Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Puszczą – punkty trzeba wybiegać

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

13.08.2024 18:50

(akt. 13.08.2024 18:51)

W niedzielę Legia w kolejnym meczu Ekstraklasy zremisowała w Krakowie z Puszczą Niepołomice 2:2. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Piłkarze grający krócej niż dwadzieścia minut nie byli oceniani. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 4 (4,32 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). „Futbol to przede wszystkim ruch. Musisz ciągle biegać. Nie ma okoliczności, która uzasadniałaby stanie na boisku”. Ten cytat z Marcelo Bielsy każdy piłkarz powinien sobie gdzieś powiesić, bo być może są gdzieś ligi, gdzie można sobie stać lub spacerować, ale Ekstraklasa do nich nie należy. Legioniści w niedzielę przebiegli aż o sześć kilometrów mniej od rywali, czyli mniej więcej każdy piłkarz Puszczy przebiegł o ponad pół kilometra więcej od legionisty. Ponad pół kilometra! Nic dziwnego więc, że Legia gra długim podaniem, skoro piłkarze nie ruszają się do piłki przy wyprowadzaniu akcji, tylko stoją i czekają, co zrobi osamotniony kolega z piłką. A ten osamotniony kolega ma wtedy dwa wybory – długie podanie albo strata. Nic dziwnego, że ogromna większość piłek odbitych w środku pola, nawet gdy obrońcy dobrze interweniowali przy długim podaniu rywala była przechwytywana przez pomocników Puszczy. Nic dziwnego, że przy pressingu, budowaniu akcji czy każdej innej sytuacji na boisku, piłkarze Puszczy mieli w konkretnych sektorach przewagę liczebną, zabierali legionistom piłkę i nie pozwalali im na jej utrzymanie, nawet na ich własnej połowie. Bo gospodarze byli ambitni i biegali, a legioniści uznali najwyraźniej, że się mecz sam wygra i biegali mniej niż zwykle. Albo będzie szybka interwencja sztabu szkoleniowego w tej materii, albo piłkarze będą sobie przechodzić obok meczu jeszcze w kilku spotkaniach. W niedzielę znów atak budowano długim podaniem, bo napastnicy nie cofali się po piłkę (a gra ich dwóch) i znów też nie wszyscy pomocnicy za każdym razem chętnie wychodzili do gry. W obronie było jeszcze gorzej – obie „ósemki” grały wysoko nie wracając się w porę i to chyba właśnie między nimi a teoretyczną „szóstką” była właśnie ta dziura, w której zbierali piłkę zawodnicy Puszczy. Z wahadeł funkcjonowało tylko lewe, prawego nie było ani w ataku, ani w obronie. Na szczęście dla „Wojskowych” obrońcy grali na w miarę przyzwoitym poziomie, więc Puszcza zagrażała bramce Legii głównie po stałych fragmentach gry. Na rzuty karne i inne szanse rywali spowodowane faulami i stratami piłki pod własnym polem karnym pomocników obrońcy jednak nic poradzić nie mogli. Legioniści zresztą też zagrażali gospodarzom głównie po stałych fragmentach gry, w dodatku tylko w pierwszej połowie, bo w drugiej zostali wręcz przez Puszczę zdominowani i rzadko podchodzili pod bramkę niepołomiczan. Powiedzmy wprost, Puszcza była w niedzielę drużyną lepszą, głównie dzięki ambicji i wybieganiu i tylko Kacprowi Tobiaszowi Legia zawdzięcza jeden punkt. Rok temu Legia wprawdzie również zremisowała w Krakowie z Puszczą, ale pomimo gry w pucharach europejskich aż do końca września żadnego meczu w lidze nie przegrała. Ten sezon zaczyna się więc gorzej niż poprzedni, bo tydzień temu była porażka z Piastem. Aby ciąg dalszy był lepszy, legioniści musza zacząć przede wszystkim od dawania z siebie we wszystkich meczach zdecydowanie więcej, to zadanie domowe do odrobienia na dziś nie tylko dla piłkarzy, ale i dla sztabu szkoleniowego.

