Patryk Sokołowski, Domagoj Antolić

Patryk Sokołowski: Zawsze z wielką przyjemnością wracam do Warszawy

Redaktor Piotr Gawroński

Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

29.11.2020 09:15

(akt. 30.11.2020 15:07)

- Zawsze jestem zadowolony, gdy mogę zagrać w moim rodzinnym mieście, przy Łazienkowskiej, przed rodziną i znajomymi. Zawsze staram się pokazać z jak najlepszej strony. Mój pierwszy mecz na Legii był najbardziej emocjonalny, był to też sezon mistrzowski, w którym większość spotkań była dla mnie wielkim wydarzeniem. Obecnie podchodzę do tego na chłodno, ale z wielką przyjemnością wracam do Warszawy - mówi w rozmowie z Legia.Net Patryk Sokołowski, piłkarz Piasta Gliwice.

Co się działo z Piastem na początku sezonu?

- Był to intensywny czas. Na początku łączyliśmy grę w Ekstraklasie z eliminacjami do Ligi Europy. Przeszliśmy dwie rundy, więc kilka tych meczów było. Mieliśmy też problemy z kontuzjami i koronawirusem. Był to burzliwy okres, ale mam nadzieję, że najgorsze już za nami. Złapaliśmy odpowiedni rytm i będziemy nim podążać.

Po którym meczu zadałeś pytanie: o co chodzi, czemu tak się dzieje?

- Były dwa takie mecze, z Cracovią i Wisła Płock. Czuliśmy, że możemy wygrać, ale piłka nie chciała wpaść do bramki, tak się zdarza. Mówiłem wtedy, że w końcu uda nam się trafiać i tak się stało w ostatnich dwóch meczach.

Bramka z TSV Hartberg jest najważniejszą w dotychczasowej karierze?

- Jedna z ważniejszych. Zadecydowała też, że przeszliśmy do kolejnej rundy eliminacji.

Ważniejsze gole strzelałeś w Legii?

- Na pewno też były ważne, tak samo dla mnie, jak i drużyny, ale to inny etap kariery. Jako młody gracz Legii cieszyłem się z każdej bramki, szczególnie że nie strzelałem ich za wiele.

Byłeś jednym z zawodników, którzy zakazili się koronawirusem. Jak go przechodziłeś?

- Całe szczęście łagodnie. Przez jeden dzień miałem stan podgorączkowy. Obecnie nie odczuwam żadnych skutków. Cieszę się, że nie miało to dużego wpływu na mnie. Najgorsza była przerwa w treningach, dodatkowo w tym czasie wypadło więcej osób z klubu. Drużynowe treningi nie mogły się odbywać, zostały indywidualne ćwiczenia. Do meczu z Górnikiem przygotowywaliśmy się przez tydzień już całą drużyną.

Co, po tych gorszych meczach, mówił wam trener Fornalik?

- Zachowywał spokój. Powtarzał, że w nas wierzy, że wszystko się odwróci. Nie było nerwowych ruchów ze strony klubu czy trenera, wszystko przebiegło spokojnie i tak być powinno. Nasza gra była dobra, ale brakowało punktów. Nerwowość czy szukanie problemów na siłę nie jest potrzebne. Chłodna głowa wynagrodziła nam to i wygraliśmy dwa mecze.

Jak ci się gra w środku pola z Michałem Chrapkiem?

- Michał stosunkowo późno do nas dołączył. Rozegrał dwa mecze od początku – dwa mecze były przez nas wygrane. Tym bardziej mogę powiedzieć, że dobrze mi się z nim gra. Jest dobry technicznie, rozumie grę. Z innymi partnerami, mimo braku punktów, też było dobrze. Najbardziej lubię, kiedy ja jestem w podstawowym składzie.

Nie grałeś ostatnio całych spotkań. Odczuwałeś, że jesteś podporą linii pomocy?

- W większości meczów wychodziłem w podstawowym składzie. Teraz wpływ na to, że czasem nie gra się pełnego meczu, ma pięć zmian. Trenerzy decydują się na to przede wszystkim w przypadku graczy ofensywnych i środka pola, obrońców zmienia się rzadziej.

W kuluarach był temat zwolnienia trenera Fornalika?

- Nic takiego do nas nie doszło, wręcz przeciwnie, zarząd dawał znaki, że trener ma pełne poparcie i jego pozycja jest niezagrożona. Odczuliśmy to w klubie i staraliśmy się zrobić wszystko. aby przełamać złą serię.

Jaki był twój cel przed tym sezonem?

