News: Rezerwy: Ostatni sparing

Krzysztof Dębek: Każdy może skorzystać z szansy w rezerwach

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

04.12.2015 16:45

(akt. 04.01.2019 13:09)

- Nikt niczego nie wygrał, dopóki czegoś się nie przegrało. Mam w zespole młodych zawodników, których forma waha się z meczu na mecz. Na początku sezonu zapłaciliśmy frycowe, byłem niezadowolony z kilku spotkań, ale skończyliśmy rundę na czwartym miejscu. Cieszę się, że zawodnicy oraz my, jako sztab szkoleniowy, wyciągnęliśmy wnioski - mówi w rozmowie z Legia.Net Krzysztof Dębek, trener drugiej drużyny "Wojskowych". Razem ze szkoleniowcem podsumowaliśmy rundę rezerw w trzeciej lidze łódzko-mazowieckiej, gdzie legioniści po udanej jesieni zajmują czwarte miejsce.

Słabo rozpoczęliście sezon. Z czego to wynikało?


-
Zapłaciliśmy frycowe. Latem okres przygotowawczy był krótki. Pewne elementy musieliśmy dogrywać już po rozpoczęciu sezonu. Najważniejsze, że poukładaliśmy wiele kwestii, poradziliśmy sobie z kłopotami i dobrze skończyliśmy rundę. Moim zdaniem byłoby gorzej, kiedy zaczęlibyśmy rozgrywki na przykład od siedmiu zwycięstw, a potem zanotowali słabsza serię. Dzięki temu, że wypadki potoczyły się tak, a nie inaczej, zespół uwierzył w siebie.


- Nie będę jednak mydlił oczu. Z kilku meczów na początku sezonu jestem bardzo niezadowolony. Spotkania mogłyby się potoczyć inaczej i można by się zastanawiać, co by było, gdyby. To jednak nie ma sensu. Spójrzmy na to z tej strony, że gdyby nie to, co wydarzyło się na początku, mogłoby nie być serii zwycięstw w drugiej połowie rundy. Cieszę się, że zawodnicy oraz my, jako sztab szkoleniowy, wyciągnęliśmy wnioski. Gracze widzieli, o co nam chodzi.


A wchodząc w szczegóły, o co wam chodziło? Jak miała grać pana drużyna?

 


- Jak najlepiej. To dosyć naturalne. Lepiej zaczęliśmy grać po meczu z Oskarem Przysucha, gdzie zremisowaliśmy 4:4 (zagrali tam m.in. Broź, Rzeźniczak czy Saganowski - red.). Wpływ na grę miał na przykład zestaw ludzi, którzy schodzili do nas z pierwszego zespołu. Innym razem musieliśmy retuszować środek pola, choćby przez kłopoty z kartkami czy wyjazdami na reprezentacje naszych zawodników.


- Stworzyła się ciekawa mieszanka. Regularnie grali Jakub Szumski, Michał Kopczyński czy Robert Bartczak, który na co dzień trenują z pierwszym zespołem. To grono stworzyło, nazwijmy to, kręgosłup zespołu. Kolejne tygodnie na trzecioligowym froncie wykreowały silne osobowości. Myślę tutaj o kapitanie Mateuszu Zawalu, Arkadiuszu Najemskim, Michale Suchanku czy Bartłomieju Urbańskim spokojnie wchodzącym do naszej ekipy.


W tym sezonie piłkarze schodzący z pierwszego zespołu dawali na boisku dużo jakości. W poprzednich rozgrywkach tak różowo nie było. 

 


- Dostawaliśmy wzmocnienia ze smakiem. Piłkarze, którzy schodzili do rezerw, pozwalali na budowanie zrównoważonej jedenastki. Naszą rolą jest wystawić skład mający w sobie młody narybek, tych bardziej doświadczonych - jak Kopczyński - czy graczy wracających po kontuzjach. Rezerwy mają przygotowywać piłkarzy do gry na najwyższym szczeblu lub ewentualnie pomagać w powrocie na szczyt drabinki.


Na początku, kiedy ponownie powstał zespół rezerw, w Legii szumnie mówiło się o awansie do II ligi. Teraz jest spokojniej, wszyscy deklarują, że „dwójka” ma służyć pierwszej drużynie. Dobrze, że zostało to jasno powiedziane?


- Rezerwy to przedsionek dla akademii i zawodników dążących do Ekstraklasy. Kontakt z pierwszą drużyną był naprawdę dobry, nie było kłopotu z przepływem informacji - mówię szczerze. Tak było z Henningiem Bergiem i tak jest ze Stanisławem Czerczesowem. W obecnym sztabie pośrednikiem odpowiadającym za młodzież jest Aleksandar Vuković. Serb spędził z nami dziesięć kolejek i można powiedzieć, że nadal z nami współpracuje.