Kacper Tobiasz 8 (5,89 - ocena Czytelników). Każdego piłkarza oceniamy za to, co zrobił w danym meczu, poprzednie spotkania nas nie interesują. A w tym meczu Tobiasz uratował Legii punkt, znakomicie broniąc rzut karny. Wcale niewiele brakowało mu zresztą i do obrony pierwszego rzutu karnego. Poza tym złapał kilka dośrodkowań, obronił w końcówce strzał lecący w krótki róg, przy którym był dobrze ustawiony, dwa razy piąstkował przy wrzutkach. Czy mógł lepiej zachować się przy drugim golu? Strzał był mocny i skierowany na dalszy słupek, podobnie jak uderzenie Morishity przy którym skapitulował Komar. Może gdyby Tobiasz stał bliżej środka bramki, to zdołałby sięgnąć, ale naszym zdaniem nie ponosi on żadnej winy za utratę gola, uderzenie było poza jego zasięgiem. Poza jednym wybiciem w aut, pod koniec meczu, nogami grał dobrze. Obrona „jedenastki” to zawsze wielkie wydarzenie dla bramkarza, nie jest jego winą, że koledzy z drużyny te karne rywalom dają, albo tracą piłki przed własnym polem karnym. Ocena bardzo dobra jego występu jest naszym zdaniem oceną sprawiedliwą.

Artur Jędrzejczyk 6 (4,83). Nie układała mu się od początku meczu współpraca z Chodyną, zupełnie jakby spotkali się pierwszy raz, a przecież były piłkarz Zagłębia Lubin jest w kadrze Legii od dwóch miesięcy. Były problemy z przekazywaniem sobie rywali w obronie i podziałem obowiązków, do tego przy wyprowadzaniu piłki wahadłowy Legii gdzieś uciekał do przodu i od prawej strony akcji budować się nie dało. Większość tych zarzutów należy kierować jednak do Chodyny, Jędrzejczyk swoje obowiązki wykonywał w tej nieco utrudnionej sytuacji. Może nie jakoś szczególnie dobrze, ale poprawnie, zwłaszcza po przerwie, gdy regularnie wygrywał powietrzne starcia z piłkarzami Puszczy. Poza problemami z początku meczu wynikłymi z wspomnianymi wcześniej problemami z komunikacją z wahadłowym, „Jędza” popełnił jeden błąd w kryciu przy stałym fragmencie gry, poza tym nie mamy do niego większych zastrzeżeń. Może poza tym, by nie próbował szukać fauli przy kontakcie z rywalami, bo sędziowie są na upadki „Jędzy” bardzo odporni. W ogóle zresztą to nie przez obrońców Legia straciła w Krakowie punkty, nie byli oni zamieszani w żadnego ze straconych goli. Powodów by obniżać notę wyjściową dla kapitana Legii nie widzimy, trudno nam też zrozumieć, czemu w końcówce został zmieniony, można było przecież tą ostatnią zmianę wykorzystać na wprowadzenie świeżego piłkarza ofensywnego.

Jan Ziółkowski 5 (4,88). Tym razem z trojki obrońców największe problemy miał ten najmłodszy. Dość regularnie przegrywał starcia z niemal równie wysokim, ale na pewno silniejszym od „Ziółka” Kossidisem, kilka razy ratował się faulem. Do tego popełnił aż trzy błędy przy kryciu – jeden na początku meczu, gdy rywal na szczęście nie trafił w bramkę i dwa po przerwie. I właśnie zaraz po tych dwóch błędach szybko zareagował trener Feio ściągając młodzieżowca z boiska, co było naszym zdaniem dobrą decyzją, bo tych błędów było jednak za dużo. Do jakości jego długich podań można mieć też sporo zastrzeżeń, ale większym problemem jest to, że Legia musiała w ogóle grać z Puszczą typową Ekstraklasową „lagą” zamiast budować akcje przez drugą linię. Akurat tym razem Ziółkowski był najsłabszym spośród obrońców, ale nie oczekujemy od dziewiętnastolatka, że nie będzie popełniał błędów, bo robi je każdy obrońca, a tym bardziej będzie je robić niedoświadczony.

Steve Kapuadi 6 (4,34). Dość równą formę prezentuje Francuz, nie popełniał błędów w obronie, choć jak wszyscy legioniści miał niekiedy problemy z kryciem przy stałych fragmentach gry. Było to widać choćby w końcówce meczu, gdy Tobiasz musiał bronić strzał Radeckiego, którego nie zablokował właśnie Kapuadi. Poza tym lewa strona Legii w defensywie była jej najmocniejszym punktem, współpraca z Vinagre układała się Francuzowi bez zarzutu, również rozpoczynanie akcji odbywało się najczęściej właśnie lewą stroną w trójkącie Kapuadi-Vinagre-Luquinhas. Raz stracił piłkę na własnej połowie, długich podań tym razem grał zdecydowanie mniej niż pozostali obrońcy, bo on akurat jako jedyny z obrońców miał do kogo zagrywać. Przeciętny mecz Kapuadiego, który też nie ponosi odpowiedzialność za żadną ze straconych bramek – strata Goncalvesa przy golu, po wygranym przez Kapuadiego powietrznym starciu, jest najlepszym przykładem, jak pomocnik w nieodpowiedzialny sposób może zmarnować wysiłek obrońców.

