prasa  przeglad prasy

Przegląd prasy: Zgodnie z tradycją...

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

19.07.2021 10:00

(akt. 19.07.2021 10:07)

Poniedziałkowa prasa sportowa wiele miejsca poświęca spotkaniu o Superpuchar Polski. Podkreślane jest to, że legioniści w meczach o to trofeum przegrywają już tradycyjnie oraz fakt, że po zmianach to mistrzowie Polski przeważali. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Zgodnie z tradycją; Super Express - Strzał Tudora Legii zmora; Rzeczpospolita - Raków z Superpucharem Polski; Fakt - Emreli wyrównał, ale zmarnował karnego; Gazeta współczesna - Legia tradycyjne zaczęła od porażki; Sport - Dublet na setkę.

Przegląd Sportowy - Superpuchar kraju dla Rakowa Częstochowa! Legia przegrała mecz o to trofeum po raz ósmy z rzędu. Nie udało się przełamać klątwy Superpucharu - żałował trener Czesław Michniewicz. Przed rokiem Legia została pokonana w rzutach karnych przez Cracovię, w sobotę jedenastki lepiej wykonywali zawodnicy z Częstochowy. - Jestem z nich dumny, w niesprzyjających okolicznościach zachowali zimną głowę - cieszył się z kolei Marek Papszun, szkoleniowiec Rakowa.

Dowodzeni przez urodzonego w Warszawie 46-letniego szkoleniowca zdobywcy Pucharu Polski byli lepsi od mistrzów kraju przez godzinę. W pierwszej połowie dominowali, mieli mecz pod kontrolą, wykorzystywali to, że w podstawowym składzie gospodarzy było kilku zmienników. Legia ma za sobą oficjalną inaugurację sezonu - dwa spotkania w el. Ligi Mistrzów. Przed nią kolejne wyzwania, dlatego trener Michniewicz musi oszczędzać podstawowych graczy. Trener Papszun wystawił „galową” jedenastkę, w której znaleźli się wszyscy najlepsi i zdrowi zawodnicy. Od powrotu do ekstraklasy Raków nie wygra1 żadnego z czterech ligowych meczów z Legią, w sobotę był lepszy, czego efektem była szybko zdobyta bramka przez Frana Tudora. Jednym z winowajców był jeden z nowych zawodników sprowadzonych latem do Warszawy - Lindsay Rose. Do przerwy reprezentant Mauritiusu grał słabo, zachowawczo i nerwowo. - W przyszłości może być silnym punktem zespołu, ale na razie brakuje mu rytmu meczowego. Miał kilka sytuacji, w których Artur Jędrzejczyk rozgrywałby piłkę od tyłu, a on szukał prostszych, bezpieczniejszych rozwiązań. Można to zrozumieć, bo to był jego debiut. Przy straconej bramce mógł się zachować się lepiej, źle podał i rywale mieli rzut rożny, po którym padł gol. Ale miał też udział w sytuacji, po której Lopes trafił w poprzeczkę. Dopiero się uczy naszej drużyny, a zagrał z konieczności, bo Jędrzejczyk leczy uraz - tłumaczył trener Michniewicz. Jego drużyna długo nie umiała przedostać się pod bramkę mądrze grających rywali. Do przerwy legioniści oddali dwa słabe, celne strzały. Niecały kwadrans po przerwie spotkanie niejako zaczęło się od początku, bo trener Michniewicz wprowadził czterech zawodników, z których przynajmniej trzech - w najważniejszych meczach - powinno grać od początku. Raków został zepchnięty na swoją połowę i zmuszony do gry z kontr. Bronił się i przeszkadzał rywalom na wszelkie możliwe sposoby - faule, wybicia piłki, gra na czas. Legioniści długo nie mogli odnaleźć własnego rytmu, spotkanie było nerwowe i rwane. doliczonym czasie Mahir Emreli strzelił gola. Reprezentant Azerbejdżanu dał Legii nadzieję na przełamanie „klątwy Superpucharu”, ale w serii jedenastek trafił w słupek. Wcześniej pomylił się Bartosz Kapustka i trofeum pojechało do Częstochowy.

Mahir Emreli

Super Express - Piłkarze Rakowa upamiętniają 100-lecle klubu. Odnoszą największe sukcesy w jego historii. Zostali wicemistrzami, zdobyli Puchar Polski, a teraz sięgnęli po Superpuchar. Legia po raz ostatni po Superpuchar sięgnęła przed 13 laty. W sumie przegrała już osiem takich spotkań. Raków w pierwszej połowie zaskoczył mistrza Polski agresywną grą. Zmorą stołecznego klubu okazał się strzelec gola Fran Tudor, który trafił do siatki już po 10 min. W drugiej połowie Raków podwyższył prowadzenie, ale sędzia nie uznał gola Iviego Lopeza, bo wcześniej dopatrzył się nieprzepisowego zagrania ze strony jednego z graczy częstochowian. Legia wyrównała w doliczonym czasie za sprawą Mahira Emrelego. Wcześniej bramkarz Cezary Miszta został mocno poturbowany. Zderzył się z rywalem. Mocno krwawił, ale mimo bólu wytrwał do końca zawodów. Wczoraj przeszedł badania i okazało się, że złamał nos. O sukcesie Rakowa zdecydowały rzuty karnne. Ze strony gospodarzy pomylili się Bartosz Kapustka, którego intencje wyczuł Vladan Kovacevic, oraz Emreli. Azer trafił w słupek. U rywali zawiódł Zoran Arsenic. Triumf Rakowa przypieczętował Milan Rundić. Serb wykorzystał ostatnią jedenastkę.- Zaprezentowaliśmy się jak godny przeciwnik Legii - wyznał trener Marek Papszun. - Cieszymy się z wygranej w Warszawie, przy gorącej publiczności wspierającej
Legię. To nasz duży sukces. Widać, że idziemy w dobrym kierunku. Przed nami nowe wyzwania i debiut w europejskich pucharach. Liczę, że dobrze się tam zaprezentujemy - powiedział szkoleniowiec Rakowa.

