Oceny piłkarzy Legii za mecz z Rakowem - rywal zaskoczył
19.02.2020 18:50
Gra zespołu 5 (5,11 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Zapowiadało się obiecująco i ofensywnie, bo Legia wyszła z dwoma napastnikami w składzie, ale bardzo szybko nastąpiła zmiana taktyki i Maciej Rosołek został przesunięty na lewe skrzydło, a Luquinhas przeszedł na pozycję ofensywnego pomocnika. Podyktowane było to zapewne tym, że głównym sposobem legionistów na atak były dośrodkowania z prawego skrzydła, często przeciągnięte, a trudno wymagać w takiej sytuacji by akcję z lewej strony miał zamykać głową niewysoki Brazylijczyk. Efekty niestety były takie jak w meczu sprzed tygodnia - Jose Kante pracował przed polem karnym, a pod bramką przeciwnika nie było komu dograć, co najlepiej było widać w akcji w samej końcówce pierwszej połowy. Na dodatek Legia, podobnie jak w meczu z ŁKS znów straciła gola już po pierwszym celnym strzale rywala, ale tym razem jeszcze w pierwszej połowie. Mimo to przed przerwą gra wyglądała całkiem nieźle i legioniści przeważali, utrzymywali się przy piłce na połowie Rakowa, a częstochowianie biegali jak szaleni za futbolówką, przebiegając prawie sześćdziesiąt kilometrów w czterdzieści pięć minut. Po zmianie stron „Wojskowi” błyskawicznie wyrównali, ale nieoczekiwanie dla legionistów Raków zmienił taktykę. Częstochowianie nie tylko nie padli kondycyjnie, co uczyniła by większość zespołów Ekstraklasy, ale wręcz przeciwnie, zaczęli grać w piłkę jak równy z równym, często atakując. Na to legijna defensywa okazała się niestety kompletnie nieprzygotowana, a w szczególności zawodziła obrona przy stałych fragmentach gry. W sumie Raków po przerwie oddał sześć celnych strzałów, miał do tego dwa rzuty karne i w zasadzie mógł ten mecz spokojnie wygrać, gdyby Daniel Bartl umiał trafić z karnego w bramkę i gdyby Radosław Majecki nie popisał się trzema świetnymi interwencjami. Legia też stwarzała sytuacje, zdobyła nawet gola dającego prowadzenie, ale legioniści przeważnie uderzali w środek bramki wprost w Jakuba Szumskiego. Niestety gra Legii na początku rundy ma sporo mankamentów. Gra obronna w sobotę była wyjątkowo słaba, sporo było indywidualnych błędów, zwłaszcza pary stoperów, a w ataku Jose Kante ma zdecydowanie za mało wsparcia ze strony pozostałych zawodników. Przed legionistami w następnych kolejkach dużo silniejsi rywale od pary beniaminków i sobotni występ „Wojskowych” budzi niestety obawy przed kolejnymi meczami, bo optymalnej formy sporej większości piłkarzy najwyraźniej jeszcze osiągnąć nie zdołała. W sumie był to dość szczęśliwie wywalczony punkt po bardzo wyrównanej drugiej połowie. Trener Aleksandar Vuković twierdził, że Raków go niczym nie zaskoczył, wydarzenia boiskowe w drugiej części meczu pokazywały jednak na zupełnie coś innego. Serbski szkoleniowiec nie podjął też ryzyka w końcówce i nie wpuścił napastnika za środkowego pomocnika, w odróżnieniu od meczu sprzed tygodnia, choć miał jeszcze jedną zmianę. Widać uznał, że zagrożenie utraty jednego punktu było w sobotę równie prawdopodobne, jak strzelenie zwycięskiego gola.
Radosław Majecki 7 (5,96 - ocena Czytelników). Znów nie był w stanie obronić pierwszego strzału przeciwnika w bramkę i znów nie ma w tym jego żadnej winy - gdy przeciwnik ma czas i możliwość przy dobrze przymierzyć z bliska, bramkarz jest bez szans. Trudno go też winić za to, że nie obronił rzutu karnego. Za to kilkakrotnie bronił znakomicie, zwłaszcza po przerwie, ratując Legię od utraty kolejnych goli w tym w jednej sytuacji sam na sam i jednym uderzeniu z bliskiej odległości, bez zarzutu też spisywał się przy strzałach z dystansu. Śmiało można powiedzieć, że Majecki uratował kolegom punkt w Bełchatowie. Ocena mogłaby być nawet wyższa, ale pamiętamy dwa wybicia przed przerwą do przeciwnika, a to w 15. minucie mogłoby się nawet zakończyć straconym golem, gdyby nie desperacka interwencja Artura Jędrzejczyka. Dobry mecz bramkarza Legii.