Kacper Chodyna 3 (3,05). Wiele głosów słyszeliśmy od początku sezonu, że Paweł Wszołek jest w słabszej formie, że powinien usiąść na ławce, i że trzeba go zastąpić… Tylko kim? Jak było widać w niedzielę, chyba na razie raczej nie Kacprem Chodyną. Gra byłego piłkarza Zagłębia w Krakowie wyglądała bardzo podobnie do tej z ostatniego meczu zeszłego sezonu, gdy przy Łazienkowskiej wyłączył go zupełnie z gry Kapuadi. Na początku meczu wyglądał, jakby grał w innej drużynie niż Jędrzejczyk, tak raził brak zrozumienia między nimi, do końca meczu zresztą w defensywie Chodyna grał słabo. Drugi rzut karny miał miejsce po jego nieudanym wybiciu, mając możliwość wyekspediować piłkę daleko od własnego pola karnego, zagrał w środek na szesnasty metr od bramki. Przy wyprowadzaniu piłki wychodził wysoko, przez co wyłączał się z rozgrywania, dośrodkowywał kilka razy, ale tylko jedna wrzutka była niezła, a po kolejnej był rzut rożny. Bardzo słaby występ w każdym aspekcie – obronie, budowaniu akcji i w ataku, bardzo dziwimy się, ze nie został zmieniony w drugiej połowie.

Claude Goncalves 3 (2,87). Chował się tym razem Portugalczyk mniej niż poprzednio i czasem pokazywał się do gry, tyle że oddawał je potem raczej bezpiecznie z powrotem do obrońców, a gdy chciał grać do przodu, to były to zagrania niecelne. W defensywie dwa razy zachował się dobrze w pierwszej połowie, dwa razy w drugiej, znów jednak piłek zebrał w środku pola bardzo mało. Problem nie leżał w tym, że średnia wzrostu środku pola Legii w niedzielę to jakieś 170 cm, ale w ustawieniu piłkarzy i przewidywaniu przez nich akcji – piłki strącone przez własnych obrońców i napastników rywali zwykle lądują na ziemi i trzeba w odpowiednim miejscu być, a żeby być, to wszyscy pomocnicy muszą odpowiednio nad swoim ustawieniem pracować. A w szczególności ten będący najbliżej obrońców. Najwyraźniej w lidze bułgarskiej, gdzie bogaty Łudogorec dominował nad rywalami, rola defensywnego pomocnika wyglądała jakoś inaczej niż w Polsce – z racji, że tej ligi nie oglądamy, nie wiemy, jak grał tam Goncalves. Nie wiemy też, czy tak beztrosko tracił piłkę przed własnym polem karnym, Portugalczyk jest bowiem jedynym odpowiedzialny za drugiego gola, po takiej stracie Blagaicia nie był w stanie zablokować żaden z obrońców, a przy mocnym i precyzyjnym strzale bezradny był też Tobiasz. Z pozytywów, poza wspomnianymi wcześniej kilkoma powrotami do obrony, pamiętamy jedynie jeden strzał, po którym był rzut rożny. Na razie Goncalves sobie w Legii nie radzi, zdrowych środkowych pomocników trener Feio w kadrze ma mało, a młodzieży na głęboką wodę w meczach o stawkę rzucać nie chce. Były piłkarz Łudogorca będzie zatem zapewne w pierwszym składzie grać, może z czasem będzie bardziej przydatny dla drużyny niż w Krakowie i nie będzie do tego zawalał bramek.

Ryoya Morishita 7 (5,98). Nie ma piłkarzy w środku pola, trzeba było coś wymyślić. Trener Feio wymyślił nową pozycję Morishicie i jak na razie trzeba mu tego pomysłu pogratulować. Japończyk w przeciwieństwie do wielu snujących się kolegów, tryska energią i nawet, gdy mu coś nie wyjdzie, tak jak przez sporą część drugiej połowy, nie zrażał się, nie wznosił w rozpaczy teatralnych okrzyków do niebios, jak jego hiszpański kolega z ataku, tylko zaciskał zęby, wracał, a potem próbował ponownie. Nikt nie biegał tyle, co „Samuraj”, żaden z pomocników nie brał tyle gry na siebie, żaden też nie starał się łączyć ataku z obroną tak, jak Morishita. Choć Japończyk bronić specjalnie nie potrafi, to przynajmniej wracał i starał się pomagać, czego np. nie robił po drugiej stronie Luquinhas. Dzięki temu udało mu się parę piłek przejąć. Poza tym Morishita zdobył pięknego gola niezwykle precyzyjnym uderzeniem z dwudziestu metrów w długi róg, oddał jeszcze dwa kolejne strzały, ten w doliczonym czasie gry był dobry i bramkarz zbił go na rzut rożny. Gdyby cała drużyna grała w niedzielę z takim zaangażowaniem jak Morishita, legioniści przywieźliby z Krakowa trzy punkty. Gol i dobry mecz Japończyka.

