Mateusz Cholewiak: Chcę przekonać do siebie dobrą grą

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

17.01.2020 10:15

(akt. 22.01.2020 19:25)

- Nawet jak sam nie czytałem opinii o sobie po transferze do Legii, to zaraz znajomy czy ktoś z rodziny mi przeczytał lub podesłał link. Nie mam wpływu na to, co myślą i piszą ludzie. Teraz będą musiał przekonać do siebie, tych którzy mnie nie znają - ale nie rozmową, a ciężką pracą i dobrą grą - mówi w rozmowie z Legia.Net Mateusz Cholewiak.

Przeszedłeś długą drogę aby trafić do Warszawy, zwiedziłeś kilka mniejszych lub większych klubów i miast. Jak traktujesz transfer do Legii?

- Późno trafiłem do ekstraklasy, bo w wieku 27 lat – a wchodziłem już nawet w wiek 28. Nie grałem wcześniej w niskich ligach, tylko na zapleczu ekstraklasy. Widać, tak musiało być, ktoś na górze miał taki pomysł na mnie. Wielu piłkarzy chciało by być na moim miejscu. To prawda, że długo brakowało mi tego najwyższego szczebla rozgrywek, tej ekstraklasy. W końcu się udało, trafiłem do Wrocławia, do Śląska. Przechodząc tam mówiłem sobie, że muszę z tego wycisnąć absolutne maksimum. Pracowałem najlepiej jak mogłem i w nagrodę za ciężką pracę, otrzymałem propozycję z Legii. Tak więc ten transfer traktuję właśnie jako nagrodę za ciężką pracę i za cierpliwość. Teraz najważniejsze by tej szansy od losu nie zmarnować, pracować jeszcze ciężej i pokazać, że ta szansa mi się należała.

Jak pytaliśmy znajomych w Śląsku o ciebie, to pierwsze co usłyszeliśmy, to by nie zaglądać Ci w metrykę, bo masz mały przebieg i możesz grać w piłkę na wysokim poziomie jeszcze bardzo długo. To na ile lat się czujesz?

- Na pewno nie czuję się na 30 lat. PESEL wskazuje na tyle wiosen, ale to tylko wiek. Bardzo wiele lat swojego życia poświęciłem temu, by być jak najlepiej przygotowanym fizycznie, pracowałem nad wydolnością i szybkością. Celem była praca na boisku przez pełne 90 minut, na maksymalnych obrotach. Cieszę się, że koledzy potwierdzają, że to jest moją mocną stroną. Na tym skupiam swoją największą uwagę. A na ile lat się czuję? Myślę, że gdzieś około 25.

Rozmawialiśmy też z twoimi byłymi trenerami, szukaliśmy jakiejś negatywnej opinii, ale nikt w takim tonie się o tobie nie wypowiedział. Skąd się biorą takie laurki na twój temat?

- Może stąd, że w jakim klubie bym nie był, czy wcześniej w szkole mistrzostwa sportowego, a potem w Niepołomicach, Mielcu czy Wrocławiu, nigdy nie narzekałem, byłem skupiony na treningu. Nawet jeśli nie grałem, nie marudziłem. Zawsze gdy przekraczałem drzwi klubowe, liczyła się dla mnie tylko praca, jaką miałem do wykonania. Na tym się skupiam, temu się poświęcam, nie szukam konfliktów, a najważniejsze zawsze jest dobro zespołu. Ten zawód polega na tym by robić swoje i czekać cierpliwie na swoją szansę.

Do tego dobra zespołu udawało ci się kilka razy dołożyć cegiełkę na boisku, zapewniając punkty. Tak było w Mielcu gdy z Podbeskidziem przesądziłeś o wygranej, ważny był gol z Cracovią już dla Śląska, ale też zaryglowanie dostępu do bramki i występ na lewej obronie. Po meczu patrzyłeś w lustro i mówiłeś sobie, że pomogłem drużynie?

- Aż tak na to nie patrzyłem, futbol to gra zespołowa. Bez pomocy kolegów wiele bym nie zdziałał. Z Cracovią dostałem 25 minut i obiecałem sobie, że wycisnę z nich maksimum. Zdobyłem zwycięską bramkę, sięgnęliśmy po trzy punkty i fajnie, że udało się pomóc zespołowi. Z Podbeskidziem przy wyniku 2:2 udało mi się strzelić gola na wagę trzech punktów, ale gdyby do siatki trafił ktoś innym, byłbym tak samo szczęśliwy.

