Michał Kucharczyk: Nie ma sensu grać Superpucharu
14.06.2016 07:55
Zacznijmy od krótkiego podsumowania zeszłego sezonu. Dublet - wszystkie założenia wypełnione. Musisz więc być zadowolony?
- Mogę być niezadowolony tylko z tego, że nie zdobyliśmy Superpucharu – akurat tego w kolekcji mi brakuje. Z dubletu na 100-lecie oczywiście bardzo się cieszymy, gdyż presja była ogromna – największa, odkąd jestem w Legii. Klub tylko raz obchodzi taką rocznicę i tylko od nas zależało, czy będziemy się z niej cieszyć, czy też nie.
Wspomniałeś o Superpucharze. Powinniście go rozgrywać, skoro mistrzostwo i puchar trafiły w wasze ręce? Czy może powinien zostać przyznany z urzędu?
- Jaki jest sens rozgrywania tego meczu, skoro wywalczyliśmy dublet? Ja takiego sensu nie widzę. Poza tym pozostaje pytanie z kim mielibyśmy zagrać? Z Piastem, który został wicemistrzem Polski czy Lechem, który był finalistą? Oczywiście rywal nie robi różnicy, ale dla mnie Superpuchar w takim wypadku nie powinien być organizowany.
To może rozwiązaniem będzie mini turniej trzech drużyn – Legia, Piast i Lech?
- Organizacja tego meczu będzie robiona trochę na siłę. Z Lechem zagraliśmy w minionym sezonie 5 meczów, przez ostatnie lata było ich kilkadziesiąt. Granie z taką częstotliwością powoduje, że te spotkania przestają mieć swój urok, swoją magię. Niby derby Polski, jak mawiają kibice, ale te derby z roku na rok spadają w klasyfikacji jeśli chodzi ciekawość. Jest ich po prostu za dużo.
Dla ciebie indywidualnie to też był chyba udany sezon? 50 meczów, 9 bramek, 12 asyst, 3904 minuty na boisku. Dobre statystyki?
- Nie były złe, ale w tym roku chcę je poprawić. Z roku na rok zawieszam sobie poprzeczkę coraz wyżej. Liczba spotkań rozegranych była chyba większa niż w zeszłym sezonie lub bardzo podobna. Statystyki też podobne. Tak jak wspominałem, wynik niezły, ale mógł być i powinien być lepszy. Kilka dogodnych okazji pod bramką przeciwnika zmarnowałem.
Z drugiej strony, jakbyś tych okazji nie marnował, to pewnie już nie grałbyś w Legii.
- Pewnie tak (śmiech), ale gdybym je wykorzystywał, to szybciej byśmy zapewnili sobie tytuł mistrza Polski.
Trener Czerczesow ci zaufał, dawał sporo pograć i się nie zawiódł. Trudno powiedzieć, by Rosjanin miał jakichś ulubieńców, ale jeśli już to należałeś do nich ty, Tomek Jodłowiec i Artur Jędrzejczyk. Dawał to jakoś odczuć poza boiskiem?
- Trener Czerczesow był bardzo wymagający, miał swoje zasady. Piłkarz nawet po rozegraniu kilku bardzo dobrych meczów, nie mógł sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia. On to od razu dostrzegał i kasował. Trener lubił zawodników, którzy na treningu dawali z siebie tyle , ile w meczu czyli maksa. Cenił sobie graczy dobrze przygotowanych fizycznie, a ja akurat do tej grupy piłkarzy należałem. Może dlatego właśnie, tak często wybiegałem na boisko. Początek zeszłego sezonu nie wyglądał najlepiej pod względem motoryki w całym zespole. Po przyjściu trenera Czerczesowa, uległo to poprawie i tym tak naprawdę wiosną wygraliśmy ligę.
Mimo dubletu i niezłych statystyk, krytyki nie brakowało. Można nawet odnieść wrażenie, że jak nie grasz, to część kibiców i tak stwierdzi, że najsłabszy był Kucharczyk… Wkurza cię to jeszcze czy już się przyzwyczaiłeś?
