Maciej Janiak fot. Włodzimierz Sierakowski

Maciej Janiak: Miałem udar, bałem się, że to koniec

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Piłka Nożna, PilkaNozna.pl

06.12.2021 16:00

(akt. 06.12.2021 16:02)

Maciej Janiak trafił do Legii w 1998 roku z niemieckiego spadkowicza z II ligi - VFL Oldenburg. Na Łazienkowską sprowadzał go Jerzy Kopa, który był również jego menedżerem. Zagrał z "eLką" na piersi 17 spotkań. W rozmowie z "Piłką Nożną" wspomina okres w Warszawie i opowiada o dramatycznej sytuacji ze swoim zdrowiem.

fot. Włodzimierz Sierakowski / 400mm.pl

- W Legii nie poradziłem sobie pod względem psychicznym, nie byłem na tyle dobrym zawodnikiem, aby od pierwszego meczu zdominować ligę. Potrzebowałem pomocy, od nikogo jej jednak nie otrzymałem. Na początku nikt nie był mi w Legii przychylny. Zanim zdążyłem wejść do szatni, prasa pisała, że nie wiadomo, kto do Legii przychodzi, pytano, co może wnieść do gry piłkarz, który spadł z 2. Bundesligi. Po takim zaawizowaniu przez prasę, w szatni na dzień dobry miałem problem: nie dość, że komuś zabiera miejsce, to jeszcze na boisku nie pomoże - takie panowało przekonanie. To była drużyna mocnych charakterów. Grzesiek Szamotulski miał zatarg z górą, szefowie chcieli zamrozić mu kontrakt: - Zamrozić to sobie mogą Disneya - krzyczał. Piotrek Mosór na początku wziął mnie na celownik, był ode mnie młodszy, próbował mnie ustawić, więc drużyna musiała nas rozdzielać, bo rzuciliśmy się na siebie z pięściami. Z biegiem czasu poukładaliśmy sobie jednak relacje. W dodatku Legię trawił kryzys, Jerzy Kopa nie miał dobrego kontaktu z zespołem. Metody trenera nie podobały się piłkarzom, iskrzyło na linii Kopa - Stefan Białas. Białasowi wydawało się, że ma tyle samo do powiedzenia, co Kopa, a miał za sobą zawodników. Czyli obaj myśleli, że są pierwszymi trenerami. Szybko stało się jasne, że to nie ma prawa się udać.

A jak pan wspomina współpracę z Franciszkiem Smudą?

- Zabrał mnie na obóz w Niemczech. Mieliśmy świetny kontakt, żartowaliśmy, chłopaki mówili: on to cię lubi. W trakcie turnieju halowego wychodziłem w pierwszym składzie. Tyle że bodaj w półfinale straciłem piłkę, poszła akcja i rywale strzelili gola. Od tego momentu Smuda przestał ze mną rozmawiać. W ogóle. Koniec. Po kolejnym zgrupowaniu w Straszęcinie przysłał do mnie kierownika drużyny, Ireneusza Zawadzkiego, który przekazał mi, że zostałem przesunięty do rezerw. Smuda powinien był sam mi to zakomunikować, podalibyśmy sobie ręce, zrozumiałbym, a trenera docenił. Tymczasem potraktował mnie jak śmiecia, zawsze będę mu to pamiętał. Ktoś pomyśli, że się mszczę, bo mnie skreślił, ale to nie był dobry trener. Albo inaczej, to był słaby człowiek. Chamowaty.

Dziś występuje pan w drużynie weteranów Legii, ale dlaczego między słupkami, nie był pan bramkarzem?

- Przeszedłem udar. Nigdy nie paliłem papierosów, cztery miesiące przed chorobą przestałem pić piwo, odstawiłem cukier, przestawiłem się na tryb fit. W niedzielę 7 marca wstałem z łóżka, podłączałem telefon do ładowarki i straciłem czucie w nogach - jakbym ich w ogóle nie miał. Żona wezwała pogotowie, przyjechało szybko, w międzyczasie czucie w nogach wróciło. Nie zostałem jednak potraktowany przyjemnie, pierwsze pytanie ratowników brzmiało: ile pan wypił? A ja nie wypiłem od czterech miesięcy kropli alkoholu. Zaczynał mi uciekać język, czułem, że dzieje się coś złego. A ratownicy swoje: ile pan wypił? Nie wytrzymałem: panowie, k...a, nic nie piłem, macie mnie zabrać do szpitala! Żona pomogła mi się ubrać, gdy wychodziłem oparty o ratownika, bo nogi miałem jak z waty, odwróciłem się, popatrzyłem na rodzinę: czy ja do was jeszcze wrócę?

Posadzili mnie w poczekalni, przykryłem się kurtką, czekałem na konsultację. Po badaniach podeszła do mnie pani doktor: pan ma udar, pana stan jest bardzo ciężki. Prosto z mostu, nawet mi się to spodobało. Nie przestraszyłem się, nie przejąłem, pędziły mi jednak w głowie myśli: dlaczego mam udar, jak udar, co to w ogóle jest udar? W żyle z tyłu głowy pojawił się skrzep, obieg krwi w organizmie został zakłócony, lekarze musieli mi to wyczyścić. Drugiego dnia pojawiły się problemy ze wzrokiem. Nie z oczami, oczy mam sprawne, ale z ośrodkiem mózgu odpowiedzialnym za wzrok. Nie jestem w stanie przeczytać długiego wyrazu od razu, muszę przesuwać wzrok, żeby złożyć słowo. Zostanie to ze mną do końca życia. Dwa dni po przywiezieniu do szpitala rozpocząłem rehabilitację. Pod względem fizycznym przebiegała sprawnie. Kiedy jednak doktor rozłożyła przede mną obrazki ze zwierzętami, nie potrafiłem ich nazwać. Wiedziałem, że patrzę na słonia, ale nie pamiętałem słowa. Jest lepiej, swobodnie komunikuję się z ludźmi, choć czasem zdarza mi się zapominać słów. Pracuję też z psychologiem. Po takim doświadczeniu codziennie myślisz o chorobie - udar nie boli, ale udar zostawia ślad. Próbuję uciekać od tych myśli. Pomaga.

Zapis całej rozmowy z Maciejem Janiakiem można przezcytać na stronach "Piłki Nożnej".

Polecamy

Komentarze (19)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.