Marko Vesović 5 (4,52). Jeśli chodzi o grę w obronie to nie mamy do Czarnogórca większych zastrzeżeń, z jego flanki Legii nie groziło żadne niebezpieczeństwo ze strony piłkarzy Rakowa. Dużo gorzej było jeśli chodzi o operowanie piłką i to zarówno przy wyprowadzaniu jej z własnej połowy, jak i pod bramką przeciwnika. Dwa razy na własnej połowie podał piłkę pod nogi przeciwnika i w jednym przypadku skończyło się to golem, choć rzecz jasna daleko do tego, by to Vesovicia obarczać winą za jego utratę. Niepokoi nas gra „Veso” w ofensywie, mamy wrażenie jakby wolno podejmował decyzje, brakuje mu dynamiki, do tego z Wszołkiem często grają zbyt blisko siebie i niekiedy wręcz sobie przeszkadzają, choć większa w tym chyba wina skrzydłowego niż prawego obrońcy. Jedyne co widzimy ze strony Czarnogórca to mnóstwo dośrodkowań, często nie są to zagrania mierzone za to przeciągnięte. Bodaj tylko jedno dotarło w całym meczu do adresata, ewentualnie wywalczone rzuty rożne. Mocno przeciętny występ.
Igor Lewczuk 3 (3,88). Już w pierwszym meczu Lewczuk nie grał pewnie, ale w Bełchatowie było jeszcze gorzej. Teoretycznie najsilniejszy z legionistów wyglądał, jakby nie jadł przez dwa dni. Przegrywał pojedynki powietrzne, spóźniał się i nie nadążał z kryciem. To on jest winny utraty pierwszej bramki, a po rzucie rożnym w 57. minucie tylko świetna interwencja Majeckiego uchroniła go od zawalenia kolejnej. Trzeba przyznać, że w odróżnieniu od Jędrzejczyka, starszy ze stoperów Legii poprawił grę w końcowej fazie meczu, niemniej był to po prostu słaby mecz w jego wykonaniu. Niepokojące to, bo kolejni rywale będą jeszcze trudniejsi do powstrzymania.
Artur Jędrzejczyk 3 (3,99). Z Jędrzejczykiem, podobnie jak z Lewczukiem, też w tym meczu działo się coś niedobrego. „Jędza” wyraźnie spóźniał się z reakcjami na ruch przeciwnika i niejednokrotnie starał się to nadrabiać rękami. Zaczęło się to w 15. minucie, gdy uratował Legię po złym wybiciu Majeckiego, ale są w lidze sędziowie, którzy w tej sytuacji uważniej przyjrzeli by się pracy rękami, jaką wykonał Jędrzejczyk, a groziło to rzutem wolnym i czerwoną kartką. Podobnie jak Lewczuk miał problemy w odnalezieniu się przy stałych fragmentach gry, pierwszy raz uciekł mu przeciwnik w 34. minucie, ale na szczęście przestrzelił, za drugim razem kolejnego uciekającego łapał rękami i skończyło się rzutem karnym, na szczęście niewykorzystanym oraz żółtą kartką wykluczającą go z kolejnego meczu. Miał też problemy przy wejściach rywali w pole karne, w 64. minucie po jego błędzie rywal znalazł się sam na sam z Majeckim, do tego nie nadążał z blokowaniem strzałów z dystansu. Za wcześnie, by diagnozować gdzie leży problem z grą obu środkowych obrońców, którzy przecież świetnie prezentowali się jesienią, czy to jednorazowy wydarzenie, czy też jakiś coś poważniejszego. Z dalszą oceną formy kapitana Legii będziemy musieli poczekać dłużej, bo z Jagiellonią nie zagra.
