Oceny piłkarzy Legii za mecz z Górnikiem - wynik lepszy niż gra
11.04.2019 23:20
Gra zespołu 6 (6,34 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Aleksandar Vuković dobrze podsumował mecz w Zabrzu - wynik lepszy niż gra. Gdyby Angulo wykorzystał swoje sytuacje w pierwszej połowie, prawdopodobnie mecz byłby rozstrzygnięty na niekorzyść „Wojskowych”. Wszystko dlatego, że słaby mecz zagrała legijna defensywa. Już po meczu z Jagiellonią zwracaliśmy uwagę, że wyższe ustawienie zespołu i większa liczba graczy zaangażowanych w ofensywę sprawia problemy w obronie. U Ricardo Sa Pinto obrona stała blisko linii pola karnego, a wszyscy pomocnicy znajdowali się na własnej połowie. Rywale nie mieli więc możliwości swobodnego zagrania piłki w pole karne, bo zawodnik z piłką był atakowany w środku pola przez przeważających liczebnie legionistów, zaś obrońcy mieli za sobą dużo mniejszą strefę do krycia, przez co utrzymywanie linii spalonego nie było potrzebne. Gdy obrona stanęła wyżej, a dawnych nawyków utrzymywania linii zabrakło, napastnicy dość łatwo uciekają legijnym obrońcom. Defensywa Legii musi na nowo opanować ustawianie pułapek ofsajdowych, które kiedyś były przecież silną bronią legionistów i muszą to zrobić szybko, inaczej rywale będą łatwo dochodzić do sytuacji strzeleckich, tak jak było to w dwóch ostatnich meczach. Obrona przy stałych fragmentach gry też pozostawiała sporo do życzenia, bo nie wiadomo czemu dwukrotnie w strefie w którą wchodził Angulo znajdował się niziutki Andre Martins. Co gorsze, w Zabrzu mocno przeciętnie funkcjonowała też ofensywa, ale w tym akurat nic dziwnego nie było. W meczu z Jagiellonią cały atak napędzała para Vesović-Kucharczyk po prawej stronie, a obydwu w niedzielnym spotkaniu z powodu urazów zabrakło. Za wyprowadzanie piłki przez ponad godzinę odpowiadał wyłącznie Martins, zupełnie jak za czasów Sa Pinto i nikt mu nie pomagał aż do wejścia na boisko Szymańskiego. Zabrzanie znaleźli na to sposób permanentnie faulując Portugalczyka, a ten pomysł na grę ułatwiał im sędzia Mariusz Złotek patrzący przez palce na ciągłe poniewieranie Martinsa. Odgwizdano na nim osiem fauli, a kilkukrotnie jeszcze grę niesłusznie puszczono. Dopiero gdy obok Martinsa pojawił się Szymański, więcej piłek zaczęło trafiać pod pole karne zabrzan, ale sytuacji podbramkowych i tak było niewiele. Ostatecznie wyrównujący gol padł po rzucie karnym podyktowanym po stałym fragmencie gry (wcześniejszy faul w polu karnym na Carlitosie sędzia Złotek ostentacyjnie zignorował), a drugi po wzorowo wyprowadzonej kontrze. Legia na pewno nie była w tym meczu drużyną lepszą, stworzyła sobie mniej sytuacji od rywala, ale trzy punkty w meczu z jedną ze słabszych drużyn w Ekstraklasie zdobyła. Tak słabych rywali legioniści już do końca sezonu mieć nie będą, muszą więc zdecydowanie poprawić grę zarówno z przodu, jak i przede wszystkim z tyłu, by móc w kolejnych meczach skutecznie punktować.
Radosław Cierzniak 7 (7,38 - ocena Czytelników). Przy golu był bez szans, pozostałe uderzenia bronił pewnie, imponująca była zwłaszcza jego interwencja w końcówce pierwszej połowy po strzale głową. Pewnie wychodził na przedpole, jedno tylko jego wybicie wylądowało na aucie. Drugi z rzędu dobry mecz Cierzniaka.