Luquinhas 5 (5,28). Przejął piłkę przy linii środkowej i wyprowadził kontrę, po której Morisihita zdobył bramkę. Oddał jeden strzał, który został zablokowany, wywalczył jeden rzut wolny, do tego kilka razy dobrze wyszedł z piłką. Buduje się powoli jego współpraca z Vinagre po lewej stronie. Do wyprowadzania piłki przez Brazylijczyka nie mamy pretensji, ale Luquinhas nie jest ustawiony gdzieś pod napastnikami, tylko gra jako środkowy pomocnik, czyli łączy atak z obroną. A do tej obrony Luquinhas w niedzielę się po prostu nie przykładał. Gdyby Josue przebiegł mniej niż dziesięć kilometrów w meczu, pewnie posypałyby się głosy o jego mizernym zaangażowaniu w defensywę, tymczasem Luquinhas w Krakowie nie przebiegł nawet 9,5 kilometra. Nic dziwnego, że przez cały mecz, a w szczególności drugą połowę, Puszcza zbierała większość piłek w środku pola, skoro tak niski był poziom zaangażowania niektórych piłkarzy w defensywę. Asystę doceniamy, ale zwycięstwa trzeba wybiegać, nie może być żadnych świętych krów, jeśli chodzi o zaangażowanie w grę obronną, bo to z niej rodzi się możliwość atakowania. Tak jak nauczył się szybko pomagać kolegom w obronie Josue, tak tego samego stanowczo wymagamy od Luquinhasa.

Ruben Vinagre 5 (4,55). Przy próbie zablokowania strzału piłka trafiła Vinagre w odchyloną od ciała rękę i sędzia musiał podyktować rzut karny. Dość przypadkowa sytuacja, ale wina Portugalczyka za straconego gola bezsporna. Trzeba jednak przyznać, że przez cały mecz Vinagre starał się za ten błąd zrehabilitować. Wracał do obrony, gdy atakował rywal, cofał się do rozegrania, gdy rozpoczynała się akcja, wchodził pod pole karne próbując dośrodkowań, nawet niekiedy ścinał do środka, gdy żaden z pomocników nie chciał mu wyjść do gry. Czasem robił to Luquinhas, częściej jednak Vinagre jak samotny jeździec musiał się przebijać z piłką przez obronę przeciwnika, gdy pozostali pomocnicy i napastnicy stali i się przyglądali. Dużo udanych interwencji w defensywie, asysta przy golu Kramera, jeden zablokowany strzał, dwa wywalczone stałe fragmenty gry, sporo też jednak nieudanych dośrodkowań i parę strat. Stałe fragmenty gry na razie bije bez większych efektów. Jeśli chodzi o piłkarzy drugiej linii, którym się bardzo chciało, traktując też wahadła jako drugą linię, to na Morishicie i Vinagre lista właśnie nam się skończyła. Szkoda tego karnego, bo Portugalczyk grał w niedzielę całkiem nieźle.

Jean-Pierre Nsame 3 (2,70). Przydawał się przy stałych fragmentach gry pod własną bramką, trzy razy interweniował. Pod bramką rywala wywalczył dwa rzuty rożne i oddał niecelny strzał. Trochę to więcej aktywności niż w meczu z Piastem, ale nadal niewiele. Raził nie tylko brak ruchu i wyjść do piłki, ale też bardzo duża niedokładność przy odgrywaniu z pierwszej piłki, poza jednym przypadkiem wszystkie te podania leciały w to miejsce, gdzie akurat żadnego legionisty nie było. Na razie Kameruńczyk nie bardzo pasuje poziomem na Ekstraklasę, może kilka pełnych meczów w rezerwach by mu pomogło?

