News: 35. urodziny Radosława Cierzniaka

Radosław Cierzniak: Kadra i doświadczenie kluczem do tytułu

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Sport

23.04.2019 12:00

(akt. 23.04.2019 12:00)

- Przy Łazienkowskiej każdy piłkarz ma świadomość, że tu nie przychodzi się po to, żeby ot tak pograć sobie w piłkę, tylko żeby zdobywać trofea. Chcemy wygrać czwarte mistrzostwo z rzędu, i właśnie taki scenariusz przewiduję - mówi w rozmowie ze "Sportem" bramkarz Legii, Radosław Cierzniak.

- Kluczem do obrony tytułu będzie to, że mamy szeroką oraz wyrównaną kadrę, i największe doświadczenie w skutecznym rozgrywaniu rundy finałowej ESA 37. Pewnie, to jest piłka, więc potrzebne będzie też trochę szczęścia, ale w ostatnim okresie prezentowaliśmy już taki styl, że wszyscy muszą zakładać, że to my w maju podniesiemy trofeum. Prawda jest zresztą taka, że w rundach finałowych, Legia potrafi grać na wyższym niż wcześniej poziomie. A przede wszystkim – wyższym od ligowych konkurentów.

Przez trzy sezony rozegrał pan w Legii Warszawa tylko osiemnaście meczów. Jeśli te statystyki nie były w stanie zdemotywować pana do pracy, to czy coś w ogóle byłoby w stanie zdekoncentrować?

– Przychodząc do Legii spełniałem dziecięce marzenia, więc nie ma w ogóle sensu rozmawiać o demotywacji.

Naprawdę jako Wielkopolanin marzył pan o Legii, a nie o Lechu?

– Nigdy na Lechu nie byłem jako kibic, nie jeździłem do Poznania nawet jak byłem młody, bo znacznie bliżej ze szkoły w Szamotułach na mecze ekstraklasy miałem na stadion Amiki we Wronkach. Marzyłem o Legii i kiedy tu przyszedłem nie zamierzałem się poddawać. Trudnych chwil oczywiście nie brakowało, ale gdybym po roku, półtora, czy dwóch zrezygnował z walki, byłoby to moją porażką. Skupiałem się na treningu, nie rozmyślałem o tym, co ewentualnie straciłem, bo to mogłoby stanowić duże obciążenie. Koncentrowałem się na tym, aby być lepszym bramkarzem. To był mój klucz do utrzymania się w pionie.

W Legii spotkał się pan z niecodzienną sytuacją – miał pan po dwóch trenerów bramkarzy zarówno u Czerczesowa, jak i Ricardo Sa Pinto. To dobre rozwiązanie?

– Klucz do dobrej dyspozycji bramkarzy w Legii zawsze miał w kieszeni trener Krzysztof Dowhań. To on czuwa nad wszystkimi golkiperami w klubie, od najmłodszych do najstarszych, i trzyma wszystkich w ryzach. Choć szczerze powiem, że ceniłem treningi Gintarasa Stauce. Były tak ciekawe, że z wielką przyjemnością przychodziło się do pracy. A kiedy z Sa Pinto przyszedł Ricardo Pereira – zajęcia znów były inne, ale też mi dużo dały. Nagle zauważyłem, że dzięki ćwiczeniom Portugalczyka mogę wyeliminować niektóre złe nawyki. Poprawiłem też niektóre elementy, które wcześniej nie działały najlepiej. Wychodzi zatem na to, że od każdego można się czegoś nauczyć. Teraz wymaga się lepszej gry nogami, i na to kładziony jest ogromny nacisk na zajęciach. Nie zmieniło się natomiast to, że szkoleniowiec albo ma, albo nie odpowiednie podejście do zawodników i pracy. Trener Dowhań wie, kiedy trzeba dołożyć, a kiedy odpuścić. Ma znakomity kontakt z bramkarzami, nie kieruje się sztywnymi planami, zawsze bierze pod uwagę czynnik ludzki. To na pewno jeden z najlepszych specjalistów, jakich spotkałem w życiu.

Co zmienił Vuković, że z dość toksycznej drużyny, zmieniliście się w zespół grający z dużym rozmachem i fantazją?

– Nie chciałbym wracać do tego, co było i oceniać ludzi, których już nie ma w klubie. Trener Vuković dał wszystkim więcej swobody, i poluzował relacje w szatni. Jeśli ktoś popełni błąd, to nie jest już tak piętnowany, jak było do momentu jego przyjścia. Pewnie, błędy trzeba eliminować, ale jesteśmy tylko ludźmi, więc pomyłki wkalkulowane są także w nasz zawód. Więcej swobody koledzy mają także w rozegraniu akcji, przede wszystkim w ataku pozycyjnym.

Cele na przyszłosć?

- Bardzo chciałbym w Legii zostać i pomóc w wywalczeniu następnych trofeów. Znajduję się w wieku, w którym bramkarz czuje się najlepiej. Zacząłem regularnie grać, więc wszystko ułożyło się optymalnie. Obecny kontrakt wygasa mi 30 czerwca, ale jeśli chodzi o nowy – do dogrania pozostały ostatnie szczegóły, więc nic złego na ostatniej prostej nie powinno się już wydarzyć. Na razie jednak wolę tę kwestię, zostawić na boku. Wiadomo, mam już swoje lata, ale dinozaurem jeszcze nie jestem, zatem stać mnie na dobrą grę w kolejnych latach. Teraz jednak liczy się wyłącznie runda finałowa sezonu ligowego.

Zapis całej rozmowy z Radosławem Cierzniakiem można przeczytać na stronach "Sportu".

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.