Michał Karbownik 6 (5,94). Dokładnie odwrotny przypadek jak Vesovicia - nie mamy pretensji o to, jak młody legionista grał w piłkę, bo ładnie ją wyprowadzał, oddał jeden celny strzał, kilka razy dobrze dośrodkował, znakomicie też przerzucił w 41. minucie piłkę do niepilnowanego Rosołka, a w 61. błysnął kapitalnym rajdem, dośrodkowywał też nieco lepiej od Czarnogórca. Niestety jednak „Karbo” nie utrzymał dobrego poziomu gry w defensywie w porównaniu z meczem sprzed tygodnia. Nie ma przypadku w tym, że kolejny raz gol dla rywala pada po dośrodkowaniu z bronionej przez niego flanki. Na dodatek dostał po wejściu w stylu karate zasłużoną żółtą kartkę w pierwszej połowie, a po kolejnych faulach musiał się solidnie pilnować, by nie zarobić drugiej, bo sędzia miał już go na oku. Odbiło się to mocno na jego słabszej grze przez ostatnie pół godziny, w dodatku wtedy też miał straszną stratę, po której poszła kolejna groźna akcja Rakowa i wtedy poszło z lewej strony kolejne dośrodkowanie, które wskutek pasywnego zachowania Karbownika i Luquinhasa dotarło w pole karne. Przeciętny mecz Karbownika.
Andre Martins 6 (5,37). Dobra pierwsza połowa w wykonaniu Martinsa, nie tylko wyprowadzał piłkę, ale też pojawiał się pod polem karnym równie często jak Antolić i grał nie mniej od niego kreatywnie. Zagrał kilka bardzo dobrych podań, w tym znakomitą prostopadłą piłkę do Antolicia w 18. minucie, oddał też jeden strzał zablokowany przez obrońcę. Generalnie obaj środkowi pomocnicy przed przerwą nie tylko zamknęli całą drużynę Rakowa pod ich polem karnym, ale też aktywnie szukali możliwości rozegrania. Portugalczyk brał na siebie ciężar rozgrywania i wyprowadzania akcji, żaden inny piłkarz nie miał tylu kontaktów z piłką. Niestety, w drugiej części meczu nie utrzymał poziomu gry z pierwszej, musiał bardziej skupić się też na grze w obronie, bo Raków zaczął grać bardziej ofensywnie i zdecydowanie rzadziej Portugalczyk pojawiał się z przodu. Dobra pierwsza połowa, słabsza druga, w sumie przeciętnie.
Domagoj Antolić 6 (5,26). Może nie grał przed przerwą tak elegancko jak Martins, ale równie pożytecznie i skutecznie, wchodził też w pole karne i stamtąd próbował odgrywać do kolegów pod bramką - problem w tym, że najczęściej na piłkę nikt nie nabiegał. W drugiej części meczu, podobnie jak Martins, więcej czasu poświęcał destrukcji, bronił zresztą skuteczniej od Portugalczyka, dobrze zazwyczaj przewidując kierunki akcji, choć przy sytuacji stuprocentowej w 64. minucie dla Rakowa też nie był bez winy. W doliczonym czasie gry był bliski strzelenia gola, ładnie obrócił się z piłką w polu karnym, ale zabrakło w tym strzale trochę siły. Dwie dość równe połowy Chorwata i ocena podobna do Martinsa.
Paweł Wszołek 4 (4,26). Wiemy, że Wszołek nie przepracował znacznej części okresu przygotowawczego, ale skoro trener go wystawia, to nie może być inaczej oceniany od innych piłkarzy. A już w drugim meczu z rzędu skrzydłowy Legii prezentuje dość słabą formę. I to nie tylko tą związaną z operowaniem piłką, bo w dryblingach sobie w ogóle nie radzi, a z dośrodkowań to tylko dwa były dobre, w tym jedno na głowę Kante w pierwszej połowie, do tego znów jednej doskonałej sytuacji podbramkowej nie wykorzystał. Problemy te dotyczą również odnajdywania się na boisku przy budowaniu akcji ofensywnych - w drugim meczu z rzędu Wszołek dublował się z Vesoviciem przy linii bocznej i obaj panowie sobie niekiedy wzajemnie przeszkadzali, powinien trener Vuković popracować z nimi na treningach nad wzajemną współpracą. Biorąc pod uwagę słaby poziom gry Wszołka zdjęlibyśmy go już po godzinie, „Vuko” czekał prawie kwadrans dłużej.
