Oceny piłkarzy Legii za mecz z Rakowem - Catenaccio się mści
16.03.2019 15:25
Gra zespołu 3 (3,98 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Od długiego czasu przyglądamy się coraz uważniej grze Legii, usiłując odgadnąć, jaki pomysł na grę ofensywną mistrzów Polski ma Ricardo Sa Pinto i czy w ogóle ma jakiś pomysł. Naszym zdaniem niestety, parafrazując pewną znaną książkę dla dzieci, im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka nie było. Niezależnie od tego z kim gra Legia, wszelkie pomysły taktyczne portugalskiego szkoleniowca kończą się czterdzieści metrów od bramki przeciwnika. Zablokować środek pola, zamknąć się na własnej połowie, podejść od czasu do czasu pressingiem, a potem się zobaczy, może rywal jakiś błąd zrobi i odda nam piłkę. W Częstochowie taki błąd zrobił i gol rzeczywiście padł, ale na tym, jak widać, nie można budować planu na cały mecz, podobnie jak na stałych fragmentach gry, zwłaszcza gdy przeciwnik ma bardzo wysokich obrońców. Nawet jeśli legionistom udało się założyć zamek na połowie rywala, ograniczało się to do krążenia piłki z jednej strony boiska na drugą, czterdzieści metrów od bramki Rakowa. Wszystko dlatego, że środkowi pomocnicy stoją właśnie w tej odległości od bramki i żaden z nich nie wchodzi w pole karne z głębi pola, by stworzyć przewagę. W tym systemie Cafu nie może na przykład zdobywać goli z dystansu jak jesienią, bo jest za daleko od bramki, by próbować strzałów. I nie ma tu znaczenia, który piłkarz zagra aktualnie na danej pozycji, po prostu sam pomysł na wygrywanie ligi czy pucharów wyłącznie za pomocą catenaccio jest zły. W zasadzie trudni do zastąpienia są wyłącznie Andre Martins i Artur Jędrzejczyk, całą resztę można dowolnie wymieniać bez żadnej różnicy dla poziomu gry. Legia zagrała pierwszą połowę bez nominalnego napastnika? I co z tego, skoro jedynego gola strzeliła właśnie z Kucharczykiem na szpicy, a z Carlitosem, a później nawet z dwoma napastnikami nie była w stanie zagrozić bramce Szumskiego? Słusznie stwierdził trener, że oceny za mecz determinuje wynik i powinien się z tego cieszyć, bo od początku rundy w każdym meczu Legia gra w ofensywie dokładnie na tym samym, niskim poziomie i gdyby oceniać wyłącznie przez pryzmat gry, to za wszystkie mecze oceny piłkarzy ofensywnych i środkowych pomocników byłyby dość kiepskie. Ponieważ mistrzowie Polski w środę zagrali z liderem pierwszej ligi, którego aktualny poziom gry plasowałby go gdzieś w środku tabeli Ekstraklasy, to mecz wyglądał dokładnie tak jak wszystkie dotychczasowe wiosenne mecze - uda się jak z Wisłą, Miedzią czy Arką, albo się nie uda jak z Lechem i Cracovią. Nie była to więc kompromitacja na miarę tych ze Spartakiem Trnava, Dudelange, Sheriffem czy kilkanaście lat temu Stalą Sanok, tylko zwyczajna porażka jak z ostatnio z Cracovią czy Lechem, którego notabene ten sam Raków wcześniej również ograł. Zasada „zagramy tak, by rywal nie miał sytuacji, my też ich mieć nie będziemy, ale może się uda” jest dobra dla drużyny z dołu tabeli, ale nie dla mistrza Polski. Oceniając natomiast postawę poszczególnych piłkarzy, trudno mieć pretensje za taki, a nie inny wynik środowego meczu na przykład do środkowych obrońców, bo oni swoją pracę wykonali należycie i absolutnie nie będziemy im obniżać oceny za to, że ich koledzy nie byli w stanie przeprowadzić ani jednej składnej akcji. Zbliża się przerwa na kadrę i szansa na przestawienie przez trenera Legii na coś więcej niż parkowanie autobusu na własnej połowie. Jeśli Ricardo Sa Pinto tego nie zrobi, to w kolejnych meczach znów będzie się udawać albo nie i większą rolę w końcowych rezultatach meczów nadal będzie odgrywał przypadek niż taktyczna myśl trenera, a do kolejnych tego typu porażek będziemy musieli się przyzwyczajać.
