Oceny piłkarzy Legii za mecz z Piastem – błysk indywidualności
20.03.2024 20:30
Gra zespołu 6 (5,30 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Kontuzje nie pozostawiły trenerowi wielkiego pola manewru jeśli chodzi o wybór składu na mecz. Kramera zastąpił Pekhart, natomiast sam zespół został ustawiony nieco inaczej, bo Josue funkcjonował w środku, a nie po prawej stronie, więc wyglądało to jak 3-5-2. Niespecjalnie wpłynęło to na przebieg meczu i jego rezultat. Legia zespołową akcją stworzyła sobie jedną dobrą okazję na samym początku meczu po podaniu Wszołka do Guala, a potem oglądaliśmy już tylko popisy indywidualne poszczególnych zawodników. Po wywalczeniu rzutu wolnego przez Augustyniaka idealnym uderzeniem ze stojącej piłki popisał się Josue. Goście szybko odpowiedzieli golem Piaseckiego zawalonym przez Hładuna bezsensownym wyjściem z bramki. A potem dwa razy błysnął fenomenalnymi akcjami Marc Gual, po których przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Niczego takiego w wykonaniu Hiszpana nie widzieliśmy przez ostatnie dziewięć miesięcy. Po godzinie z czerwoną kartką po brutalnym faulu zasłużenie wyleciał z boiska Wszołek i z meczu kontrolowanego zrobił się mecz nerwowy. Trener przewidując dziesiątki dośrodkowań rywala zdjął z boiska niższego z napastników, cofnął wahadłowych i przeszedł na ustawienie 5-3-1. Prawdopodobnie postąpił słusznie, z racji tego, że dość słabo prezentowała się w tym meczu nawet przy grze w pełnym składzie para środkowych pomocników, nie miał i tak kto przetrzymać piłki w środku pola i wyprowadzić kontrataku. Legia więc wyłącznie broniła się przez ostatnie pół godziny, robiła to zadziwiająco dobrze i choć rywale mieli parę okazji i nawet trafili dwa razy w poprzeczkę, to nie oddali ani jednego celnego strzału w drugiej połowie. Duża w tym zasługa dobrze grających obrońców, którzy nie mieli dosłownie chwili oddechu, bo nikt nie był w stanie nawet przez minutę czy dwie przetrzymać w spokoju piłki z dala od bramki. W takich okolicznościach błędy w kryciu muszą się pojawić, ale i tak było ich zaskakująco mało. Trener tym razem do końca starał się reagować ze zmianami zgodnie z przebiegiem boiskowych wydarzeń (wejście Jędrzejczyka za Morishitę na bok obrony, zmiana Josue i Pekharta na piłkarzy ze świeżymi siłami do biegania) i zwycięstwo udało się dowieźć. O wyniku niedzielnego meczu decydujące były przede wszystkim indywidualności – kunszt strzelców goli i solidna gra Augustyniaka kierującego obroną. Również i problemy były spowodowane były głównie błędami indywidualnymi, jak wyjście Hładuna przy golu czy brutalny faul Wszołka. Zamazuje to nieco obraz przeciętnie grającej jako zespół w niedzielę Legii, dość słabej postawy linii środkowej i braku zagrożenia poza jedną akcją ze strony wahadłowych. Legia wykorzystała niemal wszystko, co miała, rywal sporo sytuacji zmarnował. Pamiętajmy jednak, że w większości dotychczasowych wiosennych spotkań było dokładnie odwrotnie, były okazje, za to brakowało punktów. A to przecież punkty są najistotniejsze.
Dominik Hładun 4 (4,51 - ocena Czytelników). Gdyby Hładun nie wyszedł kompletnie bez sensu z bramki w 33. minucie, Piast prawdopodobnie nie oddałby ani jednego celnego strzału. Piasecki nie zdecydowałby się na lobowanie, a nic innego atakowany już przez Pankova nie miał możliwości zrobić. Głównym winnym utraty tego gola jest bramkarz Legii i nie ma co nawet szukać tu dla niego usprawiedliwienia. Poza tym miał przede wszystkim mnóstwo szczęścia, gdy goście obijali poprzeczkę, dobrze natomiast spisywał się przy dośrodkowaniach - jedno wypiąstkował, a resztę złapał, w tym to najważniejsze po ziemi wzdłuż bramki w doliczonym czasie gry. Słaby występ Hładuna, problemy Legii na tej pozycji wciąż nie znikają.