Luquinhas 6 (6,11). Jeśli Legia atakuje i gra po ziemi, dyskusja czy Luquinhas gra lepiej na skrzydle czy na „dziesiątce” jest typowo akademicka, bo i tak zostawia on boczny sektor Karbownikowi i szuka sobie miejsca do grania bliżej środka. Jeśli Legia gra uporczywymi wrzutkami górnymi z prawej strony to też nie ma znaczenia, bo żadnej Brazylijczyk ze względu na warunki fizyczne nie wykończy. Całe to rotowanie Luquinhasem, nie tylko w wyjściowym ustawieniu, ale i w trakcie meczu, jak w ostatnich dwóch spotkaniach, ma swoje plusy i minusy. Minusem jest brak w polu karnym wysokiego napastnika, bo Kante często zmuszony jest wychodzić do rozegrania, więc „Luqui” jako ofensywny pomocnik sprawdza się wyłącznie, gdy koledzy grają bardziej po ziemi, wtedy może nawet strzelać gole, jak w sobotę. Plusem nie wystawiania go na skrzydle jest natomiast to, że zwalnia się go od bronienia na skrzydle, bo wtedy dochodzi do rzeczy nieciekawych. Już w 73. minucie Brazylijczyk do spółki z Karbownikiem bardzo źle zachowali się przy linii końcowej, a jak bronił we własnym polu karnym cztery minuty później, to widzieliśmy wszyscy. Nie ukrywajmy, że Brazylijczyk nie jest jeszcze w takiej formie jak jesienią i nie bierze gry na siebie tak często. Oprócz gola zapamiętaliśmy jeden dobry strzał, jedną świetną prostopadłą piłkę, kilka niezłych akcji, przed polem karnym, ale i sporo nieudanych dryblingów. Gol strzelony i gol zawalony generalnie się sumują, ale Luquinhas zachował się po prostu strasznie nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym i w ten sposób po prostu oddał dwa punkty częstochowianom.
Maciej Rosołek 3 (4,19). Przy próbie rozgrywania widzieliśmy go przez pierwsze pięć minut, potem dopiero w 41. minucie, doskonale przyjął w polu karnym piłkę i zagrał mocno wzdłuż bramki, ale żaden z kolegów na nią nie nabiegł. To tyle na pięćdziesiąt pięć minut rozegranych na boisku. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca ani w polu karnym, ani na boku, miał ledwie szesnaście kontaktów z piłką. Bardzo nie lubimy, gdy piłkarz jest poza grą i nie współpracuje z kolegami przy budowaniu akcji i z tego powodu ocena jego występu musi być niska. Szczerze mówiąc byliśmy zaskoczeni, że trener Vuković nie zmienił go już w przerwie. Osiemnastolatek udowodnił, że potrafi dać dużo drużynie wchodząc z ławki rezerwowych, ale na pierwszy skład chyba jeszcze za wcześnie.
Jose Kante 8 (6,89). Podobnie jak tydzień temu Gwinejczyk dwoił się i troił, był wszędzie, zarówno pod środkową linią, jak i na linii pola karnego, a najrzadziej niestety w samym jego środku. Musi mieć większe wsparcie od kolegów w polu karnym, skoro jest cały czas pod grą i buduje akcje, to nie zawsze może je też wykańczać. Oddał aż osiem strzałów, z tego pięć celnych, choć większość trafiała blisko środka bramki, to były to zazwyczaj uderzenia naprawdę mocne. Gdyby Legia miała jeszcze jednego takiego zawodnika na boisku, bylibyśmy spokojni o wynik w każdym ligowym meczu. Imponująca jest jego waleczność, udział w budowie akcji, szukanie gry, a także i skuteczność, bo przecież znów zdobył gola, tym razem niezwykle oryginalnego, samemu zagrywając sobie piłkę na głowę, miał też udział swój przy pierwszej bramce. Rozwinął się Kante bardzo pod okiem trenera Vukovicia, nabrał dużo pewności siebie. Teraz trzeba znaleźć mu kogoś, kto pomoże mu w skutecznym nękaniu bramkarzy rywali. Drugi bardzo dobry występ z rzędu.
Walerian Gwilia 7 (5,96). Drugi raz Gruzin wchodzi z ławki rezerwowych i po raz drugi nie zawodzi. Zaczął co prawda dość niepewnie faulując pod własną bramką, ale bardzo szybko złapał odpowiedni rytm, Oddał celny strzał, zrobił kilka bardzo dobrych akcji z pierwszej piłki i w drugim meczu z rzędu popisał się kapitalną asystą, tym razem w ogromnym tłoku znajdując Kante kilka metrów od bramki i podając mu wprost pod nogi. Gwilia był podobnie jak tydzień temu bardzo aktywny, szukał gry, brał udział w ogromnej większości rozgrywanych akcji, czyli dokładnie odwrotnie od Rosołka, za którego wszedł. Dobra zmiana Gruzina, jeden z lepszych legionistów w sobotnim meczu.
Mateusz Cholewiak (4,12) grał zbyt krótko, by go oceniać, nic jednak pozytywnego do gry nie wniósł.
Za najlepszego legionistę sobotniego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Jose Kante.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.