Radosław Majecki 4 (5,14 - ocena Czytelników). Pierwszy stracony gol to jego wina, nie dość, że w krótki róg, to do tego samobój. Można mówić o interwencji pechowej, czy nieszczęśliwej, ale przede wszystkim trzeba mówić o bardzo złej. Krótkiego rogu trzeba bronić, najlepiej razem ze słupkiem, wtedy taka sytuacja po prostu by się nie przydarzyła. Przy drugim golu już niewiele mógł zrobić, dośrodkowania wyłapywał pewnie, pozostałe strzały nie były trudne do obrony i leciały w środek bramki. Tak jak Majecki dołożył cegiełkę do zwycięstwa w Gdyni, tak w Częstochowie dołożył do porażki nie tyle cegłę, co solidny kamienny blok.
Paweł Stolarski 4 (3,79). Jeden z trzech najlepszych piłkarzy piłkarzy Legii w środowym meczu, regularnie niszczył na swojej stronie Patryka Kuna, nie dawał się ogrywać, nie pozwalał na dośrodkowania, nie tracił piłek przy wyprowadzaniu, parę razy próbował też sam dośrodkować. W odróżnieniu od Adama Hlouska nie próbował wchodzić na obieg, a szkoda, bo urozmaiciło by to trochę niebywale statyczny atak pozycyjny legionistów. Wszystko co dobrego pokazał „Stolar” w tym meczu przekreśliła dogrywka, bo to głównie jemu należy przypisać straconego gola, zza jego pleców do piłki w polu karnym wyskoczył Niewulis i to niestety znacznie obniża końcową ocenę prawego obrońcy Legii. Czujnym trzeba być do ostatniego gwizdka sędziego.
William Remy 6 (4,69). Poza jednym pójściem „na raz” i nie zablokowaniem dośrodkowania oraz dwoma faulami pozwalającymi wykonywać Rakowowi stałe fragmenty gry nie widzieliśmy ani jednego poważnego błędu Francuza i nie widzimy powodu, bo obniżać mu ocenę wyjściową za środowy mecz. Środkowi obrońcy odpowiadają za to, by rywale nie mieli sytuacji podbramkowych, a takich Raków nie miał. Nie ponosi winę za żadną ze straconych bramek, nie przegrywał pojedynków przy stałych fragmentach gry z rosłymi obrońcami Rakowa, skutecznie wybijał z głowy częstochowianom ataki środkiem pola. Trudno przecież wymagać od niego, by opuszczał swoją pozycję, przebiegał z piłką całe boisko i wyręczał napastników w zdobywaniu goli.
Artur Jędrzejczyk 6 (5,31). Jeden błąd w kryciu Zachary na początku meczu, a poza tym dobry mecz i mnóstwo wygranych pojedynków z Musiolikiem, a także Petraskiem przy stałych fragmentach gry. Ogromny Czech regularnie trafiający do siatki w pierwszej lidze przy stałych fragmentach gry raz na sto dwadzieścia minut zdołał strącić piłkę głową wprost do rąk Majeckiego. Świetna gra przede wszystkim w powietrzu i ogólnie dobry mecz „Jędzy”. Podobnie jak w przypadku Remiego - nie będziemy mu obniżać oceny wyjściowej za środowy występ, bo nie on ponosi winę za to, że Legia przegrała mecz i odpadła z rozgrywek.
Adam Hlousek 2 (2,33). Czech regularnie jesienią zbierał od nas siódemki i nie mamy pojęcia, co Ricardo Sa Pinto zrobił zimą z jednym z najrówniej grających legionistów. Hlousek jest zupełnie pozbawiony dynamiki, koszmarnie operuje piłką, spóźnia się w interwencjach, źle kryje w polu karnym, pozwala na dośrodkowania i strzały, a do tego coraz rzadziej pojawia się pod bramką rywali. Praktycznie wszystkie groźne akcje Rakowa szły jego stroną, bo cała pozostała trójka obrońców Legii tak zablokowała swoje strefy, że ani środkiem, ani swoją lewą stroną częstochowianie nic nie mogli zrobić. Na jego barkach spoczywa część odpowiedzialności za pierwszego gola, bo obrońca nie może tak biernie zachowywać się w polu karnym. Portugalski trener musi w jakiś sposób w przerwie na kadrę przywrócić Hlouska do normalnej dyspozycji. Na razie po koszmarnie złym meczu w Częstochowie odesłał go na trybuny.
Domagoj Antolić 3 (3,79). Co pisaliśmy kilka dni temu? Gdy Andre Martins gra w piłkę, to gra w piłkę cała Legia. Ponieważ Martinsa na boisku nie było, Legia w piłkę nie grała. Niestety jest w tym wina jego zastępcy. Antolić grał w dobrze piłkę przez kwadrans, między 46. a 60. minutą, wtedy też przejmował piłki w środku pola i je wyprowadzał, przez pozostałe sto pięć minut meczu oddawał piłkę do najbliższego, najczęściej do tyłu i biernie dreptał nie będąc w stanie nawet zbierać odbitych piłek. W końcowej fazie meczu dołożył do tego straty i niecelne podania, jedyny jego strzał przeleciał w ogromnej odległości od bramki. Trudno wygrywać mecze, gdy środkowi pomocnicy nie zajmują się konstruowaniem akcji. Słaby występ Chorwata.