Radovan Pankov 6 (4,89). Przy golu Piaseckiego zachował się dobrze, dogonił Piaseckiego i ograniczył mu możliwości gry do jednego kontaktu z piłką, napastnik Piasta nie był w stanie w tej sytuacji oddać normalnego strzału i gdyby w bramce pozostał Hładun, zapewne nic poważnego by się nie wydarzyło. Serb popełnił jeden poważny błąd na początku drugiej polowy, gdy piłka przeleciała nad jego głową i trafiła do stojącego przed bramką Piaseckiego, na szczęście ten z czterech metrów postraszył gołębie na dachu. Pankov spóźnił się też raz przy kryciu przy stałym fragmencie gry, ale Mosór też w bramkę nie trafił. Generalnie jednak, jak grę wszystkich obrońców, zwłaszcza przez ostatnie pół godziny, należy docenić, bo musieli zachowywać nieustanną czujność, a ich koledzy z pomocy tracąc raz po raz piłkę nie dawali im możliwości oddechu. Przeciętny mecz Serba, ale naszym zdaniem nie słaby, żaden z defensorów nie zasługuje na obniżanie oceny.
Rafał Augustyniak 7 (5,74). Szef środka obrony nie zagrał bezbłędnie, ale i tak należał do najlepszych piłkarzy na boisku. To on wywalczył rzut wolny przed polem karnym, po którym padł pierwszy gol. Pewnie niejeden sędzia w tej sytuacji by gwizdka nie użył, ale to już nie problem stopera Legii. Ze wszystkich obrońców to on był najbardziej zapracowany, zwłaszcza przez ostatnie pół godzin. Z ogromnej większości starć wychodził zwycięsko. Nie zachował się dobrze przy straconym golu, bo nie powinien mu Piasecki uciec, ale asekuracja Pankova wystarczyłaby w zupełności, gdyby Hładun pozostał w bramce. Dobry mecz Augustyniaka, który zdecydowanie lepiej spisuje się jako obrońca, a i cała defensywa z nim gra lepiej. Próba przestawienia go na środek pomocy na zimowym zgrupowaniu przez sztab szkoleniowy po odejściu Slisza okazała się pomysłem chybionym.
Yuri Ribeiro 6 (5,08). Zaczął mecz od straty, ale szybko uspokoił grę. W obronie Portugalczyk nie popełniał błędów, wziął sobie chyba do serca konieczność bliższego krycia rywali. Raz tylko bez faulu dał się przewrócić rywalowi przed bramką, ale w groźnej sytuacji koledzy zdążyli z asekuracją. Na lewej obronie – bo trudno tu mówić o wahadle - radził sobie dobrze przez ostatnie pół godziny w defensywie, żadna akcja z tej strony Piasta nie skończyła się dojściem pod końcową linię i dośrodkowaniem. Brakło natomiast, podobnie jak u innych legionistów, utrzymania się przy piłce w trudnych momentach w końcówce. Zdecydowanie więcej pretensji mamy tu jednak do piłkarzy grających w środku, a nie w bocznym sektorze. Pod nieobecność Wszołka i Kuna wydaje się być podstawowym kandydatem do gry na lewym wahadle w następnym meczu, na lewej stronie w trzyosobowym bloku obronnym może przecież zagrać Kapuadi albo Jędrzejczyk.
Paweł Wszołek 3 (3,61). Jedna dobra akcja na początku meczu, gdy wyłożył piłkę Gualowi, ale uderzenie Hiszpana zostało zablokowane. Potem rzadko bywał przy piłce, a nieliczne jego próby akcji ofensywnych były nieudane. W defensywie odebrał jedną piłkę, ale też zdarzało mu się być zbyt biernym. Wreszcie po godzinie osłabił zespół, bo po brutalnym faulu dostał w pełni zasłużoną czerwoną kartkę. Koledzy dowieźli zwycięstwo do końca, ale tak doświadczony piłkarz powinien być dużo bardziej odpowiedzialny i nie narażać zespołu na ryzyko straty kolejnych punktów. Ocena jego występu musi być więc bardzo niska, tym bardziej, że sama gra też pozostawiała wiele do życzenia.
