Domagoj Antolić

Podsumowanie formacji: pomocnicy

Redaktor Maciej ZiółkowskiRedaktor Piotr Gawroński

Maciej Ziółkowski, Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

27.12.2019 19:40

(akt. 28.12.2019 18:56)

W rundzie jesiennej z dobrej strony pokazało się kilku graczy występujących w pomocy. Na słowa uznania zasłużyli m.in. Paweł Wszołek czy Luquinhas, którzy z przytupem weszli do podstawowego składu Legii, ale też Domagoj Antolić, który przeszedł ogromną metamorfozę. Zapraszamy do podsumowania występów pomocników stołecznego klubu.

Wygrani rundy jesiennej

Chyba żaden z piłkarzy Legii nie przeszedł takiej metamorfozy jak Domagoj Antolić. 29-latek jesienią był w szczytowej formie. Chorwat często asekurował kolegów, gwarantował partnerom bezpieczeństwo w tyłach, naprawiał błędy innych, grał solidnie. Dzięki takiej postawie koledzy mogli skupić się na ofensywie. "Antola" jednak przede wszystkim porządkował grę wicemistrzów Polski, regulował jej tempo. Włączając się do akcji ofensywnych zbiegał w boczne strefy i posyłał dokładne dośrodkowania - efekt tego widzieliśmy choćby w starciu Wisłą Płock (3:1) przy trafieniu Jarosława Niezgody. W tym samym spotkaniu swoim odbiorem rozpoczął bramkową akcję przy drugim golu w meczu. W spotkaniu z Lechem wspomógł Arvydasa Novikovasa i ze skrzydła asystował przy bramce Macieja Rosołka. Lubił też próbować szczęścia przy strzałach z dystansu. Aktywność na boisku była znakiem rozpoznawczym Antolicia, dzięki czemu koledzy coraz częściej podawali właśnie do niego. Chorwat ma w tym aspekcie najlepszą skuteczność z całej drużyny, bo aż 90,8% w obecnym sezonie. Dodatkowo średnia udanych decyzji Antolicia wynosi 73,6% i jest jedną z lepszych w drużynie. Skąd taka zmiana? - Lubię mieć piłkę przy nodze, utrzymywać się przy niej i u trenera Vukovicia tak właśnie gramy. To mi się podoba i chyba dlatego wyglądam zdecydowanie lepiej na boisku niż kilka miesięcy temu – mówił zawodnik. Razem z Andre Martinsem tworzą zgrany duet środkowych pomocników, który jak sami mówią, rozumie się bez słów. Razem z Portugalczykiem byli w stanie zdominować środek pola, co było istotne w wielu spotkaniach. Chorwat do tej pory zgromadził 4 asysty w 24 meczach. Został wybrany najlepszym piłkarzem listopada w Legii. Wszystko wskazuję na to, że dalej będzie nieodłącznym elementem pierwszej jedenastki trenera Vukovicia.

Andre Martins w poprzednim sezonie został piłkarzem sezonu według czytelników i redakcji Legia.Net. W obecnym może być ciężko o powtórzenie tego wyróżnienia, ale Portugalczyk utrzymał swój dobry poziom. Rozegrał najwięcej minut w lidze wśród piłkarzy z pola, a dzięki profesjonalnemu podejściu do zawodu omijają go kontuzje. Jest sercem drużyny, które bije od początku do końca każdego meczu. Opuścił jedynie spotkanie z ŁKS-em, tuż przed wyjazdem do Glasgow. Jest jednym z graczy od których ustalanie składu rozpoczyna trener Vuković, bez względu na wyniki wcześniejszych spotkań. Portugalczyk doskonale utrzymuję się przy piłce i szuka rozwiązań ofensywnych, jest jednym z najczęściej faulowanych graczy w lidze i ma wysoki procent udanych decyzji boiskowych (75,4%). 29-latek wykazuje się też wysoką skutecznością podań (90,1%), wygranych pojedynków (57,6%) i mimo swojego wzrostu pojedynków główkowych (50%). Doskonale uzupełnia się w środku z Antoliciem, razem tworzą zgrany duet w środku pola. Dwukrotny reprezentant Portugalii rozegrał 30 spotkań, w których zaliczył jedną asystę. Po meczu z Koroną Kielce (4:0) został wybrany do jedenastki kolejki Ekstraklasy. Martinsowi w czerwcu kończy się kontrakt z Legią, interesuje się nim kilka drużyn z Major League Soccer. Sam jednak przyznaje, że chciałby pozostać w Legii - Świetnie się tu czuję, mam dobrą relację z prezesem. Gdyby ta sprawa zależała tylko ode mnie, to chciałbym zostać - mówił pomocnik. Na pewno strata Portugalczyka byłaby sporym ciosem dla drużyny, dlatego warto przyłożyć się do negocjacji przy nowym kontrakcie.

