Przegląd prasy: Robak pogryzł Legię
11.09.2017 08:37
Przegląd Sportowy - Śląsk połączył mecz z Legią z obchodami 70-lecia założenia klubu i jak na ironię, zwycięska, jedyna prawidłowo zdobyta tego wieczoru bramka padła po akcji zawodników, mających w sumie właśnie tyle lat: 35-letni Łukasz Madej dośrodkował do swojego rówieśnika Marcina Robaka, który strzelił pięknego gola głową. Wcześniej mecz był tyleż przyjemny piłkarsko, co pełen kontrowersji. – Jeśli chodzi o rękę Adama Hlouška, po której podyktowano jedenastkę, sędzia asystent jej nie widział. On zgadywał, że ta ręka była. Jestem o tym przekonany – narzekał trener gości Jacek Magiera. Choć w sumie krzywdy nie doznał, bo gol dla jego drużyny padł po spalonym.
- Wrocławianie, w których barwach najlepsi byli weterani (poza dwoma wspomnianymi, bardzo dobre spotkanie rozegrał także 33-letni Djordje Cotra) wygrali jednak zasłużenie. Trener Jan Urban przechytrzył swojego byłego asystenta z Legii. Śląsk lepiej prezentował się w środku pola i przez dużą część meczu zmuszał gości do grania prostymi środkami. Magiera zestawił jedenastkę bez skrzydłowych, skupił główne siły w środku pola, gdzie i tak bitwę przegrał. Gospodarze, teoretycznie grając bez defensywnego pomocnika, dość łatwo zbierali piłki. Po pierwszej połowie dusili Legię tak, że legitymowali się 68-procentowym posiadaniem futbolówki. Trudno, żeby się tak nie napędzali, skoro po przeciwnej stronie barykady sam Tomasz Jodłowiec wygenerował w całym meczu 11 strat, jakby był ofensywnym piłkarzem, permanentnie zmuszanym do ryzyka. – Chcieliśmy grać widowiskowo i to się udało. Róbmy tak dalej, to przyciągniemy kibiców – cieszył się trener Urban.
Sport - Ironia losu polegała na tym, że do przerwy stroną zdecydowanie dominującą byli gospodarze (utrzymywali się przy piłce przez 65 procent czasu gry), a mimo to przegrywali 0:1. Na początku spotkania Arkadiusza Malarza próbowali zaskoczyć kolejno Robert Pich, Marcin Robak, Arkadiusz Piech. Po uderzeniu tego ostatniego z dystansu piłka tylko otarła się o słupek. Gdy wydawało się, że gol dla wrocławian jest tylko kwestią czasu, piłkę z siatki musiał wyciągać Jakub Wrąbel. Cristiano Pasquato dośrodkował z rzutu wolnego, żaden z obrońców Śląska nie sięgnął piłki, którą Armando Sadiku przytomnie zgrał, a Jarosław Niezgoda nie miał prawa chybić, mając przed sobą pustą bramkę. Niewiele brakowało, by w 38 min do wyrównania doprowadził Robak, po którego „nożycach” piłka odbiła się od poprzeczki bramki rywali.
Super Express - Nic nie pomogły dwa tygodnie przerwy. Legia wciąż gra źle. Bez pomysłu, bez polotu, bez sportowej złości.... Na tle mistrzów Polski Śląsk Wrocław prezentował się świetnie i zasłużenie wygrał 2:1. Po słabej pierwszej połowie meczu, w drugiej połowie Legia wciąż raziła bezradnością, a Przybył popełnił kolejny błąd, niesłusznie dyktując dla gospodarzy rzut karny za zagranie ręką Adama Hlouska (piłka odbiła się od uda i przypadkowo trafiła go w przedramię!). Wyrównał Robak, który w 68. minucie po dośrodkowaniu Łukasza Madeja ukąsił gości po raz drugi. Po nietrafionych transferach Legia jest po prostu słaba.
Fakt - Legia zawiodła, bo wydawało się, że po trzech ligowych zwycięstwach z rzędu wyskoczyła już z dołka, a wygrana we Wrocławiu dałaby jej nawet pozycję lidera. Tylko częściowo usprawiedliwia ją fakt kilku wymuszonych absencji. – Uraz Michała Kucharczyka spowodował, że zagraliśmy w zasadzie bez skrzydłowych, ale nawet w tym składzie powinniśmy pokonać Śląsk – przyznał Magiera.
Polska the Times - Prawie dwa tygodnie miał sztab szkoleniowy Legii na ugaszenie pożaru trawiącego drużynę. Po bardzo słabej grze w sporej części meczów i odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów, a później Ligi Europy, atmosfera wokół klubu była fatalna. W ostatnim meczu przed weekendem reprezentacyjnym wyraz niezadowolenia dali kibice, którzy chcąc dostosować doping do gry piłkarzy, w ogóle go nie prowadzili. Ciszę przerywały tylko szydercze hasła typu „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska”. Paradoksalnie, sierpień Wojskowi skończyli w czubie tabeli, z punktem straty do lidera. Poza zawodnikami wezwanymi na zgrupowania (Pazdan, Jędrzejczyk, Mączyński, Szymański, Sadiku i Hamalainen) legioniści dostali kilka dni wolnego, mieli spokojnie popracować i przygotować się do meczu ze Śląskiem. W międzyczasie prezes i właściciel klubu Dariusz Mioduski zmotywował ich do wytężonej pracy... zamrożeniem „wyjściówek”, czyli premii za wygrane mecze.
Oglądając sobotni mecz ze Śląskiem prezes musiał mieć spore wątpliwości, co do wdrożonej przez siebie filozofii. Zamiast maksymalnie zmotywowanych bestii będących jak bulterier, wściekły byk i Tommy Lee Jones w „Ściganym” razem wzięci, zobaczył cień drużyny z poprzedniego sezonu. Równie słabą, jeśli nie słabszą, niż przed przerwą na mecze międzynarodowe. A kibice wciąż czekają na naprawdę dobry mecz Legii w tym sezonie. Może za tydzień z Cra covią spełni się porzekadło „do 17. razy sztuka”...
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.