Bartosz Kapustka 5 (5,66). W pierwszej połowie najlepsze co zrobił, to dośrodkował groźnie z rzutu wolnego, poza tym jedna piłkę przechwycił, a po zmianie stron jedną piłkę odebrał. Nie było za to ani jednego groźnego podania do przodu i to niezależnie od tego, czy Legia grała w jedenastu czy w dziesięciu. Pamiętamy za to kilka strat, a przede wszystkim fauli, w tym aż trzy jakieś trzydzieści metrów przed własnym polem karnym. Środek pola Legii zagrał w niedzielę dość słabo, a Kapustka był niestety również. To właśnie na ich barki trzeba złożyć brak utrzymywania się przy piłce przy grze w dziesiątkę, a przez to obrońcy przez te pół godziny rzadko mieli możliwość oddechu. Zagrał całe spotkanie, choć naszym zdaniem był w końcowej fazie meczu do zmiany. Mamy nadzieję, że po przerwie na reprezentację wróci w lepszej formie.
Juergen Elitim 5 (5,48). Kolumbijczyk zagrał nieco lepiej od Kapustki, ale tylko w pierwszej połowie – przejął trzy piłki, wywalczył jeden rzut rożny, ale też miał i kilka strat. Po zmianie stron niestety zniknął, podobnie jak „Kapi”, ani nie był skuteczny w obronie, ani też przy wyprowadzaniu piłki, w zasadzie w drugiej połowie obaj środkowi pomocnicy grali na podobnym, dość marnym poziomie, Elitim jednak przynajmniej nie dawał rywalom stałych fragmentów gry pod własną bramką. Gra w sumie nieco lepsza niż Kapustki, ale i tak jego występ trzeba ocenić jako mocno przeciętny.
Ryoya Morishita 5 (5,39). Parę razy nieźle pokazał się w obronie, w ofensywnych akcjach tym razem Japończyka w ogóle prawie nie widzieliśmy. Po zejściu Wszołka grał właściwie jako prawy obrońca. Do pewnego momentu całkiem dobrze sobie radził, ale w końcówce omal nie zawalił gola. Źle kryty przez Morishitę Jorge Felix trafił w poprzeczkę. Trener szybko wyciągnął z tego wnioski i zdjął Japończyka. Skoro Legia i tak nie była w stanie wyjść z piłką nawet pod linię środkowa, to „Jędza” był na tej pozycji znacznie lepszym wyborem. Mocno przeciętny mecz mało widocznego Morishity, być może nawet należałoby go ocenić jeszcze niżej.
Josue Pesqueira 7 (6,31). Można sobie narzekać czasem na Portugalczyka, że mało biega, że zbyt często podaje niedokładnie, ale i tak będziemy za nim tęsknić, jeżeli odejdzie po tym sezonie. Gol z wolnego fantastyczny, stadiony świata po prostu, nie wiadomo jak bez niego potoczyłoby się niedzielne spotkanie. Tym razem częściej widzieliśmy go na środku niż z boku, za parą napastników. Nie wydaje nam się, żeby to rozwiązanie się jakoś szczególnie sprawdziło, bo Legia i tak nie stworzyła sobie sytuacji zbyt wielu sytuacji podbramkowych, zwłaszcza bocznymi sektorami boiska. Portugalczyk wywalczył parę stałych fragmentów gry, raz skiksował przy próbie strzału, był przy grze w dziesiątkę jedynym legionista, któremu udawało się czasem przetrzymać piłkę z dala od bramki. Pozytywnie zadziwiał nas w niedzielę Josue też zaangażowaniem w obronie, zablokował jeden strzał, biegał dużo w pressingu, przejął też kilka piłek. Piękny gol i wreszcie dobry występ kapitana Legii.
