Oceny piłkarzy Legii za mecz ze Spartakiem Trnava - gigantyczna kompromitacja
27.07.2018 23:34
Gra zespołu 1 (2,34 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Przed meczem legionistów zaatakował wirus. Żaden wirus nie tłumaczy jednak tak słabej gry całego zespołu. Żaden wirus też nie tłumaczy trenera Klafuricia, który zamiast zawodników nie w pełni zdolnych gry mógł przecież wstawić zdrowych, wszak kadra mistrzów Polski wcale do wąskich nie należy. Chorwacka maszyna losująca najwyraźniej jednak zaprogramowana została wcześniej i wyniki tego losowania były niepodważalne, niezależnie od stanu zdrowia piłkarzy. Co gorsza algorytm tej maszyny nie wziął w ogóle pod uwagę poprzedniego meczu - Chris Philipps pomimo swojego zachowania przy trzecim golu dla Zagłębia znów wylądował na obronie, a Sebastian Szymański na pozycji wahadłowego, choć w sobotę ewidentnie się na niej nie sprawdzał. Powtórzymy to, co po pisaliśmy po meczu z Lubinem - nie ma większego znaczenia, czy Legia gra trzema czy czterema obrońcami. Przy prawie wszystkich sytuacjach dla Spartaka w pierwszej połowie mimo nominalnej trójki w obronie legioniści mieli w linii po czterech piłkarzy, tylko za każdym razem jeden z nich nie wiadomo czemu kompletnie wyłączał się z gry, co najlepiej widać przy straconym golu. Po zmianie stron „Wojskowi” grali czwórką w defensywie, a Słowacy mieli kolejne dwie stuprocentowe sytuacje i zdobyli drugą bramkę. W sumie legioniści mogli przegrać nawet aż 0:5, bo nie stworzyli sobie ani jednej naprawdę stuprocentowej okazji do zdobycia gola, mieli tylko góra trzy dobre akcje przez cały mecz i jeden dobrze wykonany rzut rożny. Żadna z tych sytuacji nie była jednak nawet w połowie tak groźna, jak piłkarzy Spartaka. Innymi słowy w ofensywie było jeszcze gorzej niż w obronie. Szczerze mówiąc po kolejnych zmianach po przerwie nie wiedzieliśmy kto gra na boku pomocy, a kto gra w środku i mamy wrażenia, że sami piłkarze też nie mieli o tym pojęcia, stąd ten nieprawdopodobny chaos, jaki widzieliśmy w ofensywnych poczynaniach legionistów. A manto spuściła mistrzom Polski drużyna w której najlepsi jej piłkarze i strzelcy goli okazali się ongiś za słabi na grę w Ekstraklasie. Patrząc na tak słabo przygotowaną pod każdym względem do sezonu Legię niewielką mamy nadzieję, że uda się odrobić straty w Trnavie. Żadnej polskiej drużynie takich strat na wyjeździe odrobić się nie udało, a umiejętności i wiedzę trenera Latala cenimy na tyle wysoko, że jesteśmy przekonani, że zna sposób na powstrzymanie legionistów również i na własnym boisku.
Arkadiusz Malarz 3 (4,70 - ocena Czytelników). Kapitalnie obronił strzał w 7. minucie, przy golu niewiele mógł zrobić, potem dość niepewnie, ale jednak skutecznie poradził sobie ze strzałem w środek bramki w doliczonym czasie gry. Niestety miał udział w utracie drugiego gola, który być może był decydujący o losach dwumeczu, bo zamiast stać na linii był nie wiadomo po co siedem metrów od własnej bramki i Jan Vlasko nie miał problemów z przelobowaniem Malarza.