Jaki był sekret porozumienia się z Henningiem Bergiem?


- Komunikacja, dialog… Nie róbmy z tego wielkiego halo. To było coś normalnego, bo pierwsza drużyna to świętość klubu. Rezerwy… Sama nazwa mówi, że to rezerwy, które mają służyć tej najwyżej klasyfikowanej drużynie. Zawodnicy mają dzięki nim szansę awansować wyżej. 


Z Czerczesowem jest podobnie? Jak można dokładnie opisać rolę Vukovicia? 

 

- „Vuko” to człowiek pośredniczący w komunikacji. Trener Czerczesow zna jednak nasze cele i myśli o drugiej drużynie. Rosjanin wie, że liczy się rozwój graczy, ale to też normalne, że chcemy wygrywać i zajmować wysokie miejsce w tabeli.


Trudno było w trakcie sezonu stracić członka sztabu w postaci Vukovicia?


- Mieliśmy i mamy bardzo dobry sztab. Nadal uważam go za część tego sztabu. Ważna między nami jest odpowiednia współpraca. Nakręcamy się wzajemnie, jak dobrze naoliwiona maszyna. Nie planujemy, by ktoś dołączył do nas w miejsce Vukovicia. Nie ruszałbym tego, co dobrze funkcjonuje.


Zostańmy przy tym sztabie. Ważną postacią jest Tomasz Grudziński zajmujący się przygotowaniem motorycznym. To, że robi to dobrze, widać na boisku, kiedy w końcówkach meczów legioniści wyglądają lepiej od rywali.


- Cieszę się, że jest to zauważane. Tomek poza tym, że zajmuje się przygotowaniem motorycznym, jest też moim asystentem. Niech to nie brzmi dziwnie, bo to normalny trener piłki nożnej, który z czasem zajął się mocniej pewną specjalizacją. W rolę drugiego asystenta wciela się z kolei Kacper Marzec pełniący też rolę analityka. Z „Grudniem” pracujemy od dawna i na jego pracę nikt nie może narzekać. Drużyna zawsze jest świetnie przygotowana i to faktycznie widać na boisku. Życzyłbym sobie, żeby każdy mógł pracować z takimi ludźmi, jakich mam w sztabie.


Wzmocnieniem sztabu okazali się też Kacper Marzec i trener bramkarzy Maciej Kowal. Kiedy ktoś spyta się młodych golkiperów o zdanie na temat nowego szkoleniowca, to dominuje pozytywna opinia na jego temat.


- Cóż mogę powiedzieć… Nie chcę gloryfikować pracy całego sztabu i nas wszystkich wychwalać. Niech ocenią nas inni. Mam z tymi ludźmi pełen komfort działania i z nimi chciałbym rozpocząć rundę jesienną. Wszyscy, włącznie z masażystami, lekarzami i kierownikiem Marcinem Muszyńskim dają z siebie wszystko.


Podsumujmy grę poszczególnych formacji. W bramce zobaczyliśmy czterech golkiperów - najczęściej grał Jakub Szumski.


- Dokładnie, grał głównie Szumski, a poza nim między słupkami stawali Haluch, Leleń i Malarz. W tym aspekcie trener Kowal współpracuje regularnie z trenerem Dowhaniem. Zasada jest taka, że ma grać trzeci bramkarz pierwszego zespołu. Jeśli skupić się na Kubie Szumskim, to trzeba przyznać, że był bardzo silnym punktem drużyny. Przyznam, że jego postawie zawdzięczamy wiele udanych spotkań.


Defensywa grała nieźle. Szybko wykreowało się też dwóch liderów w postaci Mateusza Zawala i Arkadiusza Najemskiego.


- Defensywa spełniła oczekiwania i dała drużynie wiele dobrego. Zawal liderem miał być od początku. Nie bez powodu przed sezonem został kapitanem. Inna sprawa, że Mateusz zaczął rundę od - powiedzmy - upadku. Pamiętajmy, że potrafił nie załapać się do kadry meczowej, ale dobrze zrobiło mu przestawienie ze środka pomocy na pozycję stopera. Wtedy poczuł się pewnie, zaczął wiele wnosić do zespołu i do końca rundy był już pewnym punktem.


- Nie można zapominać też o Wojciechu Kochańskim, który dla kolegów był piłkarzem napędzającym rywalizację o miejsce w składzie. To też zastępca kapitana. Chcę również zwrócić uwagę na bocznych obrońców. Duże brawa należą się Erykowi Rakowskiemu, który regularnie grał i wnosił wiele spokoju w defensywie i rozgrywaniu piłki. Oczekiwania spełnił także przestawiony ze środka pola na prawą obronę Jakub Szrek.


