Młody talent zostanie we Włoszech na dłużej?
25.12.2023 15:00
W poprzednim sezonie Oskar Lachowicz (środkowy pomocnik; rocznik 2005) zagrał 25 meczów w Centralnej Lidze Juniorów U-19, strzelił 9 goli, miał 5 asyst. Wystąpił też 4 razy w rezerwach Legii i zdobył bramkę na wagę awansu do półfinału mazowieckiego Pucharu Polski, a potem wywalczył trofeum z zespołem.
Latem został wypożyczony do Spezii Calcio do końca obecnego sezonu, z opcją pierwokupu. Do tej pory zagrał 11 razy w zespole U-19, zdobył 2 bramki, 2 asysty i 1 asystę drugiego stopnia. W tzw. międzyczasie poćwiczył trochę z "jedynką", którą reprezentują m.in. Bartłomiej Drągowski, Przemysław Wiśniewski, Arkadiusz Reca i Szymon Żurkowski. Lachowicz trenował z nią choćby tuż przed świętami i pierwszy raz znalazł się w kadrze meczowej "jedynki". Środkowy pomocnik pojechał na wyjazdowe spotkanie Serie B, z AS Cittadella, które oglądał z ławki.
W pierwszej części 2023 roku zagrałeś parę razy w rezerwach Legii, złapałeś styczność z piłką seniorską, a przejście do Spezii sprawiło, że na razie występujesz w juniorach. Dlaczego zdecydowałeś się na Włochy i jak wyglądały kulisy transferu?
– Spezia zadzwoniła pod koniec letniego okienka i – z tego, co wiem od menadżera – mnie chciała. Szybko zorganizowaliśmy transfer, wraz z dyrektorem Markiem Śledziem. Wiadomo, że była potrzebna jego zgoda, gdyż mam jeszcze kontrakt z Legią. Wszystko przebiegło pomyślnie i doszło do zmiany klubu.
Jestem w U-19, ale nad nią jest już tylko pierwszy zespół – tak to wygląda we Włoszech. Wydaje mi się, że Primavera, w której gra sporo obcokrajowców, znajduje się na poziomie niektórych lig w Polsce.
Powiedziałeś, że jestem w juniorach, a już 12 – 13 razy trenowałem z pierwszą drużyną Serie B. Nie wiadomo, czy by mnie to czekało w Legii. W dodatku tuż przed świętami znalazłem się w kadrze meczowej "jedynki". Kolejny plus, tym razem mniej sportowy, to poznanie innego języka, kraju, życia, kultury. To wszystko sprawiło, że podjąłem decyzję o transferze do Spezii.
Jak wyglądały początki?
– Początki nigdy nie są łatwe – tym bardziej, że mam dopiero 18 lat i zrobiłem duży krok w życiu. Pod względem piłkarskim czułem się dobrze, lecz to mój atut, więc się nie dziwię, ale na starcie "zabiła" mnie intensywność.
W tej kwestii to zazwyczaj normalne u Polaków za granicą, lecz muszę podzielić to zdanie. Pierwsze dwa tygodnie okazały się bardzo trudne – sporo biegania, duża intensywność grania, naprzemienna praca w ofensywie i defensywie.
Mimo że teraz jestem lepiej przygotowany, to na treningach pierwszej drużyny też jest naprawdę ogromna intensywność. W Polsce jej po prostu nie odczuwałem, rzadko mnie ona męczyła, a we Włoszech był niezwykle wymagający start pod tym kątem.
Mam świetnych kolegów, którzy bardzo dobrze mnie przyjęli – zarówno młodsi, jak i starsi, w pierwszej drużynie. W "jedynce" jest czterech Polaków, dlatego wiadomo, że było mi trochę łatwiej. To duży plus. Poza tym, trenerzy i zawodnicy Primavery mocno pomagali, z czego się cieszę.
Jestem zadowolony z faktu, że mieszkam w bursie. Gdybym funkcjonował sam, poza miastem, to najzwyczajniej w świecie aklimatyzacja trwałaby dłużej, gdyż po prostu z nikim bym nie rozmawiał. Na tę chwilę nie dostrzegam żadnego minusa.
Podejrzewam, że pogoda również zrobiła swoje, zwłaszcza na początku.
– Jasne. Jestem zimnolubny, a we wrześniu, czyli świeżo po przylocie do Włoch, było bardzo gorąco, w dodatku w Primaverze gramy na sztucznej trawie. To pewnie też przyczyniło się do tego, że intensywność okazała się trudna do przeskoczenia. Temperatura zrobiła robotę, ale ogółem jest znacznie więcej biegania, ćwiczenia są na wyższej intensywności niż np. w rezerwach Legii.
Co z językiem włoskim?
– Oprócz tego, że rozmawiam w tym języku w klubie, to uczę się go indywidualnie, 2 lub 3 razy w tygodniu. Niestety, nie wszyscy mówią po angielsku, lecz dogaduję się po włosku – i na boisku, i poza nim. Nie odczuwam już bariery komunikacyjnej. Nadal nie jest idealnie, cały czas szlifuję tę kwestię, ale… o to chodziło. Cieszę się z tego względu, gdyż lepiej, by dotknęło mnie to teraz niż dopiero wtedy, gdybym wyjechał za 3 – 4 lata.