Cafu 3 (3,92). Portugalczyk dużo więcej od Antolicia robił w defensywie przez cały mecz, ale jeśli chodzi o rozgrywanie piłki, było podobnie - mnóstwo strat, niecelnych podań, brak wejść ofensywnych i dużo gry bezpiecznej. Przerażające jest to, że zawodnik, który jesienią strzelił sześć goli nawet nie próbował się zbliżyć do pola karnego, by oddać strzał. Za osłabienie drużyny w końcówce nie mamy do niego aż tak dużych pretensji, jak z reguły są do piłkarzy zarabiających czerwoną kartkę, bo oba faule były przypadkowe, a nie wynikały z głupoty zawodnika. Ocena identyczna jak w przypadku Antolicia.
Iuri Medeiros 3 (4,21). Siedemdziesiąt pięć minut gry, jeden celny i bardzo groźny strzał, jedno dobre dośrodkowanie, po którym dobrą sytuację miał Hamalainen i cała masa strat, nieudanych dryblingów i błędów technicznych, których podobno dobrze wyszkolony piłkarz popełniać nie powinien. Właśnie przykład Medeirosa pokazuje najlepiej, że nie jest ważne kto gra na danej pozycji, tylko w jaki sposób cała drużyna buduje akcje. Statystyki aktywności Portugalczyka w tym meczu pod względem gry w piłkę, są podobnie jak w przypadku wszystkich legionistów, porażające - w meczu z pierwszoligowcem w ciągu siedemdziesięciu pięciu minut wykonał osiemnaście podań. Jak widać piłka w ogóle nie dochodziła do piłkarzy ofensywnych, ale kto bronił Medeirosowi, Nagyowi czy Hamalainenowi cofnąć się po piłkę do środka i wyprowadzić ją z głębi pola, zamiast biernie na nią czekać przy linii bocznej? A tak z jednej drużyny zrobiły się dwie - sześciu piłkarzy z tyłu i czekająca na piłkę czwórka z przodu. I jedni i drudzy w piłkę ze sobą nie grali, a próby akcji indywidualnych kończyły się na pierwszym przeciwniku. Tyczy się to zarówno Medeirosa, jak i pozostałych legionistów z formacji ofensywnej.
Kasper Hamalainen 3 (2,74). Fin zagrał w miarę przyzwoitą pierwszą połową, miał asystę po świetnym przechwycie, nie stworzył co prawda żadnej sytuacji oprócz tej, po której Kucharczyk zdobył bramkę, ale przynajmniej starał się rozgrywać. Niestety wszelkie pozytywne wrażenia zatarł po przerwie, gdy zagrał po prostu bardzo źle. Zmarnował jedną sytuację podbramkową, nie zagrał ani jednego dobrego podania poza jednym przerzutem, a przede wszystkim raził błędami technicznymi przy przyjmowaniu piłki. Nie bardzo wiemy, po co trener trzymał go przy takiej grze tak długo na boisku, inna sprawa, że jego zmiennik wcale z lepszej strony się nie pokazał. To też pokazuje, że wymiana jednego podzespołu na inny nic nie daje, gdy system jest wadliwy.
Dominik Nagy 3 (3,98). Nie tylko Hlouska i Cafu „zepsuły” zimowe przygotowania trenera Sa Pinto, ale również i Dominika Nagya. Węgier imponował jesienią przyspieszeniem, „szybką nogą”, walecznością, skutecznym odbiorem i błyskotliwymi wejściami w pole karne, a wiosną jest apatyczny, powolny, nieskuteczny w obronie i przewidywalny w ataku. Gdzieś w okresie przygotowawczym zostały popełnione jakieś błędy, skoro wiodący jesienią piłkarze są w słabszej formie, niezależnie od topornego systemu gry. Przez pierwsze pół godziny gry Nagy raził stratami i biernością w defensywie, później zaczął grać odrobinę lepiej, raz przechwycił piłkę w podobnym stylu do Hamalainena i też dobrze ją wyprowadził. Na czterdzieści pięć minut gry to i tak było dramatycznie mało. Zero akcji, zero strzałów. Coś trener postanowił w przerwie zmienić i padło na Nagya.