Fakt - Spotkanie zostało przedłużone aż o dziesięć minut, ponieważ w pewnym momencie bramkarz Legii Cezary Miszta zderzył się głową z napastnikiem Rakowa Sebastianem Musiolikiem i spotkanie kończył ze... złamanym nosem. - Adrenalina działała, nie czułem bólu - powiedział Miszta, który w serii „jedenastek" obronił jeden strzał. Problem w tym, że legioniści pudłowali częściej. Pomylił się Bartosz Kapustka, którego uderzenie zostało obronione, a Emreli - choć zmylił bramkarza - trafił tylko w słupek. Po meczu zrozpaczony reprezentant Azerbejdżanu, który zagrał bardzo dobre spotkanie, ukrył twarz w dłoniach. Dzięki jego trafieniu Legia doprowadziła do wyrównania, a potem m.in. z powodu jego pomyłki nie zdobyła Superpucharu.

Gazeta Współczesna - Osiem - tyle meczów o Superpuchar Polski przegrała z rzędu Legia. Ostatni raz zdobyła to trofeum w 2008 r., w starciu z Wisłą Kraków. Od tamtego czasu przegrała ze Śląskiem, Zawiszą, po dwa razy z Lechem i z Arką, z Cracovia i sobotę z Rakowem. Swoją drogą, dla klubu z Częstochowy, który w tym roku świętuje 100-lecie powstania, to pierwsze takie trofeum. Choć wydawało się, że legioniści mogą przerwać bessę. W przeciwieństwie do poprzednich lat, gdy spotkania o Superpuchar - delikatnie ujmując - nie były porywające. W tym roku było - jak na nasze warunki - ciekawie. Wprawdzie trenerzy dokonali kilku rotacji, ale i tak „zmiennicy" nie byli gorsi. Bo jak za takiego uznać Tomasa Pekharta, czyli króla strzelców poprzedniego sezonu, który wrócił do składu (po urlopie spowodowanym Euro 2020) kosztem Mahira Emrelego?

Trener przecenił jednak umiejętności kreowania akcji przez Rafaela Lopesa i Ernesta Muciego. Portugalczyk i Albańczyk to napastnicy, ustawieni za Pekhartem zawiedli. Nie ma co ich porównywać do pozostawionych na rezerwie Luquinhasa i Bartosza Kapustki (weszli w 58. min). Przez to zespół został pozbawiony polotu w akcjach ofensywnych. Zresztą Lopes i Muci męczyli się na powierzonych im pozycjach. Z kolei wahadłowi, czyli siła Legii niemal od roku, także na tym ucierpieli. Inna sprawa, że goście przez pół godziny grali wysokim pressingiem, co przeszkadzało legionistom złapać rytm.

Sport - Kibice Rakowa mogą czuć się w 2021 roku rozpieszczani przez swoich zawodników. Do końca jeszcze nie opadł kurz po fecie z okazji Pucharu Polski i wicemistrzostwa kraju, a do gabloty trafił już Superpuchar. Choć przeciwnikiem częstochowian była Legia i można było założyć z góry, że „Legioniści”, podobnie jak w poprzednich edycjach, przegrają spotkanie, tak trzeba im oddać, że zacięcie walczyli do końca i dzięki temu doprowadzili do serii rzutów karnych. Marek Papszun jak powiedział, tak zrobił – na mecz z Legią wystawił praktycznie najmocniejszy skład. Wyjątkiem był środek pola, gdzie nieobecnego Igora Sapałę zastąpił Giannis Papanikolaou. Było to lekkie zaskoczenie, ponieważ 22-latek w poprzednim sezonie przegrywał rywalizację o miejsce w składzie choćby z Marko Poletanoviciem. Serb pojawił się na murawie po przerwie, Grek z kolei przez cały mecz prezentował się wyjątkowo dobrze, zdecydowanie lepiej niż jego partner z pomocy Ben Lederman. Papanikolaou nie bał się rywalizacji z defensywnie usposobionym środkiem pola złożonym z Andre Martinsa i Bartosza Slisza i dość swobodnie kreował ataki Rakowa. Lederman z kolei wydawał się ospały i spóźniony. Występy tych zawodników powinny dać Papszunowi do myślenia przed czwartkowym meczem na Litwie oraz startem rozgrywek ligowych. Po takim spotkaniu Lederman może nie wybiec na plac, a jego miejsce zajmie właśnie Papanikolaou.

Zaskoczeniem mogła być zmiana, jakiej dokonał Papszun w 77 minucie. Raków pierwszy raz od dawna zagrał w ustawieniu z czterema stoperami na murawie. W miejsce dobrze prezentującego się Marcina Cebuli wpuścił na plac gry Tomasza Petraszka. Dla niego był to pierwszy mecz o stawkę od października ubiegłego roku. Widać było nie tylko po jego postawie, że długo czekał na powrót meczowej adrenaliny. Pokazał to szczególnie po zdobyciu bramki w serii „jedenastek” (podchodził do niej jako pierwszy). Choć do pełnego powrotu Czechowi jeszcze daleko, tak ta zmiana pokazuje, jak ważny w układance Marka Papszuna jest to zawodnik. Najprawdopodobniej stoper w najbliższych tygodniach będzie powoli wprowadzany do gry, a być może we wrześniu wróci do wyjściowej „jedenastki”.

Polecamy

Komentarze (14)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.