Oceny piłkarzy Legii za mecz z Napoli – nie nasza liga
23.10.2021 22:00
Gra zespołu 4 (4,95 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Można było oczekiwać, że Napoli pod dwóch nieudanych wcześniejszych meczach będzie chciało za wszelką cenę wygrać i zobaczyliśmy w czwartek prawdziwe oblicze lidera Serie A, który do tej pory w lidze wygrał wszystkie swoje mecze. Legia niewiele takiej drużynie była w stanie przeciwstawić, a limit szczęścia i wyników ponad stan wyczerpała już najwyraźniej w poprzednich spotkaniach. Obie drużyny dzieliła w tym meczu przepaść, zresztą po losowaniu należało oczekiwać, że wszystkie mecze Legii w fazie grupowej Ligi Europy tak właśnie będą wyglądać i dotychczasowe zwycięstwa mistrzów Polski stanowiły ogromną sensację. W Neapolu sensacji nie było, Włosi zdominowali legionistów kompletnie, oddali dziesięć celnych strzałów przy braku takich ze strony „Wojskowych” i mieli osiemnaście rzutów rożnych przy dwóch legionistów. Niesamowite jest, że mistrzowie Polski przetrwali tą nawałnicę przez siedemdziesiąt pięć minut. Czesław Michniewicz zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo Napoli zdominuje Legię w tym meczu i posłał w bój skład najbardziej zaawansowany technicznie, by pomocnicy utrzymywali się przy piłce i dawali oddech obrońcom. Niestety, środkową linię „Wojskowych” to zadanie z takim rywalem przerosło. Trójka obrońców wspomagana przez parę wahadłowych była praktycznie przez cały czas pod presją, zmuszana do nieustannej koncentracji i walki bez chwili na odpoczynek. Defensywa Legii wspierana z tyłu przez skutecznie broniącego Misztę wytrzymała bardzo długo, ale w końcu pękła, bo pęknąć musiała, kolejne bramki były potem kwestią czasu. Do bramkarza, obrońców i wahadłowych, którzy przez większą część meczu byli de facto bocznymi obrońcami wielkich pretensji nie mamy, przeciw rywalom z o niebo wyższej półki walczyli ile się dało i przez długi czas skutecznie. Zawiedli natomiast środkowi pomocnicy i piłkarze ofensywni, którzy nie potrafili uspokoić gry i wyprowadzić akcji, o stwarzaniu zagrożenia pod bramką Napoli nie mówiąc, gra środka pola w defensywie też wyglądała słabo, bo Włosi oddawali dużo strzałów zza pola karnego. Ciekawe jest, że Legia mimo wszystko przetrzymała aż do realizacji drugiej części planu, czyli wprowadzenia szybkich zawodników na kontratak i dopiero wtedy zaczęła tracić gole. Pozytywem na pewno była też obrona przy stałych fragmentach gry. Napoli miało ich mnóstwo, ale żaden gol z tego nie padł. Generalnie w czwartek mistrzowie Polski dostali solidną lekcję futbolu, ale niczego innego nie można było oczekiwać, na pewno zagrali lepiej niż choćby kilka lat temu u siebie z podobnej klasy Borussią i trudno mieć do nich jakieś pretensje. Tyle dzieli Ekstraklasę od Serie A, każda inna polska drużyna w czwartek wyglądałaby tak samo – porównując wartość zawodników, żadna drużyna z Ekstraklasy nie miałaby nawet szans utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech, a co dopiero walczyć z jej liderem.
Cezary Miszta 7 (6,90 - ocena Czytelników). Długo utrzymywał Legię w grze, obronił siedem strzałów rywala i uchronił „Wojskowych” przed golem samobójczym Mladenovicia. Ale w ostatnim kwadransie i on musiał skapitulować. Strzał przy pierwszym golu może niektórzy czołowi bramkarze świata zdołaliby wybronić, bo był mocny i zaskakujący, ale dość blisko środka bramki. Przy drugim Miszta popełnił błąd nie blokując krótkiego rogu i spora część winy spada na niego, przy trzecim nie miał nic do powiedzenia. Mimo tych goli i tak trzeba pochwalić bramkarza Legii za czwartkowy występ, a przypomnijmy, że po paru nieudanych meczach sporo osób zdążyło już niespełna dwudziestolatka skreślić. Niech te osoby przypomną sobie, gdzie był Boruc czy Fabiański w jego wieku.
