerską spędził w ojczystym kraju nowego właściciela Korony. Zastąpienie Bartoszka nowym sternikiem było jeszcze bardziej niezrozumiałe, patrząc na dotychczasowe osiągi Włocha. Lettieri trenował kluby z niższych lig niemieckich, a przed przyjściem do Korony był szkoleniowcem FSV Frankfurt, gdzie, łagodnie ujmując, nie zrobił kariery. Drużyna z III ligi pod jego wodzą zagrała w trzynastu spotkaniach, w których zdobyła średnią 0,46 punktu na mecz, co poskutkowało ostatnim miejscem tabeli i spadkiem o szczebel niżej. Nowi włodarze Korony mimo wszystko zdecydowali się na zatrudnienie Lettieriego. Co więcej, w letnim okienku transferowym zakontraktowano syna właściciela, pomocnika Fabiana Burdenskiego. Zawodnik już kilka lat wcześniej występował w Polsce, reprezentując barwy Wisły Kraków, ale o poziomie jego gry niech świadczy tylko skromna liczba ośmiu występów w „Białej Gwieździe” w przekroju całego sezonu. Fani z Kielc mieli więc prawo być niezadowoleni ze sprowadzenia tego piłkarza do ich ukochanego klubu. I tak jak nie po drodze im było z zaakceptowaniem transferu Burdenskiego, tak pozostałym piłkarzom Korony nie po drodze było z Lettierim. Przybysz z Włoch od początku próbował narzucić własne zasady w szatni, a przez konflikt z nim, z klubu musiał odejść Miguel Palanka, jeden z czołowych zawodników Korony w sezonie 2016/17. Wydawało się więc, że prędzej czy później „Scyzory” osiądą na dnie ligowej tabeli, a Lettieri szybko pożegna się z Kielcami. Stało się jednak inaczej. Jeszcze przed inauguracyjną kolejką poprzednich rozgrywek nawiązała się mała więź między zawodnikami a szkoleniowcem, co zaowocowało coraz lepszymi wynikami. Korony próżno było szukać, tak jak przewidywano przed sezonem, w dole tabeli. Kielczanie utrzymywali się w czubie, w dodatku dobrą grę w lidze potrafili przenieść na rozgrywki pucharowe. Mało brakowało, a to z Koroną Legia walczyłaby w majowym finale Pucharu Polski. Piłkarze prowadzeni przez Lettieriego doszli aż do półfinału, gdzie nie potrafili jednak zachować przewagi z pierwszego starcia, i ostatecznie odpadli w dwumeczu z Arką Gdynia. Pożegnanie z marzeniami o występie finałowym na PGE Narodowym nieco pogorszyło formę „Scyzorów”, która miała przełożenie na końcówkę sezonu. Korona w grupie mistrzowskiej wygrała tylko raz, z Lechem Poznań na samym starcie rundy finałowej. W efekcie zespół z województwa świętokrzyskiego zajął 8. lokatę na koniec poprzednich rozgrywek, ale było to i tak znacznie powyżej przewidywań ekspertów i bukmacherów. Kibice Korony z nadziejami mogli oczekiwać nowego sezonu.
Nadzieje przestały powoli gasnąć, gdy nadeszło wciąż trwające okienko transferowe. Z Korony odeszło wielu zawodników, a w tym gronie znalazło się kilku piłkarzy, po których w Kielcach mogą jeszcze zapłakać. Gruzin Nika Kaczarawa był przecież gwarantem kilku goli, a po tym, jak wygasła umowa jego wypożyczenia, w formacji napastników pozostała wielka dziura. Tak naprawdę jedynym wartym uwagi atakującym pozostał Elia Soriano, bo „Scyzory” raczej nie robią wielkich nadziei po pozyskanym latem Macieju Górskim. Dla byłego legionisty jest to drugie podejście do Korony. W ekipie ze świętokrzyskiego napastnik grał jeszcze w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu, ale w 14 meczach zaliczył tylko dwa trafienia. Był to jego i tak najlepszy wynik na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, wcześniej nie potrafił przekroczyć granicy jednego gola na rundę. Do Korony trafił co prawda jeszcze inny atakujący, rodak Kaczarawy, Wato Arweladze, ale jest on wielką niewiadomą i pozostaje raczej melodią przyszłości, ponieważ ma 20 lat. Jednakże kto wie, może autor dwóch bramek w poprzednich rozgrywkach dla rodzimego Lokomotiwi Tbilisi, wobec bryndzy w ataku wywalczy sobie miejsce w składzie już teraz.