Chris Philipps 1 (1,58). Nie wiemy, czy Dean Klafurić wyszedł przed końcem meczu w sobotę i nie widział zachowania Philippsa przy trzecim golu, skoro znów wystawił go w roli obrońcy? Już w 3. minucie Luksemburczyk pozwolił wyjść do podania Marvinowi Egho nie będąc w ogóle zainteresowany kryciem Austriaka, rozglądał się przy tym na boki zamiast od razu ruszyć sprintem - z całą pewnością odciąłby Egho od podania lub chociaż uniemożliwił dalsze przeprowadzenie akcji, a tak Spartak miał pierwszą stuprocentową sytuację do strzelenia gola. To, co sądzimy o jego zachowaniu przy pierwszym straconym golu nie nadaje się do druku. Jak może środkowy obrońca biec przez całą akcję przeciwnika przodem do bramki, nie będąc zainteresowanym ani rywalami, ani piłką? Wystarczyło się odwrócić, podejść krok do przodu i Erik Grendel nie miałby szans na oddanie strzału, bo Luksemburczyk truchtał sobie dokładnie naprzeciwko niego. Puszczaliśmy to sobie z odtworzenia dziesięć razy i nie znajdowaliśmy żadnego wytłumaczenia takiego zachowania. Warto zauważyć, że gdy Philipps przeszedł na pozycję defensywnego pomocnika, kłopoty Legii w obronie skończyły się na dłuższy czas jak nożem uciął. Niestety grając przed linią obrony reprezentant Luksemburga wcale nie prezentował się lepiej. A to dwa razy przed przerwą w ciągu trzech minut dał się okrutnie ograć na swojej połowie, a to znikał gdzieś w decydującym momencie, gdy Spartak przeprowadzał akcję, a to podał przeciwnikowi, co mało nie skończyło się drugim golem w końcówce pierwszej połowy, a to tuż po przerwie beznadziejnie podał do Malarza, parę minut później stracił piłkę na kontrę dla rywala, wreszcie zarobił żółtą kartkę po własnym błędzie technicznym. Starczy tej litanii. Jedynka z wykrzyknikiem.
Inaki Astiz 1 (1,77). Początek meczu miał nie najgorszy, nie jego winą było, że grający obok niego Chris Philipps nie uczestniczył w grze obronnej mimo iż znajdował się tuż obok Hiszpana. Przy straconym golu Astiz prawidłowo poszedł za Egho, by ten nie dostał prostopadłej piłki. Nawiasem mówiąc powinien to zrobić Philipps, ale nie wyglądało na to, by miał na to ochotę, więc Hiszpan podjął słuszną decyzję, robiąc to za niego. Niestety im dłużej trwał mecz, tym gorzej prezentował się Hiszpan. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy podaniem leżąc już na ziemi Egho założył mu siatkę i Malarz musiał bronić groźny strzał Jirki. Przyzwoicie prezentował się przez znaczną część drugiej polowy, ale końcówkę miał koszmarną. W 83. minucie Egho ograł go dwa razy w jednej akcji, a sposób, w jaki Austriak minął go w polu bramkowym Legii był wręcz ośmieszeniem doświadczonego obrońcy Legii, powinno sięto oczywiście skończyć golem. Niestety Astiz w końcu jednak bramkę zawalił, gdy dał się przepchnąć Janowi Vlasko po długim podaniu od bramkarza. Przypomnijmy, że Vlasko to nie żaden Lukaku czy Drogba, ani nawet Robak, czy Sheridan, tylko pomocnik o wzroście 179 cm, którego Zagłębie Lubin zwróciło kiedyś do Spartaka za darmo i bez żalu. Katastrofalny występ Hiszpana, którego skrajnie negatywnego obrazu nie zaciera nam nawet niezły strzał głową po rzucie rożnym.
Adam Hlousek 3 (2,03). Jedyny piłkarz defensywny Legii, który we wtorek niezależnie od tego czy grał półlewego czy lewego obrońcę nie popełnił kardynalnych błędów. W 39. minucie za wolno schodził do środka za rywalem i nie zablokował strzału, ale odległość od bramki była wciąż bardzo duża, w 45. minucie poszedł na raz, ale za jego plecami znajdowali się kolejni obrońcy, wreszcie tuż po zmianie stron źle się ustawił, ale szybkim sprintem sam naprawił swój błąd. Nie odpowiada za żadną z bramek, ani nawet za żadną ze stworzonych przez rywala stuprocentowych sytuacji, może poza niewielkim udziałem w tej pod koniec pierwszej połowy, przy każdej z nich krył swojego przeciwnika. Największe pretensje mamy do niego nie za grę w obronie, ale brak aktywności w ataku w drugiej połowie, gdy Legia grała czwórką obrońców, zanotowaliśmy tylko jedno wejście i to zakończone stratą. Mimo wszystko oceniamy, że Czech spośród wszystkich piłkarzy na placu zaprezentował się najsolidniej, z bronionej przez niego strony zagrożenie było znacznie mniejsze niż ze strony przeciwnej czy ze środka, stąd będzie on wyżej oceniony za ten mecz od większości legionistów.
