Czesław Michniewicz

Ostatnia odprawa Michniewicza w Legii - wideo

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Maciej Ziółkowski

Marcin Szymczyk, Maciej Ziółkowski

Źródło: Kanał Sportowy

30.01.2022 18:20

(akt. 30.01.2022 21:17)

Na "Kanale Sportowym" opublikowano materiał wideo ostatniej odprawy przedmeczowej Czesława Michniewicza w Legii Warszawa – miała miejsce przed spotkaniem z Piastem Gliwice. Bardzo interesujący materiał i przemowa, która odsłania kulisy ówczesnej szatni i problemy z jakimi się borykała. Spisaliśmy zdecydowaną większość przemówienia trenera. Poniżej również materiał wideo.

– Trudny czas przed nami i za nami. Trudne czasy wymagają trudnych decyzji i rozmów. Kiedy było dobrze, uśmiechaliśmy się do siebie, wszystko było fajnie. To najlepszy czas w życiu, gdy ludzie są szczęśliwi. Ale życie nie zawsze wygląda tak, że wszyscy są szczęśliwi, ktoś zawsze będzie niezadowolony. Chciałem porozmawiać z wami, powiedzieć od serca to, co czuję i myślę o wielu z was, o drużynie, sytuacji, w której się znaleźliśmy.

– Bardzo ciężko pracowałem, żeby być w tym miejscu. Wiem, czym jest Legia, historia tego klubu, Warszawa. Wiem, że Warszawa kocha zwycięzców, ale też i bohaterów, ludzi, którzy grają z poświęceniem. Ci, którzy trafiają do Legii z polskich klubów, mają tego świadomość. To marzenie każdego piłkarza, trenera – nie każdy o tym głośno mówi. Ale ci, którzy przychodzą z zagranicy, nie mają do końca świadomości do jakiego klubu trafili. Warszawa kocha jak się wygrywa, lecz potrafi też nienawidzić. Nienawidzi słabych, ale nie takich, którzy czegoś nie potrafią, tylko takich, którzy nie chcą czegoś zrobić. Musicie mieć świadomość tego, że to, iż przegraliśmy 6 meczów na 9 – a w poprzednim sezonie za mojej kadencji tylko 2 – nie dzieje się z przypadku. Każda sytuacja ma swój początek, od którego się zaczyna. A zaczyna się od podejścia, od głowy. (…) Jest wielu młodych zawodników, którzy zaczynają karierę, znajdują się w fantastycznym miejscu. Mają idealny start, mogą osiągać wysokie cele sportowe, finansowe, ustawić życie dla siebie i dla rodzin – i na pewno z tego korzystają. Ale jest też wielu piłkarzy, którzy tego nie doceniają.

– To moja 11. praca. Średnio licząc, przerobiłem 400 piłkarzy. Wiecie ilu mam dobrych znajomych z tego grona? 380. A wiecie dlaczego pozostała dwudziestka ma ze mną problem? Bo wymagałem od nich więcej, niż oni chcieli dać.

O Erneście Mucim

– Nie jest miło posadzić kogoś na ławce. Podam przykład Ernesta Muciego. Wchodzi na boisko w Moskwie i razem z Lirimem Kastratim wygrywają nam mecz. Dwa tygodnie później jest spotkanie z Leicester City. Pamiętacie ile minut zagrał wówczas Ernest? Tyle (trener pokazuje palcami, że zero – red.). Podchodzę do niego i mówię: "Erni, sorry, nie było możliwości, żebyś wszedł". A on odpowiedział: "Nie martw się, trenerze, rozumiem tę sytuację". Miał łzy w oczach, ale rozumiał sytuację. Później, jak się okazuje, przypadkowo spotkał się ze swoim menedżerem, z którym wcześniej spotkał się też w hotelu mój przyjaciel, Mariusz Piekarski. I jego menedżer mówi tak: "Erni jest szczęśliwy w Legii, mimo że dziś nie zagrał, wie, że dostanie szanse, bo ciężko na to pracuje". Potem przychodzi Muci, rozmawia z "Piekario" – i też nie ma żadnych pretensji, rozumie sytuację.

