News: Michał Kopczyński: Chcemy wypunktować Lechię

Michał Kopczyński: A-League to nie wakacje

Redaktor Piotr Kamieniecki

Piotr Kamieniecki

Źródło: socceroos.pl

20.03.2019 02:10

(akt. 20.03.2019 02:17)

- Dałoby się porównać zespół z Wellington do Legii, choć wiadomo, że jest ona klubem większym, o wieloletniej tradycji i większej bazie fanów. Na Łazienkowskiej wszystko jest pod ręką: siłownia, odnowa biologiczna, klinika. Tego, w działającym w skromnym budynku klubowym Phoenix, nie ma, a w poszukiwaniu pozostałej infrastruktury trzeba jeździć po mieście. Warto też pamiętać, że Legia to organizacyjny top, a w Wellington dopiero zmierzają w tym kierunku. Na plus dla Phoenix jest to, że mamy do dyspozycji 2 dobrej jakości boiska treningowe, czyli o jedno więcej od Legii - mówi w rozmowie z "socceroos.pl" Michał Kopczyński, którego latem wypożyczono z Łazienkowskiej do Nowej Zelandii.

Jak wygląda wasz tygodniowy harmonogram zajęć, jeśli czeka was mecz na wyjeździe? Czy dałoby się to porównać do czasu, gdy Legia Warszawa występuje w europejskich pucharach?

- Jeśli jest to tylko pojedynczy mecz wyjazdowy, harmonogram jest podobny. Wylatujemy jeden albo dwa dni przed meczem, wracamy następnego dnia. Tylko do Perth lecimy już 3 dni przed spotkaniem, żeby zregenerować się po podróży i przestawić organizmy o 5 godzin różnicy czasowej. Nasz kalendarz jest tak skonstruowany, że często gramy po 2 mecze wyjazdowe z rzędu i między nimi zostajemy w Australii, żeby zredukować liczbę godzin spędzonych w samolotach. Bywa, że jesteśmy po 8, a nawet 10 dni poza domem. Dla naszych najbliższych jest to trochę uciążliwe. Co do rozkładów treningów, pierwszy raz spotkałem się tutaj z dniami wolnymi w środku tygodnia. Jeśli mamy pełny tydzień pomiędzy meczami, to trenujemy mocno przez pierwsze 2 dni, po czym dostajemy dzień na regenerację i wracamy na kolejne 2 dni treningów już bardziej taktycznych. W Legii, gdy dostawaliśmy dzień lub dwa wolnego, było to zawsze po meczu.

Jeśli ktoś z Warszawy śledził Twój pobyt na boiskach A-League, to mógł odnieść wrażenie, że trener Rudan miał na Ciebie trochę inny pomysł, niż Ekstraklasa. W 7 rundzie A-L znalazłeś się w jedenastce kolejki jako defensywny pomocnik, jednak częściej pojawiasz się na boisku w roli nominalnego obrońcy. Podobno próbowano ustawiać Cię również nieco wyżej. Gdyby dziś w Warszawie zapytano Cię o pozycję, na której czujesz się komfortowo, to które miejsce wskazałbyś na boisku? Zgodziłbyś się z tezą, że nowa rola pozwoliła na wejście do podstawowego składu?

- W dotychczasowej przygodzie z piłką moje relacje z trenerami szybko układały się raczej wzorowo. Niezależnie od tego, czy byłem podstawowym zawodnikiem czy nie, wszyscy cenili sobie współpracę ze mną i moje podejście do piłki. Z trenerem Rudanem układało się trochę trudniej – często był w stosunku do mnie krytyczny. Potrzebowałem więcej czasu i ciężkiej pracy, zanim mi zaufał i przekonał się, że może na mnie liczyć.

News: Michał Kopczyński zaimponował trenerowi

Rzeczywiście, większość meczów zagrałem jako lewy z trójki środkowych obrońców w ustawieniu 3-5-2 z wahadłowymi, którym najczęściej rozpoczynamy. Nie jest to dla mnie zupełna nowość, gdyż w przeszłości zdarzało mi się grać i trenować jako obrońca, jednak do tej pory moją naturalną pozycją była „szóstka”. W jedenastce kolejki widniałem właśnie jako defensywny pomocnik, natomiast było to po meczu, w który zagrałem jako lewy stoper. Tylko na ostatnie 10 minut zostałem przesunięty do środka pola. Zawsze więcej pożytku było ze mnie w defensywie, niż ofensywie i na nowej pozycji mogę pokazać swoje zalety. Walczę w powietrzu, bronię i wyprowadzam piłkę od tyłu. Czuję się komfortowo na tej pozycji.

W wywiadach mówiłeś, że do Polski wrócisz silniejszy. Gdy ogląda się obrońców w A-League, to uwagę zwraca ich siła fizyczna, co w głównej mierze wynika ze specyfiki ligi australijskiej. Czujesz, że wyjazd do Nowej Zelandii dał Ci nowe kompetencje w kontekście bycia piłkarzem? Czy znalezienie się w tak egzotycznym miejscu, jak klub na Antypodach, oddala od wielkiej piłki?

- Moim zdaniem obrońca musi przede wszystkim dobrze się ustawiać i czytać grę, natomiast prawdą jest, że w A-League bardzo dużą wagę przywiązuje się do przygotowania fizycznego. Większość piłkarzy jest prawdziwymi atletami. Sporo czasu spędzamy na siłowni, bardzo często sprawdzany jest poziom tkanki tłuszczowej. Na tym punkcie na Antypodach są naprawdę mocno wyczuleni. Ja zawsze o to dbałem i jestem w czołowej trójce na tle całej drużyny. Okres przygotowawczy trwał ponad 3 miesiące i był najcięższym, jaki przeszedłem w życiu, a przecież kilka mocnych (m.in. ze Stanisławem Czerczesowem) mam za sobą.

Wyjazd do Nowej Zelandii dał mi przede wszystkim nową pozycję na boisku, o której wspominaliśmy wcześniej. Jeśli ktoś myśli, że podpisując kontrakt w Wellington zapewnia sobie fajne wakacje i przy okazji pogra w piłkę, to grubo się myli. Za to wszystkim gotowym na ciężką pracę polecałbym ten kierunek. Gra w lidze bardziej ofensywnej niż większość europejskich oraz fajne warunki do treningu i życia sprawiają, że warto tu być. Nie wiem, czy pobyt w A-League będzie punktem zwrotnym w mojej przygodzie z piłką, ale na pewno traktuję to jako nowe doświadczenie i daje mi to więcej możliwości na przyszłość. Myślę, że wielu trenerów ceni zawodników, którzy mogą grać na kilku pozycjach w różnych ustawieniach.

Całą rozmowę z Kopczyńskim przeczytać można na łamach "socceroos.pl" w tym miejscu.

Polecamy

Komentarze (30)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.