Paweł Stolarski 5 (5,23). Dopóki zabrzanie mieli siłę atakować, a Angulo miał siłę biegać, czyli przez pierwszą godzinę, Stolarski niestety bardzo często gubił się w ustawieniu, zwłaszcza w pierwszym kwadransie i na początku drugiej połowy. Po jednym z takich błędów napastnik Górnika miał stuprocentową okazję. Pochwalić go natomiast trzeba za faul taktyczny na początku drugiej połowy - dostał żółtą kartkę, ale przerwał groźną kontrę. Gra ofensywna niestety nigdy nie była mocną stroną prawego obrońcy Legii i potwierdziło się to również w Zabrzu - nie dość, że rzadko włączał się do akcji, to jeszcze niecelnie podawał i źle dośrodkowywał. Mocno przeciętny mecz Stolarskiego, podobnie jak wszystkich obrońców.
William Remy 5 (5,85). Obojętne, czy Angulo wchodził między niego a Stolarskiego, czy między niego a Jędrzejczyka, za każdym razem był problem, bo Francuz za Hiszpanem nie nadążał i gubił krycie. Któryś ze środkowych obrońców musi w przyszłości zorganizować linię spalonego tak, by napastnicy rywali nie mogli sobie tak swobodnie wychodzić do długich piłek w polu karnym. Dużo lepiej wyglądała jego współpraca z Wieteską niż z Jędrzejczykiem, ale też niemłody już hiszpański napastnik na szczęście wyraźnie nie miał sił w końcowej fazie meczu, by robić kolejne sprinty. Inna sprawa, że Remy potrafił przegrywać pojedynki nie tylko z Angulo, ale i z Wolsztyńskim. Francuz odpowiedzialny jest za straconego gola, bo to jemu Hiszpan po raz kolejny w 28. minucie uciekł. Nie najlepiej wypadł i dużo ma do w przyszłości do poprawy.
Artur Jędrzejczyk 5 (5,88). Jemu też raz Angulo uciekł i ta sytuacja też powinna zakończyć się golem, na szczęście ten przypadek zdarzył mu się tylko raz. W końcowej fazie meczu doszły do tego faule blisko pola karnego i zarobiona żółta kartka. Ostatnie pół godziny grał na lewej obronie i nie jest to obecnie dla niego dobra pozycja - co prawda lepiej bronił niż Rocha, ale gry ofensywnej w jego wykonaniu nie było w ogóle, a to legioniści przecież potrzebowali goli. Musi wypracować z Francuzem odpowiednią współpracę przy pułapkach ofsajdowych na przyszłość, to od niego, jako bardziej doświadczonego piłkarza należy oczekiwać kierowania linią obrony. W niedzielę ta współpraca wszystkich obrońców wyglądała po prostu słabo.
Luis Rocha 5 (5,47). Gdy koledzy z obrony popełniali błędy w ustawieniu w pierwszej połowie, Portugalczyk jako jedyny nadążał z kryciem i jemu żaden rywal nie uciekał. Brakowało mu natomiast doskoku do rywala, grał bardzo pasywnie w obronie, co najlepiej było widać przy straconym golu, gdy zamiast zaatakować przeciwnika z piłką, biernie mu się przyglądał ułatwiając Gwilii dokładne podanie do Angulo. W końcówce pierwszej połowy popełnił faul, po którym zabrzanie mieli stały fragment gry. O ile gra defensywna Rochy wyglądała w niedzielę mocno przeciętnie, ale nieco lepiej niż u reszty obrońców, to operowanie piłką było po prostu bardzo złe. Sporo strat, niecelne podania wzdłuż linii, dwa zaledwie wejścia ofensywne zakończone zresztą niedanym dryblingiem lub podaniem. Po dwóch niecelnych „dzidach” w ciągu minuty został zmieniony. Wydaje się, że Portugalczyk wciąż ma problemy z kondycją i drugiego meczu na dużej intensywności w ciągu kilku dni po prostu nie był w stanie wytrzymać.