– Wracamy z Tallinna, wygraliśmy tam 1:0 po ciężkim meczu, awansowaliśmy już do Ligi Konferencji. Siedzę w pokoju, pamiętam, że było bardzo ciepło. I patrzę, że ktoś na naszym boisku ustawia piłki, małe brameczki – i strzela. Jestem trochę ślepy, ale patrzę z daleka i widzę Ernesta, i bodajże Kacpra Kostorza. To był sierpień. Patrzę i mówię: "Kurde, jaki fantastyczny chłopak". Wszyscy rozjechali się do domów, a on przyszedł i trenował. Spotkała go nagroda – "zrobił" nam mecz w Moskwie. Ale otrzymał zarazem nieświadomą, niezamierzoną karę – nie zagrał przeciwko Leicester. Miałem olbrzymią satysfakcję, że mogłem wystawić go od początku z Napoli, bo on na tę szansę zasłużył. Dlaczego mówię akurat o nim? Pokazuję wam przykład chłopaka, który wie, co chce w życiu osiągnąć. Ma potencjał, jest tego świadomy, ale chce też ciężko pracować. Ilu z was może tak powiedzieć o sobie, że akceptuje sytuację, w której się znalazło? Chodzicie, pier……. z prawej i lewej strony, płaczecie menedżerom, nie przychodzicie na treningi, spóźniacie się, nie jesteście w 100 procentach skoncentrowani. Na pewne, małe rzeczy przymykam oko. Ale jak zaczynają się one robić duże, to muszę o tym z wami rozmawiać.

O rywalizacji i Pawle Wszołku

– Legia to klub-marzenie dla każdego zawodnika w Polsce. Wielu piłkarzy, którzy do niej trafiają, nie przychodzi z Liverpoolu, Bayernu, Newcastle czy Tottenhamu. Przychodzicie z mniejszych klubów do większego. (…) W swoich zespołach często skład zaczynał się od was, nie wiedzieliście co to jest rywalizacja. Dlaczego polscy piłkarze mają problem na Zachodzie? Bo nie zdają sobie sprawy, co to konkurencja. W Polsce, jak ktoś ma odrobinę talentu, to zawsze się go promuje, aby go sprzedać – on nie wie, co to jest rywalizacja. Puchacz poszedł do Unionu Berlin i zobaczył co to rywalizacja, tak jak Paweł Wszołek – notabene, bardzo by się przydał, nie ma go. Pamiętacie jak rzucał tutaj koszulką, kopał o drzwi, bo w którymś momencie musieliśmy go zmienić. A tam uczysz się czegoś nowego. Tu też jest rywalizacja.  

– Musicie wiedzieć, że każdy kto przychodzi do Legii, do dużego klubu, ma satysfakcję finansową, kibicowską i mnóstwo innych rzeczy. Ale tu jest rywalizacja, tu nikt nikomu nie da niczego za darmo. Myślicie, że ktoś tu przyjdzie, będzie w klubie pięć minut i od niego zacznie się skład? A co mam powiedzieć Jędrzejczykowi czy Mladenoviciowi? Jak będziesz lepszy, od razu będziesz grać. Ale jak jesteś taki sam albo potrzebujesz jeszcze czasu na adaptację, to nie będziesz grał. Jeśli tego nie zrozumiesz, to nie będziesz grał. Jestem fair wobec was.

O Jurgenie Celhace

– Wczoraj, podobnie jak wy, byłem zmęczony po meczu: i psychicznie, i fizycznie (3 dni przed spotkaniem z Piastem, Legia grała w Neapolu – red.). Poszedłem się zdrzemnąć, wyłączyłem telefon, włączyłem go dopiero o 20., wówczas się obudziłem. Otrzymałem SMS od Kamila Potrykusa, że Jurgen Celhaka nie chce grać w rezerwach. Mówię: "Następny Rusyn się rodzi". Kim jest Celhaka? Kto słyszał o nim wcześniej, oprócz Ernesta, który jest jego kolegą? (…) Ja też o nim nie słyszałem. Na pewno jest utalentowanym chłopakiem, umie grać w piłkę, lecz – tak jak większość młodych zawodników – potrzebuje czasu, żeby wejść na wyższy poziom. Tydzień temu wysłałem go do rezerw – tak jak wielu z was, Kacper Kostorz przeszedł tę drogę – po to, aby zagrał. I on zaprezentował się, żeby go nie urazić, średnio, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Dziś, o godz. 14:00, jest mecz w Warszawie ("dwójka" rywalizowała z Ursusem – red.), chciałem, aby w nim wystąpił, żeby w następny czwartek zagrał w Pucharze Polski. A on mówi, że nie chce grać. To jak ja mam go traktować? Będę tu dzień, miesiąc, rok albo pięć lat – ile minut zagra u mnie Celhaka, z takim podejściem? Zero. Nie poświęcę żadnego z was, który robi wszystko to co ja chcę, kosztem zawodnika, który nie robi tego, co ja chcę.

O Mahirze Emrelim i grupie bankietowej

– Czy ja mam ufać zawodnikowi, który zasypia na trening o godz. 11:00? Siedzimy tu i czekamy, nie ma Mahira Emrelego, dwa dni przed meczem z Lechem. Ja mam takiemu piłkarzowi ufać, wy macie mu ufać – chcecie mu poświęcić karierę? Co trzeba zrobić, aby obudzić się o 11? Myślisz, że jak się położysz o 22-23, to będziesz spał 14 godzin? Nie da się. Ale jak się położysz o 5, to się da.

