Łazienkowska Tszy: Po co komu Superpuchar?
18.08.2012 15:24
Miał być mecz prestiżowy, a wyszło wydarzenie, które mogłoby uświetnić co najwyżej wojewódzkie święto truskawki. Najgorsza frekwencja od czasu otwarcia nowego stadionu (przyszło 5 tysięcy kibiców, czyli o połowę mniej, niż na rozgrywany w poprzednim roku o podobnej porze mecz towarzyski z Żalgirisem Wilno), usypiająca gra piłkarzy, sparingowe zasady z sześcioma zmianami… Mówiąc krótko – zero klimatu. Zero widowiska. Brakowało jeszcze, żeby w przerwie meczu na murawie występ dał Cyrk Zalewski, a po końcowym gwizdku zaśpiewała Eleni. W oparach absurdu, czekający na zwycięzcę meczu Puchar wyglądał przekomicznie. Właściwie jedyne co było w tym wszystkim poważne i zasługujące na uznanie, to gol Daniela Ljuboji. Stadiony świata. Creme de la creme. Swoją drogą, chłopak, przyzwyczajony do tego, że we Francji czy w Niemczech puchary traktuje się niezwykle prestiżowo, musi być nieźle zdziwiony tą całą otoczką naszego piłkarskiego święta…
Można zadać sobie pytanie – po co w ogóle organizować spotkanie, które zabija ducha sportu, rywalizacji, nie przyciąga kibiców, nie daje zysków finansowych, zawadza właściwie wszystkim? Po co organizować zawody, nad którymi nie panują nawet ludzie je organizujący, którzy w poprzedniej edycji nie potrafili zorganizować meczu w ogóle (Legia – Wisła), a później nie dają rady znaleźć neutralnego boiska? Kibice ogłaszają bojkot, piłkarze mówią, że solidaryzują się z kibicami, na meczu nie pojawia się ani prezes PZPN, ani prezes Ekstraklasy. Wszyscy odwracają oczy. Choć nazwa brzmi przecież dumnie – Superpuchar. Co w tym wszystkim jest super?
Proponuję zrezygnować z rozgrywek o Superpuchar Polski, tam samo jak zrezygnowano z rozgrywania meczu o Puchar Ligi, zwany później Pucharem Ekstraklasy. Skoro związek nie potrafi unieść ciężaru organizacyjnego, to niech da sobie z tym spokój. Bo tym sposobem kompromituje siebie i – co o wiele gorsze – kpi z futbolu.
Żeby zrobić dobre show sportowe potrzeba zwykle mieszanki: dobra organizacja i dobra jakość. W naszych warunkach – brakuje i tego i tego. Ekstraklasa traktuje Superpuchar jak piąte koło u wozu, a nasz piłkarski „towar” sam sobą nie przyciągnie na stadion, nie zrobi widowiska. Nie ma w nim jakości, nie ma „smaczków”. Nie oszukujmy się – rywalizacja Jędrzejczyka z Gikiewiczem nie jest tak atrakcyjna jak rywalizacja choćby Roberta Lewandowskiego z Phillipem Lahmem. Piłkarze z ligi polskiej nie są magnesem dla kibiców sami w sobie – mogą się stać takimi jedynie w konfrontacji z lepszymi od siebie, lub gdy walczą o coś istotnego dla klubu i dla kibiców. Nie przychodzi się jednak na stadion, żeby piłkarza z Ekstraklasy po prostu zobaczyć w akcji. A w takiej Hiszpanii sprawy mają się inaczej – bieda w kraju widoczna, ale stadiony zapełnione po brzegi. 20-latek z przedmieść Barcelony będzie oszczędzał pieniądze cały tydzień, żeby zobaczyć jak w niedzielę zagra Xavi, żeby podpatrzyć jego zagranie, które potem można spróbować przenieść na osiedlowe boisko. U nas rzadko się mówi, że idzie się na mecz pooglądać piłkarzy, rzadko czerpie się z tego przyjemność, która poza czysto sportową rywalizacją o wynik jest podstawą udanej rozrywki.
Nie ma jakości, nie ma też kompetencji. Wobec kontrowersyjnej decyzji organizatora, który postanowił przeprowadzić mecz na stadionie Legii, kibice ogłosili bojkot i mieli ku temu podstawy. Swoją drogą, czasy też się chyba zmieniają, bo w 1997 roku Legia grała w finale Superpucharu Polski z Widzewem na Łazienkowskiej i wówczas stadion się zapełnił. Tym razem wyszło jak wyszło, oczywiście duży wpływ na mizerną frekwencję miały wydarzenia z lutego bieżącego roku, gdy to mecz o Superpuchar 2010, pomiędzy Wisłą a Legią, w ogóle się nie odbył, choć miał otworzyć Stadion Narodowy. Po tamtej kompromitacji, wydawało się, że związek będzie chciał zetrzeć plamę. Niestety, znowu zaliczył organizacyjną wpadkę. Spotkanie było pokazane w kanale otwartym i spośród tych, którzy je faktycznie obejrzeli na pewno więcej było takich, których odstraszono od polskiego futbolu, niż tych, których przekonano, że warto wybrać się na mecz. Był to promocyjny i jakościowy niewypał.
Dlatego nie ma większego sensu organizowanie Superpucharu Polski w takim wydaniu i z takim podejściem. Bo nawet jeśli następna edycja, jakimś cudem, zostanie przeprowadzona porządnie, to dwie poprzednie wylały na trofeum pomyje, z których trudno będzie go teraz oczyścić. Potrzebne są zmiany. Może warto rozgrywać na przykład dwa mecze, a nie jeden, jak to ma miejsce choćby w Hiszpanii. I na normalnych zasadach, a nie jak w szkole po lekcjach. Zadbać o lepszą promocję w miastach, zwabić większą liczbę obserwatorów i zagranicznych gości. W końcu grają dwie najlepsze drużyny piłkarskie w kraju! Jak grają, tak grają, ale przynajmniej na skalę krajową to powinno być wydarzenie, a nie festyn z konfetti.
Albo w ogóle z Superpucharu zrezygnować i zostawić tylko Puchar Polski – ten ma jakieś znaczenie, ale pewnie też głównie dlatego, że zwycięstwo w nim wiąże się z konkretniejszymi zyskami finansowymi i daje przepustkę do gry w Europie. Żeby Pucharem Polski nie dało się wejść do Ligi Europy, byłby on pewnie traktowany podobnie jak usunięty Puchar Ekstraklasy. Jako zapchajdziura. Jest to smutne, bo pokazuje stan polskiego futbolu, który rzadko kiedy jest atrakcyjny sam w sobie i dla siebie. Między innymi dlatego też polskim klubom tak ciężko przebić się w Europie - żeby poradzić sobie w świecie, trzeba przejść szkołę życia najpierw na własnym podwórku, trzeba czerpać doświadczenie ze swoich kątów. A rywalizacja w Superpucharze Polski, w atmosferze jarmarcznego rozpasania w żadnym wypadku nie daje doświadczenia, które mogłoby się przydać w poważnych pucharowych rozgrywkach europejskich, piłkarzom dezorganizuje kalendarz (przypadek Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, który to klub w 2007 roku zrezygnował z udziału w Superpucharze, bo miał mecz w Pucharze UEFA), zaś kibiców odstrasza, a nie przyciąga.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.