Artur Jędrzejczyk 6 (5,76). W defensywie kapitan Legii nie popełnił żadnego większego błędu, przy wyprowadzaniu piłki tylko jeden poważny w pierwszej połowie. Budująco zresztą wyglądało, jak cała trójka obrońców wzajemnie ze sobą współpracowała, a do tego jeszcze wspierała w obronie wahadłowych. Żaden gol nie padł ze strefy, za którą odpowiadał „Jędza”, choć rywale byli z bardzo wysokiej półki żaden z napastników nie miał też z Jędrzejczykiem łatwej przeprawy. W dodatku obrońca Legii grał czysto, raz tylko faulując blisko pola karnego. Niezły występ kapitana Legii, podobnie zresztą jak reszty obrońców.
Mateusz Wieteska 6 (4,87). I znów wszyscy zapamiętają katastrofalny błąd przy wyprowadzaniu piłki w pierwszej połowie, po którym zresztą gol nie padł, a to, że to Wieteska miał najwięcej interwencji i najwięcej wygranych starć z napastnikami Napoli sporo niechętnych stoperowi Legii obserwatorów pomija milczeniem. My natomiast jesteśmy zaskoczeni, jak mało błędów popełnił Wieteska grając przecież jako centralny stoper, jakie problemy mieli z ograniem go przeciwnicy, ile piłek wybił czy przeciął, czy to w trakcie gry, czy przy stałych fragmentach. Ze wszystkich legionistów to właśnie „Wietes” otrzymał najwyższe noty od stron z algorytmami, ze względu na liczbę wygranych pojedynków i udanych, ważnych interwencji. Wydaje się, że kolejnymi udanymi występami w Lidze Europy pracuje na przyszły transfer do lepszej ligi, być może już w oknie zimowym. Współodpowiedzialność ponosi tylko za pierwszego gola, gdy nie dogadał się z Nawrockim, kto ma zostać, a kto wyjść, obaj byli przy Petagni, a Insinge został bez krycia. Wieteska zrobił w tym meczu, ile mógł i trudno mieć do niego jakiekolwiek pretensje.
Maik Nawrocki 6 (6,19). Z jednej strony Nawrocki przeciął mnóstwo piłek, asekurował lewą stronę przy nie zawsze wracającym Mladenoviciu, ratował Legię po błędzie Wieteski, blokował strzały. Z drugiej – ponosi współodpowiedzialność za pierwszego i drugiego gola, przy pierwszym nie dogadał się z Wieteską, przy drugiej nie przejął Oshimena od Wieteski, gdy ten został przy Insinge i potem za nim nie nadążył. Mimo wszystko występ Nawrockiego trzeba ocenić przyzwoicie, ze wszystkich obrońców był najdokładniejszy przy podaniach, po prostu obrona musiała pęknąć w końcówce, gdy była angażowana przez cały mecz kolejnymi atakami. Co ważne, wszyscy obrońcy Legii grali przy tym czysto, żaden żółtej kartki nie zarobił. Pomocnicy powinni odciążyć obrońców i dawać im oddech w tak trudnym meczu, a tego w czwartek zabrakło – tu należy szukać przyczyny załamania się legijnej defensywy w końcówce.