Michał Kucharczyk 4 (4,18). Portugalska maszyna losująca wypluwała Kucharczyka wiosną na prawą obronę, na trybuny, na lewe skrzydło, na prawe skrzydło, a teraz wrzuciła go do ataku. Co ciekawe, gdy jako napastnik wypełnił swoje zadanie i strzelił gola, został przesunięty na lewe skrzydło. Chorwacka maszyna losująca trenera Jozaka zapewne patrzy na tą „konsekwencję inaczej” z niekłamanym podziwem. „Kuchy” w pierwszej połowie prezentował się całkiem dobrze, nie tylko ze względu na gola, ale również dlatego, że nie czekał biernie na piłkę, ale starał się wymieniać z Hamalainenem cofając się do środka po piłką, a nawet wracał się we własne pole karne. Na lewym skrzydle było już zdecydowanie gorzej, bo prawonożnemu Kucharczykowi, który nie oddaje strzałów z dystansu i stara się kończyć akcje dośrodkowaniami po prostu dużo trudniej robić to słabszą nogą, co portugalski szkoleniowej konsekwentnie przeocza. W sumie w całej dalszej fazie meczu miał jedno dobre dośrodkowanie i jeden zablokowany strzał, a poza tym całe mnóstwo niecelnych wrzutek i nieudanych dryblingów. Mimo wszystko nie rozumiemy zmiany „Kuchego” w końcówce na młodego Praszelika, skoro Sa Pinto miał na ławce Andre Martinsa, który mógł wnieść do gry Legii o wiele więcej. W sumie Kucharczyk nie zagrał ani lepiej ani gorzej od innych ofensywnych piłkarzy Legii, ale strzelił gola, więc trzeba go ocenić zdecydowanie wyżej od reszty.
Carlitos 3 (4,75). Czytamy notatki z meczu i odnajdujemy może ze dwa udane zagrania Hiszpana na całe siedemdziesiąt pięć minut gry. Trzy niecelne strzały, zmarnowana sytuacja po stałym fragmencie gry, mnóstwo strat, niecelnych podań, złych przyjęć piłki i przegranych dryblingów zakończonych niekiedy teatralnymi upadkami i rozpaczliwym spojrzeniami w stronę sędziego. Powiedzmy wprost - Legia z Carlitosem nie była groźniejsza niż Legia bez Carlitosa. Wszystko dlatego, że Hiszpan znów próbował grać mecz sam, bez oglądania się na kolegów. Jak widać ważniejsze od posiadania na boisku nominalnego napastnika jest to, czy gra on zespołowo i czy potrafi stworzyć zagrożenie pod bramką przeciwnika. Hiszpan w środę nie roił ani jednego, ani drugiego.
Salvador Agra 2 (2,64). Cały czas mamy wrażenie, że Portugalczyk zagrałby w piłkę, gdyby Legia grała zespołowo, a w akcjach ofensywnych uczestniczyłoby więcej piłkarzy, którzy graliby między sobą krótkie podania. Ale Legia w piłkę nie gra, a Agra specjalizuje się głównie w stratach i słabej grze w defensywie. Dał dośrodkować rywalowi przy drugim golu wskutek swojej bierności w obronie i tracił bardzo dużo piłek na skrzydle, z reguły próbując zagrać prostą piłkę wzdłuż linii akurat wtedy, gdy na linii podania stał obrońca - gdyby takie straty następowały we wcześniejszej fazie meczu, gdy częstochowanie mieli siłę biegać, kończyłyby się bramkami, jak w meczu z Cracovią. Jak widać Agra nie uczy się na własnych błędach. Autor jednego z trzech zaledwie celnych strzałów Legii, najmniej ze wszystkich groźnego. Niestety w środę większe zagrożenie dla bramki Szumskiego stanowili obrońcy Rakowa niż piłkarze Legii. Kolejny mecz, w którym Agra nic pozytywnego nie wnosi do gry mistrzów Polski i częściej prowokuje groźne sytuacje pod własną bramką niż pod bramką przeciwnika.
Sandro Kulenović 3 (4,52). Jedna dobra akcja z rozegraniem z pierwszej piłki i zablokowanym strzałem i jedna nieudana próba strzału po kontrataku to zdecydowanie za mało na ponad pół godziny gry. Inna sprawa, że Chorwat w zasadzie nie dostawał podań, nawet takich, przy których musiałby powalczyć o piłkę, bo legioniści w końcowej fazie meczu albo podawali niecelnie, albo piłkę tracili. Nieważne ilu jest napastników na boisku, gdy nie ma wypracowanych schematów gry w ofensywie i dokładnego rozegrania piłki.
Mateusz Praszelik (3,78) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Najlepszym legionistą środowego meczu Czytelnicy i redaktorzy wybrali Artura Jędrzejczyka. Nic w tym dziwnego, bo spośród czternastu piłkarzy, którzy grali dłużej niż pół godziny tylko para środkowych obrońców zagrała na normalnym, przyzwoitym poziomie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.