Marc Gual 9 (7,91). Przez dziewięć miesięcy czekaliśmy, aż Hiszpan pokaże nam się z takiej strony, z jakiej był znany w Jagiellonii, był przecież wtedy królem strzelców. I to właśnie stało się w końcu w minioną niedzielę. We wcześniejszych meczach Gual często dochodził do strzałów, ale nie umiał tego wykorzystać. Wydawało się, że tu będzie podobnie, bo po doskonałym dograniu Wszołka na początku meczu, zwlekał o ułamki sekund zbyt długo z uderzeniem i strzał został zablokowany. Potem przez długi czas widzieliśmy klasycznego „króla chaosu”, ze stratami i niecelnymi podaniami, blisko było natomiast do gola po dośrodkowaniu Kapustki z rzutu wolnego, ale piłka leciała zbyt wysoko. A potem objawił się napastnik z kosmosu. Najpierw nawinął dwóch obrońców i uderzył w samo „okienko”, potem przechwycił piłkę, znów ograł dwóch obrońców i puścił piłkę między nogami bramkarza. Nie chodzi tu tylko o wyjątkową urodę obu goli, ale te o to, że Gual zrobił te dwie akcje sam, bez żadnej pomocy ze strony kolegów, bez niczyjej asysty, niczym prawdziwa gwiazda futbolu. Bardzo rzadko zdarzało się w ostatnim czasie, by jeden napastnik swoimi indywidualnymi akcjami zadecydował o zwycięstwie Legii. Tym większe pokłony trzeba więc Gualowi złożyć. W drugiej połowie udawało mu się też utrzymywać przy piłce, ale z racji czerwonej kartki Wszołka został zmieniony po nieco ponad godzinie gry, w Legii mógł w tej sytuacji pozostać na boisku tylko jeden napastnik. Biorąc pod uwagę dalszy przebieg meczu i spora liczbę stałych fragmentów gry dla gości, decyzja trenera o pozostawieniu Pekharta była na pewno racjonalna. Nie mógł być Hiszpan na pewno z tej zmiany zadowolony po tak znakomitym występie i dwóch golach, ale ważniejsze było utrzymanie wyniku. Najlepszy na pewno występ jakiegokolwiek legionisty w tym roku.
Tomas Pekhart 4 (3,97). Przed przerwą kilka razy utrzymał się przy piłce tyłem do bramki, widać było próbę współpracy i wymieniania podań z Gualem, ale raczej nie za wiele z niej wynikało. Po zmianie stron nie było nawet tego, Czech nie był w stanie piłki z dala od bramki utrzymać, przez cały mecz te nie oddał ani jednego strzału, a tylko raz, nieskutecznie zresztą, próbował zgrać piłkę do kolegi w polu karnym. Trener trzymał go jednak na boisku niemal do końca spotkania, a to dlatego, że Pekhart bardzo przydawał się przy stałych fragmentach gry we własnym polu karnym. To właśnie czeski napastnik kilka razy wybił piłkę głową spod własnej bramki po rzutach rożnych i wolnych Piasta, choć raz też nie upilnował Piaseckiego, który doszedł do strzału głową – inna sprawa, ze wtedy Pekhart z nieznanych nam przyczyn był osamotniony wobec dwóch rywali. Boisko opuścił zmęczony dopiero w samej końcówce. Ostatecznie pomysł trenera się sprawdził, Legia również dzięki dobrej grze w powietrzu Czecha pod własną bramką dowiozła zwycięski wynik do końca, niemniej nie tego od napastnika oczekujemy. W ataku Pekhart był niestety znów bardzo nieproduktywny, inna sprawa, że on akurat bez dobrych dośrodkowań nic nie zrobi, a Legia w niedzielę bokami nie grała. Generalnie był to słaby mecz Pekharta.
Steve Kapuadi 6 (5,05). Wszedł z konieczności po czerwonej kartce Wszołka i zagrał przyzwoicie, choć jednego bardzo poważnego błędu się nie ustrzegł, niekryty przez niego Kostadinow trafił w poprzeczkę. Poza tym większych zastrzeżeń do niego nie mamy, jego wzrost przydał się w końcówce przy dośrodkowaniach gości i generalnie trzeba zmianę Kapuadiego ocenić pozytywnie. Jeśli Ribeiro zagra w następnym meczu na wahadle, to Francuz będzie głównym kandydatem do zastąpienia go po lewej stronie bloku obronnego.
Jurgen Celhaka, Maciej Rosołek i Artur Jędrzejczyk grali zbyt krótko, by ich oceniać.
Najlepszym legionistą niedzielnego meczu mógł zostać tylko strzelec dwóch pięknych goli, Marc Gual.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.