Marko Vesović 3 (3,00). Najlepszy piłkarz Legii w drugiej połowie, dobra gra w defensywie, częste wejścia do ataku, wywalczony rzut rożny i dobre dośrodkowanie do Carlitosa, po którym Hiszpan miał najlepszą okazję w meczu. W pierwszej części meczu grał jednak słano, pasywnie w obronie i z dużą ilością strat w ataku, choć nie należy zapominać, że wywalczył dwa rzuty wolne. Byłby pomimo to wybrany przez nas najlepszym legionistą meczu, gdyby nie sytuacja z 7. minuty, gdy odpowiadał za wchodzącego w pole karne Egho, ale zamiast go kryć w ogóle nie patrzył na piłkę i tylko kapitalna interwencja Malarza uratował Legię od utraty gola. Za takie błędy wyróżniać Czarnogórca nie sposób, niemniej i tak należał on do grupy nieco lepszych legionistów we wtorkowym spotkaniu.
Krzysztof Mączyński (2,38). Grał zbyt krótko, by go oceniać, szybko opuścił boisko wskutek kontuzji po ostrym wejściu rywala.
Domagoj Antolić 2 (1,88). Na początku meczu nieźle rozegrał piłkę, zniknął na pół godziny objawił się potem na chwilę podaniem odbiorem i ofensywnym wejściem i tyle go widzieliśmy. Grunt, że przed przerwą praktycznie nie tracił piłek. Po zmianie stron niestety widzieliśmy tylko błąd techniczny i straty, w tym ostatnią tuż przed końcowym gwizdkiem. Aktywność znikoma, dużo zagrań na alibi. Bardziej w tym meczu był na boisku niż grał.
Cafu 3 (2,52). Najaktywniejszy piłkarz Legii w środku pola, przyzwoita połowa, zwłaszcza jeśli chodzi o odbiór, kilka razy nieźle wyprowadził piłkę, wywalczył jeden rzut rożny. Drugą część meczu zaczął od serii beznadziejnych strat, miał krótki przebłysk około 70. minuty, w końcówce oddał celny, ale lekki strzał z dystansu i znów raził kolejnymi stratami. Bieganie i chęci na plus, poziom gry na duży minus.
Sebastian Szymański 2 (1,85). Zaczął od tego, że nie nadążył z powrotem jako wahadłowy za Jirką, przez całą pierwszą połowę zresztą albo do obrony nie wracał, albo nic do niej nie wnosił. Widocznie trener Klafurić przysnął na meczu z Zagłębiem, gdzie Szymański na tej pozycji w drugiej połowie grał podobnie, ale nic w tym dziwnego, bo przecież dziewiętnastolatek nigdy nie był szkolony na bocznego obrońcę i o grze defensywnej ma pojęcie nikłe. Pamiętamy kiedyś podobny nieudany eksperyment z wystawieniem go jako środkowego pomocnika do odbioru piłki, a ten nowy pomysł wydaje się jeszcze bardziej mądry inaczej. W ofensywie niestety też wiele nie wnosił, parę piłek stracił, po jednej dobrej akcji wywalczył rzut rożny i to wszystko. Zmieniony został po nieco ponad godzinie gry. Nie bardzo rozumiemy, jakie atuty według chorwackiego trenera przemawiają za przyklejeniem Szymańskiego do linii bocznej, z dala od pola karnego.
