Krzysztof Mączyński: Zostałem zaatakowany, muszę sie bronić
01.03.2019 08:35
- W cztery oczy z trenerem rozmawiałem tylko raz, na początku, gdy spotykał się z każdym piłkarzem. Kolejna rozmowa miała miejsce już po meczu z Lechem - pierwszym ważnym wygranym przez Sa Pinto. Mieliśmy dzień wolny, kierownik zespołu zadzwonił o 11. i poinformował, że natychmiast muszę stawić sie w klubie. Mówiłem, że tak szybko sie nie da, mam dzieci pod opieką i muszę je komuś przekazać. Trenera to nie interesowało, słyszałem jak krzyczał z boku do słuchawki, że mam być natychmiast albo przekaże prezesowi, że nie wykonuję poleceń. Gdy przyjechałem, usłyszałem, że na razie nie ma dla mnie czasu, bo rozmawia ze sztabem. Wtedy poprosiłem kierownika, by był przy rozmowie z trenerem. Trener zakomunikował mi, że jestem przesunięty do rezerw. Zapytany, czy ma jakieś zastrzeżenia do mojej formy sportowej albo zaangażowania na treningach, odpowiedział: „Nie, Krzysztof, ty pracujesz na 150 procent, jesteś profesjonalistą. Natomiast twój profil zawodnika nie odpowiada mojej koncepcji.
- Pan Sa Pinto i szacunek dla innego człowieka? To jest szczyt hipokryzji. Nie podałem mu ręki i to była reakcja na jego wcześniejsze zachowanie. Nie interesowała go moja rodzina, nie uszanował jej, więc dlaczego ja miałbym szanować takiego człowieka? Coś podobnego przeżył Jose Kante. Po meczu z Pogonią były dwa dni wolnego, postanowił odwiedzić syna, to były dla niego ważne prywatne sprawy. Nie uszanował tego człowiek, który swoją drużynę często nazywa „familią”. Przecież to śmieszne i żałosne zarazem. W ten sposób Legia straciła bardzo dobrego piłkarza, bo Kante od tej pory zagrał tylko kilka minut w meczu z Lechią. Dla mnie brakiem szacunku jest też zachowanie pana Sa Pinto, który po treningu bezczelnie rzucił swoje ubłocone buty magazynierowi, żeby mu je umył. Ludzie którzy oddają Legii serce, są tak traktowani przez tego pana z Portugalii. Kiedy jeden z piłkarzy to zobaczył, cisnął tymi butami pod jego drzwi i powiedział, że jeśli znowu coś takiego się zdarzy, inaczej zareagujemy jako drużyna. Taki jest szacunek Sa Pinto do piłkarzy i innych pracowników Legii. Trener opowiada o wspólnych kolacjach. Po jednym treningu zaproponowaliśmy trenerom z Portugalii, żeby dorzucili się do „skarbonki”, bo te kolacje tanie nie są. A Sa Pinto: „Co?! Sztab szkoleniowy ma się dołożyć?! Nie, to tylko wy macie płacić”. Taka to była integracja. My płaciliśmy, on delektował się najdroższymi winami w lokalu.
- Jeżeli byłem nieprofesjonalny, to dlaczego nie było tego w komunikacie klubu? Dlaczego trener odkopuje to po kilku miesiącach i przedstawia wersję niezgodną z prawdą? To ewidentne uderzenie w piłkarza, że on jest zły, a trener fantastyczny. W pewnym momencie byłem jego zdaniem gorszy nawet od kontuzjowanego Chrisa Philippsa.
- Udzielam pierwszego i ostatniego wywiadu na ten temat. Całą sytuację przyjmuję na klatę. Do Legii przychodziłem z Wisły Kraków w kontrowersyjnych okolicznościach i kibice się za mną nie ujmą. Ale tak ważni dla tego klubu ludzie jak Arkadiusz Malarz, Michał Kucharczyk, Miro Radović, Aleksandar Vuković, Krzysztof Dowhań powinni być szczególnie szanowani, jednak Sa Pinto ich nie ceni. Trener twierdzi, że nie było tematu wyjazdu Arka na zimowy obóz. W takim razie, co znaczy rezerwacja biletu na jego nazwisko, rezerwacja w hotelu i jego rzeczy wysłane do Portugalii? Taka jest wiarygodność trenera. Nigdy nie pracowałem z kimś tak nieszczerym jak Sa Pinto.
Zapis całej rozmowy z Krzysztofem Mączyńskim można przeczytać na łamach "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.