Mattias Johansson 5 (5,23). W początkowej fazie meczu dobrze wyprowadzał piłkę, często na jeden kontakt, ale dość szybko inicjatywę przejęli rywale i Szwed skoncentrował się wyłącznie na defensywie. I szło mu tam całkiem dobrze, układała mu się współpraca z Jędrzejczykiem, obaj asekurowali się wzajemnie i z prawej strony Legii zagrożenie było mniejsze niż z lewej. Johansson miał trzy istotne straty, więc całkiem niewiele, najwyższy w Legii procent celnych podań, błędów w obronie nie popełnił wiele, raz faulował blisko pola karnego i dostał za to żółtą kartkę. Brakło natomiast zupełnie wejść ofensywnych Johanssona, jedno nieudane dośrodkowanie to wszystko, co zobaczyliśmy w tym meczu, po lewej stronie Mladenović potrafił stworzyć zagrożenie pod bramką Napoli, a wahadłowy w równym stopniu ma być i z tyłu i pod bramką przeciwnika. Z tego też powodu musimy Szwedowi wystawić niższą ocenę niż obrońcom, ale w sumie był to w miarę przyzwoity mecz prawego wahadłowego Legii.
Andre Martins 4 (4,59). Ze wszystkich pomocników wyjściowego składu tylko on potrafił od czasu do czasu skutecznie wesprzeć defensorów i kilka piłek rywalom zabrać. Wyprowadzanie piłki wychodziło mu raczej słabo, jako jedyny zgłaszał się po nią do obrońców, ale zdecydowanie zbyt często podawał niecelnie i zbyt szybko pozbywał się piłki. Im dłużej trwał mecz, tym bardziej zaczynał nie wytrzymywać tempa spotkania Martins, zwłaszcza po przyspieszeniu gry przez gospodarzy spowodowane wejściem Ruiza i Oshimena. Generalnie słabo wypadł cały środek pola Legii, Martins mimo wszystko był w tej formacji chyba najlepszy.
Filip Mladenović 5 (4,21). Narzekania na Mladenovicia nabrały najwyraźniej po ostatnich meczach cech „zwyczaju”, niezależnie od tego jak Serb zagrał. A w czwartek zagrał nieźle i na pewno nie gorzej od Johanssona. Owszem, raz zawalił krycie w obronie i miał rywal sytuację, był też blisko bramki samobójczej, a w samej końcówce już po prostu nie nadążał z braku sił z powrotem, ale to właśnie Mladenović tworzył też najgroźniejsze sytuacje w ataku bez kompleksów biegając do przodu, wychodząc na pozycję i starając się podać w pole karne. W pierwszej połowie zagrał tak do Muciego, ale strzał Albańczyka został zablokowany, w drugiej dośrodkował znów do Muciego, ale ten nie opanował piłki i tak będąc przy tym na spalonym, wreszcie w końcówce dośrodkował wprost na głowę Kastratiego, który po prostu powinien to wykończyć. Gorzej od Szweda zagrał w obronie, ale za zdecydowanie lepiej w ofensywie i w sumie obaj wahadłowi otrzymują od nas podobną, przyzwoitą notę.
Josue Pesqueira 3 (5,00). Spore nadzieje z pewnością trener wiązał z występem Josue, który miał wraz z Martinsem wyprowadzać piłkę, przetrzymywać ją w środku pola, regulować tempo gry i dawać upragniony oddech obrońcom. Udawało się to Portugalczykowi przez kwadrans, nawet Jesus zarobił na nim żółtą kartkę. Potem gra zrobiła się za szybka, rywale doskakiwali zbyt agresywnie, piłka i przeciwnicy poruszali się w przyspieszonym tempie i Josue po prostu nie dawał rady. Dużo strat, niedokładnych podań, często wymuszonych szybkim doskokiem przeciwnika, na kilka długich przerzutów tylko jeden dotarł do adresata i napędził akcję. Dopiero w doliczonym czasie gry, gdy przeciwnik lekko odpuścił, znów zaczął utrzymywać się przy piłce. Portugalczyk nie wspomagał też defensywy, bo po prostu nie nadążał z powrotem przy szybko grających Włochach. Oddał jeden strzał z rzutu wolnego i trafił w mur. Był to bardzo słaby występ Josue, ale na tle takiego rywala nie może to dziwić – po prostu zadania nałożone na niego okazały się zbyt trudne do wykonania.