Wyjazd do Włoch powodował wahania pod kątem niepiłkarskim? Jakby nie patrzeć, jesteś daleko od domu i ojczyzny, którą opuściłeś w młodym wieku.
– Takie wahania mam cały czas. Jestem jedynakiem, spędziłem całe życie z rodzicami, więc niełatwo wyjechać i nie widzieć ich kilka miesięcy. To naprawdę trudna sprawa, nowość, odczuwam to, ale lepiej, by coś takiego spotkało mnie teraz i żebym, daj Boże, za 3 – 4 sezony znalazł się w wymarzonym miejscu – jeśli dopisze zdrowie – niż bym zmierzył się z taką sytuacją dopiero w wieku 21 – 22 lat.
Miałeś już okazję chwilowo wrócić do Polski od momentu wypożyczenia?
– Nie. Rodzice odwiedzili mnie na trzy dni. Raz spotkałem się z Szymonem Gajem, byłym zawodnikiem Legii, występującym obecnie w Empoli, które jest oddalone od Spezii o jakieś 100 kilometrów. Między naszymi miastami jest Pisa, gdzie się złapaliśmy. Poza tym, na chwilę, na jeden dzień, wpadł zaprzyjaźniony ksiądz, Andrzej Ostrowski.
Były to miłe momenty, ale ogółem mógłbym uzbierać 5 – 6 dni, które spędziłem z najbliższymi w ciągu 4 miesięcy. Niewiele, lecz teraz się to nieco zmieniło, gdyż na tydzień przyleciałem do Polski, gdzie spędzę święta.
Włochy kojarzą się z taktyką, której pewnie nie brakuje w treningach.
– Jest mnóstwo taktyki, ale jestem zawodnikiem, któremu dają bardzo dużą swobodę. To najważniejszy czynnik sportowy, który sprawia, że czuję zadowolenie z pobytu w Spezii. Mam sporą dowolność we Włoszech, gdzie poczułem inną mentalność i zaskoczenie, że trenerzy… każą mi kiwać. Oczywiście nie przy własnej bramce, lecz np. wtedy, gdy znajduję się blisko "szesnastki" przeciwnika czy nawet w środku pola, gdzie chcę piłkę od obrońcy. Wówczas słyszę, bym dryblował, stwarzał szanse, niekonwencjonalnie zagrywał, zagrażał rywalom.
Zawsze to wykonywałem, tylko w Polsce nieraz ograniczałem się do prostopadłych podań czy nieprzygotowanego strzału z dystansu. W Spezii mogę wziąć piłkę i robić to, co kocham, czyli dryblować, stwarzać sytuacje. To mnie najbardziej cieszy.
Można powiedzieć, że wyjazd do Włoch poniekąd otworzył głowę, również pod kątem piłkarskim.
– Jasne, że tak. Od dziecka lubiłem kiwać, dryblować, ale w Polsce nie zawsze mi na to pozwalano – wiemy, jak jest u nas. We Włoszech miło się zaskoczyłem, dlatego czuję większe szczęście na boisku.
Obecnie masz 11 meczów w Spezii U-19, zdobyłeś 2 bramki, 2 asysty i 1 asystę drugiego stopnia. Jesteś zadowolony?
– Jeśli chodzi o statystyki i liczbę minut w U-19, to tak, gdyż jestem tu nowy, ale gdybym był dłużej w klubie, to nie czułbym satysfakcji. To raczej normalne, jestem ambitny i po prostu chcę grać jak najwięcej, być liderem.
Mam nadzieję, że dopiero zacznę przygodę z poważną piłką. Priorytetem było dla mnie to, co osiągnąłem już w małym procencie, czyli treningi z pierwszym zespołem Spezii i zbieranie doświadczeń od bardzo dobrych zawodników. To element, który mocno cieszy.
Tak, jak obecność rodaków w "jedynce" Spezii, czyli Bartłomieja Drągowskiego, Arkadiusza Recy, Przemysława Wiśniewskiego i Szymona Żurkowskiego. Zakładam, że jest raźniej.
– Tak, to mega chłopaki, złapałem z nimi kontakt. Co prawda nie rozmawiamy za wiele o futbolu, ale fajnie patrzeć, jak żyją swoim życiem, ile czerpią radości. To mi się bardzo podoba.
Oni są piłkarzami, ja dopiero zaczynam, daj Boże, grać na niezłym poziomie, ale jesteśmy też ludźmi. Mają ciekawe podejście do życia, dzięki któremu pewnie łatwiej im na boisku. To szczególnie zaimponowało, w tym aspekcie mi najbardziej pomogli.
W jaki sposób? Poprzez rady?
– Tak. Przykładowo, Arek Reca wspominał na treningach, bym mocniej czy lżej podawał. Bardziej pomagano mi pod względem językowym, choćby poprzez szybkie tłumaczenie wypowiedzi szkoleniowca, który szybko mówił po włosku i nie byłem w stanie wszystkiego zrozumieć.