Blaz Kramer 6 (5,92). Nie przypuszczalibyśmy jeszcze niedawno, że jedynym napastnikiem Legii strzelającym regularnie gole będzie Blaz Kramer, ale bardzo nas postawa Słoweńca od początku sezonu cieszy. Warto zwrócić uwagę na ruch przed dojściem do strzału, to naprawdę wymaga sporego doświadczenia i umiejętności, by tak sobie znaleźć pozycję i przewidzieć, że w to konkretne miejsce spanie piłka. Słoweński napastnik oddał jeszcze dwa nieudane strzały po stałych fragmentach gry, w pierwszej połowie też dobrze utrzymywał się przy piłce tyłem do bramki i w odróżnieniu od Nsame potrafił ją dokładnie odegrać. Drugą połowę zaczął słabo i po dwudziestu minutach został zmieniony, problem w tym, że ciężko rozliczać za ten okres napastników, skoro Puszcza utrzymywała się cały czas przy piłce, bo pomocnicy nie potrafili jej zebrać ani wyprowadzić po udanych interwencjach obrońców. Gol i niezły występ Kramera, trudno mieć akurat do niego pretensje za to, że Legia z Krakowa trzech punktów nie przywiozła.

Rafał Augustyniak 3 (3,10). Miał poprawić przejmowanie piłek w środku pola, bo Puszcza zbierała w środku wszystko, co chwilowo nie miało właściciela. Niestety Augustyniak tego nie poprawił, bo pamiętamy tylko jedno takie przejecie piłki. Był za to rzut karny, podarowany przez legionistę rywalom, tylko Tobiaszowi zawdzięczają „Wojskowi”, że nie padł trzeci gol dla Puszczy. Augustyniakowi dwa razy udało się dobrze wyprowadzić w piłkę, dostał żółtą kartkę po stracie i faulu, a przede wszystkim wolno poruszał się w obronie i w sumie wniósł do gry defensywnej chyba jeszcze mniej niż Goncalves. Próbował na tej pozycji Augustyniaka trener Runjaić, szybko z tego zrezygnował, zobaczymy do jakich wniosków dojdzie trener Feio. W niedzielę wyglądało to trochę tak, jakby Augustyniak był gdzieś obok tego meczu.

Marc Gual 3 (3,22). Dobrze Hiszpan zaczął sezon, ale teraz co mecz gra gorzej. Mamy wrażenie, że w niedzielę wniósł do gry jeszcze mniej niż Nsame, niemal wszystkie piłki stracił, nie potrafił utrzymać się przy piłce, oddał jeden zablokowany strzał. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że w pierwszej połowie druga linia Legii coś grała i podawała piłki napastnikom, a w drugiej w piłkę grała tylko Puszcza. Ale nikt nie zabraniał przecież napastnikom cofać się po piłkę i też brać udział w rozegraniu. Hiszpan tego nie robił, za to dużo po stratach było znów teatru, grymasów i spojrzeń w niebiosa, a zdecydowanie lepszy byłby zamiast tej pantomimy szybki powrót pod bramkę i pomoc w odzyskaniu piłki. Najgorszy występ Guala w bieżącym sezonie.

Migouel Alfarela 4 (4,11). Miał być „ósemką”, bo tam go widział trener, teraz okazuje się, że wchodzi z ławki do ataku. Goncalo Feio szuka Francuzowi pozycji na boisku, a Alfarela stara się do tego dostosować. Zmiana nieco lepsza niż Guala, bo w odróżnieniu od Hiszpana Alfarela parę razy utrzymał się przy piłce, na tym się jednak skończyło, zagrożenia pod bramką Puszczy żadnego nie stworzył. Niestety, poza Kramerem nikt w tym meczu w ataku Legii nie zagrał nawet na przeciętnym poziomie.

Sergio Barcia 6 (4,10). Wszedł z ławki za niezbyt pewnego w niedzielę Ziółkowskiego i jako obrońca zrobił swoje, żadnego błędu nie popełnił. Dokładność podań pozostawiała nieco do życzenia, bo dwa razy zagrał niecelnie. Nie widzimy podstaw, by mu notę obniżać za to, że jego koledzy nie potrafili nic zrobić w ataku, on swoje zrobił i do żadnej groźnej sytuacji pod bramką Legii nie dopuścił.

Radovan Pankov grał zbyt krótko, by go oceniać.

Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy wybrali Ryoyę Morishitę, a redaktorzy Kacpra Tobiasza.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

5.98 Ryoya Morishita

5.92 Blaz Kramer

5.89 Kacper Tobiasz

5.28 Luquinhas

4.88 Jan Ziółkowski

4.83 Artur Jędrzejczyk

4.55 Ruben Vinagre

4.34 Steve Kapuadi

4.11 Migouel Alfarela

4.1 Sergio Barcia

3.22 Marc Gual

3.1 Rafał Augustyniak

3.05 Kacper Chodyna

2.87 Claude Goncalves

2.7 Jean-Pierre Nsame

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.