- Zawsze przed sezonem stawiam sobie jakieś cele do osiągnięcia. Rok temu było to wskoczenie do podstawowego składu. W mistrzowskim sezonie w większości wchodziłem na boisko z ławki. Trener dawał mi grać, ale też studził moje emocje i zrobił dobrze. Zdobyliśmy mistrzostwo, nie było argumentów, aby coś zmieniać. Trener mówił, że mam dłuższy kontakt i mój czas przyjdzie. Tak się stało, wywalczyłem miejsce i zagrałem wiele minut. Teraz celów jest kilka, a nawet więcej. Chciałem utrzymać pozycję podstawowego zawodnika i do tego mieć większy wpływ pod bramką przeciwnika.

A jako zespół musieliście przewartościować cele na obecny sezon?

- Celem był awans do europejskich pucharów i dobra gra, w lidze również walczymy o miejsca gwarantujące puchary. W przypadku gdy nie ma dolnej i górnej ósemki, a meczów jest mniej, patrzymy cały czas w górę tabeli i wierzę, że w drugiej rundzie i następnych meczach odpalimy. Jak uda się złapać passę, to kolejne mecze również mogą okazać się zwycięskie.

Przed wami mecz z Legią, z którą w ostatnim czasie radzicie sobie dobrze.

- Nawet sezon mistrzowski pokazał, że jak się złapie serię, to można z drugiego szeregu zaatakować lepsze pozycje. Patrząc na ostatnie mecze Legii widać dużą jakość - pokazują ją ofensywne boki obrony, które robią sporo zamieszania z przodu. Filip Mladenović zdobywa nawet bramki, ostatnio podawał mu Josip Juranović, to o czymś świadczy. Groźne też są dośrodkowania na Tomasa Pekharta, to jeden z głównych atutów i stylów Legii. Sporo bramek pada w taki sposób.

Wyobrażasz sobie siebie w obecnej Legii?

- Nie skupiałem się na tym, ale czemu nie? Chcę się dalej rozwijać. Oglądam też inne najróżniejsze kluby i patrzę na zawodników i ich grę. Nie chcę mówić czy bym teraz pasował do Legii, bo to jest zależne od koncepcji trenerów i całego klubu. Ale na pewno staram się, aby moje umiejętności rosły, aby były na poziomie topu ekstraklasy.

Jesteś szczególnie zmotywowany przed rywalizacją z byłem klubem?

- Zawsze jestem zadowolony, gdy mogę zagrać w moim rodzinnym mieście, przy Łazienkowskiej, przed rodziną i znajomymi. Zawsze staram się pokazać z jak najlepszej strony. Mój pierwszy mecz na Legii był najbardziej emocjonalny, był to też sezon mistrzowski, w którym większość spotkań była dla mnie wielkim wydarzeniem. Obecnie podchodzę do tego na chłodno, ale z wielką przyjemnością wracam do Warszawy.

Co odczuwałeś po opuszczeniu Legii i gorszym początku w Olimpii?

- Przeczucie podpowiadało mi, że muszę przejść do Olimpii i powalczyć o regularną grę, czego w Legii niestety nie mogłem doświadczyć. Trener Jacek Magiera doradził mi wypożyczenie, i tak zrobiłem. Chciałem zrobić wszystko, aby taką okrężną drogą dostać się do pierwszej drużyny Legii. Wszystko było mocno instynktowne, często ta dobra ścieżka kariery wisiała na włosku, ale jakoś zawsze mi się udawało.

Dariusz Mioduski wspominał, że chciałby żeby Legia była jak Dinamo Zagrzeb, w którym młodzież dostaje więcej szans. Nie uważasz, że Legia za szybko „dziękuje” młodzieżowcom, a stawia na zagranicznych zawodników z większym kontraktem?

- Polityka klubu często się zmienia, tak samo właściciele. Prezes Mioduski jest samodzielnym właścicielem od prawie czterech lat, wcześniej ta wizja klubu mogła być inna. Gdy ja byłem w Legii rządziło ITI, więc ta wizja była jeszcze inna. Trudno wprowadzać młodych w takich okolicznościach, w tym czasie były też duże sukcesy i coroczna walka o najwyższe cele i europejskie puchary. Jest to po części zrozumiałe, szczególnie jeśli nie jest to budowane od podstaw. Gdy przychodziłem do Legii w 2000 roku miałem sześć lat. Akademia była prowizoryczna, trenowaliśmy na łukach głównego boiska albo na jakiś skrawkach zieleni. Klub później ciągle się rozwijał, polityka również się zmieniała. Myślę że, musiało dojść do momentu, w którym młodzi gracze mogli wejść szeroką ławą do piłki seniorskiej, na co wpływ ma też przepis o młodzieżowcu i rozwój akademii. Świetna baza, obiekt z wieloma boiskami. Myślę, że to jest podstawa, aby ta polityka klubu była taka jak w Dinamie Zagrzeb, o którym wspomniał prezes Mioduski.

Grono byłych młodych zawodników Legii, którzy nie mieli szansy zaistnieć, jest spore. Spodziewałeś się, że tak mała liczba graczy, którzy sięgnęli po mistrzostwo Polski juniorów starszych w Grudziądzu, będzie decydowała o sile Legii?