Za Luquinhasem bardzo dobry czas. Brazylijczyk został zawodnikiem Legii na początku lipca i z marszu wskoczył do podstawowego składu. 23-latek nie bał się pojedynków jeden na jednego, dryblingów, dzięki którym zyskiwał przestrzeń i otwierał nowe korytarze dla kolegów. Trudno było go powstrzymać z futbolówką przy nodze. Aktywny, sumienny, pracował dla drużyny. Wspierał defensywę, gdy rywale znajdowali się przy piłce. Cechowała go nieustępliwość, czasem mogło się wydawać, że nie było dla niego straconych piłek. Po stratach momentalnie doskakiwał do rywala i próbował za wszelką cenę popisać się skutecznym odbiorem. Z początku można było się do niego przyczepić o wykończenie akcji, które pozostawiało trochę do życzenia. Skrzydłowy doskonalił się w tym aspekcie, zaczął szlifować strzały na treningach i z czasem zaczęło to przynosić porządane efekty. Po dwóch asystach, z Rakowem i Cracovią, "Luqi" strzelił pierwszego gola z Wisłą Kraków. Od tego momentu dynamiczny pomocnik zaczął poprawiać statystyki i wypadał efektywniej. Był jednym z pierwszych graczy, którzy rozpoczynali szturmy na bramkę przeciwnika. Przesunięcie go ze skrzydła na „dziesiątkę” okazało się świetnym wyborem, który pozytywnie wpłynął na całą drużynę. Były piłkarz m.in. Desportivo Aves uwypuklił swoje zalety, kreował dogodne sytuacje, potrafił także zagrywać do lepiej ustawionych partnerów. W końcówce roku ponownie grał na boku pomocy ze względu na problemy zdrowotne Arvydasa Novikovasa. Ważne ogniwo w układance trenera Aleksandara Vukovicia.

Luquinhas

Dosyć szybko przy Łazienkowskiej odnalazł się również Paweł Wszołek. Przyszedł do Legii i do razu było widać, że nie jest zaniedbany, miał bardzo niski procent tkanki tłuszczowej. Zaliczył przetarcie w trzecioligowych rezerwach, a od października regularnie gościł w wyjściowej „jedenastce” pierwszej drużyny. Widać, że występy w lidze angielskiej czy włoskiej uczyniły z niego gracza dojrzalszego. Imponował spokojem w operowaniu piłki oraz przyspieszeniem w kluczowym momencie akcji. Pokazał to w pierwszej połowie niedawnego meczu z Zagłębiem (1:2). Przepchnął Jakuba Tosika w bocznym sektorze i wycofał futbolówkę praktycznie z linii końcowej w pole karne, gdzie do siatki skierował ją Jarosław Niezgoda. Poza tym, „Wszołek" często szukał okazji do oddawania strzałów, dobrze odnajdywał się w „szesnastce” i stanowił spore zagrożenie dla rywali. Skuteczność dryblingu na poziomie 66,7%, 44 procent wygranych pojedynków w ofensywie, średnio 5,11 dośrodkowania w każdym meczu. Do tego silny fizycznie, szukał współpracy z bocznym defensorem, która często zbierała owoce i przynosiła korzyść "Wojskowym". Ambicję pokazał mecz we Wrocławiu. Na początku rywalizacji źle zaadresował podanie do Igora Lewczuka, który musiał ratować się faulem we własnym polu karnym. Wszołek zrehabilitował się samemu trafiając do siatki. Oczywiście były też minusy - miał mecze w których nieco "gasł" i był mniej widoczny. Ale te minusy nie przesłaniaja nam plusów, których było znacznie więcej. Duże oklaski po rundzie jesiennej. Wiosna po przygotowaniu do sezonu razem z zespołem powinna być jeszcze lepsza.