Niestety dla Korony, nie tylko pozycja napastnika pozostawia wiele do życzenia. Z Kielcami pożegnał się chociażby Zlatan Alomerović, który wybrał transfer do Lechii Gdańsk. Sprzedaż podstawowego golkipera nie przyniosła za sobą wzmocnienia na tej pozycji, i od początku sezonu bluzę z numerem „1” nosi Matthias Hamrol. 24-letni Niemiec w poprzednim sezonie wystąpił w czterech spotkaniach i będzie musiał się mocno postarać, aby kielczanie nie odczuli braku Alomerovicia. Do Kielc trafił bramkarz Paweł Sokół, ostatnio grający w juniorach Manchesteru City, ale z racji wieku (18 lat), raczej nie wskoczy od razu do bramki. Dodatkowo, w ostatnich dniach na testach przebywa obyty już w ekstraklasie Michał Miśkiewicz i prawdopodobnie to on, jeśli podpisze umowę, stanie na pole position w walce o pozycję podstawowego bramkarza.
Włodarze Korony ponadto nie przedłużyli umowy z Radkiem Dejmkiem i Jackiem Kiełbem, którzy stawali się legendami klubu. Zwłaszcza drugi z wymienionych na Kolporter Arena czuł się jak ryba w wodzie, a grając w innych zespołach nie potrafił nawiązać do formy z Korony. Teraz zmuszony został do zejścia poziom niżej i reprezentować będzie barwy Bruk-Betu Termalika Nieciecza. Kielczanie stracili także, na rzecz Arki Gdynia, Gorana Cvijanovicia i Nabila Aankoura. Oprócz wymienionych wyżej graczy, z Korony odeszli również: Maciej Gostomski, Sanel Kapidzić, Krystian Miś i Akos Kecskes. Jeżeli chodzi zaś o zawodników, którzy zasilili szeregi Korony, a nie zostali jeszcze wspomniani w tekście, to ciężko od nich oczekiwać fajerwerków. Nowym piłkarzem kielczan został Oktawian Skrzecz, mający łatkę talentu, ale do tej pory nie potrafiącego go wykrzesać. Do „Scyzorów” trafili także dwaj gracze z niższych lig, Maciej Firlej (Ślęza Wrocław) i Kornel Kordas (Stal Rzeszów), a także niejaki Felicio Brown Forbes. Zawodnik urodzony w Niemczech, ale posiadający także kostarykańskie obywatelstwo, pół kariery spędził na spadaniu z rosyjskimi klubami do niższych lig. Być może jest to za mocno powiedziane, ale fakty są takie: najpierw w Rosji trafił do Kryli Sowietow Samara, z którą w pierwszym sezonie spadł o poziom niżej. Sam zawodnik zdołał się jednak utrzymać w ekstraklasie, ponieważ przeniósł się do FK Ufa. Z nowym klubem piłkarz także przeżył spadek, ale ponownie znalazł zatrudnienie w drużynie z najwyższego szczebla rozgrywkowego. Wzięło go do siebie FK Rostów, ale Forbes nie zagrał tam ani jednego meczu. Następnie grał jeszcze w Arsienale Tuła (tutaj niespodzianka – z tą drużyną akurat awansował, z 2. do 1. ligi), Anży Machaczkała i Amkarze Perm, a teraz swoimi umiejętnościami będzie popisywać się na polskich ligowych boiskach. Jeszcze nie wiadomo do końca na jakiej pozycji, ponieważ Kostarykanin zaczynał jako boczny pomocnik, następnie został przesunięty na bok obrony, aby za chwilę występować już na środku defensywy. Co więcej, Forbes grał także jako napastnik, ale nie grzeszył skutecznością i raczej nie będzie tam wystawiany w Koronie.
Oczywiście w Kielcach pozostali jeszcze zawodnicy, którzy do tej pory byli ważnymi ogniwami. Kibiców najbliższego rywala legionistów najbardziej może cieszyć powrót do gry pomocnika Jakuba Żubrowskiego, kontuzjowanego przez całą rundę wiosenną. Wraz z Żubrowskim środek pola tworzyć będzie zapewne Mateusz Możdżeń. 27-latek dobrze się czuje w Kielcach, przeważnie prezentując dobrą, równą formę, choć sam zainteresowany nie ukrywa, że chciałby jeszcze spróbować swoich sił poza granicami kraju. „Scyzory” ponadto w swojej kadrze wciąż posiadają Ivana Jukicia, na którym, po odejściu kluczowych graczy, może opierać się gra Korony. To właśnie Bośniak, grający z numerem „10” na plecach, strzelił gola w inauguracyjnym spotkaniu z Górnikiem Zabrze na wagę remisu 1:1. W dodatku do dyspozycji trenera pozostaje Bartosz Rymaniak. Prawy obrońca, zanim trafił do Kielc, był raczej wyszydzany za swoją grę w ekstraklasie, ale w ekipie ze świętokrzyskiego osiągnął życiową formę. W rundzie jesiennej poprzedniego sezonu był nawet przymierzany do reprezentacji Polski, co było być może trochę na wyrost, ale mimo wszystko pokazywało, na jaki poziom wskoczył Rymaniak.