Andre Martins 8 (8,41). Znów, jak za kadencji Ricardo Sa Pinto, za przeprowadzanie piłki z obrony do ataku brał się wyłącznie Andre Martins. Nie pomagał mu Domagoj Antolić, nie pomagali nie podłączający się do akcji boczni obrońcy, nie cofali się po piłkę ofensywni pomocnicy. Zabrzanie szybko to rozszyfrowali i zajęli się przerywaniem budowanych przez niego akcji w zarodku, najlepiej faulem. Gdyby odgwizdano wszystkie popełnione na nim przewinienia, ich liczba byłaby dwucyfrowa, co zdarza się przecież w ogóle w futbolu bardzo rzadko. W normalnych ligach byłoby to sowicie karane kartkami, ale w Ekstraklasie jest to „walka i pozytywna agresja”. A potem komentatorzy dziwią się, że żaden piłkarz nie chce w polskiej lidze dryblować i najchętniej szybko pozbywa się piłki. Na szczęście w sukurs Martinsowi po godzinie gry przyszedł trener Vuković, który wpuścił do środka pola Szymańskiego, co nieco odciążyło Portugalczyka. Oprócz wyprowadzania piłki Martins dobrze też się prezentował w defensywie i wreszcie przy powrocie we własne pole karne nie gubił krycia, zachowując koncentrację do końca akcji. Miał swój znaczy udział przy drugim golu, od jego podania rozpoczęła się akcja bramkowa. Mówiąc wprost, Portugalczyk jako jeden z nielicznych zagrał naprawdę bardzo dobry mecz i śmiało mógł rywalizować z Carlitosem o palmę najlepszego legionisty w tym spotkaniu.
Domagoj Antolić 5 (5,27). Po jednym niezłym meczu przeciwko Jagiellonii Chorwat niestety wrócił do podobnej gry, jaką zaserwował w Krakowie. Niby był w środku pola, ale ani nie pomagał specjalnie w defensywie (zero odbiorów), nie konstruował akcji (jedno dobre wyprowadzenie piłki i jedno dobre podanie). Pomimo, iż miał bardzo dużo kontaktów z piłką, grał ją niemal wyłącznie bezpiecznie, do tyłu lub w bok. Nic dziwnego, że został zmieniony po dwóch trzecich meczu, bo nie zanosiło się, by w dalszej fazie spotkania mógł wykreować jakąś akcję, a Legia potrzebowała goli.
Iuri Medeiros 7 (7,53). Jeden z trzech piłkarzy w pierwszej połowie obok Carlitosa i Martinsa, który grał w piłkę, starał się przyspieszać akcje i wymieniać podania. Niestety, brakowało mu w akcjach ofensywnych wsparcia ze strony Stolarskiego, Hamalainena i Antolicia, stąd poza jednym dobrym strzałem z dystansu nie bardzo miał do kogo zagrać jakieś prostopadłe podanie, ani też jego nie miał kto takim zagraniem obsłużyć. Nie obniżył też poziomu gry po zmianie stron i swój dobry występ ukoronował piękną asystą. Mamy pewne zastrzeżenia do gry w defensywie Medeirosa - choć jeden odbiór na połowie rywala zaliczył, to potrafił też faulować rywala w pobliżu własnego pola karnego, ale Portugalczyka trzeba przede wszystkim za grę ofensywną, a tu spisywał się jako jeden z nielicznych naprawdę dobrze.
Kasper Hamalainen 5 (5,22). Tylko przez pierwsze dwadzieścia minut Fin był widoczny na boisku i starał się być po grą, ten w miarę przyzwoity okres swojej gry zakończył celnym strzałem. Potem „Hama” po prostu zniknął, szczególne pretensje można mieć do niego za to, że nie cofał się do środka i nie pomagał Martinsowi rozgrywać piłki. Szybko po przerwie został zmieniony, inna sprawa, że jego zmiennik też niewiele wniósł do gry.
Dominik Nagy 6 (5,82). Pierwszego występu po kontuzji Węgier do wybitnie udanych nie zaliczy. Nie mamy do niego zastrzeżeń, jeśli chodzi o grę w defensywie, ale do ataku wnosił niewiele. Wywalczył dwa rzuty wolne, raz ładnie w końcówce pierwszej połowy wyszedł na pozycję, ale akcję zakończył dośrodkowaniem do nikogo, raz dobrze wrzucił w pole karne i to wszystko. O ile prawa strona Legii w ataku funkcjonowała słabo w porównaniu do meczu z Jagiellonią, to lewa była pod tym względem jeszcze gorsza. Przeciętny mecz Nagya, pomimo zaangażowania i niezłej gry w destrukcji.