Domyślam się, że w polskim gronie nie brakowało historyjek z przeszłości, wypytywania ciebie o Legię.
– Jak najbardziej. Pytali, jak podobało mi się w Legii, z kolei oni wspominali grę w Ekstraklasie.
Pierwsze zajęcia z "jedynką" Spezii rozpocząłeś w zasadzie wtedy, gdy doszło do zmiany trenera. Spodziewasz się, że po nowym roku dostaniesz szansę w Serie B?
– Wiem, że dobrze wyglądałem w treningach i nie odstawałem niczym, nie licząc fizyczności, ale to normalne, gdyż jestem młody, nie czuję się wielki i nabity pod kątem mięśni.
Jeśli chodzi o zadane pytanie, to wydaje mi się, że jest takie prawdopodobieństwo. Po pierwsze, trzeba nieźle prezentować się w treningach i meczach Primavery. Po drugie, wypada podtrzymać formę w trakcie zajęć z pierwszym zespołem, a może potem uda się złapać minuty w Serie B. Kolejna sprawa to wyniki. Ostatnio "jedynka" zaczęła wygrywać, ale miała średnie wejście w sezon, więc trzeba pamiętać też o rzeczach, na które nie mamy wpływu.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, o czym wcześniej wspomniałeś, pojawiłeś się w kadrze Spezii na mecz Serie B, z AS Cittadella, który obejrzałeś z ławki. Dobry sygnał przed startem drugiej części sezonu.
– Jak najbardziej. Jestem szczęśliwy, że mogłem widzieć to wszystko z bliska. Cel był zresztą taki, by w obecnym sezonie to poczuć. Nie minęły jeszcze 4 miesiące mojego pobytu we Włoszech, więc cieszy, że mogłem szybciej doświadczyć czegoś takiego. Szkoda, że nie zadebiutowałem, ale mam nadzieję, że uda się to w 2024 roku, na wiosnę.
Zakładam, że na tę chwilę pozytywnie odbierasz transfer do Spezii.
– Tak, bardzo pozytywnie.
Włosi zapewnili sobie opcję pierwokupu. Dochodzą do ciebie już jakieś sygnały, że będą chcieli z niej skorzystać?
– Nie, na razie nic nie słyszałem.
Gdyby wszystko zależało od ciebie, to chciałbyś zostać w Spezii na stałe, czy na razie o tym nie myślisz?
– Myślę o codziennym rozwoju. Jeśli po obecnym sezonie pojawi się opcja na pozostanie, pozwalająca obu stronom na progres, to – szczerze mówiąc – bardzo chciałbym z niej skorzystać.
Świetnie czuję się we Włoszech, bardzo mi się tu podoba, niezależnie czy są lepsze, czy gorsze chwile. Gdybym w przyszłym sezonie miał zacząć przygodę z piłką na poważnym poziomie – załóżmy, że w jednej z lig we wspomnianym kraju – to na pewno uznałbym to za super start. To zresztą mój cel. Jeżeli byłaby szansa na dłuższą współpracę i obie strony – ja oraz Spezia – się dogadają, będą tego chciały, to jestem w 100 proc. na tak.
To kapitalna sprawa, że mogę podpatrywać zawodników z pierwszej drużyny, reprezentować klub z Serie B i się poprawiać, choćby pod kątem fizyczności, która nie przychodzi szybko. Codziennie, przed czy po treningu, spędzam czas w siłowni, gdzie się wzmacniam. Nie jest to wielki mankament, gdyż zawsze sobie radziłem, tylko aspekt, który chcę doskonalić, by grać na jeszcze wyższym poziomie.
Chodzisz na mecze "jedynki"?
– Nie licząc meczu z AS Cittadella, który obejrzałem z ławki, to pojawiłem się tylko na jednym, z Ternaną. Wcześniej nie było możliwości, gdyż remontowano stadion i pierwszy zespół grał w innym miejscu.
Więcej gry w Primaverze 2 i trochę minut w Serie B to twoje cele na drugą część sezonu?
– Tak. Potem będę chciał znaleźć się w jak najlepszym miejscu – albo w Spezii, albo w innym klubie – i zacząć grę w piłkę na poważnym poziomie.
Ktoś z Legii kontaktował się z tobą od początku okresu wypożyczenia?
– Cały czas jestem na łączach z byłymi trenerami akademii, a także zawodnikami rezerw i drużyny U-19. Miesiąc temu wymieniłem parę zdań z Jordanem Majchrzakiem, który napisał swoje spostrzeżenia nt. wypożyczeń do Romy i Puszczy, a ja podzieliłem się tym, jak idzie mi w Spezii.
Załóżmy, że po sezonie wrócisz do Legii. Występy w drugim zespole byłyby dla ciebie satysfakcjonujące?
– Jeśli z moim zdrowiem nie stanie się nic złego, to gra w III lidze by mnie nie zadowalała, nawet w przypadku ewentualnego awansu rezerw.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.