– Warszawa kocha zwycięzców, bohaterów. Zwracam się do nowych zawodników, którzy tu przyszli: poczytajcie sobie o historii Warszawy, idźcie – zamiast do agentów – do Muzeum Powstania Warszawskiego, zobaczcie kilka historycznych miejsc. Warszawa kocha piłkarzy, uwielbia Legię – ale Legię zwycięską. Warszawa nie kocha przegranych. I wy, mówię o grupie bankietowej, jeśli robicie cokolwiek i przy okazji Legia wygrywa, to wszyscy przymykają oko. Ale jak jest źle, jeśli przegrywamy 6 z 9 meczów, to Warszawa otwiera szeroko oczy. I wasze występki, tindery, imprezy, inne rzeczy, które dzieją się wokół was – to wszystko trafia do mnie. Ja świadomie nie ruszam pewnych rzeczy, bo nie chcę ingerować w wasze życie prywatne, bo każdy ma swoje cele. Ale, Panowie, jeśli to przeszkadza, żebyśmy my wygrywali, to mówię wam o tym uczciwie. Warszawa jest duża dla małych ludzi, którzy normalnie żyją, ale jest mała dla takich jak wy, których wszyscy znają. Wasze twarze są rozpoznawalne – nie tylko telewizja, bilboardy. Was znają wszyscy – czy wy macie tego świadomość, czy nie? Wszyscy was znają. Jeśli słabo grasz, to Warszawa żyje twoją grą.

– Wiecie ile ludzi martwi się naszymi słabymi wynikami? To nie tylko my i nasze rodziny. To setki tysięcy ludzi. Z 2 mln w Warszawie, Legii kibicuje 1,5 mln osób. My zadajemy im ból swoją postawą. Ale my zadajemy im ból nie dlatego, że Emreli nie trafił głową w bramkę, przeciwko Lechowi – i ma pretensje o to, że ja o tym mówię. Jeśli dziennikarz pyta się czy kluczowym momentem było to, że Emreli nie strzelił gola przy 0:0, to tak – to był kluczowy moment. Gość przychodzi do mnie przez trzy miesiące, wita się, pije kawę, herbatę, rozmawiamy. I nagle wchodzi na stołówkę – ja siedzę, a on przechodzi obok mnie jak koło cienia, idzie raz, drugi, trzeci, unika mnie. Ja ci nic nie zrobiłem, stary. To ty mi coś zrobiłeś, jako drużynie, bo nie wykorzystałeś sytuacji. Ale ja to akceptuję, bo to piłka. Nie strzeliłeś gola głową ze Spartakiem, nie zdobyłeś bramki z Rakowem, z Lechem, bo po prostu masz dużo do poprawy, jeśli chodzi o uderzenie głową. To element, nad którym musisz pracować. Jeśli dołożysz do tego ciężką pracę nad tym aspektem, to takie sytuacje będziesz wykorzystywał. Ale jeśli ty się obrażasz, płaczesz, dochodzą mnie głosy, że żyjesz w ogóle innym życiem, niż ja bym chciał (…). Nie boję się tego powiedzieć, mówię uczciwie. Król Azerbejdżanu – dla mnie jesteś takim samym zawodnikiem jak ty, ty, jak wszyscy. Wszyscy jesteście na równi. Mimo że ktoś jest wysoki, gruby, chudy, mały – nie ma to znaczenia. Dla mnie wszyscy jesteście tacy sami. Jak dobrze grasz, to ja cię uwielbiam. Jak nie grasz dobrze, to mam do ciebie pretensje, że nie robisz tego, tego i tak dalej.

– Bayern i Barcelona mają takie słynne hasła, które zna cały świat – Mia san mia. My tak samo jesteśmy "my to my". Legia to Legia, i muszą być legijne standardy. Nie będziemy ich zaniżać do najsłabszych, tylko podnosić je z każdym dniem jak najwyżej, bo my to my. Nie będziemy szli do dołu, tylko do góry. Jeśli chcesz grać w Legii, to musisz wiedzieć, że jak się idzie do kibla, to spuszcza się wodę, że jak przychodzi się na stołówkę, to się wita, że trzeba być dla siebie miłym, pomagać sobie nawzajem. Legia – coś więcej niż klub. Barcelona – coś więcej niż klub. My tak samo jesteśmy czymś więcej niż klubem. I tak musimy do tego podejść.

– Trudne sytuacje wymagają trudnych decyzji. Po treningu ogłoszę kto pojedzie do Gliwic na mecz z Piastem. Będą niespodzianki, ale jestem tego świadomy. Chcę wziąć ze sobą zawodników, którzy idą ze mną na wojnę i wszyscy mają wycelowane lufy w tę samą stronę – nie w moje plecy, tylko w stronę przeciwnika. I takich wezmę.

Polecamy

Komentarze (330)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.