Wymienieni czterej zawodnicy, którzy dalej grają w Koronie, to jednak za mało, aby zadowolić trenera. Lettieri wciąż domaga się wzmocnień, i nic dziwnego, ponieważ ciężko mu nawet zebrać meczową osiemnastkę. Słabo wygląda sytuacja na środku obrony, gdzie szkoleniowiec ma do wyboru tak naprawdę tylko trzech zawodników – Piotra Malarczyka, Adnana Kovacevicia i Papę Diawa. Ostatni z wymienionych w spotkaniu z Górnikiem jeszcze w pierwszej połowie musiał opuścić boisko z powodu urazu. – To było stłuczenie w okolicach żeber, ale badania nie wykazały poważnego urazu. Wszystko wskazuje na to, że Diaw będzie już do dyspozycji trenera na najbliższy mecz z Legią. – mówił rzecznik prasowy Korony, Paweł Jańczyk. Z pewnością ta informacja pozwoliła Lettieriemu odetchnąć z ulgą, ponieważ gdyby Senegalczyk nie mógł zagrać z „Wojskowymi”, sytuacja na środku obrony byłaby jeszcze bardziej skomplikowana. Nie wiadomo jeszcze tylko, kto z pary Malarczyk – Diaw wystąpi w sobotę od pierwszej minuty. – Zobaczymy, czy wystąpi Malarczyk czy Diaw. Na murawie powinien pojawić się jeden z tej dwójki. Najważniejsze, że wszyscy są zdrowi. – powiedział na konferencji przedmeczowej Lettieri. Włoch dodał także, że w wyjściowej jedenastce, w porównaniu do meczu z zabrzanami, nie powinno być większych niespodzianek. Można się więc spodziewać takiego samego składu, jakim kielczanie wyszli na inaugurację:
Hamrol – Rymaniak, Diaw, Kovacević, Kallaste – Gardawski, Możdżeń, Żubrowski, Jukić – Soriano, Górski
Podsumowując, Korona to zespół, do którego już dawno przykleiła się łatka drużyny będącej faworytem do spadku z ligi. W bieżącym sezonie też wszystko wskazuje na to, że przed „Scyzorami” maluje się ciężka walka o utrzymanie, szczególnie patrząc na braki kadrowe. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, iż piłkarze z Kielc po raz kolejny sprawią psikusa i powalczą o grupę mistrzowską, zapewniając sobie tym samym bezpieczny byt w lidze. Jedno jest pewne – jeżeli Korona chce osiągnąć to samo, co rok i dwa lata temu, musi przede wszystkim wygrywać u siebie. Tak samo uważa trener kielczan, który wydaje się nie przejmować tym, że w sobotę na Kolporter Arena przyjeżdża mistrz Polski. Włoski szkoleniowiec oczekuje, że jego drużyna zagra ofensywnie, zabierając punkty Legii. Oczywiście, patrząc na ostatnią formę legionistów, nie musi być to bardzo trudne, ale mimo wszystko dziwić może, że Lettieri bardziej obawia się wyjazdu na Wisłę Płock, niż spotkania z Legią. Na to przynajmniej wskazują jego słowa z konferencji: - Chcemy zebrać punkty w domu, bo potem mamy trudny wyjazd do Płocka. Trzeba jak najszybciej punktować. Zawsze chcemy grać ofensywnie. Nieważne, czy z jednym napastnikiem, czy z dwoma, czy z trzema. Nie wiemy jeszcze do końca, na jaki wariant się zdecydujemy. – powiedział Włoch.
Pozostaje mieć nadzieję, że trener rywali Legii po zakończeniu spotkania będzie mieć nietęgą minę. Pora w końcu, aby „Wojskowi” wygrali w bieżących rozgrywkach z kimś więcej, niż tylko Cork City. Początek spotkania w sobotę o 20.30, a arbitrem głównym starcia będzie Piotr Lasyk. My zapraszamy do śledzenia naszej relacji tekstowej na żywo, a po zakończeniu konfrontacji na pomeczowe materiały.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.