News: Plotki transferowe: Legia zainteresowana Sobotą?

Łukasz Moneta: Marzenia sie spełniają

Marcin Szymczyk

Źródło: sport.nowiny.pl

12.09.2013 09:19

(akt. 21.12.2018 15:12)

- Trafiłem z Raciborza do Warszawy, fajna sprawa. Recepta na spełnienie takich marzeń? Jest bardzo prosta. Trzeba za wszelką cenę dążyć do celu, nigdy się nie poddawać, bardzo ciężko pracować i przede wszystkim wierzyć w siebie. To na serio pozwala spełniać marzenia. Jestem świadomy tego, że gra w Legii jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem ale też szansą i wyzwaniem, bo tutaj walczy się o najwyższe cele. Mimo to, zachowuję zimną krew i spokojnie realizuję wszystko co do mnie należy - opowiada zawodnik rezerw Legii Łukasz Moneta w rozmowie z serwisem sport.nowiny.pl.

Jak trafiłeś do Legii?


- Mój menadżer Paweł Staniszewski zgłosił mnie na testy do Podbeskidzia Bielsko – Biała, ROW Rybnik i Zagłębia Sosnowiec. W tym ostatnim klubie wypadłem bardzo dobrze. Szukaliśmy jednak dodatkowych rozwiązań i nadarzyła się okazja wyjazdu do – zaprzyjaźnionej z Zagłębiem – Legii Warszawa. Pojawiłem się na testach w Legii. Zaprezentowałem się z pozytywnej strony, więc pojechałem z chłopakami na obóz sportowy. I jak widać, już z nimi zostałem. Później dowiedziałem się, że obserwowano mnie już w Sosnowcu i to między innymi to, że w Zagłębiu zaprezentowałem się z dobrej strony, wpłynęło na chęć Legii do podpisania ze mną kontraktu.


Od razu odnalazłeś się w zespole?


- Na początku musiałem się trochę przestawić. Wiesz, Warszawa to ogromne miasto, z kolei Legia jest klubem, w którym gra się i trenuje się zupełnie inaczej, niż choćby nawet w III ligowej Leśnicy. Muszę przede wszystkim wkomponować się w ich koncepcję gry, czyli nauczyć się cały czas panować nad piłką i się przy niej utrzymywać. A to trudne, bo przez lata kochałem grać szybko, z kontrataku. Te nawyki muszę z siebie wyplewić. Co do samych zajęć treningowych, to najbardziej podoba mi się to, że szkoli nas aż trzech trenerów, a każdy z nich odpowiada za coś innego. Legia jest także świetnie zorganizowanym klubem, posiadającym kapitalne zaplecze i sprzęt. To robi wrażenie


Zawsze kibicowałeś warszawskiej Legii?


- Właśnie nie! Lubiłem ten klub, ale jakimś wielkim fanem nie byłem. Z najmłodszych lat, pamiętam, że z tatą jeździliśmy na – jeszcze wtedy, grającą w ekstraklasie – Odrę Wodzisław. To były dopiero mecze, do Wodzisławia Śląskiego zjeżdżały najlepsze ekipy w kraju!

Jak na juniora bardzo wcześnie zacząłeś.


- W Brzeziu byli juniorzy i seniorzy, więc ja załapałem się do tej pierwszej ekipy. Co prawda musiałem rywalizować z chłopakami dziesięć razy większymi i kilka lat starszymi ode mnie, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Przez te wszystkie lata grało mi się w Brzeziu bardzo dobrze, ale nie rewelacyjnie. Czegoś brakowało, dlatego gdy opuszczałem ten klub, czułem ulgę. Namawiali mnie abym z nimi został i nie szedł do Raciborza. Powtarzali mi, że robię wielki błąd, bo i tak wyżej się nie wybiję. Myślę, że dziś udowadniam im jak bardzo się mylili, choć oczywiście sam mam świadomość, że niczego wielkiego jeszcze nie osiągnąłem, lecz cieszę się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jedno jest pewne, w sportowym CV będę mógł napisać, że grałem w drugiej drużynie Legii.


Co uważasz za swoje największe atuty, a co za wady?


- Cierpliwość, pracowitość, jestem szybki, mam dość mocne „uderzenie” i dobrze dośrodkowuję, co na mojej pozycji [pomocnik – przyp. red.] jest bardzo pożądane. Muszę jednak popracować nad techniką i sprostać grze kombinacyjnej Legii.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.