News: Łukasz Broź: Trzeba być zawsze gotowym do gry

Łukasz Broź: Trzeba być zawsze gotowym do gry

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

26.04.2016 12:55

(akt. 07.12.2018 15:15)

- Nie o to chodzi w sporcie by się obrażać, chodzić wkurzonym i pokazywać to na każdym kroku. Jest we mnie złość sportowa, ale objawia się tylko na boisku. Trzeba robić swoje i być zawsze gotowym, bo szansa na grę może nadejść w najmniej spodziewanym momencie. W przypadku jej niewykorzystania, kolejna może prędko nie nadejść. Pracuje się dla siebie, dla własnego dobra - opowiada w rozmowie z Legia.Net Łukasz Broź, który wiosną na boisku pojawia się rzadko, ale gdy dostaje szanse na występ, to nie zawodzi.

Jak samopoczucie?

- Ogólnie dobrze, wiosna przyszła, więcej słońca.

Pytam, bo długo czekałeś na swoją szansę gry, ale jak ją dostałeś to przytrafił się jakiś uraz. To zawsze smuci.

- Nie ma co ukrywać, że każdy zawodnik na ławce rezerwowych cały czas czeka na swoją szansę. Jak wszyscy w naszej drużynie, mam swoje ambicje i bycie zawodnikiem rezerwowym mnie nie zadowala. Dlatego na treningach pracuję na sto procent, staram się przekonać do siebie trenerów. Zdaję sobie jednak sprawę, że grać może jednak tylko jedenastu i trzeba mieć tego świadomość. To jest Legia Warszawa. Nie można jednak  godzić się z takim stanem rzeczy, trzeba robić swoje, zasuwać za dwóch i być gotowym do gry w każdym momencie. Nikt z nas nie wie kiedy nadejdzie szansa. Moja była dość niespodziewana - szczególnie ta w lidze z Pogonią Szczecin. Wcześniej były spotkania w Pucharze Polski z Zawiszą. Niestety po spotkaniu w ekstraklasie doznałem drobnego urazu, mocno spięło mi mięsień dwugłowy. Na szczęście już po wszystkim, trenuję normalnie i jestem do dyspozycji trenera.

Jesienią byłeś podstawowym obrońcą Legii, od lat rywalizowałeś z Bartkiem Bereszyńskim i między wami rozstrzygało się to, kto będzie występował na najlepiej obsadzonej pozycji w Legii, a może i w lidze. I nagle przyszedł Jędza i zburzył ten porządek...

- Było nas dwóch, każdy mówił, że to najmocniej obsadzona pozycja w Legii, więc przyjście Artura mogło dla wszystkich być zaskoczeniem. Teraz on jest pierwszym wyborem i taki jest fakt. Rywalizacja stała się po prostu jeszcze większa. "Jędza" daje trenerowi większe pole manewru, może grać też na środku obrony.  Dlatego trzeba trenować i pokazywać, że jest się godnym konkurentem. Z Jędzą mamy oczywiście świetny kontakt, często rozmawiamy, żartujemy. Podczas treningów każdy robi swoje, a decyzja należy do trenera.

Masz 30 lat. Jeszcze jesienią wydawało się, że będziesz miał szansę aby pojechać na Euro. Może nie w pierwszym szeregu, ale jako rezerwowy, uczestnik szerokiej kadry. Drugiej takiej szansy może już nie być. Nie jest ci żal?


- Puzzle są już dobrane do tej układanki. W Legii w tym roku grałem mało - w trzech meczach i wszedłem na trzy minuty z Lechem Poznań. Tak sporadyczne występy sprawiły, że jest po herbacie. W zasadzie nie ma tego tematu. Cóż, taka jest piłka.


Zimą szykowany byłeś jako lewy obrońca, alternatywa dla Tomka Brzyskiego. Jak duża jest różnica przy grze na lewej stronie jako zawodnika prawonożnego? Mam wrażenie, że jesteś wtedy bardziej skoncentrowany.

- Właściwie mogę powiedzieć, że już jesienią byłem sprawdzany na lewej stronie.  Od pierwszego treningu ze Stanisławem Czerczesowem wchodziła w grę taka alternatywa. Na obozach było identycznie, tak zagrałem też w sparingach. A co do różnicy... Niby to tylko druga strona boiska, ale różnica jest. Przede wszystkim lewa noga musi być na znacznie wyższym poziomie, nie może służyć tylko do przyjęcia piłki. Inne są nawyki, jest to pewnego rodzaju przeskok, ale i nowe wyzwanie. Po kilkunastu treningach i kilku meczach, nabiera się pewności siebie i automatyzmu. A czy jestem bardziej skoncentrowany? Może tak być, choćby przy kierunkowym przyjmowaniu piłki. Na szczęście ta prawa noga często jest opcją dla lewej - szczególnie w ofensywie. Można zejść do środka, przełożyć sobie piłkę i oddać strzał. Rywal ma trudniej, bo nie wie czego się spodziewać.

Tak jak powiedziałeś, nikt nie lubi siedzieć na ławce rezerwowych, ale każdy inaczej reaguje. Jedni są sfrustrowani, inni się obrażają na cały świat. Ty nie narzekasz, robisz swoje i to często z uśmiechem na ustach. Tak przez lata potrafił pracować chyba tylko Inaki Astiz.

- Wydaje mi się to normalne. Nie o to chodzi w sporcie by się obrażać, chodzić wkurzonym i pokazywać to na każdym kroku. Jest we mnie złość sportowa, ale objawia się tylko na boisku. Trzeba robić swoje i być zawsze gotowym, bo szansa na grę może nadejść w najmniej spodziewanym momencie. W przypadku jej niewykorzystania, kolejna może prędko nie nadejść. Pracuje się dla siebie, dla własnego dobra.