Luquinhas 3 (4,81). W Ekstraklasie Luquinhas bierze piłkę i nie sposób go zatrzymać bez faulu, w starciu z liderem Seria A udało mu się wyprowadzić tak piłkę ledwie raz. Obrońcy i pomocnicy Napoli radzili sobie z Brazylijczykiem czysto i bez najmniejszego problemu, nie ustępując mu przyspieszeniem, a przewyższając go siłą. Oddał dwa strzały, jeden został zablokowany, drugi był kiksem, nie zagrał ani jednego otwierającego podania. Do defensywy nic nie wniósł, raz w dodatku źle krył w polu karnym i rywal miał doskonałą sytuację. Luquinhas wraz z Josue i Martinsem miał starać się rozgrywać piłkę z dala od własnej bramki i utrzymywać się przy niej, a było jak widzieliśmy – w drugiej połowie niemal w ogóle jej nie dotykał. Na przykładzie bardzo słabego występu Luquinhasa najlepiej jest widać, jak ogromna przepaść dzieli Ekstraklasę i futbol na poziomie najlepszych drużyn europejskich.
Ernest Muci 4 (4,93). Zagrał, co zaskakujące, w ataku, miał zapewne wychodzić do piłek za linię obrony i wykorzystywać swoją szybkość. Zaczął od odbioru na połowie rywala, potem przez długi czas nic mu nie wychodziło, aż pod koniec pierwszej połowy najpierw znalazł się w polu karnym i po podaniu Mladenovicia zdołał oddać strzał, który zablokował obrońca, parę minut później znakomicie wyprowadził piłkę i po rajdzie wywalczył rzut wolny, a Manolas obejrzał za to żółty kartonik. W drugiej połowie już nie stworzył żadnego zagrożenia, dawał się też parę razy złapać na spalonym. Te dwa zrywy pozwalają go ocenić nieco wyżej niż kilku innych piłkarzy ofensywnych, ale podobnie jak w przypadku Josue czy Luquinhasa – to nie był rywal na możliwości Muciego.
Rafael Lopes 2 (3,67). Z napastników Legii technicznie jest najlepszy, więc pojawił się w pierwszym składzie, by Legia pograła choć trochę piłką. Nie pograła, a najbardziej nie pograł właśnie Lopes. Raz tylko utrzymał się przy piłce z rywalem na plecach, raz odebrał piłkę rywalowi. Przeciwnik był zbyt szybki i skoncentrowany, by Portugalczyk zdołał się od niego oderwać na wolną pozycję i zbyt silny, by Lopes mógł wygrać jakąkolwiek walkę o górną piłkę. Starał się wracać do obrony, ale nie nadążał i raz skończyło się to faulem przed polem karnym. Cała Legia była w czwartek o klasę rozgrywkową niżej od Napoli, a po nikim nie było tego widać bardziej, niż właśnie po Lopesie. Zmiana po niespełna godzinie w pełni zasłużona.
Bartosz Slisz 3 (4,37). Wszedł w odpowiedzi na zmiany ofensywne Napoli, które wpuściło do ofensywy dwie gwiazdy. Z pewnością miał wspomóc obrońców, dużo biegać, przeszkadzać i odbierać piłkę. Z tego udało się zrealizować głównie pierwsze zadanie, z pozostałymi dwoma było gorzej, bo wszystko działo się za szybko dla Slisza, który z rywalami tej klasy nigdy w życiu nie grał. W sumie zaliczył trzy dobre interwencje w defensywie, o grze w piłkę nie ma co mówić, bo tylko raz po własnym odbiorze ją dobrze wyprowadził, ale potem podał niecelnie. Wypadł na tle lidera Serie A słabo, ale trudno było oczekiwać wiele więcej. Nie ta liga.
Mahir Emreli (5,29), Lirim Kastrati (4,25) i Ihor Charatin (4,19) grali zbyt krótko, by ich oceniać. Azer pokazał się z niezłej strony, oddał dwa strzały i raz trafił w słupek, pozostała dwójka wypadła słabo. Kastrati zmarnował doskonałą sytuację po dośrodkowaniu Mladenovicia, a Ukrainiec jest odpowiedzialny za utratę trzeciego gola.
Najlepszym legionistą czwartkowego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Cezarego Misztę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.