Pojedyncze przebłyski z nadzieją na ustabilizowanie formy

Walerian Gwilia od początku pobytu w Warszawie gwarantował solidność w środku pola i w grze ofensywnej. Gruzin często pojawiał się w pierwszym składzie, wykonywał stałe fragmenty, starał się być pod grą, kreować okazje kolegom. Rozgrywał piłkę, dokładnie podawał (82,8%),  po podaniach Gruzina jego koledzy zdołali oddać aż 69 strzałów. Strzelił cennego gola w Kielcach na wagę trzech punktów. Dodatkowo, zdobył bramkę i miał asystę w rewanżowym starciu z Atromitosem. Przyczynił się także do zwycięstw z Kuopionem Palloseura, ŁKS-em, Zagłębiem czy Cracovią, gdzie podwyższył wynik i wprowadził więcej komfortu w poczynania zespołu. Zawodnik dobrze spisywał się biegając tuż za plecami napastnika, nieźle rozumiał się z kolegami i adresował do nich, w znacznej mierze, dokładne podania. Sytuacja „Vako” uległa zmianie przed meczem Lechem (2:1). Doznał bowiem urazu na zgrupowaniu kadry, przez co rozpoczął mecz z „Kolejorzem” z ławki rezerwowych. Wtedy na „dziesiątce” był próbowany Luquinhas, który spisał się na medal, w efekcie czego przeniósł się tam na stałe. Dla byłego zawodnika Górnika oznaczało to łapanie mniejszej liczby minut na murawie. Musiał od nowa walczyć o miejsce w podstawowym składzie, aczkolwiek nie było tak, że po złapaniu kontuzji został odstawiony na bok. Na jesieni wystąpił łącznie w 30 spotkaniach i mógł wprowadzać świeżość po otrzymywaniu szans w drugiej połowie. Zdarzały się momenty, w których prezentował się jednak przeciętnie, nie miał zbyt dużego wpływu na grę zespołu i brakowało mu szczypty pewności w swoich działaniach.

Arvydas Novikovas potrzebował trochę czasu na aklimatyzację w barwach stołecznego klubu. Litwin został obdarzony sporym kredytem zaufania, lecz na boisku często irytował, popełniał dużo błędów, które nie pomagały zespołowi oraz samemu zawodnikowi. Stracił trzy występy w eliminacjach do Ligi Europy z powodu kontuzji. Po wyleczeniu urazu, sztab szkoleniowy starał się go odbudować, lecz nie należało to do najprostszych zadań. Boczny pomocnik blado wypadł na tle Wisły Płock, Lechii oraz Piasta i raczej nic nie zapowiadało się, że zacznie pisać nowy i lepszy rozdział z „eLką” na piersi. Nagle, coś się jednak ruszyło, pozytywów w jego grze było o wiele więcej. Po przerwie na mecze reprezentacji "Arvi" wyglądał inaczej: lepiej, skuteczniej, robić postępy, szedł krok po kroku. NIe można mu było odmówić chęci do gry, gdy jedno zagranie nie wyszło, po chwili próbował kolejnego. Strzelił gola w meczu z Wisłą, miał asystę, złapał wiatr w żagle i wreszcie zaczął grać na miarę oczekiwań. Sam czuł się coraz lepiej i swobodniej, uwypuklił walory, dzięki którym robił różnicę na murawie. Kreował dogodne okazje, współpracował z kolegami. Dobrą formę zahamowały problemy zdrowotne. 29-latek przedwcześnie opuścił spotkanie z Koroną, a później przeszedł zabieg ablacji serca. Nie wystąpił w czterech ostatnich meczach w 2019 roku. Wrócił do treningów przed starciem w Lubinie, gdzie zasiadł na ławce rezerwowych.

Na początku sezonu Legia skorzystała z klauzuli wykupu kontraktu Cafu. Piłkarz stał się zawodnikiem wicemistrzów Polski na zasadach jakie obowiązywały w poprzednim klubie. Plotkowało się o natychmiastowej sprzedaży Portugalczyka, jednak pomocnik pozostał przy Łazienkowskiej. Niestety w spotkaniu kontrolnym z Pogonią Siedlce doznał urazu stawu skokowego i czekała go kilkutygodniowa przerwa. 26-latek powrócił na murawę w spotkaniu rezerw z Bronią Radom, a cztery dni później zagrał 90. minut w rewanżu z Atromitosem (2:0). Wszystko wracało do normy, Cafu zagrał od początku w meczach z Glasgow FC i Zagłębiem Lubin (1:0). Po odpadnięciu z eliminacji Ligi Europy grał w kratkę, czasami na „dziesiątce” jak w meczu z Wisłą Płock (0:1), w trójce środkowych pomocników z Antoliciem i Martinsem, czy zasiadając na ławce. Spotkanie z Cracovią (2:1), pod koniec września, zaczął na środku pomocy. W 25. minucie upadł przy próbie zablokowania rywala, z nienaturalnie ugiętą lewą nogą w kolanie. Uszkodził więzadło i przeszedł rehabiltację. Wrócił do treningów, ale nikt nie chciał ryzykować jego zdrowiem. - Maszyna wróci silniejsza. Wystarczy poczekać i się o tym przekonać – mówił pomocnik. Pod koniec meczu z Wisłą Płock (3:1) Portugalczyk zastąpił Antolicia i nawet zdążył oddać strzał. Kontrakt zawodnika obowiązuję do końca czerwca ale wkrótce mają się rozpocząć negocjacje Legii z piłkarzem w sprawie przedłużenia kontraktu.