- Przywykłem do takiego stanu rzeczy. Ludzie nie doceniają efektywności, tylko efektowność. Jak ktoś zrobi raz na cały mecz fajny drybling czy zagra piętką, to ludzie to zapamiętują i potem uważają, że ktoś zagrał świetne zawody. Ci, którzy grają prostą piłkę, ale z korzyścią dla zespołu, nie są tak doceniani. A często są bardziej efektywni, bo z tej piętki czy kiwki nie ma żadnego pożytku. Ludzie jednak często nie zwracają na to uwagi. Nigdy nie byłem dryblerem czy takim technikiem jak Guilherme, staram się bazować na tym, co jest moim atutem czyli wytrzymałości, szybkości, wybieganiu za linię obrony, odpowiednim timingu. Gdybym do tego miał jeszcze drybling i taką technikę jak Brazylijczycy, to tak jak powiedziałeś, nie grałbym już w Legii. I faktycznie jest tak, że czy gram czy też nie gram, to i tak ludzie mnie krytykują – już się do tego przyzwyczaili. Ale kiedyś zauważyłem, że ci sami co mnie krytykowali, gdy zespołowi nie szło, pytali czemu nie gra Kucharczyk… Czasem mnie to śmieszy. Ale najważniejszy jest zespół i trofea jakie zdobywa. A tych, którzy zawsze są dla mnie tacy „mili” mogę tylko spytać, co sami zrobili dla Legii?
Zmiana trenera była sporym zaskoczeniem?
- Dla mnie tak. Czerczesow gdy zaczynał pracę w Legii miał 10 punktów straty do lidera, a skończył z 3 punktami przewagi i to już po podziale. Ogólnie było więc jeszcze lepiej. Zdobył tytuł mistrza Polski i Puchar Polski, wypełnił wszystkie założenia. Miał z nami walczyć o upragnioną Ligę Mistrzów. Cóż… decyzja został podjęta, trener został zmieniony i teraz każdy zaczyna od zera, każdy ma czystą kartę i musi się pokazać z jak najlepszej strony. Zmienił się sztab szkoleniowy, ale cele pozostały takie same. Walczymy.
Po tym udanym i wyczerpującym sezonie przyszedł czas na zasłużony, choć krótki wypoczynek. Zresetowałeś się? Jak ci się podobała Teneryfa?
- To był mój najdłuższy urlop od 2,5 roku. Potrzebowałem nie odpoczynku fizycznego, ale psychicznego. Z zewnątrz to być może wszystko wygląda prosto – trening, zgrupowanie i mecz, ale to naprawdę duże obciążenie. Ciągła presja i wymagania większe niż w stosunku do pozostałych graczy ekstraklasy. Staramy się od tego odciąć, tak sobie wszystko poukładać, by nie wpływało to na nasze wyniki. Jakoś to wychodzi. W ciągu sześciu lat, pięć razy wygrywaliśmy Puchar Polski i trzy razy mistrzostwo Polski. Ale po takim sezonie jak ostatni, wypoczynek jest bardzo potrzebny, a reset głowy nawet konieczny. Teneryfa jest do tego idealnym miejscem. Długo ten wyjazd stał pod znakiem zapytania ze względu na moją rękę, ale doktor w końcu dał zielone światło. Zdjął szwy, ręka się zagoiła i mogłem polecieć z narzeczoną na urlop. Zregenerowałem się. Trenerzy zawsze wskazują, że brakuje mi witaminy D. Teraz te braki tak nadrobiłem, że skóra mi schodzi. Każdemu mogę polecić miejscowe atrakcje czyli Siam Park i Loro Park. Naprawdę warto tam zajrzeć będąc na wakacjach.
Jesteśmy w Warce, na pierwszym zgrupowaniu Legii. Jak ci się podoba w podwarszawskiej miejscowości? W hotelu Sielanka?
- Hotel i warunki jakie mamy w Warce są świetne. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, że wszystko jest tak dobrze zorganizowane. Jak widać nie trzeba wyjeżdżać zagranicę, aby się dobrze przygotować do sezonu. Mamy tu wszystko – baseny, super pokoje, boiska blisko hotelu.