Pomoc była najlepszą formacją w tej rundzie? 

 


- Niekwestionowanym liderem środka pola był Michał Kopczyński. Obok niego występowało kilku zawodników. W końcówce rundy największą jakość w środku pola dawał duet „Kopa” - Urbański. Występował tam też wspomniany Zawal czy choćby Filip Karbowy. Ofensywnym pomocnikiem był na ogół Miłosz Szczepański, który miał grać wysoko. Mieliśmy kilku skrzydłowych. Michał Suchanek, Konrad Michalak, Branimir Galić i Robert Bartczak - wszyscy sporo wnosili, choć zdarzały się obniżki formy. Mieliśmy jednak możliwość rotacji. Zwycięzcą rundy nazwałbym wspomnianego Suchanka. To piłkarz, który bardzo dobrze rozwinął się jesienią.


Zmieniając na chwilę temat, mam nadzieję, że Suchanek, Najemski i Zawal dostąpią zaszczytu trenowania z pierwszą drużyną. Chciałbym, żeby ktoś spojrzał na nich przychylniejszym okiem. Życzę im jak najlepiej, bo w tej rundzie na to zasłużyli.


Z czego wynika taki wystrzał Suchanka?


- Każdy rozwija się inaczej, nie każdy będzie jak Wayne Rooney, który grał w reprezentacji Anglii nie mając jeszcze osiemnastu lat. Michał Suchanek w wieku dziewiętnastu lat prezentuje naprawdę wysokie umiejętności. Na kadry młodzieżowe też nie można do końca patrzeć, bo Robert Lewandowski nie był do nich powoływany. Gdzie dzisiaj jest „Lewy”? Wszyscy wiemy. Sam Suchanek nie łapał się latem do składu na finałowe mecze Centralnej Ligi Juniorów, a teraz mocno na przestrzeni rundy wyróżnił się w rezerwach.


Bartłomiej Urbański latem przyszedł z Polonii i pokazał, że drzemie w nim duży talent. Inna sprawa, że to jeden z ostrzej grających legionistów w trzeciej lidze. Przydaje się ktoś taki?


- To bardzo inteligentny zawodnik i chłopak. Człowiek-orkiestra potrafiący skonsolidować ludzi wokół wspólnego celu. Potrafił wpłynąć na relacje na boisku i w szatni czy tonować emocje. Ważne, że dawał wiele na placu gry i fantastycznie wkomponował się w zespół. To człowiek mający cechy predysponujące do bycia kimś ważnym w drużynie. Cieszę się, że w naszej ekipie sama wykrystalizowała się grupa tych, z którymi inni się liczą.


Bartczak i Galić to gracze, którzy trenowali z pierwszym zespołem. Pierwszy potrafił błysnąć indywidualnie, ale za dużo też dryblował, a drugi strzelił dwa gole i jego liczby wyglądają nieźle, choć czasami zanikał na boisku.


- Pojawiały się wahania formy. Galić wiele wniósł, a nie możemy zapominać o tym, że pojawiała się bariera językowa. Uważam jednak, że Chorwat wiele wniósł do naszej gry. Bartczak? Ok, kiwał się dużo i to możemy mu zarzucić. Robert wnosi wiele pewności swoim zachowaniem na boisku, to pomaga kolegom. „Barry” czasem straci piłkę, ale potrafi przeprowadzić akcje, jak w Sieradzu czy w meczu z Polonią w Nowym Dworze Mazowieckim, wpływające na ostateczny wynik konfrontacji. Myślę, że Bartczak sam wkrótce wyciągnie wnioski ze swoich błędów, bo poligon ekstraklasowy pewnych rzeczy nie wybaczy.


W pana zespole są piłkarze gotowi na Ekstraklasę?


-
Przekonamy się, kiedy dostaną szansę, bo bez tego trudno o czymś dyskutować. Okazje do gry w przeszłości dostali Michał Żyro, Dominik Furman czy Rafał Wolski. Na szansę trzeba jednak mocno zasłużyć, nie dostaje się jej za darmo. Na ogół zaczyna się od treningów w pierwszym zespole. To już „coś” pozytywnego dla rezerw, pokazuje innym, którzy akurat nie awansują, że to jednak jest możliwe i można na to zasłużyć.


Jak ocenia pan najbardziej wysuniętą formację? Napastnicy - wliczając ustawianego w ataku Pablo Dyego - zdobyli w sumie pięć goli przez całą rundę.