Cafu

Mateusz Praszelik pojechał na oba zgrupowania przedsezonowe. Dzielnie walczył o swoją szansę i jak się później okazało zadebiutował już w pierwszej kolejce w meczu z Pogonią (1:2) - Pół roku temu za trenera Sa Pinto, było mi trudniej. Teraz nabrałem już doświadczenia, jest spora grupa młodych zawodników i dobrze czujemy się razem. Odnalazłem się już w tej grupie, jestem jej członkiem. – mówił młody zawodnik. Faktycznie w jego grze widać było luz, sporą swobodę w operowaniu piłką. Brakowało jedynie skuteczności pod bramką przeciwnika. Tuż po debiucie nabawił się urazu stawu skokowego i czekała go krótka przerwa. Powrócił na derbowy mecz rezerw z Ursusem (3:2) i zagrał całą pierwszą połowę. W sumie rozegrał siedem meczów w trzeciej lidze, swoją jedyną bramkę i asystę zanotował starciu z KS Wasilków (4:0). Regularnie zasiadał na ławce rezerwowej pierwszej drużyny i dostał sześć szans pokazania się warszawskim kibicom. Trener Vuković wystawiał go tuż za napastnikiem, czyli na jego nominalnej pozycji. W ostatniej części sezonu przestał łapać się do kadry meczowej, i nie będzie miał łatwo by z powrotem się w niej znaleźć. Być może najlepszym rozwiązaniem dla 19-latka będzie wypożyczenie lub transfer definitywny.

Mateusz Praszelik

Rozczarowania

Salvador Agra zrobił pozytywne wrażenie w przedsezonowych sparingach w Austrii, a potem spuścił z tonu. Portugalczyk zagrał w meczach z Europa FC, od początku z ŁKS-em (3:2) oraz w końcówce z Pogonią Szczecin (1:3). Dodając do tego jeden mecz w rezerwach, mamy cały bilans występów 28-latka. Liczby nie są oszałamiające. Skrzydłowy sumiennie pracował na treningach, starał się, ale miał problem z szeroko pojętą dyscypliną taktyczną. Przez to m.in sprokurował rzut karny w meczu z ŁKS-em, dlatego otrzymał czerwoną kartkę w III lidze. Przegrywa rywalizację zarówno doświadczonymi zawodnikami, jak i tymi bardziej perspektywistycznymi. Kontrakt Agry z Legią obowiązuję do końca przyszłego sezonu, lecz jeśli znajdzie się chętny na usługi Portugalczyka, to nikt nie będzie robił mu problemów ze zmianą pracodawcy. Jeśli zostanie w Warszawie, to spróbuje przekonać do siebie sztab szkoleniowy - nie będzie to jednak łatwe zadanie.

Salvador Agra

Dominik Nagy to jedno z największych rozczarowań tej jesieni. W poprzednich latach miewał okresy bardzo dobrej gry, w obecnym sezonie jedyny przebłysk zaliczył z ŁKS-em (2:1). Wystąpił w całym spotkaniu, strzelił bramkę i zaliczył asystę, ponownie rozbudzając nadzieję w warszawskich kibicach. Węgier ma potencjał by być w trójce najlepszych skrzydłowych ligi, ale konsekwetnie z tego potencjału nie korzysta. Dostawał szanse w eliminacjach Ligi Europy i Ekstraklasie w sumie rozgrywając 16 spotkań, ale w pełni wykorzystał tylko jedną. Ostatni raz wystąpił we wrześniu w przegranym meczu z Lechią Gdańsk (1:2). Do bilansu 24-latka możemy dodać jeszcze mecz w Pucharze Polski z Puszczą i dwa występy w rezerwach. Średnia udanych decyzji skrzydłowego to 49,7%, najgorsza wśród pomocników. Obecnie Węgier nie łapię się do kadry meczowej Legii. Podpadł sztabowi szkoleniowemu podejściem do swoich obowiązków przed starciem z Lechem Poznań. Inni wykorzystali swoja szansę, a Nagy spadł na samo dno w hierarchi skrzydłowych. Jeszcze rok temu Legia chciała zarobić na reprezentancie Węgier 3,5 mln euro, obecnie mówi się o kwocie o dwa miliony mniejszej. Ale transfer definitywny wydaje się być jedynym rozwiązaniem saytysfakcjonującym obie strony.

Dominik Nagy, Igor Sapała

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.