- Spodziewałem się, że więcej osób będzie grało na wysokim poziomie i to wcześniej. Ale życie tak wygląda, że plany są weryfikowane przez różne błędy zawodników czy kontuzje, brak szczęścia - to decyduje o tym, że z tej drużyny zbyt wielu zawodników na poziomie ekstraklasy nie ma. Chociaż przewinęło się kilku, na ten moment Kuba Arak, Grzegorz Tomasiewicz, ja. Kamil Mazek w pierwszej lidze, Bartek Kalinkowski, Łukasz Turzyniecki i Kamil Rozmus z Bartkiem w Górniku Łęczna.

Patryk Sokołowski

Uważasz, że gdybyście trafili na obecne czasy to wasza większość grałaby w Legii?

- Myślę, że to możliwe, nigdy nie wiadomo, choć teraz to otoczenie sprzyja młodym zawodnikom. Transfery, które ostatnio były w Polsce, też napędzają kluby do tego, żeby stawiać na młodych i zarobić pieniądze. Obecnie polityka większości klubów jest taka, żeby promować młodych. Wtedy, tak myślę, mniej się o tym myślało i stawiało na inne rzeczy, lecz taka jest kolej rzeczy i musimy się z tym pogodzić.

Któregoś z kolegów z czasów legijnych namawiałeś do szachów?

- Jeszcze nie, ale myślę ze na pewno ktoś by się znalazł. Patryk Lipski napisał do mnie, że możemy zagrać partyjkę. Nie wiem czy szachy stały się bardziej popularne po serialu „Gambit Królowej”. Nie zdążyłem porozmawiać z Patrykiem czy zna zasady i gra regularnie.

Rozumiem, że w drodze do Warszawy wyjmujecie plansze i gracie?

- Teraz już wszystko można robić na telefonach. W taki sposób jest też łatwiej grać. Nie trzeba się martwić o to, że plansza będzie drgała, a pionki będą spadały.

Który obrońca Legii robi na tobie największe wrażenie?

- Kluczową postacią jest Artur Jędrzejczyk. Uważam, że jest naprawdę ważnym zawodnikiem, który trzyma defensywę, wygrywa pojedynki główkowe. Jest agresywny, gra blisko przeciwnika, nie ustępuje napastnikowi. Przeciwko Arturowi naprawdę trudno się gra. Ofensywni piłkarze mają z nim problemy.

Na którym zawodniku Legii najbardziej skupia się trener Fornalik?

- Na razie mieliśmy ogólny zarys taktyczny, nie było odnoszenia się do konkretnych graczy. Szkoleniowiec nie ma w zwyczaju zwracać uwagi na to, by koncentrować się na jednym zawodniku, a przeważnie patrzy na całość.

Jesteś nastawiony na to, że w niedzielę będziesz musiał często przerywać grę i dopuszczać się przewinień?

- Nigdy nie mam w zamiarach faulować przeciwników, bo to nie jest mój styl gry. Nawet jak będzie atakował Luquinhas, to będę się starał czysto odzyskiwać piłkę, a nie kopać po nogach. Myślę, że nie taki jest cel gry w piłkę. Na pewno będę miał dużo zadań w ofensywie jak i defensywie, jak to mówił Adam Nawałka. Ale gram na takiej pozycji, że przy naszym systemie 4-4-2 tej pracy jest 50 na 50, jeśli chodzi o obronę i atak. Trzeba zabezpieczyć, aby przeciwnik nie rozpędzał się środkiem, asekurować boczne sektory i odpowiadać za wyprowadzenie piłki w tej pierwszej fazie, a także pomagać w finalizacji. Myślę, że tych zadań jest całkiem sporo.

No tak, w końcu masz tylko jedną żółtą kartkę w tym sezonie.

- Tak. Ze Stalą Mielec. Ale to za faul taktyczny - nie brutalny!

Podoba ci się, że Ekstraklasa wróci szybciej po przerwie zimowej?

- Wiem, jakie są powody tej decyzji. Mecze mogą być przekładane i chodzi o to, żeby liga się nie rozciągnęła. Mi się to osobiście podoba. Myślę, że to słuszny kierunek. Mam nadzieję, że skończymy ligę o czasie i to, że wrócimy do gry o tydzień-dwa wcześniej nie robi aż takiej różnicy. Damy radę się przygotować. Szczególnie, że jesteśmy przyzwyczajeni do szarpanych przygotowań i mamy już doświadczenie z poprzednich miesięcy.

Te szarpane przygotowania to chyba największe wyzwanie tego roku?

- Przerwa między sezonami była tak samo długa, jak między naszym meczem z Wisłą Płock a Górnikiem Zabrze. Mieliśmy taką samą przerwę zarówno między rozgrywkami, jak i dwoma meczami w lidze.

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.