- W ataku na ogół grali Pablo Dyego, Kamil Anczewski oraz Adam Ryczkowski. Najwięcej bramek (siedem - przyp. P.K) zdobył jednak Suchanek występujący na skrzydle. Można by życzyć sobie więcej trafień, bo od napastników wymaga się goli. W trakcie rundy ze skrzydła do ataku przestawiony został Pablo Dyego. Brazylijczyk spełniał oczekiwania, bo potrafił stworzyć więcej miejsca kolegom. Takie założenia realizował też Anczewski, który dobrze spisywał się wchodząc na boisko.


Podsumowując, wyróżnijmy trzech piłkarzy z pana zespołu.


Michał Suchanek - często wchodził na boisko z ławki rezerwowych. Strzelił siedem goli i był ważną postacią drużyny. Na pewno w tym gronie mieszczą się również Mateusz Zawal i Arkadiusz Najemski. Ci, o których rozmawialiśmy wcześniej. Ta trójka prezentowała równy i wysoki poziom przez długi czas.


Wyróżnię również dwóch młodszych, którzy się starali. Chodzi mi o Bartłomieja Urbańskiego oraz Miłosza Szczepańskiego. Ten drugi potrafił nadać tempa wchodząc z ławki. Wielu zawodnikom biliśmy brawo po różnych meczach. Mogę też wyróżnić ławkę rezerwowych, która często była silna. Każdy wchodził i wiele dawał. Dodatkowo gracze zasiadający tam bardzo żyli meczem i ich radość po bramkach kolegów była szczera i bardzo żywiołowa. Kulminacja zapanowała w konfrontacji z Polonią w ostatniej kolejce w 2015 roku.


Z czego to wynika, że niektórzy piłkarze, jak Michalak czy choćby Szczepański, więcej dawali drużynie wchodząc na boisko z ławki rezerwowych?


- Mam w zespole młodych zawodników, których forma waha się z meczu na mecz. Chciałoby się większej stabilizacji, ale to normalne, wszystko przychodzi z czasem. Można podawać przykłady z zachodnich lig, ale tam też wspomniane wahania się zdarzają. Dlaczego łatwiej zaprezentować się wchodząc z ławki? Rywale są już zmęczeni, a będąc świeżym łatwiej pokazać wtedy więcej.


Ktoś zawiódł?


- W każdej dziedzinie życia jest ktoś najlepszy i ktoś najgorszy. Ważne, żeby ludzie chcieli poprawiać swoje błędy. Nie można ponawiać tych samych pomyłek w każdym aspekcie.


Nie boi się pan, że rezerwy za kilka tygodni będą dysponowały zupełnie innym składem osobowym?


- Nie boję się tego. Chciałbym, żeby obecny kształt zespołu się utrzymał. To ta drużyna zdobyła 33 punkty, jest czwarta i warto w nią inwestować. Zawodnicy mają jednak wysokie ambicje i wiadomo, że na wszystko nie będziemy mieli wpływu. Co to jest jednak ambicja? Być w Ekstraklasie czy pierwszej lidze czy być tam ważną postacią? Piłkarzowi nie może wystarczyć samo pojawienie się na górze.


Jaka Legia II będzie wiosną?


- Chcemy utrzymać skład i jak najlepiej przygotować przez zimę zespół. Wiosną naszym celem będzie rywalizacja. Będziemy chcieli wygrywać i zobaczymy jak rozwinie się runda w trzeciej lidze. Postaramy się w konfrontacjach z bezpośrednimi rywalami mocniej dominować i grać swoje. Tak było, ale chcę, byśmy to jeszcze wyraźniej podkreślali. Mam nadzieję, że zawodnicy będą na boisku rozumieli się wręcz bez słów.


Skończmy tematem młodzieżowej Ligi Mistrzów, bo grało tam wielu pana zawodników. Mecze z Liteksem pokazały, że jest potencjał, choć już konfrontacje z Midtjylland były pewnego rodzaju kubłem zimnej wody.


- Spójrzmy na to pozytywnie. Szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta. To był nasz pierwszy sezon w UEFA Youth League. Liteks pokonaliśmy po wyrównanym dwumeczu, przegraliśmy z Midtjylland. Patrząc jednak okiem trenera, wystarczy podrasować kilka aspektów i nie będzie źle. Takie nowe doświadczenia pozwalają na pojawienie się wniosków i - mam nadzieję - wykorzystanie ich w przyszłości.


- Nie płaczmy nad rozlanym mlekiem. Jeśli wyciągniemy wnioski, a w CLJ obronimy mistrzostwo Polski, to za rok będzie tylko lepiej. Różnicę w Europie robi budżet przeznaczony na szkolenie młodzieży czy chociażby infrastruktura akademii. Na zachodzie cały proces reorganizacji rozpoczął się wcześniej, ale u nas wkrótce też będą odpowiednie bazy. 

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.