I jesteś gotowy - pokazały to mecze z Zawiszą czy Pogonią. Po meczu w Pucharze Polski w Warszawie powiedziałeś, że ładniejszej bramki już nie zdobędziesz. Ale czy ta druga, gdyby sędzia ją uznał, nie byłaby ładniejsza? Wejście w pole karne, idealne wykończenie

- To było powiedziane żartem. Zdecydowałem się na strzał, wyszło idealnie. Fajnie, że wpadło. Zawsze podobały mi się takie gole strzelane z dystansu, od poprzeczki. Piłka miała taki tor lotu piłki, że przez moment jej nie widziałem, schowała się za obrońcą. Gdy zobaczyłem ją w siatce, radość była ogromna. A ta druga też mi się podobała. Wbiegłem w pole karne, zobaczyłem kątem oka, że bramkarz zszedł do środka bo spodziewał się dośrodkowania. Uderzyłem przy bliższym słupku i wpadło. Szkoda, że sędzia nie uznał. Gdyby było inaczej, wtedy mógłbym się zastanawiać, który gol ładniejszy. A tak nie ma tematu.

W Szczecinie też byłeś bliski gola, ale pod koniec meczu chyba sił trochę zabrakło?

- Pod koniec meczu po dośrodkowaniu musiałem szybko zahamować na jednej nodze i poczułem ból. Stąd zmiana, ale faktycznie tempo meczu w końcówce było bardzo duże, biegaliśmy cały czas do przodu, do tyłu i odrobinkę mnie przytkało.

Ale ogólnie w obronie zagraliście bardzo dobrze i pokazałeś trenerowi, że jeśli na ciebie postawi, to nie musi się obawiać.

- O to chodziło by zagrać na tyle dobrze by trener częściej potem zerkał w moją stronę przy ustalaniu składu. Jako obrońcę rozlicza mnie się przede wszystkim z gry defensywnej, z tego by nie dać przeciwnikowi rozpędzić się za bardzo. Gdy to się udaje, można pomyśleć o grze do przodu.

A byłeś zaskoczony faktem, że zagrałeś, a trener przesunął Jędrzejczyka do środka?

- Jeśli byłem zaskoczony, to akurat było miłe zaskoczenie. W lidze to był mój pierwszy raz w tym roku, wcześniej nie miałem okazji by wyjść w pierwszej jedenastce.

Co będzie latem, jak już nacieszysz się tytułem mistrzowskim? Będziesz liczył na to, że Legia nie wykupi Jędrzejczyka z Krasnodaru czy będziesz szukał nowego pracodawcy?

- Na ten moment się nad tym nie zastanawiam. Najważniejsze jest zdobycie Mistrzostwa, o którym wspomniałeś, ale by tak się stało trzeba jeszcze kilka meczów wygrać. Tylko na tym się skupiamy. Najlepiej by było sięgnąć po podwójne espresso..a takich planów nie kreśli się przed najważniejszymi wydarzeniami.

Na kibicach i obserwatorach robią wrażenie efekty pracy trenera Stanisława Czerczesowa czyli wasze wyniki. Może nie kreujecie za dużo sytuacji sami al do bólu wykorzystujecie błędy przeciwnika. Wy się spodziewaliście, że taki styl gry będzie przynosił tak dobre efekty?

- Gramy bardzo wysoko, szczególnie na własnym stadionie. Chcemy cały czas dominować, odzyskiwać piłkę już na połowie rywala i z tego stwarzać sobie sytuacje bramkowe. W takim wypadku jest to możliwe po dwóch - trzech podaniach. To kosztuje sporo sił, nie tylko napastników czy pomocników, ale też obrońców. Cały czas trzeba być bardzo czujnym by np. nie dostać piłki za plecy i nie ścigać się z przeciwnikiem. Ale jak widać opłaca się.

Klub zaczął obchodzić jubileusz 100-lecia istnienia, ale przed wami najtrudniejszy okres w tym sezonie - mecze w rundzie mistrzowskiej  z bardzo wymagającymi przeciwnikami i finał Pucharu Polski.

- Na pewno, to już jest taki finisz. Ostatnia prosta – kilka meczów w lidze i finał na Stadionie Narodowym. Nie jest prosto, ta górna ósemka prezentuje wysoki poziom i od momentu reformy najwyższy. Każdy mecz jest więc na wagę złota, nie ma miejsca na żadne kalkulacje. Co najmniej siedem z tych drużyn aspiruje do gry w europejskich pucharach.

Który mecz będzie najbardziej istotny? Ondrej Duda wskazał na pierwszy mecz z Lechem bo najważniejsze było dobrze zacząć.

- Mecze z Zagłębiem czy Lechią na wyjeździe będą bardzo trudne, ale ten z Lechem był bardzo ważny z psychologicznego punktu widzenia. Taka wygrana dodaje spokoju i pewności. Jednak każdy kolejny mecz może być małym krokiem do mistrzostwa.

Będzie ta podwójna korona?

- Będzie.

A gdyby się udało to operacja Liga Mistrzów jest realna już teraz?

- Jesteśmy w stanie to zrobić. Po przerwie, kolejnych doświadczeniach i zapewne wzmocnieniach, będziemy jeszcze lepszą drużyną. Zgranie cały czas procentuje i będzie procentować. Im lepiej się poznamy, tym lepiej będziemy wyglądali na boisku.

Czyli Legia powalczy. Z Łukaszem Broziem w składzie?

- Tak, ja całe życie walczę, jestem walczakiem.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.