Pojawiła się oferta z Legii, ale zainteresowanych twoją osobą była ponad połowa klubów z ekstraklasy. Byłeś zaskoczony tak dużym zainteresowaniem?

- Tym bardziej pokazuje mi to, że obrana przeze mnie droga jest słuszna, że warto ciężko pracować. I nie ważne czy gra się cały mecz czy tylko kwadrans, istotne by w tym czasie dać z siebie maksimum, by zostawić na murawie serducho. Wtedy inni to dostrzegają i cenią.

A co zdecydowało, że spośród tych ofert wybrałeś właśnie Legię i Warszawę?

- Najprościej powiedzieć, że zdecydowała Legia Warszawa, marka! Na początku nie było konkretów, pojawiło się zainteresowanie. Nie napalałem się, ale bardzo chciałem tu trafić, miałem to głęboko w głowie. Wiedziałem, że jak pojawi się oferta, to chętnie skorzystam i będę z tego powodu szczęśliwy.

A Warszawa jako miejsce do życia na ile było istotne. Zostałeś nie tak dawno ojcem, więc z pewnością wszystkie aspekty były rozważane.

- Tak, to prawda. Były też jakieś zainteresowania spoza Polski, ale właśnie dlatego, że mam 3-miesięcznego syna, wolałem zostać w kraju. Przeprowadzka gdzieś dalej byłaby problematyczna. Dlatego nad ofertą Legii długo się nie zastanawiałem.

Gdy rozmawialiśmy z Piotrem Pyrdołem mówił, że czasem lubi być indywidualistą. Ty chyba za to lubisz grać dla zespołu, pracując w cieniu innych. Zgodzisz się z taką tezą?

- Nie lubię robić zbyt wielkiego szumu wokół siebie, ale gdy jestem proszony o rozmowę przez dziennikarzy, to nie odmawiam, bo to część mojej pracy. Dlatego nie odmówiłem wywiadu dla Legia.Net, a wcześniej dla Legia.Com. Nie jestem typem, który lubi błyszczeć w mediach, ale uważam to za jeden ze swoich obowiązków, który mam do wykonania gdy zachodzi taka potrzeba.

- Natomiast tak, ja faktycznie lubię wygrywać, a życie nauczyło mnie, że zwycięża tylko zespół. Dlatego jeśli do sukcesu dołączę asystę czy bramkę to fajnie, to liczy się do statystyk. Ale jeśli przez cały mecz ciężko pracuję, liczb po mojej stronie nie ma, ale są trzy punkty, to cieszę się dokładnie tak samo.

Powiedziałeś, że nie lubisz robić szumu wokół siebie, ale do bardziej hałaśliwego miejsca w Polsce trafić nie mogłeś.

- Przyzwyczajam się i jak na razie idzie mi bardzo dobrze. Koledzy w szatni tak mnie przyjęli, że z miejsca poczułem się jak zawodnik Legii. Oczywiście wszystkich dopiero poznaję, ale idzie to w bardzo dobrym kierunku. Coraz więcej rozmawiam z chłopakami i coraz lepiej się rozumiemy. Oby tak dalej. Trzeba poznać nie tylko zachowania kolegi na boisku, ale też to jakim jest człowiekiem. To później pomaga na murawie.

Teraz zostałeś dobrze przyjęty w szatni, a wcześniej ponoć byłeś jej dobrym duchem, dbałeś o atmosferę. Przywiązujesz do tego dużą uwagę?

- W każdej grupie czasem pojawiają się jakieś zgrzyty, to normalne. Ja staram się być bezkonfliktowy. W trudnych sytuacjach staram się znaleźć kompromis, wszystko poukładać jak najlepiej się da. Atmosfera w szatni przekłada się również na wyniki, więc trzeba robić wszystko by była jak najlepsza.

Często można usłyszeć, że twoją ogromną zaletą jest uniwersalność, że możesz zagrać aż na pięciu pozycjach. To pomaga czy może lepiej mieć swoje jedno miejsce na boisku?

- Chyba na czterech pozycjach, ta piąta wydaje się podejrzana (śmiech).

Lewa obrona, prawe i lewe skrzydło, napastnik i pozycja za napastnikiem.