Brakuje tylko sparingpartnerów.
- To jedyny problem w ośrodkach w Polsce, ale myślę, że czasowy. Po prostu nie wszystkie kluby zagraniczne wiedzą o tym, że u nas w kraju można się przygotować do sezonu w tak dobrych warunkach. Sądzę, że z czasem się to zmieni.
Jakie pierwsze wrażenie zrobił trener Besnik Hasi?
- Ja zwróciłem uwagę na to, że dużo biegamy z piłkami. Za trenera Stanisława Czerzcesowa dużo biegaliśmy bez piłek. Teraz każde ćwiczenie odbywa się z piłką. A piłkarze to lubią, to czasem wręcz forma nagrody po zajęciach szybkościowych czy siłowych. Biegamy tyle samo, ale tego zmęczenia się tak bardzo nie odczuwa.
Wydaje się, że treningi teraz bardziej przypominają te z czasów Henninga Berga - jest dużo zajęć z piłkami. Zgodzisz się?
- Nie, nie zgodzę się. Wprawdzie też było sporo zajęć z piłkami, ale nie dane nam się było męczyć. U trenera Hasiego wszelkie gierki toczą się na dużej szybkości, na dużej intensywności. Wszystko dzieje się 2-3 razy szybciej niż za czasów trenera Berga.
Nad czym głównie pracujecie na tym zgrupowaniu?
- Trener na razie łączy wszystko po trochu. Było coś z wytrzymałości, rozegrania akcji i wykończenia. Główne przygotowania do sezonu będą miały miejsce w Austrii. Teraz jednego dnia pracujemy nad szybkością, a drugiego nad stałymi fragmentami gry. Wszystko odbywa się jednak w niepełnej kadrze. Jest nas 21, a jak wszyscy powrócą z kadr, mistrzostw Europy i dłuższych urlopów, to będzie nas 35 osób. Oczywiście tym, co pojechali na Euro, życzę aby zostali tam jak najdłużej. Aby razem ze swoimi kolegami powychodzili z grup i aby szło im jak najlepiej.
Część nieobecnych stanowi młodzież, która zdobyła mistrzostwo Polski juniorów. Przeżywaliście ten sukces razem z nimi czy to było jednak poza wami?
- Cała Legia zawsze razem! To nie jest puste hasło. Kibicowaliśmy im i cieszy ich sukces. Każdy robił to na swój sposób – jedni pokazywali to na portalach społecznościowych, a inni w zaciszu domowym ściskali kciuki siedząc przed komputerem. Nie musimy się martwić o przyszłość klubu mając tak zdolną młodzież. Gdy dołączą do kadry pierwszego zespołu, będą mogli liczyć na moje wsparcie, a ja będę wiedział, że mogę im zaufać.
Mieszkasz teraz w pokoju z Rafałem Makowskim, godnie zastępuje Artura Jędrzejczyka?
- Na pewno jest bardziej spokojnie w pokoju, ale dobrze się dogadujemy. Znamy się bardzo długo, więc nie ma problemu z pójściem po sprzęt. Raz robię to ja, raz on. Dobry kompan do pokoju.
Ondrej Duda zdobył bramkę w meczu z Walią. Były specjalne gratulacje?
- Były telefony, smsy, były gratulacje. Mam nadzieję, że zajdzie razem z drużyną daleko i będzie godnie reprezentował barwy Legii.
Mecze Polaków oglądacie wspólnie?
- Tak. Wszystko jest tak rozplanowane, by nie kolidowało z meczami rozgrywanymi przez Polskę. Wspólnie oglądamy i kibicujemy.
Śni ci się już powoli ta upragniona Liga Mistrzów?
- Na razie to śnią mi się treningi z nowym trenerem. A tak na serio, to staram się myśleć o najbliższym treningu, najbliższym meczu. Pewnie, że każdy z nas marzy o tym, aby zagrać w tych elitarnych rozgrywkach, ale spokojnie. Najpierw losowanie, potem trzeba pokonać rywali w drugiej i trzeciej rundzie, aby móc zagrać o fazę grupową. Pomalutku, krok po kroku.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.