Przegląd prasy: Mistrz połknął beniaminka
24.09.2018 10:04
Przegląd Sportowy - Mistrz Polski po raz pierwszy w obecnym sezonie wygrał dwa ligowe mecze z rzędu. Trener Ricardo Sa Pinto przewidywał spore problemy i przez ponad godzinę jego zespół miał kłopoty. A Miedź była zadziorna i niebezpieczna. Kilkakrotnie zebrała solidne brawa, może nie za stwarzane okazje, tylko sposób budowania akcji i uwalniania się od rywali daleko od bramki. Przegrała zasłużenie, ale za wysoko.
Legnicki beniaminek ma problemy i Legia bezwzględnie je wykorzystała. Kiepsko dysponowany w szeregach gospodarzy był wracający po kontuzji Rafał Augustyniak. Nie on jeden. W drugiej połowie cała drużyna gospodarzy zostawiała rywalom coraz więcej miejsca. Za dużo, by zespół mający w składzie tyle indywidualności, nie mógł w końcu wrzucić piątego biegu. Im dłużej mecz trwał, tym Legia wyglądała lepiej, potwierdzając, że trener Ricardo Sa Pinto niedawno słusznie położył nacisk na przygotowanie motoryczne, choć to przecież środek sezonu. Zaryzykował i – jak się wydaje – zaczyna powolutku zbierać plon. Wyśmienitą partię rozgrywał Portugalczyk Cafu. Iście iberyjską piłkarską fantazją przy golu Carlitosa wykazał się bohater niedawnej potyczki z Lechem – Węgier Dominik Nagy. Sam Carlitos nareszcie przypominał sam siebie. Król strzelców poprzedniego sezonu rozegrał najlepszy ligowy mecz w barwach Legii. Zaliczył asystę i zdobył bramkę. Przełamał się nawet Michał Kucharczyk. Co prawda po bezbarwnym występie i dzięki rzutowi karnemu, po którym piłka leciała bardzo powoli, ale ma pierwszego gola w sezonie w spotkaniu o punkty.
Sport - Srodze zawiedzeni są ci, którzy w Legnicy wietrzyli sensację. Gospodarze zostali odarci ze złudzeń. Konfrontację z beniaminkiem warszawianie rozpoczęli dokładnie taką sama jedenastką jak poprzednie starcie – wygrane z Lechem Poznań 1:0. Efekt? Najwyższe zwycięstwo w bieżących rozgrywkach.
Początek meczu nie zapowiadał jednak pogromu. Jako pierwszy publikę porwał napastnik Miedzi, Petteri Forsell. Już w pierwszych minutach oddał celny strzał, jednak na posterunku był Radosław Cierzniak. W odpowiedzi kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Carlitos. Piłka nie zatrzepotała jednak w siatce, bo jeszcze lepiej interweniował Anton Kanibołockyj. Za to po kwadransie futbolówka wpadła do bramki gości. Arbiter słusznie jednak gola nie uznał, odgwizdując pozycję spaloną Fina. To było drugie i - jak się miało okazać - ostatnie ostrzeżenie dla legionistów ze strony tego zawodnika. Prowadzenie objęli jednak obrońcy tytułu. Po centrze spod linii bocznej Carlitosa sprytnie „dzióbnął” piłkę z powietrza Cafu i było 0:1.
Fakt - Kryzys zażegnany. Legia pod komendą Ricardo Sa Pinto wyraźnie się rozkręca. W Legnicy wygrała z Miedzią aż 4:1. Legioniści, którzy jeszcze w sierpniu człapali po boisku zamiast biegać, w ostatnich tygodniach na treningach wylali litry potu i teraz pojawiają się efekty. W składzie gości były indywidualności, które potrafiły wykorzystywać niemal każde potknięcie rywala. Najbardziej odczuł to przymierzany do gry w reprezentacji Rafał Augustyniak, który zawinił przy pierwszym golu, a potem sprokurował rzut karny. W obu przypadkach jego słabości obnażał Cafu. Portugalczyk zagrał swój najlepszy mecz, odkąd w lutym został wypożyczony do Legii z FC Metz. Strzelił dwa gole, czyli tyle samo, ile we wszystkich wcześniejszych meczach w barwach Legii.
Super Express - To był najlepszy mecz Legii za rządów Ricardo Sa Pinto. Mistrzowie Polski w drugiej połowie przejechali jak walec po ambitnych piłkarzach Miedzi Legnica (4:1). Bohaterem gości był Portugalczyk Cafu, który strzelił dwa gole i wywalczył rzut karny. Portugalczykowi zarzucano, że po boisku porusza się ze zwrotnością statku Batory, ale w Legnicy pokazał klasę. To on dał Legii prowadzenie, a na koniec dobił Miedź mocnym strzałem zza pola karnego. Po jego uderzeniu zablokowanym przez przeciwnika ręką sędzia podyktował też jedenastkę, którą na gola zamienił Michał Kucharczyk. Inna sprawa, że gapą okazał się bramkarz Miedzi, który nie umiał zatrzymać lekkiego strzału „Kuchego” w środek bramki. W innych sytuacjach Anton Kanibołockij też bronił strasznie nieporadnie. – Trafienie z karnego było moim zdaniem kluczowe, bo po nim złapaliśmy luz. Czy to mój najlepszy występ? Nie wiem. Grunt, że to był dobry mecz Legii – ocenił Cafu. Na brawa zasłużył też Dominik Nagy. Filigranowy Węgier przy trzecim golu zatańczył z kilkoma obrońcami rywali w polu karnym i kapitalnie piętą odegrał do Carlitosa. Hiszpan trafił w długi róg.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.