- A ta „dziesiątka”… to zdarzało się sporadycznie, tego nie wymagajmy. To fakt, że stabilizacja się przydaje, ale te moje pozycje nie wynikają z przypadku. Będąc w szkole mistrzostwa sportowego byłem typową „dziewiątką”. Do dziewiętnastego roku życia grałem głównie jako napastnik, byłem tym graczem najbardziej wysuniętym. Dopiero w Puszczy, a zwłaszcza później w Stali, stałem się etatowym skrzydłowym, tam spędziłem najwięcej czasu. Później w Śląsku, na skutek sytuacji kadrowej, a więc trochę z konieczności, zanotowałem kilkanaście występów na lewej obronie. To było dla mnie ważne i ciekawe doświadczenie. Nie wszystkie mecze zagrałem świetnie, ale zyskałem nowe spojrzenie na grę defensywną, musiałem nauczyć się innych zachowań, nabrać nowych przyzwyczajeń. Na pewno na tym skorzystałem, stałem się lepszym zawodnikiem.

A czujesz się już przystosowany do tej lewej obrony? Wprawdzie w gierkach treningowych jesteś ustawiany na skrzydle, ale były plotki, że docelową pozycją ma być lewa obrona?

- Na pewno wiele zachowań typowych dla lewego obrońcy już sobie wyrobiłem, rozegrałem kilkanaście meczów w Śląsku na boku defensywy. Teraz najwyżej musiałbym to sobie odświeżyć. Na treningach póki co występuję na lewym skrzydle. Trudno mi powiedzieć, jaka dla mnie będzie ta pozycja docelowa. Nie rozmawiałem jeszcze o tym z trenerem, nie było czasu. Być może w trakcie czy pod koniec obozu trener przedstawi jaki ma na mnie pomysł. Wtedy będę się mógł do tego odnieść, teraz nie jestem w stanie.

Jak wspomniałeś większość czasu spędziłeś na skrzydle. W Legii boczni obrońcy grają wyżej, mają wiele zadań ofensywnych. Dzięki temu może być ci łatwiej?

- Całe życie byłem ofensywnym zawodnikiem. Grając we Wrocławiu na lewej obronie ciągnęło mnie do przodu. Szybko się jednak okazało, że sztuką jest grać na tyle odpowiedzialnie, by idąc do przodu nie cierpiała na tym defensywa. Musiałem więc znaleźć odpowiedni balans, nad tym najwięcej pracowałem. Ale wracając do pytania, to w przypadku gry w obronie, łatwiej mi będzie  grać wysoko, mieć zadania ofensywne. Jednak to w praktyce wyjdzie, jak to będzie wyglądało.

W Stali Mielec wprowadzałeś do szatni Radka Majeckiego, pomagałeś mu, otoczyłeś go swoją opieką. Zrewanżował się?

- Tak, odwdzięczył się. Po podpisaniu kontraktu pierwszy trening mieliśmy zaplanowany na piątek. Zanim wszedłem do szatni, na parkingu spotkałem Radka. Wprowadził mnie, oprowadził po klubie, pokazał jak wszystko funkcjonuje, tłumaczył wiele kwestii. Także zrewanżował się w najlepszy z możliwych sposób i bardzo mu za to dziękuję.

Jesteś doświadczonym zawodnikiem, ale może coś cię zaskoczyło przez te kilka dni z Legią?

- Na pewno na plus zaskoczył mnie bijący z klubu profesjonalizm. Legia to ogromna marka i widać to na każdym kroku. Testy medyczne były tak zorganizowane, że nie musiałem się o nic martwić. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak klub funkcjonuje od środka. Jestem też pod dużym wrażeniem medialności Legii, ilu dziennikarzy jest na wszystkich treningach, na zgrupowaniu. To robi wrażenie i pokazuje ważność miejsca, w którym się znalazłem.

Czytałeś komentarze kibiców i dziennikarzy po podpisaniu kontraktu z Legią?

- Nawet jak sam nie czytałem, to zaraz znajomy czy ktoś z rodziny mi przeczytał, podesłał link. Nie mam wpływu na to, co myślą i piszą ludzie. Na pewno więcej pozytywnych opinii i gratulacji otrzymałem od ludzi, którzy mi dobrze życzą, niż mogłem przeczytać w mediach. Teraz będą musiał przekonać do siebie pozostałych, tych którzy mnie nie znają - ale nie rozmową, a ciężką pracą i dobrą grą. Muszę pokazać ten charakter i zaangażowanie, o czym pisało wiele osób w sieci.

W maju założysz na szyję dwa medale?

- Bardzo bym sobie tego życzył, by dwa były z samej ekstraklasy – za mistrzostwo z Legią i np. wicemistrzostwo ze Śląskiem. Do tego może dojść jeszcze Puchar Polski. Jest o co walczyć!

Polecamy

Komentarze (38)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.