Jose Kante 1 (1,96). Nasze notatki z dziewięćdziesięciu minut gry Gwinejczyka: pierwsza połowa - strata, strata, założona siatka po stracie, strata, złe przyjęcie pod kryciem; druga połowa - niecelne dośrodkowanie, niecelne dośrodkowanie, niecelne dośrodkowanie, błąd techniczny i żółta kartka, zmarnowanie podania Carlitosa w pole karne, zmarnowanie dośrodkowania Radovicia niecelnym strzałem głową. Ani jednego odnotowanego pozytywnego zagrania. Najbardziej bezproduktywny w ofensywie piłkarz wtorkowego blamażu.
Carlitos 3 (2,87). Podobnie jak Cafu - aktywność bardzo duża, jakość gry bardzo niska. Dużo strat, bardzo dużo złych przyjęć piłki, niecelne dośrodkowania, jeden wywalczony rzut wolny w pierwszej połowie, jedna niewykorzystana sytuacja w drugiej połowie, zepsuty niedokładnym podaniem do Radovicia kontratak, celny, ale lekki strzał z rzutu wolnego i jedna jedyna bardzo dobra akcja zakończona podaniem w pole karne do Kante. Chęci do gry i ambicji Hiszpanowi odmówić nie można, ale efektów z tego nie było żadnych. Inna sprawa, że przy tak chaotycznie grającej drużynie w zasadzie nie bardzo miał z kim wymienić choć kilka podań.
Mateusz Wieteska 3 (2,22). Jego wejście uspokoiło i ustabilizowało na dłuższy czas linię obronną Legii, bo z jej szeregów zniknął dzięki temu Chris Philipps. Niestety druga część meczu, a zwłaszcza jego końcówka, do udanych w wykonaniu Wieteski nie należała. A to podał na stratę, a to przerzucił piłkę za siebie podając do rywala, a to stracił piłkę na kontrę, choć i jeden ważny odbiór też zaliczył. Przy drugim golu mógł chyba szybciej zareagować, a przed wszystkim wziąć jeszcze przed doleceniem piłki do Vlasko Słowaka „w kanapkę” wspólnie z Hiszpanem, ale ten gol mimo wszystko go nie obciąża. Nie byłto w sumie tak zły występ jak większości obrońców, pamiętając co się działo w defensywie, gdy Wieteski na boisku jeszcze nie było.
Miroslav Radović 2 (1,99). Zaczął z animuszem, dobrze wyprowadził piłkę, potem Carlitos wyrzucił go podaniem przy kontrze poza pole karne, dośrodkował celnie na głowę do Kante… i zniknął. Niezłej gry starczyło na kwadrans, przez kolejne piętnaście minut nie zrobił niczego, co mogło by stworzyć jakąkolwiek groźną akcję.
Kasper Hamalainen 2 (1,70). Niestety wejście Fina nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, bo chyba sam Hamalainen nie bardzo wiedział, na jaką pozycję wchodzi, taki chaos panował już wówczas w szeregach Legii. Zapamiętaliśmy go z nieudanego dryblingu i straty w doliczonym czasie gry. Mimo wszystko nieco ponad dwadzieścia minut gry to dla nas za krótki czas gry, by się totalnie pastwić nad Finem, bo w tym okresie cała drużyna nie grała już w ogóle w piłkę i nie była w stanie wymienić ze sobą kilku celnych podań.
Ciężko wybrać najlepszego spośród legionistów we wtorkowym blamażu. Żaden z zawodników ofensywnych na pewno na to miano nie zasługiwał. Ostatecznie zastosowaliśmy selekcję negatywną i przyznaliśmy to miano Adamowi Hlouskowi, który ze wszystkich piłkarzy Legii popełnił najmniej błędów. Czytelnicy wskazali natomiast na Arkadiusza Malarza.
Oceny Czytelników:
Arkadiusz Malarz 4,70
Marko Vesović 3,00
Carlitos 2,87
Cafu 2,52
Krzysztof Mączyński 2,38
Mateusz Wieteska 2,22
Adam Hlousek 2,03
Miroslav Radović 1,99
Jose Kante 1,96
Domagoj Antolić 1,88
Sebastian Szymański 1,85
Kasper Hamalainen 1,70
Inaki Astiz 1,77
Chris Philipps 1,58
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.