Carlitos 8 (8,19). Słaby miał wręcz pierwszy kwadrans obfitujący w złe przyjęcia piłki, jakby nie miał jej przy nodze przynajmniej przez tydzień i musiał się na nowo z nią oswoić. I po piętnastu minutach się oswoił, bo zaczął grać dużo dokładniej. Wypracował dobrą okazję Hamalainenowi, wywalczał rzuty wolne, przyjmował piłkę pod kryciem, podawał, cofał się do rozegrania, jednym słowem starał się być ciągle pod grą imponując ruchliwością. Co najważniejsze, zdobył dwa gole, jeden po rzucie karnym, drugi po jego firmowym zwodzie po przyjęciu na prawą nogę i dokładnym strzale. Choć mało miał okazji do zdobywania bramek, wykazał się w niedzielę znakomitą skutecznością. Bez goli Hiszpana Legia miałaby dziś o trzy punkty mniej. Bardzo dobry mecz Carlitosa.
Sebastian Szymański 7 (6,55). Ogromnie zdynamizował po wejściu na boisko środek pola, odciążył Martinsa od rozgrywania, starał się grać przede wszystkim do przodu, po jego wejściu od razu Legia przejęła inicjatywę w meczu i wzięła się wreszcie do odrabiania strat. I w tym odrabianiu miał też swój udział młody pomocnik Legii, bo to on z wolnego świetnie podał na głowę Wieteski, co przyniosło legionistom w dalszej konsekwencji rzut karny. Jeśli Szymański poprawi grę w destrukcji (a ta nie była najlepsza, co widzieliśmy chociażby w 73. minucie) i będzie grał nieco bardziej odpowiedzialnie, to rzeczywiście może w przyszłości grać jako środkowy pomocnik, bo wydolność i dynamikę na tą pozycję ma znakomitą. Na pewno w niedzielę dał na tej pozycji naprawdę dobrą zmianę.
Sandro Kulenović 5 (6,08). Chwalony był Aleksandar Vuković za zmiany, ale nie wszystkie były trafione. Kulenović bowiem nie wniósł niestety wiele więcej do gry ofensywnej Legii niż Kasper Hamalainen. Starał się cofać do rozegrania, ale niewiele z tego wychodziło, raz dobrze zgrał piłkę i zmarnował w końcówce doskonale zapowiadający się kontratak trzech na dwóch. Nie stworzył żadnego zagrożenia dla bramki strzeżonej przez Chudego i trudno go oceniać wyżej niż „Hamę”. Fin przynajmniej oddał jeden celny strzał.
Mateusz Wieteska 7 (5,94). Wydawało się, że wszedł na boisko z konieczności, bo Rochy wyraźnie brakowało już sił, a tymczasem okazał się ważnym ogniwem w odmianie losów meczu. Nieoczekiwanie po wejściu najmłodszego ze stoperów Legia uporządkowało sobie wreszcie grę w obronie. Owszem, Angulo nie miał już siły robić tylu sprintów, ale w niczym to nie obniża noty Wieteski. Za to podnosi tą notę jego zachowanie przy pierwszym golu dla Legii, gdy świetnie wszedł w pole karne i bardzo dokładnie zgrał piłkę głową wzdłuż bramki. Gdyby Angulo nie przeciął podania ręką, piłka wylądowałaby na głowie Carlitosa i Wieteska miałby asystę. W doliczonym czasie gry nieco nerwowo wybijał piłkę, ale nerwowo wtedy zachowywał się cały zespół broniący wyniku w ostatnich sekundach. Dobra i ważna dla losów meczów zmiana.
Za najlepszego legionistę niedzielnego meczu Czytelnicy uznali Andre Martinsa, a redaktorzy Carlitosa, strzelca obu bramek dających Legii trzy punkty.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.